JustPaste.it

6fed44fae74388bcf06aa12927b148ff.jpg

________________________________________________________________________________

Nadmiar adrenaliny nieprzyjemnie wręcz dudnił w jego uszach, nie oddzielając jednakże od złowrogich odgłosów nocy. Bębny i pieśń zamilkły, lecz jemu wydawało się, iż wciąż unoszą się gdzieś w powietrzu, jakoby pozostawiły po sobie trwały ślad, ozdabiający okolicę przez kolejne godziny. A może po prostu dany wstęp był dla niego tak dobrze znany, że zakotwiczył się twardo w umyśle, jak ulubiony utwór posłyszany rankiem w radiu? Reid nabrał dużo powietrza do płuc, wypuszczając je następnie powolnie poprzez lekko rozchylone wargi. Musiał zapanować nad własnym organizmem oraz reakcjami, będącymi wyznacznikiem hormonu odwagi. W wojsku też pokusił się o nieprzemyślaną decyzję, która wyłączyła go z egzystencji na długie tygodnie. Tym razem jednak nie mógł zezwolić sobie na błąd, bowiem na szali znajdowało się życie Lucasa. Poruszając się stopniowo w gęstym mroku, z kapturem nasuniętym na czoło, zdawał się być niezauważalny. Ostrożnie stąpał po trawiastym podłożu, co jakiś czas zerkając także w dół, by przypadkiem nie wdepnąć na gałązkę, której zwodniczy trzask mógłby postawić całą okolicę na nogi. Wyostrzone zmysły pozwalały mu na dogodne poruszanie się w terenie. Czerwonawy księżyc oświecał drogę, wskazując weteranowi odpowiedni kierunek marszu. Wokół panowała dziwna cisza, zakłócana jedynie przez szum liści tańczących z wiatrem, czy cichym pohukiwaniem sowy, znajdującej się gdzieś nieopodal. Ona pewnie też spoglądała na cały pogrom sytuacji z nieukrywanym zaciekawieniem; jak widz nerwowo stukający palcami o własne uda, gdy oczekiwał zwrotu akcji podczas trwania filmu. W myślach odtwarzał sobie jedno, niczym pieprzoną mantrę, której przełożony nauczył ich wojsku. Nie było to tak często powtarzane si vis pacem, para bellum, a niemrawa modlitwa, jakiej sedno uderzało o życie siostrzeńca. Wątpił jednakże, aby Bóg posłyszał jego prośby, skoro Shane odwrócił się od niego lata temu, w chwilach, gdy wiara była jakby nadrzędną wartością w jego życiu. A przynajmniej taka powinna być. Aczkolwiek, wojna niosła za sobą całkowicie inne wyobrażenie niż te, które otrzymujemy na ekranie czy w książkach. Zmieniła ona bowiem ówczesny światopogląd Reida, oddalając z każdym dniem coraz bardziej od Stwórcy, aż finalnie przestał nawet wierzyć w jego obecność. Po powrocie do Alpen Claire nie uczęszczał na niedzielne msze i czasami słyszał jak matka mruczy pod nosem bezbożnik. Reidowie bowiem uchodzili za bardzo religijną rodzinę. Shane pojawiał się w kościele, owszem, aczkolwiek tylko jako uczestnik rytuałów. TEMU był posłuszny, chociaż nie wiedział, czy ze szacunku, bo przecież tak go wychowano, czy ze strachu o samego siebie a przede wszystkim o swoich bliskich. Zwykle nie ingerował w życie innych, stroniąc nawet od ludzi. Nosa spoza zamieszkałych czterech kątów nie wychylał, aż do teraz, gdy pod osłoną nocy przyszło mu uganiać się za bandą psychicznie niezrównoważonych nastolatków, którzy zbyt prędko zamarzyli o dorosłości, zbyt gwałtownie także podążając ku słudze Prorokowi. W samym centrum groteskowego wydarzenia znalazł się jego siostrzeniec, a także Zesłana wałęsająca się po tych okolicach. 

Ciemnowłosy drgnął, aż nieprzyjemne ciarki rozeszły się wzdłuż kręgosłupa. Chwilowo zamarł w kompletnym bezruchu, lecz ostatecznie skrył się za pokaźnym drzewem, by pozostać niezauważonym. Wysuwając zaledwie na kilka centymetrów głowę zza aktualnej kryjówki, przyglądał się mrożącej krew w żyłach scenie. Te pieprzone dzieciaki dorwały Lucasa, z zamiarem skrzywdzenia go. Dłonie byłego porucznika w porywach rodzącej się wściekłości mocno zacisnęły się w pięści, jakoby szykując się do rychłej konfrontacji. Chciał połamać im kości, jedna po drugiej, by zapamiętali go do końca życia. Wstrzymując oddech, wzrokiem podążył jak inni na diabelski młyn. Jeśli zamierzali tam wcisnąć chłopaka, to na pewno z tej jatki żywo nie wyjdą. Przestało go obchodzić, iż to czyjeś pociechy. Przestało go obchodzić nawet to, że za takowy czyn groziła mu sowita kara. Znowu w nim wrzało, prowokując adrenalinę do wzmożonej produkcji. Strach niebezpiecznie mieszał się z chęcią zemsty nakłaniając ku złemu. Shane stopniowo z cichego, ponurego osobnika począł zmieniać się w maszynę. Bezuczuciową maszynę. Potwora wykreowanego na afgańskich ziemiach przez pułkownika Williamsa. Nie był już sobą. Nie tłumił zwierzęcych instynktów i gdzieś z tyłu głowy słyszał znany już głos, od którego zjeżał się praktycznie każdy włos na ciele. Pozostając w stanie dziwnego zawieszenia, jakby tkwił pomiędzy dwoma światami; nie zauważył zmierzającej do niego ukradkiem postaci. Drobnej blondynki, która dotykając jego ramienia starała się zwrócić na siebie uwagę. Jej głos przedzierał się z trudem do świadomości Reida i dopiero mocniejsze szarpnięcie za materiał kurtki zezwoliło na powrót do świata żywych. Obraz nabrał ostrości i został on przeniesiony z grupki śmiejących się nastolatków na Zesłaną ignorującą jego wcześniejsze prośby.

— Co jest z Tobą nie tak? — wyrzucił półszeptem, a jawne niedowierzanie na krótką chwilę przysłoniło chęć zemsty — Kazałem Ci przecież uciekać jak najdalej, a ty świadomie pchasz się do źródła zagrożenia — wypuszczając głośno powietrze, wydał z siebie jeszcze niezrozumiałe warknięcie, przywodzące na myśl istotę niebędącą człowiekiem. Opanował się jednak przed wyrzuceniem jej wszystkich swoich żalów, bo obecnie przypominał kłębek nerwów, popędzanych wolą odwagi i irracjonalności. Musiał odetchnąć i pozbierać myśli, zanim coś złego spotka młodego Reida. Oparłszy się więc mocno o konar drzewa, przymknął na chwilę swoje powieki, by wyrównać chaotyczny oddech. Początkowo ignorował słowa jasnowłosej i odezwał się dopiero na ostateczne pytanie.

— Tak, znam — powoli otworzył oczy, wzrok zatrzymując dokładnie na twarzy kobiety — To Lucas, mój siostrzeniec...

Miał ich wszystkich rozstrzelać? Broń przecież tkwiła ciasno w skórzanej kaburze. I szczerze? Przeszło mu to przez myśl, bowiem do świetnych strzelców należał, jednakże wystarczył jeden zły ruch, bądź ich nieprzewidziana reakcja, a ta rzeźnia zmieniłaby się w scenę wyciągniętą z tanich horrorów. Ponadto, nie chciał, by Lucas stał się świadkiem takowej sceny, ukazującej brutalną przemianę jego wuja. Chłopak miał zaledwie dziesięć lat i dziecięcą niewinność nacierającą gdzieś z tyłu. I nagle go oświeciło... Źrenice rozszerzyły się jak po spożyciu uzależniających substancji, nozdrza mocno wdychały wilgotne powietrze, gdyż uroki Alpen Claire dały o sobie znać w postaci nieprzyjemnego deszczu, a palce od dłoni nader gwałtownie zacisnęły się na ramieniu blondynki.

— Skoro świadomie szukasz kłopotów, to przydasz mi się w tej rozgrywce — ze wzrokiem pozbawionym wyrazu, przyglądał się kobiecie, a na ustach pojawił się cień trudnego do zinterpretowania uśmiechu, jaki nadawał całej jego postaci dość groteskowy wygląd — Odwrócisz ich uwagę, by uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi — a widząc wystraszone spojrzenie dziewczyny rzucił jeszcze — Spokojnie, nie zostawię Cię na lodzie... Zaufaj mi...

________________________________________________________________________________