— Znowu to robiłaś.
— Co robiłam? — Ronja drgnęła mimowolnie, słysząc za plecami głos ojca, ale gdy odwróciła się w jego stronę, jej twarz wyrażała wyłącznie uprzejme zdziwienie. Zdecydowanie zbyt uprzejme, by można je było uznać za szczere. Patrzyła na niego może przez dwie sekundy, by zaraz ponownie skupić się na zawartości otwartej lodówki. Czegoś szukała, ale już nie mogła sobie przypomnieć, co to właściwie było. Pojawienie się ojca ją rozproszyło; była pewna, że poszedł już do siebie. Po spotkaniu powinien mieć sporo roboty. Powinien.
— Patrzyłaś na mnie tak podejrzliwie — odpowiedział spokojnie Ellert. Nie brzmiał jak ktoś, kto czuł się winny. Nigdy zresztą tak nie brzmiał. Naprawdę chciała wierzyć, że nie ma sobie nic do zarzucenia. — Wciąż myślisz, że...
— Nie wiem, co myślę — przerwała mu Ronja. Sięgnęła po sok i z impetem zamknęła lodówkę, aż w środku coś się zatrzęsło. Nie planowała tego. — To nie dlatego przydzielasz mi zadania niewymagające myślenia?
— Ronja, ile jeszcze razy będziemy o tym rozmawiać?
— Sam zacząłeś — mruknęła, zaciskając usta. Wciąż na niego nie patrzyła, krzątając się przy blacie zupełnie tak, jak gdyby chodziło o przygotowanie obiadu dla całej wieloosobowej rodziny, a nie nalanie do szklanki soku z kartonu.
Chciała mu ufać. Chciała, żeby wszystko było tak dawniej. Żeby mogła się znów złościć na jego nadopiekuńczość, ale nie wątpić w słuszność tego, co robi. Zamiast tego złościła się na siebie, bo tkwiła gdzieś pomiędzy. Nie ufała mu w pełni, ale twierdziła, że ufa. Dopuszczała myśl, że się myli i niesłusznie go oskarża, ale równie mocno dręczyła ją świadomość, że może jest naiwna, w ogóle biorąc pod uwagę taką możliwość. Nie mogła też lekceważyć tego, że robił to dla niej. Wszystko robił dla niej.
Czasami wolałaby nie wiedzieć.
Ze szklanką w dłoni wymaszerowała z kuchni ━ przy czym "wymaszerowała" nie było ani trochę przesadzone, biorąc pod uwagę jej zacięty wyraz twarzy i stanowczość stawianych kroków. Wiedziała, że ojciec jej nie zatrzyma; powiedział jej już wszystko, co mógł. Wielokrotnie zapewniał, że nie musi się martwić ani obwiniać. Problem wciąż polegał na tym, że mu nie wierzyła.
Za plecami słyszała kroki Ellerta, który udał się jednak w swoją stronę, a do jej uszu wkrótce dotarł dźwięk zamykanych drzwi i w domu znowu zapadła cisza. Ronja zamierzała zrobić to samo, pójść do swojego pokoju i spędzić tam resztę dnia, ale gdy mijała salon, kątem oka dostrzegła jakiś ruch. Automatycznie zamarła, ale zanim zdążyła wszcząć alarm, zorientowała się, że intruz wyjątkowo nie jest ani trochę groźny.
— Klemens? — odezwała się, tym razem autentycznie zaskoczona. Podeszła do niego, wcześniej odkładając szklankę na stół i zatrzymała się tuż przed fotelem, na którym siedział, nie będąc wcale pewną, czy w innym przypadku w ogóle by ją zauważył. Już na spotkaniu wydawał jej się dziwnie nieobecny, ale wtedy była zbyt zajęta patrzeniem na ręce własnemu ojcu, by skupić się na czymś jeszcze.
— Co tu jeszcze robisz? — zapytała, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że mogło to zabrzmieć nieuprzejmie. Przycupnęła jednak na oparciu zajmowanego przez niego fotela, od razu obracając się tak, by móc swobodnie na niego patrzeć. To właśnie ta swoboda w zachowaniu i przejęty wyraz twarzy zdradzały, że obecność Klemensa bynajmniej jej nie przeszkadza.
— Błagam, powiedz, że nie chodzi Matthiasa — dodała po chwili intensywnej, wręcz natarczywej obserwacji, nie wysilając się nawet na jakąkolwiek delikatność. Najmniejsza i najbardziej naiwna cząstka jej osobowości łudziła się jeszcze, że chodzi o coś innego, ale w gruncie rzeczy Ronja była pewna, że wszystko sprowadza się do Matthiasa. Klemens był w tej kwestii boleśnie wręcz przewidywalny. A ona, choć przyglądała mu się teraz z protekcjonalnym wyrazem twarzy, który bynajmniej nie zachęcał do zwierzeń, paradoksalnie była gotowa go wysłuchać. Nie dlatego, żeby choć na chwilę zapomnieć o własnych problemach, choć to też nie było bez znaczenia. Najzwyczajniej w świecie go lubiła — a osób, które lubiła, było naprawdę niewiele.
— Opowiedz mi wszystko.
