JustPaste.it

╔═════════════════════ ✧ ✦ ✧ ═════════════════════╗

I codziennie ten sam powracajÄcy koszmar. Każdego dnia to samo. Czy kiedyÅ zacznie byÄ inaczej? StojÄ na mostku w naszym maÅym Alpen Claire, przez które to pÅynie jedna rzeka. PatrzÄ przed siebie i wiem, że moje życie od kilku miesiÄcy przechodzi...

╚═════════════════════ ✧ ✦ ✧ ═════════════════════╝

Ten wieczór stanowczo należał do udanych. Julianne chichotała niczym nastolatka słuchając jak Shane wyzywa na kota sąsiadów. Dobry humor nie opuszczał jej, a był to pierwszy od dawien dawna taki dzień. Już zdążyła zapomnieć jak miło spędzała czas w towarzystwie swojego chyba jedynego przyjaciela. Z drugiej zaś strony czy to właśnie tak mogła go nazywać? Może i znali się już dość długi okres, ale mało o sobie wiedzieli. Ich tematy głownie krążyły wokół pracy, śmiesznych sytuacji z nią związanymi, czy mieszkańców, którzy bywali przeróżni. Sprawy czysto prywatne czy te dotyczące S t w ó r c y były niczym tabu. Pani Bellair bała się również powiedzieć o nadchodzącym rozwodzie, bo z jednej strony przecież mężczyzna by ją wsparł, ale z drugiej bała się oceny. Sama miała mieszane uczucia, ponieważ w jej sercu działo się coś niezrozumiałego, czego nie potrafiła określić, a każde wspomnienie niedoszłego pocałunku z Shanem... wywoływało przyjemny dreszcz emocji i wypieki na twarzy pielęgniarki. Co się z nią do cholery jasnej działo? Sama nie potrafiła tego odkryć, dlatego im mniej mówiła o sobie, tym bardziej była przekonana iż zachowa te tajemnicze uczucia wewnątrz siebie i nikt, nigdy ich nie odkryje. Nie rezygnowała jednak z nocnych spacerów w towarzystwie ochroniarza i jego psa. Dzięki temu znów była zrelaksowana, a uśmiech wydawać by się mogło, iż zagościł na dobre na jej twarzy. Łatwiej również przeżywała humorki Rogera, które wróciły, a które mąciły jej w głowie, bo miała nieodparte wrażenie, iż wszystko krąży wokół niej, Pana Bellair i Reida. 

Dzień, który zaczął się dość niepozornie, po przyjściu do pracy zamienił się w istne piekło. Pierw szeryf powiadomił lekarza o wyciągniętych z wody zwłokach młodej kobiety, a zanim Julianne wraz ze swoim szefem zdążyła udać się w asyście policjanta nad rzekę, do przychodni wpadła spanikowana kobieta. Okazała się być ona mieszkającą niedaleko Pani Bellair emerytowaną nauczycielką, która od trzech dni poszukiwała swojej córki. Brunetce oraz jej przełożonemu dłuższą chwilę zajęło uspokojenie Pani La Brun, a najskuteczniejsze okazały się oczywiście proszki uspokajające, po których zażyciu dopiero kobieta dała sobie przetłumaczyć, iż dopóki nie zobaczy ciała wyciągniętej kobiety, nie może być pewna, że to właśnie o Charlotte chodzi. Pielęgniarka całą drogę w radiowozie miała dziwne uczucie wewnątrz siebie. Przecież to mogła być ona. Jeszcze nie tak dawno temu to ona stała na krawędzi życia i śmierci i gdyby nie silne ręce Shane'a, to zapewne pierw do jej płuc dostała by się woda. Organizm walczyłby o każdy oddech, następnie zaczęłaby się ta najgorsza część duszenia, strach połączony z radością i w końcu nadeszło by nieznane, ale czy na pewno było by gorsze od życia tutaj? Z Rogerem? O tym Julianne się raczej nie przekona, bo na dobre porzuciła myśli o samobójstwie, a dużą zasługę miał w tym Pan Reid oraz jej decyzja o rozwodzie. 

Po oględzinach ciała przez lekarza oraz patologa, który zjawił się na miejscu zdarzenia, pozwolono Pani La Brun zidentyfikować zwłoki, które niestety okazały się należeć, tak jak przypuszczała, do jej ukochanej i jedynej córki. Brunetka ze ściśniętym gardłem robiła notatki, które dyktował jej szef oraz obserwowała cale to zamieszanie. To ona również zdecydowała się pocieszyć swoją dawną nauczycielkę i zaoferować wsparcie, którego ta teraz potrzebowała. Zabrawszy po wszystkim kobietę na spacer, odprowadziła ją następnie do domu i wróciła na swoje stanowisko pracy. Bijąc się z myślami i nie mogąc wyrzucić tych przykrych obrazów z głowy, postanowiła zabrać się za układanie lekarstw i zrobienie zapotrzebowania. Właśnie była w trakcie przeglądania wszystkich narzędzi w gabinecie zabiegowym, który de facto był połączony z jej małym gabinetem, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, a już po niemalże chwili była w ramionach Shane'a, co wywołało u niej niemały szok. Przecież dopiero co się wczoraj widzieli! Dopiero co wczoraj kobieta chciała wyznać mężczyźnie iż zamierza się rozwieść, lecz jej plan został przerwany przez telefon od lekarza, który potrzebował jej natychmiast przy operacji wycięcia woreczka robaczkowego.

Co wywalało u niego tak dziwne i niezrozumiałe dla pielęgniarki uczucia? Uczucia, które idealnie przez otwarte na oścież okienko mogli zobaczyć mieszkańcy Alpen Claire, a w tym stare plotkary, które na pewno obwieszczą romans tej dwójki, a wszystko dojdzie do uszu jej męża, co zapewne nie skończy się dobrze. - Shane.. - Ciche odchrząknięcie po dłuższej chwili przerwało pełną napięcia ciszę. Julianne delikatnie wręcz odepchnęła od siebie weterana i marszcząc ze zdziwieniem czoło spojrzała na niego. - Wszystko w porządku? Dlaczego zachowujesz się tak dziwnie? Miałam naprawdę ciężki poranek, więc proszę wytłumacz mi o co chodzi. Nigdy się tak nie zachowywałeś. - Lustrując od dołu do góry postać mężczyzny, ta szukała w nim objawów jakichkolwiek zaburzeń psychologicznych, które raczej mogła wykluczyć. Podpierając się dłońmi pod boki i przechyliwszy swą głowę na bok, uśmiechnęła się radośnie, a na jej policzkach wyskoczyły tak dobrze już znane Reidowi różowe obłoczki. - I też się cieszę, że Cię widzę, ale proszę wytłumacz mi skąd ten wybuch emocji. - Złapawszy za dłoń brunetka nakazała mu wręcz by usiadł na kozetce, a sama przysunęła krzesło i zajęła miejsce na przeciwko by mieć wgląd w twarz tak sobie dobrze znaną. Nie zauważyła również jak odruchowo wręcz delikatnie zaczęła drażnić swoimi palcami, dłonie weterana.