JustPaste.it
𝙏𝙝𝙚 𝙂𝙤𝙙  𝙏𝙝𝙚 𝙎𝙤𝙡𝙙𝙞𝙚𝙧

 

8fe3bc53262a11cf236c720a102c1c79.jpg

 

"Nie jesteś i nigdy nie byłeś moim synem. Możesz zapomnieć o tronie, Loki. Masz szczęście, że żyjesz, zapamiętaj to sobie, chłopcze. I nigdy, przenigdy nie próbuj swoich oślizgłych sztuczek. Frigga może to tolerować, ale ona nie dostrzega tego, jakim potworem jesteś."



Słowa domniemanego ojczulka odbijały się echem w mojej głowie. Atakowały mnie zawsze w momencie wszelakich wątpliwości. Przypominały o wstydzie i złości, którą wtedy czułem, leżąc u jego stóp, niemalże płacząc z rosnącej nienawiści i zawodu, że tamtego dnia, na Joutenheim, po prostu nie skręcił mi karku. Thor, mimo wszystko, uważał go za bóstwo, idealny wzór do naśladowania, który nie miał prawa popełnić żadnego błędu. Na samo wspomnienie brata, zacisnąłem dłonie w pięści, kątem oka spoglądając na złocisty kij, zakończony wspaniale mieniącym się Tesseractem. Plan był prosty; miałem przejąć Midgard, z ludzi zrobić swoich poddanych, pozbyć się Avengersów na korzyść Thanosa, końcowo przekazując mu jeden z Kamieni Nieskończoności. Nie wnikałem w jego plan, nie interesowało mnie to, czy użyje tego do podboju innych światów, czy zmiecie Asgard z powierzchni, zabierając ze sobą prawowitego Odyna. Nienawiść wypełniała obecnie każdą, nawet najmniejszą komórkę w moim ciele, nie pozwalając na choć odrobinę skupienia. Potrzebowałem jasności, czystego umysłu. Przeczuwałem, że władca nadchodzi. Prychnąłem pod nosem, zauważając, jak nazwałem go w swoich myślach. Obecnie byłem jego poddanym, lecz nigdy, przenigdy nie zamierzałem przed nim klęknąć. Dreszcze przebiegły wzdłuż mojego ciała, a sam, pod wpływem przyzwyczajenia zamknąłem oczy, czując, jak materializuję się w innym miejscu. Ciemność, rozległy kosmos i tak dobrze znany mi głos.
- Loki. Wszystko idzie zgodnie z planem?
⠀⠀ ⠀ ⠀
⠀⠀ ⠀
⠀⠀ ⠀ ⠀⠀

 Podziemna kryjówka S.H.I.E.L.D.

Ku mojej niesamowitej uciesze, większość agentów Tarczy była niezwykle podatna na działanie Kamienia. Nie wiedziałem, czy stoi za tym ich słaba, idealna do wyśmiania; ludzka, wolna wola, czy też fakt, że większość z nich potajemnie należała do wrogiej organizacji, która od wielu lat inwigilowała rządową agencję. I w tejże sytuacji, Midgardianie nadal uważali się za godnych pochwały, podziwu? Sami wzajemnie skakali sobie do gardeł, winszując kłamstwa, którymi sypali jak z rękawa, torturując się i wbijając nóż w plecy. Odpowiadało mi takie towarzystwo, wreszcie czułem, że mogę na kimś polegać, bo jegomoście byli równie cwani i fałszywi jak ja. Czegóż mogłem chcieć więcej? No tak. Jego. Zimowy Żołnierz był jednym z moich głównych celów, a dlaczego? Idealny zabójca, wierny rozkazom i swojemu panu, a także najlepszy przyjaciel Kapitana Ameryki.
- Wyczuwam jego obecność. Głupcy, myśleliście, że się nie zjawi? Bucky Barnes zawsze wypełnia nadane mu rozkazy. - uśmiechnąłem się zjadliwie pod nosem, a gdy tylko odwróciłem się w kierunku rozmawiających agentów, ujrzałem przed sobą cel, na który tyle czekałem. Bosko. Mocniej zaciskając dłoń na berle, zbliżyłem się do Zimowego, nie łamiąc naszego kontaktu wzrokowego. Wystawiając niebieskie świecidełko prosto w stronę jego klatki piersiowej, wstrzymałem na chwilę oddech.
- Teraz należysz do jedynego, prawowitego Boga.
⠀⠀ ⠀
⠀ ⠀
⠀⠀ ⠀ ⠀⠀

Nowy Jork, 2012.

Inwazja szła zgodnie z planem. Dumnie obserwowałem pojawiające się na niebie statki Chitauri, które niszczyły miasto, rozkładały budynki jeden za drugim, niczym kostki domino po zetknięciu z najmniejszym wiatrem. Thanos spełnił obietnicę o należnej mi armii, dlatego zamierzałem doprowadzić swój plan do końca. Nie mogłem jednak obiecać, że olbrzym odzyska swój Kamień Nieskończoności, gdyż władza, jaka się za tym kryła, robiła ze mnie jedną z najpotężniejszych istot we Wszechświecie. Poprawiając złocisty hełm, zakończony długimi, spiczastymi rogami, skinąłem dłonią na mechaniczny pojazd, który pojawił się wprost pod moimi butami. W oka mgnieniu znalazłem się na jednej z przecznic, praktycznie całkowicie opustoszałej, nawiedzonej przez kosmitów, którzy penetrowali każdy sklep, mieszkanie, najmniejszą skrytkę w poszukiwaniu Midgardian. Wziąłem głęboki wdech, zaciągając się powietrzem - woń palących się ciał, budynków, a także odór niszczonego miasta wywoływał we mnie szeroki uśmiech pełen zachwytu. Nieopodal dostrzegłem Barnesa, który dodatkowo patrolował ulicę, dlatego podążyłem w kierunku Żołnierza, trzymając przed sobą berło. Niesamowite, jak ugodowy i lojalny się stał, od kiedy użyłem na nim pełnej mocy Tesseractu. Pozbywał się ledwo oddychającego człowieka, który legł na stos innych trupów, pięknie zwieńczających moją inwazję. 
"Zginiesz za to."
Dobiegło do moich uszu, a ja prychnąłem głośno, obdarzając przeszywającym spojrzeniem obcego starca, niemalże umierającego, z którego nienawiść do mojej osoby aż wypływała bokiem. Wyczuwałem ją, nadawała mi siły i dodatkowej motywacji do kolejnych działań. To jednak głos Barnesa wyprowadził mnie z równowagi, bo rzadko kiedy się odzywał, niekierowany pragnieniem wprost z Tesseractu.
- Miłosierdzie? - zapytałem, spoglądając to na Zimowego, to na starca. W jednej chwili ujrzałem w nim swojego ojca, a moja nienawiść zapłonęła ponownie, przypominając sobie o słowach, które do mnie skierował. Zmrużyłem oczy z obrzydzeniem, podchodząc do nieświadomego mężczyzny.
- Nie zdajesz sobie sprawy, ile razy usłyszałem to już od.. Odyna. Jednakże.. Niezmiernie mi przykro. Ani on, ani Ty nie na to nie zasługujecie. - nachyliłem się nad obcym, wysuwając z rękawa jeden ze swoich sztyletów. Kilka sekund, rozcięta tętnica. Ciemnoczerwona ciesz osiadła bez problemu na mojej bladej dłoni.
- Nie popełniaj moich błędów, Barnes. Pozbądź się wszelakich słabości. - przez chwilę moje spojrzenie wyrażało coś innego niż wieczną nienawiść i żądzę mordu, jednak tak, jak szybko się pojawiło, tak szybko zniknęło.
⠀⠀ ⠀
⠀ ⠀
⠀⠀ ⠀ ⠀⠀

Stark Towers. Siedziba Avengers.

Uśmiechnąłem się cwaniacko pod nosem, siedząc na zimnej podłodze. Moje dłonie i ramiona były skrępowane, a usta chwilę temu przykryte były metalową maską, uwolnioną poprzez pstryknięcie palcami Starka. Pieprzony Tony i jego pieprzona technologia. Myśleli, że byli tacy cwani, pojmując mnie i mój Kamień. Nie pomyśleli, choć przez chwilę, jak proste to dla nich było? Chciałem, aby tak się stało. Byłem spokojny, bardziej niż zwykle, co wprawiało Thora w niemałe zakłopotanie. Chodził w tę i z powrotem, sprawiając, że podłoga pod nami delikatnie się trzęsła, aż w końcu otrzymał zirytowanego kuksańca od Romanovej. Doprawdy.. Żenujące. Przewróciłem oczami, zyskując tym samym uwagę Starka.
- Nie podobasz mi się, Loki. To wszystko było zbyt proste, nawet jak na Ciebie. - pomachał szklanką z whiskey, a ja uniosłem brew, ledwo widocznie poruszając palcami, które wytworzyły zieloną, przeźroczystą nić, osadzającą się powolnie na moich łańcuchach. Wyczuwałem, że Zimowy był niedaleko. Teraz dopiero wszystko nabierze sensu.