JustPaste.it

9d357123b9cb464b1acc09ee795d0eaa.jpg

________________________________________________________________________________

Ciche parsknięcie dość niekontrolowanie wydostało się spomiędzy rozchylonych ust ciemnowłosego mężczyzny, kiedy to posłyszał zaiste zabawnie określającego zdanie. Panie jestem wytrzymały na ból. Aż w akcie nieukrywanego rozbawienia delikatnie pokręcił swoją głową, a z warg choćby na chwilę nie zniknął uśmiech. Jules przez te ostatnie miesiące mogła go poznać zupełnie od innej strony, bo dla obcych Reid uchodził raczej za zdystansowaną, dość ponurą osobę. Nie sprawiał przyjemnego pierwszego wrażenia, a raczej wzbudzał niepokój u innych. Z surowym wyrazem twarzy paradował wśród kanadyjskiej społeczności, jakoby obcowanie wśród ludzi uchodziło za istną torturę, aczkolwiek prawda oscylowała zupełnie na innym podłożu. Shane nie przepadał za znamionami pozytywnych aspektów bliskości; wręcz ich unikał, bo to niestety pokrywało się z obnażeniem osobistych demonów, jakie unicestwiały jego wnętrze krok po kroku. Chociaż, dzięki samej relacji z Panią Bellair udało mu się wyciszyć te głośne nawoływanie sumienia i do takiego stopnia, iż ograniczył spożywanie tabletek uspokajających. Koszmary się oczywiście jeszcze jawiły, jednakże przetrwanie dnia nie było już takie skomplikowane jak niegdyś, gdy postanowił po trzynastu latach na powrót zawitać w Alpen Claire. Pielęgniarka musiała mieć na niego dobry, wręcz zbawienny wpływ zatem. W trakcie ostatniego miesiąca wrócił jednak do punktu wyjścia, bo po burzliwej sprzeczce ich drogi się rozeszły, choć w chwili obecnej nawet na to nie wyglądało. Rozmawiali, konsumując wspólnie śniadanie, a teraz obracali cały nocny epizod w prawdziwy żart mimo, że pomiędzy tymi śmieszkami przebijał się zalążek dyskomfortu obejmujący uszkodzony bark weterana. Ten nawet nie zamarudził choćby słowem, bo czas spędzony w armii sprawił, iż każde przeciwności zwykł tłumić głęboko w słowie, byleby nie ukazać swej bezradności w danym zwrocie sytuacyjnym. 

— Domowy areszt? — wniósł delikatnie brwi ku górze, wciąż brnąc w ten żartobliwy ton dyskusyjny. Julie jednakże nie mogła dosłyszeć, jak cicho podśmiewa się pod nosem, gdyż odgłos uderzającej o dno zlewu wody to znacząco utrudniał — Nadal muszę chodzić do pracy przecież, czy wykonywać inne obowiązki, więc o tyle dobrze, że ten pocisk nie trafił w klatkę piersiową czy nogę. Wtedy bym nie mógł udawać, że wszystko jest w porządku, bo dobrze wiesz, w jak zastraszającym tempie roznoszą się plotki w tej dziurze, a już i tak mamy wystarczająco duży problem ze Zesłanymi — podsumował całość, odbierając ostatni już kubem od kobiety. Już obrał w sobie w dziwny nawyk zmywanie naczyń od razu po skończonym posiłku, bo potem to się zwykło po prostu piętrzyć, aż godzinami trzeba było wystawać przed szafką kuchenną, by zapanować nad tym rozgardiaszem. A usłyszawszy jeszcze, jak pielęgniarka zwraca się do psa, to aż zerknął szybko przez ramię, by upewnić się, czy faktycznie ta nie poczęstuje Mony jakimś smakołykiem — Jeszcze trochę, a zawieszę na drzwiach wejściowych tabliczkę z napisem Nie dokarmiać psa. — ponownie zezwalając na drobny żart, przekręcił w międzyczasie kurek z wodą, następnie też osuszając obie dłonie małym ręcznikiem.

Oparłszy się udem o szafkę, wzrok swój kolejno zatrzymał na twarzy towarzyszącej mu kobiety. Zauważył niemalże od razu, jak wspomniana ucieka spojrzeniem. Nie czuła się komfortowo? A może to małe ukłucie wstydu wierciło w jej brzuchu pokaźną dziurę? Bądź co bądź pozostawała nadal mężatką, a w nocy oboje o mało nie przekroczyli pewnej, jasno wyznaczonej granicy. Skończyło się jedynie na delikatnym muśnięciu damskiego policzka, który następnie pokrył się purpurą. A dany, jakże chwytający za serce widok, Shane wciąż odtwarzał w swojej głowie. 

— Ale jakby... Gdyby ktoś o mnie pytał, to udawaj, że o niczym nie wiesz, a jedynie daj mi potem znać. Tak będzie bezpieczniej po prostu, bo gdzie mógłby się udać ranny człowiek? Oczywiście, że do przychodni. Nie chcę więc, byś miała przeze mnie problemy. Pomogłaś mi, dlatego tym bardziej nie pozwolę, aby Ci coś groziło. I to w związku z moją osobą... — urwał swą wypowiedź mimo, że do zakomunikowania miał jeszcze jeden drobiazg, aczkolwiek przeszywający wzrok Julianne zablokował mu aparat mowy. W dosłownym znaczeniu. Był niczym sparaliżowany, lecz odbierający wszelakie bodźce. Co najmniej jakby ofiarowano mu powtórkę z nocy. Oddech przyspieszył, a ciało przyozdobiło się dreszczem, kiedy to drobna dłoń Pani Bellair spoczęła wprost na jego policzku. O mały włos, a by mruknął za zadowolenia, chociaż owa sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca! Tak jak szereg innych epizodów, które się za nimi ciągnęły. Musiał jednak jakoś zareagować na dany gest, dlatego też ułożył własną dłoń na dłoni brunetki, jednakże ta w tym samym momencie postanowiła dać nogę (Żeby to był pierwszy raz!). Przytłoczona swą zuchwałością, zabrała tylko torbę z kuchni, a potem zniknęła w korytarzu i tylko dźwięk zamykanych wejściowych drzwi potowarzyszył Reidowi z jego szalejącym sercem. Chociaż i w umyśle trwało równie gwałtowne spustoszenie. 

Kolejne godziny spędził na letargicznym nic nie robieniu, bowiem myśli uparcie zaprzątała mu pewna kobieta. Ślady krwi jednak sprzątnął, tak samo jak pozbył się przybrudzonej czerwienią pościeli, która trafiła bezceremonialnie na śmietnik. Shane nie miał już nawet cierpliwości by to sprać. Zadzwonił jeszcze do matki, by uprzedzić ją o otrzymaniu dnia wolnego. Nie musiała się fatygować, by wyprowadzać Monę. Oczywiście było to ohydne kłamstwo, lecz Reid nie chciał, by rodzicielka oglądała go w obecnym stanie. Może i trzymał się na nogach, ignorując co jakiś czas jawiący się ból, to jednak ukłucie fizycznego dyskomfortu niekiedy przyozdabiało jego twarz. Isa więc od razu połapałaby się na rzeczy, a syn jakoś nie miał zamiaru się jej tłumaczyć z problemów, które się tylko piętrzą nad jego głową. Po ucięciu sobie krótkiej, acz regeneracyjnej drzemki, zażył kolejną porcję leków przeciwbólowych, przygotowując sobie także posiłek na szybko. Zdążył wstawić wszystko do zlewu, kiedy usłyszał szczęk klucza zamku. Miał trzy możliwości — matka, Ava, bądź Jules, której to w nocy kazał zabrać zapasowy klucz. Trzeci wariant okazał się być jednak prawidłowy, a ciepły uśmiech przyozdobił jego wargi, gdy dostrzegł wyłaniającą się z korytarza pielęgniarkę. Mona aż w kacie szczęścia przyniosła w pyszczku swoją smycz, zaiste domagając się natychmiastowego spaceru. 

________________________________________________________________________________