JustPaste.it
User avatar
𝖆𝖌𝖆𝖙𝖍𝖆. @DARKSISTER · Dec 29, 2024 · edited: Jan 28, 2025
𝙾 𝚄 𝚁           𝙻 𝙾 𝚅 𝙴           𝙸 𝚂            𝙰            𝚆 𝙰 𝚁           𝚆 𝙷 𝙴 𝚁 𝙴          𝚆 𝙾 𝚄 𝙽 𝙳 𝚂          𝙰 𝙻 𝚆 𝙰 𝚈 𝚂           𝙾 𝚄 𝚃 𝙽 𝚄 𝙼 𝙱 𝙴 𝚁           𝚅 𝙸 𝙲 𝚃 𝙾 𝚁 𝙸 𝙴 𝚂

okladka112.png



Na dźwięk słów wypowiedzianych przez nieznajomą Agatha uniosła brwi, przez ułamek sekundy przypatrując się leżącej pod nią kobiecie z jawnym niedowierzaniem. Spodziewała się zgoła innej reakcji: zaskoczenia, strachu lub odrzucenia, wypisanego w tych pięknych, brązowych i podstępnie łagodnych oczach; być może nawet błagania o litość? To zawsze rozpalało w Harkness sadystyczny płomień, który tlił się jeszcze na długo po tym, gdy pozostawiała za sobą kolejne, pozbawione życia ciało. Ton nieznajomej, słowa wypowiedziane niemalże od niechcenia... zupełnie tak, jakby perspektywa morderstwa nużyła tą pozornie niewinną, kruchą istotę. Pozornie, bo oprócz dociskanego do jej szyi ostrza, palce czarnowłosej rozbłysły magią. Zieloną magią. Agatha zmrużyła oczy, a na jej twarzy pojawiła się najmniej oczekiwana w danej chwili ekspresja - zamyślenie. Umysł brązowowłosej machinalnie przywołał bowiem stronice ze starej, opasłej księgi; jednej z wielu, które spoczywały zakurzone na jednym z regałów w opuszczonym rodzinnym domu wiedźmy, do którego Harkness nie zbliżyłaby się nawet wówczas, gdyby grożono jej spaleniem na stosie. Niejednokrotnie pozostawiana przez Evanorę w czterech ścianach ponurego domostwa, młoda Agatha rozwinęła w sobie pasję do czytania matczynych ksiąg. Nieobecność przywódczyni Salemitów, a ta zdarzała się stosunkowo często, była idealną sposobnością na zagłębienie przez jej córkę arkanów magii w jedyny możliwy sposób; poza wiedzą sabatu, który podobnie jak rodzicielka, odrzucił ją, pozbawiając możliwości skutecznej nauki i siostrzeństwa. To w jednym z wiekowych manuskryptów młoda Harkness po raz pierwszy spotkała się z terminem Zielonej Wiedźmy. Choć jej ścieżki nigdy się z takową nie przecięły, teoria prawiła, iż były one bardzo blisko z naturą i wynikającym z niej naturalnym cyklem życia i śmierci, przez co dzierżona przez nie moc uchodziła za jedną z najbardziej istotnych, jeśli nie najpotężniejszych spośród wszystkich rodzajów magii. Właśnie tu, pośrodku lasu, z rzeką szumiącą za ich plecami, a więc na terytorium sprzyjającym nieznajomej, los postanowił postawić na drodze Harkness jedną z przedstawicielek tego osobliwego rodzaju magii. Wizja pochłonięcia takiego rodzaju mocy sprawiła, że brązowowłosa przygryzła dolną wargę, aby powstrzymać usiłujący wkraść się na jej usta uśmiech, mogący zniweczyć jej nikczemny plan. Nim jednak zdążyła powziąć jakiekolwiek działania w kierunku jego realizacji, poczuła gwałtowne szarpnięcie, które wydarło spomiędzy jej warg pełen zaskoczenia okrzyk, zduszony w momencie, gdy jej plecy uderzyły o twarde, leśne podłoże. Urocza nieznajoma jawnie zaznaczyła swoją dominację, zmieniając ich dotychczasową pozycję. Niestety, na niekorzyść Agathy. Czując na sobie ciężar oponentki, Harkness zazgrzytała ze złości zębami, wpatrując się w fałszywie anielskie oblicze kobiety, która wbrew temu, co brązowowłosa była skłonna przyznać przed samą sobą, poruszała w niej jakaś niewidzialną, bliżej niesprecyzowaną strunę. Zielony rozbłysk przywrócił Agathę do rzeczywistości - to magia nieznajomej buzowała przy jej policzku, podczas gdy jej dzierżycielka z niepokojącą i w pewien sposób nienaturalną uwagą, studiowała jej twarz. Spojrzenie ciepłych, brązowych oczu, które finalnie napotkały te należące do niej - niebieskie i chłodne - speszyło Harkness na tyle, że usiłując to ukryć, postanowiła zrobić to, co zaraz po zabijaniu potrafiła najlepiej; być irytującą do granic możliwości. Poruszyła się gwałtownie, próbując zrzucić z siebie czarnowłosą towarzyszkę, jednak uścisk jej ud wzdłuż bioder Salemitki skutecznie uniemożliwiał jakikolwiek manewr. Spomiędzy zaciśniętych zębów Agathy wyrwał się pełen irytacji okrzyk i jeszcze przez chwilę wiła się pod nieznajomą, desperacko usiłując się spod niej wydostać. Finalnie zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo jej działania są bezcelowe, westchnęła ze złością, niespodziewanie się jednak relaksując. Instynkt przetrwania i wola walki były jednak zbyt głęboko zakorzenione w duszy Agathy, aby mogła tak jawnie się poddać. Skoro nie mogła załatwić tego siłowo, a przynajmniej nie w aktualnym położeniu, musiała uciec się do innych metod, aby sprowokować błąd oponenta. Rozproszenie. Harkness uniosła dłoń dzierżącą nóż nieznacznie ponad trawę, usiłując skupić uwagę swojej niechcianej towarzyszki na narzędziu wcześniej popełnionej zbrodni, po czym rozkładając palce, wypuściła go i przesunęła szczupłymi palcami możliwie jak najdalej od siebie.

─── To może nie był udany początek znajomości... ─── wypaliła nagle, uśmiechając się szeroko, z lekką nutą idealnie udawanej skruchy; zupełnie tak, jakby przed chwilą nie myślała o tym, jak przyjemnie byłoby zanurzyć ostrze w tej miękkiej, śniadej skórze na szyi nieznajomej. ─── Nazywam się Agatha Harkness.

Ostatnie słowa wypowiedziała niskim, uwodzicielskim tonem, a jej dłonie powędrowały do ud kobiety, muskając je nieznacznie opuszkami; mało subtelny ruch, który jednak był przez Agathę całkowicie przemyślany. Rozproszenie. Harkness przygryzła dolną wargę i uniosła się nieznacznie, przybliżając swoją twarz do twarzy czarnowłosej; teraz wyraźnie czuła jej zapach. Leśny, świeży, zdecydowanie przyjemny dla nozdrzy, wymieszany z czymś ziemistym; ostatnia nuta budziła w niej spokój, który jako nieznane do tej pory uczucie, jednocześnie budowało w Agathcie uczucie niepokoju. To z kolei zwykle zapędzało brązowowłosą wiedźmę w przysłowiowy róg, powodując impulsywne zachowania; z tragicznym zakończeniem dla otoczenia, nigdy dla niej.

─── Przydałoby mi się towarzystwo kogoś takiego, jak Ty... ─── wymruczała niebezpiecznie blisko ust nieznajomej, przekrzywiając przy tym głowę. ─── Moc, którą posiadasz, jest bardzo wyjątkowa, złotko. Razem mogłybyśmy osiągnąć wszystko.

Dłonie Agathy, które spoczywały na udach jej towarzyszki, przesunęły po nich raz jeszcze, podczas gdy niebieskie oczy uważnie studiowały twarz czarnowłosej, od czasu do czasu zerkając kątem na zieloną magię w dłoni zwieńczonej smukłymi palcami. Harkness nie miała ani czasu, ani ochoty rozważać, czy ma ona służyć siedzącej na niej kobiecie za źródło światła, czy ta wyczekiwała na odpowiedni moment, aby pozbawić ją życia... los zdążył jej już niejednokrotnie i w wyjątkowo dotkliwy sposób pokazać, że światem rządzi jedna, twarda zasada. Albo ja, albo oni. Bez chwili zawahania dłoń Agathy powędrowała do włosów jej oponentki. Wplątując się w gęste - i cholernie przyjemne w dotyku - czarne kosmyki, Harkness zacisnęła na nich swoje palce, pociągając za nie z całej siły. Nie wiedziała co sprawiło, iż nieznajoma opuściła na krótką chwilę swoją gardę. Nie chciała się nad tym zastanawiać. Liczyło się wyłącznie to, że rozproszenie przyniosło zamierzony efekt. Kiedy więc niechciana towarzyszka straciła równowagę, Agatha ułożyła dłonie na jej ramionach i zaciskając na nich palce, odrzuciła głowę do tyłu, aby po chwili uderzyć swoim czołem w nos czarnowłosej. Mocno. Na tyle, aby ta cofnęła się, tym samym wyswobadzając Harkness z uścisku swoich zaskakująco silnych ud, co sprawiło, że była Salemitka w ułamku sekundy poderwała się na nogi, patrząc na swoją ofiarę z góry.

─── Jaka szkoda... taka śliczna buźka... ─── zacmokała prześmiewczo, usiłując dostrzec efekt swojego uderzenia, co niestety skutecznie utrudniała burza zwichrowanych, czarnych kosmyków. ─── Nie martw się, skarbie. Zapamiętam ją w nienaruszonym stanie... a po śmierci kto by się przejmował złamanym nosem? Z pewnością nie Mroczny Żniwiarz... czy kto tam czeka na ciebie po drugiej stronie.

Agatha uśmiechnęła się triumfalnie, poruszając gwałtownie palcami, pomiędzy którymi rozbłysła złowrogo dzika, fioletowa magia. Brązowowłosa przekrzywiła nieznacznie głowę, nadal przypatrując się Zielonej Wiedźmie. 

─── Broń się. No dalej... zaatakuj mnie. To twoja ostatnia, żałosna szansa... ─── Harkness z trudem powstrzymała śmiech; atak kobiety istotnie byłby jej ostatnią szansą... ostatnią szansą zrobienia czegokolwiek w tym życiu. ─── To mi o czymś przypomniało. Gdzie twoje maniery? Chętnie poznam twoje imię. Nie pozwól sobie na bycie kolejną, bezimienną ofiarą, kochanie.