JustPaste.it

 ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄

Black White Tree Red Moon Wall Art by LittlePiePhotoArt on Etsyefc2ddd898937366b8a795ba02fe1526.jpgâ MightyDontKneel â

 ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄ ̄

        Stała blisko ogromnej karuzeli, która za dnia cieszyła oko, dając radość dzieciakom oraz chwilę wytchnienia ich rodzicom. O tej porze dnia sprawiała znacznie gorsze wrażenie, a uśmiechnięte twarze ruchomych figur przyprawiały ją o dreszcze. Pod osłoną nocy roześmiane kucyki, myszy, ptaki oraz inne metalowe ozdoby młyńskiego koła bardziej przypominały wynaturzone kreatury z horrorów, niż towarzyszy dziecięcych zabaw. Linnea starała się poruszać bezszelestnie, tak aby niepotrzebnie nie zwrócić na siebie niczyjej uwagi. Stanowczo wolała podziwiać przedstawienie z pewnej odległości, niż przypadkiem stać się jego częścią; jedną z głównych atrakcji, bo tamci raczej nie spodziewali się intruzów. Nie wiedziała czy posiadali broń, ale miała pewność, że nastawieni są wrogo. Z jej obserwacji jasno wynikało, że są młodzi; być może i młodsi od niej. Ich dość wyraźnie zarysowane sylwetki przywodziły na myśl ledwo co ukształtowane ciała dorosłych ludzi, więc musieli znajdować się w końcowej fazie wieku dojrzewania. Zebrani w piątkę, pod wodzą dziewczyny z ciemnymi lokami, która stała na prowizorycznym podwyższeniu, dyrygując pozostałymi osobami. Ubrani na czarno z domieszką czerwieni, z wyjątkiem bębniarza w zielonym kapeluszu i brązowym płaszczu. Wymalowani niczym najprawdziwsi Indianie, którzy własnie szykowali się na polowanie, a przed nimi palący się stos. A wokół niego oni ━━ tancerze ognia, spragnieni świeżej krwi. Tuż obok nich coś, co odznaczało się szczególnie. Coś, bo w obecnym położeniu Nea, nie mogła jednoznacznie stwierdzić, czym to coś jest. Biały element, tak jasny jak gwiazdy. Nieskazitelny. Zupełnie inny od całej reszty. Niczym puzzel z innego pudełka. Chroniony skwapliwie przed żarem i dymem, tak jakby jeszcze nie nadszedł właściwy moment.   

      Kilkakrotnie próbowała zawrócić, ale bezskutecznie. Ilekroć wydawało jej się, że oddala się od blasku płomieni i kłębów dymu, zmierzając w kierunku głównej drogi, finalnie trafiała ponownie na tę same ścieżki, za każdym razem jednak coraz bliżej hałaśliwej grupki. W pewnej chwili nastąpiła na gałązkę, która pod wpływem siły nacisku przełamała się na dwie części. Zanim jednak zdążyła zganić się za swoją gapowatość i nieostrożne zachowanie, zarejestrowała jeszcze jeden niewyraźny cień. Zarys człowieka znacznie wyższego od niej, który znajdował się niebezpiecznie blisko niej. Z początku dzieliło ich jedynie kilka centymetrów, lecz ta odległość zmalała niespodziewanie szybko. Mężczyzna nawet się nie zastanawiał. Wiedziony instynktem, obrócił się gwałtownie w jej stronę i zanim zdążyła chociaż pomyśleć o ucieczce, chwycił ją za sweter. Napastnik ściskał w dłoni delikatny materiał, szarpiąc i niszcząc jego strukturę. Psuł jedną z nielicznych części skromnej garderoby, która wyjątkowo dobrze na nią pasowała i chociaż mogło to się wydawać niezwykle płytkie, już żałowała, że został rozciągnięty i dłużej nie będzie tak dobrze spełniać swojej roli. Zduszony pisk ledwo wydostał się z jej ściśniętego gardła, gdy zaciągnął ją za róg i z całej siły przydusił do ściany budki z watą cukrową czy jakimiś pluszakami. Przeklęła samą siebie, orientując się, że już drugi raz zdradziła swoją obecność w taki sam sposób. Wychodziło na to, że patrzenie pod nogi niekiedy może uratować człowiekowi życie lub chociaż uchronić go przed wpadnięciem w poważne tarapaty. Zamarła, gdy lufa pistoletu uniosła jej podbródek. Przedtem miała go za włóczęgę, bezdomnego czy równie jak ona zagubionego człowieka, ale w obecnej sytuacji stał się dużo groźniejszy. Pojedyncze kosmyki przykleiły się do gorących i wilgotnych od łez policzków, a Linn dopiero po kilku sekundach przypomniała sobie o krwawych pasemkach.

━━ Nie ━━  wykrztusiła z niemałym trudem, wcześniej przełykając ślinę. Nie poznała swojego głosu. Zabrzmiał tak cicho, delikatniej niż zazwyczaj. Dźwięk ewidentnie zdradzał jej niepewność, uwydatniał strach, co mogło skłonić pytającego do zwątpienia. Łatwo mógł sobie to skalkulować, podejrzewając ją o kłamstwo i w dalszym ciągu o współpracę z grupą pijanych nastolatków, którym brakło silnych wrażeń. Linnea w pierwszej chwili nawet nie zauważyła, jak mocno się trzęsie. Oddychała płytko, nierównomiernie i z pewnością zbyt szybko, aby można było to nazwać normalnym rytmem. 

━━ Nie jestem z nimi. Nie zamierzam się trzeci raz powtarzać, a Pan niech w tej chwili zabiera ten pistolet. ━━ zabrzmiała ostrzej, ryzykując pozornie dość wiele. W rzeczywistości tak naprawdę nie miała nic do stracenia. Jedynie życie, gdyby się zdenerwował i pociągnął za spust. Samotne, monotonne, bezbarwne życie w mieście, w którym czuje się obco, gdzie praktycznie każdy dążył do utrudnienia jej normalnego funkcjonowania. Tak, rzeczywiście nie musiała się hamować. Organizm jednak sądził inaczej, reagując zupełnie prawidłowo niekontrolowanymi dreszczami, przyspieszonym oddechem i rozszerzonymi źrenicami. 

━━ Jak długo jeszcze będziemy się tak bawić? Wy mężczyźni zawsze chcecie uchodzić za silniejszych i mądrzejszych... ━━ dodała z uśmiechem pełnym politowania, którego on najpewniej w tych ciemnościach nawet nie dostrzegł. Niemniej tak właśnie było i Nea nie przekonała się o tym tylko dzięki spotkaniu z tym agresywnym mężczyzną. Poniekąd uświadomił jej już to wcześniej miejscowy mechanik, sugerując, że blondynka nie potrafi nawet odróżnić klaksonu od hamulca. Miała wrażenie, że wszyscy byli tacy sami; tak samo ograniczeni stereotypami i własnymi przekonaniami. 

         Jej drobna dłoń zacisnęła się na nadgarstku mężczyzny, a Linn zastanawiała się, czy on za moment nie parsknie śmiechem. Włożyła w ten ruch całkiem sporo siły, zwłaszcza że i w jej krwi zaczęła powoli krążyć adrenalina, ale na nim najpewniej nie zrobiła wrażenia. Prędzej mógł dostrzec w niej obrażoną, zdesperowaną oraz upartą dziesięciolatkę, która zawzięcie tupie nóżką, byleby zwrócić na siebie uwagę rodziców. Dziewczynę, która chwytając się ostatniej deski ratunku, zamierza przekonać upartego ojczulka do spełnienia jej kolejnej zachcianki. Mógł strącić jej dłoń w każdej chwili, ale jeszcze tego nie zrobił. Nic nie stało na przeszkodzie, aby strzelił, ale z jakiegoś powodu wolał jedynie wbijać lufę pistoletu w jej podbródek. Zaburzał jej skutecznie pole widzenia, kierując jej wzrok w stronę gwiaździstego nieba, które z tej perspektywy wyglądało mimo wszystko jeszcze ciekawiej. Księżyc na dobre pokrył się czerwoną łuną, gdy w niebo raz po raz wystrzeliwano kolejne dymne race. Ogień buchał z ogniska, unosząc się tak wysoko, że lada moment płomienie mogły dosięgnąć rosnącego nieopodal drzewa. 

━━ Mierzy Pan do bezbronnej kobiety. Nie wstyd Panu? ━━ Pytanie zadane lekko podniesionym głosem, mogło uderzyć w ego dużo starszego od niej mężczyzny. Nie wiedziała do końca z kim ma do czynienia, aczkolwiek czasem i o nim plotkowano. Plotkary niestety nie oszczędzały nikogo i często nie pozostawiały na obgadywanych suchej nitki. Poza tym kojarzyła go. Rosłego, naburmuszonego, jakby znudzonego swoją pracą ochroniarza z supermarketu. Przez krótki moment rozważała nawet, czy i tego mu nie wypomnieć. On też powinien ją kojarzyć, skoro swego czasu przechadzała się między alejkami, finalnie wychodząc z niczym. Taka postać mogła utkwić w pamięci, zwłaszcza że zdaniem kierownika jej obecność odstraszała potencjalnych klientów. Prędko jednak zmieniła zdanie, bo właściwie mogłoby to sprawić więcej problemów, niż pożytku. Raczej dokładała mu swoim zachowaniem pracy, a może i przez nią miewał zatargi z szefostwem. Poza tym wolała jednak, żeby skupił się na jej ostatnim pytaniu. Mężczyzna nie wyglądał jej na typowego dżentelmena, ale pani Tencent zapewniała, że potrafi stanąć w obronie słabszych. Wspomniała o jego przeszłości związanej z wojskiem, a tacy ludzie mieli swój honor. W związku z tym Linnea uważała, że atakowanie nieuzbrojonych kobiet nie leżało w jego naturze. 

      Nagle głośny krzyk przeszył powietrze, odwracając uwagę obojga. Dźwięk zupełnie nowy, inny, zdecydowanie nie pasujący do nocnej scenerii. Pisk nie tak donośny, jak monotonny śpiew i niezrozumiałe dla niej okrzyki. Głos pełen rozpaczy, przerażenia i bardzo niepewny, jakby stłumiony. Dochodził zatem z pewnej odległości, w wyniku czego stracił na sile, aczkolwiek równie dobrze ktoś mógł specjalnie zadbać o jego cichszy ton. Jedno jednak było pewne, mimo że Linnea chciała przez pierwsze kilka sekund przekonać samą siebie, że się przesłyszała. Niestety poważny wyraz twarzy mężczyzny i jego zaciśnięte ze złości usta, które przez moment uwydatniły się w świetle księżyca, skutecznie odbierały jej nadzieję. Patrząc na niego nabierała pewności; gorzkiego przekonania, co do tego, że usłyszeli przed chwilą krzyk małego chłopca.