JustPaste.it
User avatar
ʜᴀʀᴅʏ @meaniexfeline · Sep 22, 2023 · edited: Sep 18, 2024

⠀⠀⠀ 𝙴𝚜𝚝 𝚌𝚎 𝚖𝚘𝚗 𝚝𝚘𝚞𝚛?

5e5a8f007bc87bf88aed68366cd327d0.png

ULICE NIGHT CITY
Ucieczki to jej specjalność, stały się integralną częścią jej krwioobiegu. Ucieka odkąd tylko pamięta. Platynowe włosy popłynęły w tył, gdy Kocica odchyliła silnie głowę, a wraz z nią akrobatycznie swoje całe ciało. Poddała się nocnej magii i zaciągnęła się głęboko miejskim splendorem; rozłożyła swobodnie ręce w bok, sunęła powoli w dół. Światła wieżowców złączyły się w jeden rozbłysk, a niebieskie oczy lustrowały nowy świat przyszłości. Z perspektywy zamaszystych, strzelistych dachów i na jej własnych warunkach Night City wcale nie było aż takie złe. A może to wszystko przez koci swing? Białe włosy okryły oblicze kotki, księżyc zdawał się syntetyczny, jak wszystko dookoła. Wystrzeliła kotwiczkę, zaczepiając się o przeciwległy gzyms, szarpnięcie sprawiło, że rozchyliła zmysłowo usta. Pogoń ją kręciła. Z każdym Spidermanem swing po dachach wygląda bardzo podobnie; gonią kotka. O'Hara był inny, jego nie uda jej się poderwać, a potem przeciągnąć na swoją stronę. Wiedziała o tym, a zatem zmieniła metody działania; była kotem, który najpierw ucieka, a gdy ucieczka zawiedzie i zostanie odcięta ostatnia ścieżka, jaką mogłaby podążyć, zatrzyma się i wysunie ostre pazury. Pazury Felici Hardy są tytanowe. Nie jest łatwym przeciwnikiem i też potrafi być zawzięta. Koty bywają bardzo zdeterminowane, gdy tylko wymaga tego od nich sytuacja, a Kotka wciąż miała komplet dziewięciu żyć. Miała czym się targować. Koty lubią ryzykować, jeśli tylko dostrzegają choć cień szansy na euforię. Czarny Kot był wyjątkowy; manipulował prawdopodobieństwem i kaprysem prywatnego uznania rozdawał szczęście, albo przyciągał pech.
Sunęła znów, tym razem nurkując w nocnej matni głową w dół. Zablokowała linę z hakiem, oplatając ją o jeden z wierzchołków budynku. Wieżyczka ani drgnęła. Kotka nie czuła się bezpiecznie; podczas polowania, kot nigdy nie czuje się naprawdę pewnie, ponieważ wystarcza jeden, nieostrożny ruch, nieudany skok, nieopatrznie obrany przeciwnik i łowca przechodzi w rolę łownej zwierzyny. Ofiary.
Tańczyła nocą i czuła na sobie jego oddech. 

Jej szczęściem było to, że wciąż nie zdołał jej złapać. 

Lina pękła na pół, szarpnięcie nadeszło niespodziewanie, ale czerwona laserowa sieć nie powstrzymała Kocicy na długo. Koty potrafią improwizować i nawet jeżeli mają początkowo jakiś plan, nie przeszkadza im, gdy ulega on nagłym modyfikacjom. Wylądowała na ziemi, białe futro czarnego, skórzanego kostiumu amortyzowało spotkanie z betonem, a jedyne, co zobaczył Spiderman to wdzięczne, smukłe ciało znikające w cieniu miejskich sekretów. Noc zawsze była jej największym sprzymierzeńcem. Felicia odrzuciła platynowe włosy, jej oddech był bezgłośny, ale krótki. Syknęła przeciągle, czując jak wokół jej nadgarstka oplata się czerwień laserów. Spojrzała krótko na Miguela. 
- Randkowałam z dwoma Latynosami, jeśli szukasz szczęścia, to rób to gdzie indziej.
Przyciągnął ją do siebie iskrzącą się, rozciągliwą siecią. Ona, zaparła się mocno wysokimi, czarnymi butami na obcasie i ani myślała pozwolić się pochwycić w pajęczą sieć. Wiedziała doskonale, co będzie dalej; straci kontrolę, stanie się zależna od faceta. Nie w tym życiu, Latino Lover. Księżycowa łuna oświetlała teraz jej sylwetkę, Miguel wyszarpał ją ku światłu. Zanim znów skryje się pomiędzy cieniami, srebrem błysną jej pazury i tytanowa powłoka przetnie zwinnie laserową nić.

Ucieknie, a przynajmniej on pozwoli jej, by tak myślała. 

Przyszłość to ciężkość opadającej z wolna zawiesiny spalin, mocnego tytoniu, duszącego opium i słodkich liquidów. Zapachniało gumą balonową i mandarynką, gdy przebiegła przez wąskie korytarze i schroniła się w metrze. Reklamy kusiły szybką miłością, nowym napędem jonowym samochodów i tatuażami poruszającymi się na skórze, niczym neony na muralach. Znalazł ją pod niebieskimi światłami oszklonego boho klubu tatuażu. Ostatnim, co zobaczyła były wielkie napisy Wild Hunt All Night i orientalny, indyjski emblemat BAHIJA. Za szkłem leżały miękkie, okrągłe dywany, a pod ścianą stał skórzany czarny narożnik miejscami wypalony niedopałkami papierosów. 
- Mam dziewięć żyć, zabierzesz mi jedno i nawet mnie to nie obejdzie - zadrwiła z niego i spróbowała się gardłowo zaśmiać, ale przygniatał ją do ziemi ograniczając jej ruch na tyle, by mogła jedynie podnieść głowę i na niego spojrzeć. Kopnęła go w łydkę. Wysunęła się spod niego dokładnie w chwili, gdy wsparł się na wyprostowanych ramionach; ugięła nogi w kolanach, przeniosła na nie ciężar swojego ciała i jednym, zgrabnym wślizgiem przemknęła tuż pod Miguelem. Platynowe włosy uniosły się, opadając zaraz na plecy. Kotka gwałtownie zakończyła bieg, przemykając prosto przez wiszące z framugi, cekinowe zasłony. Drobne kółeczka uderzyły dźwięcznie o siebie, a oczom kotki ukazała się zamaszysta, pusta przestrzeń i ściany pokryte graffiti. Szereg dziewcząt w kolorowych kąpielowych strojach, z czaszkami zamiast prawdziwych twarzy. przetykał się z abstrakcjami, dominował błękit, seledyn i róż. Główna ścieżka prowadziła do potężnych, ciężkich drzwi. Po bokach zaś, na podestach zdobionych różowymi ledowymi panelami, stały okrągłe, czarne stoliki. Wybrała drzwi. Przekraczając próg, wybrała skórzaną, czarną sukienkę mini z dekoltem, na szyi błyskała okrągła kocia obróżka. Tanecznym krokiem wbiegła na parkiet, usłyszała znowu dzwoneczki. 
Był tuż za nią.
 
LIZZIE'S BAR
Rytmicznie uginały się jej nogi, kołysały zmysłowo biodra, a rozchylone usta miały coś z zadowolonego, zrelaksowanego kota. Wtopiła się perfekcyjnie tłum, tańcząc z wysokim, czerwonym drinkiem w ręku. Zanurzyła usta w parującej cieczy przeciągłym mruczeniem ukontentowania. I prawie wytrąciła z rąk kieliszek, bo nagle w oddali zobaczyła JEGO. Nie był tym samym gościem, który podążał za nią do tej pory; nie przypominał ani jej uporczywie narwanego eksa, ani pająka z laserową siecią, a to oznaczać mogło tylko jedno. Miguel O'Hara załatwił sobie backup.
Popatrzyła na niego i z jej ust nie znikał już uwodzicielski, lekki uśmiech. Wysunęła lewą nogę wprzód, wygięła zmysłowo biodro, uniosła głowę eksponując szyję. I uciekła w stronę loży vipowskich. Dym gęstniał. Większość nawet nie zwracała na nich uwagi, zanurzając się w najdziksze braindance i fantazje VR. Kotka przylgnęła do ściany, ułożyła plecy o graffiti i roześmiała się, widząc, że przyszedł za nią. Zsunęła się w dół, gibka niczym najprawdziwszy kot. Podniosła na niego oczy, a gdy on popatrzył na nią... Wiedziała doskonale, że tego pająka już z łatwością poderwie. Pionowe, neonowe rury wiszące z sufitu zapewniały źródło światła. Późną nocą występować będą na nich dziewczyny, ale teraz była tylko ona. Czarna Kotka. 
- Mógł od razu wysłać ciebie, kotku, za tobą pójdę gdzie tylko chcesz.
Okręciła się o rurę, wyciągnęła rękę, by sięgnąć go otwartą dłonią. Zbliżył się. Platynowa oplotła Spidera wokół szyi, pogładziła długimi palcami i objęła mocno. Przylgnęła do niego w tańcu. 
- Jak się nazywasz? Takiego wariantu jeszcze... nie całowałam. 
Przesunęła językiem po jego szyi, a gdy odpowiedział, warknęła, wbijając mu w stopę obcas szpilki. 
- Ben Reilly? Słodko.
Biegła w dół. Klubowy parkiet próbował ją zatrzymać, tłum się zagęstwiał, a z nim dym tytoniowy. Ktoś dmuchnął jej oparami syntetycznego narkotyku w twarz. Zakręciło jej się w głowie. 
- Kurwa... - szepnęła, czując, jak jej ciało słabnie. Zobaczyła długi płaszcz K. Zaczęła biec szybciej, przytrzymując się ściany. 
- Tędy. Szybko! 
Głos rozmywał się, obraz nierówno pojawiał się przed jej oczyma, by zaraz się rozpłynąć. 
- Antidotum na większość syfu. Trochę zaboli. 
Szarpnęła się gwałtownie, syknęła przeciągle, odruchowo wysunęła tytanowe pazury. Chciała podrapać. Chybiła. Pazury osunęły się bezwolnie o ścianę. Ukłucie drążyło jej żyły, igieł musiało być znacznie więcej, niż jedna. Pomogło. Wyprowadziła drugie cięcie pazurami, a tym razem było ono celne. Byłoby. Gdyby tylko nie pochwycił jej ręki. 
- Pomogłeś mi? Dzięki... Ben.

Dawno nie widziała tak dobrej miejscówki.

KAMIENICA. KRYJÓWKA HARDY. SPALONA. 

Czuła, że Faraday będzie wściekły, ale nie sądziła, że znajdzie ją tak szybko. Opierając się pokusie nadepnięcia mu na palce twardym, wąskim obcasem szpilki, zgromadziła w skórzanej torbie elektronikę; komputery, nadajniki, gadżety ułatwiające jej podtrzymanie kontaktu ze Spiderem, bo przecież to on jest jej oczami w Night City. 
- Zamknęłam. Znalazł mnie, a to jeden z tych, co słabo znosi urazę. Znasz ten typ.
Harley zniknęła jej z oczu, Kotka została na czatach. Niechętnie.
- Co robisz, musimy stąd wiać, zanim wbiją na parkiet jego goryle! Kurwa, Harley!
Koty nie przepadają za niespodziankami, trudno znoszą zmiany, a jeszcze mniej racjonalnie reagują na wybuchy. Problem w tym, że panna Quinn kochała eksplozje całym sercem. A głośne BOOM kochało ją. Kręciła zawzięcie głową, kręciła coraz szybciej. Skoczyła do dziewczyny z Gotham, a zaraz potem fala wybuchu posłała ją na przeciwległą ścianę. Zasłoniła usta przed dymem. Oczy szczypały, torba zapaliła się. Ugasiła ją, uderzając rytmicznie plecakiem o ziemię. Spider jęknął, patrząc na to, jak obnosi się z jego komputerami. Uratuje, co się da, ale teraz ważniejsza jest ich nowa kumpela. 
- Ukradłam to. Tak. Bo lubię duże i jestem kleptomanką. Ale nie pisało na tym UŻYJ MNIE I ZRÓB ROZPIERDOL! - wrzasnęła, platynowe włosy przywarły jej do policzków czarnych od sadzy.
- Chodź, Skarbie. - Powiedziała po chwili, już o wiele łagodniej i przytuliła ją do siebie, przerzucając sobie przez ramię plecak. Hologram zanikał, Spider rozmywał się, jak wcześniej obraz w narkotykowej mgle klubu. 
- Luz. Jest ok. Zrobiłaś, co czułaś. Faraday był małym, wrednym, mściwym chujkiem. Zasłużył. 

Nie przejmuj się mieszkaniem, znam dobrą miejscówkę. 

NIGHT CITY UNDERGROUND

Z mostu widziała wszystko; szeroką czteropasmówkę, której mało kto już używał, bo zapadła głęboka, czarna jak obsydian noc. Kursowały tylko taryfy, po niebie przesuwały się leniwie ostatnie zbiorcze transporty. Kotka zaciągnęła się mocno, a potem odetchnęła kolorowym dymem. Zapachniało limonką. W otwartej garści miała tabsy. Zgniotła blister, uniosła wysoko głowę i starała się nie patrzeć na Harley. Tak miało być łatwiej, dlaczego wcale nie jest? 
- Będę offline, zostaniecie sami, ale gdzieś tam mimo wszystko będę i tak. Powtórzę jeszcze raz. Szukacie windy z plakatami z wilkołakiem; uwolnij w sobie świra, potem zjeżdżacie na sam dół.
Odwróciła się w stronę dziewczyny z Gotham, bawiła się przez krótką chwilę jej różową kitką, aż spojrzała jej prosto w oczy i szepnęła - Uda się. 
Potrafiła przekonująco kłamać, robiła to już tysiące razy. Kantowanie było jej super mocą. Ale nie tylko ono i nadszedł czas, żeby powiedzieć Harley Quinn prawdę, choć Kotka zwykle ukrywała swoje rzeczywiste umiejętności, pozostawiając wyłącznie domysły, a wraz z nimi nawiązania do jej pseudonimu. Powiedzmy, że artystycznego, bo skacząc po dachach i kradnąc co się da, w końcu stajesz się artystą. W oczach kota zawsze jest on dziełem sztuki.
- Manipuluję polem prawdopodobieństwa, to znaczy mniej więcej tyle, że przynoszę sobie szczęście, przyciągam je i zwykle zbiegi okoliczności działają na moją korzyść. Innym przynoszę pecha. Przeciwnej stronie, a więc nie masz się czego bać. W praktyce znaczy to, że kiedy idziesz w tym samym kierunku, co czarny kot to jest lux, ale kiedy ktoś celowo krzyżuje nam drogę, ma totalnie przewalone. 
Spojrzała ostatni raz na panoramę Night City; jej perspektywa warta była grzechu. Niebo błękitniało i bielało ciemną nocą od wyładowań, wieżowce piętrzyły się niczym tocząc swój własny prywatny wyścig o sięgnięcie najwyżej. Prawie dotykały nieba. 
- Night City jest piękne. Mogłabym poświęcić dla niego jedno z moich żyć, któreś na pewno, jeszcze nie jestem pewna, które - wyznała, patrząc prosto w oczy Harley i uśmiechnęła się do niej, pierwszy raz robiąc to naprawdę szczerze, to był uśmiech Felicii Hardy, nie Czarnej Kotki - złodziejki.
- Pamiętaj, że ten w niebieskiej bluzie jest po naszej stronie; prawdopodobnie, więc nawet jemu nie ufaj do końca. Spiderowi możesz - jeżeli tylko zdołasz i jeżeli tego chcesz.

Dragi zaczęły działać szybko. Ostatnie kroki po neonowych schodach robił już ktoś inny, ona oddalała się, przestawała reagować, traciła czucie w nogach i mrowiły ją od łokcia po opuszki palców ręce. Zmienił się chód, stając się toporniejszy i cięższy, ciało okryła powłoka holograficzna przypominająca nałożoną maskę; kolejną warstwę ściśle przylegającą do poprzedniej z dokładnością scalenia. Długie włosy poczerniały, skręcały się w fale. Sylwetka stopniowo rozszerzała się w ramionach, stawała się tęga i mocniej zarysowana. Męska. 
- Buenos días, Alicia! - zagadnął, jakby sytuacja w gruncie rzeczy była w jakimkolwiek stopniu naturalna, choć nie była, w żadnym. Najmniejszym. Nawiązał do popkultury nazywając ją Alicją, być może polubił myśl o byciu jej Białym Królikiem. W Spiderze tkwiło coś, co sprawiało, że ludzie zaczynali czuć się przy nim dobrze i bezpiecznie, nawet gdy okoliczności zupełnie bezpieczeństwu temu nie sprzyjały. - Znamy się, jestem Santiago, albo Spider jeśli wolisz. Teraz możesz mnie nawet pocałować, technicznie nadal będzie to ona, ale na ten moment to wcielenie najbliższe prawdziwemu mnie w Night City. 
Usiadł przy komputerach. Miał do dyspozycji dwanaście ekranów; cztery centralne łączyły się w jeden obraz, pozostałe zdawały się funkcjonować niezależnie od siebie. Zabrał się do pracy, lekko się przygarbił. Oczy miał duże, ciemno brązowe graniczące z czernią węgla. Brwi, mocno zarysowane i gęste współgrały z zarostem i nawet teraz, w zanurzeniu w sieci, pozostawał przystępny i wesoły, jakby mógł wciąż prowadzić z Harley rozmowę, jeśli tylko będzie ona tego potrzebowała, by poczuć się lepiej i pewniej w obcej scenerii ze Spiderem w bardziej fizycznej formie, niż dotychczas. 
- Gościmy się w Destiny, jednym z klubów Samurajów, którzy byli znacznie więcej, niż rockową kapelą; byli rewolucjonistami. 2003 rok to oprogramowanie znacznie bliższe mnie, ostatnie pliki dotyczą planowanego zamachu na Arasakę. Lubisz korpo? - zapytał ją, energicznie przesuwając palce po klawiaturach - Jeśli to się uda i przekonam systemy, że my też jesteśmy Samurajami, zobaczysz niezłą magię. Wiem, że nie masz wiele czasu i jesteś spięta, ale powinny być tu gdzieś ich braindance. Wiesz, co to? Próbowałaś kiedyś? Oj, Skarbie, to najlepsza część przyszłości... 
Obok Spidera leżał pistolet. Sięgnie po niego, jeśli zrobi się gorąco. W oczach Santiago mieniły się długie, zmienne linie kodów, mrugały kolory, choć on sam nie mrugał prawie wcale. 
Rozległ się huk. Potem jeszcze raz. Spider hakował. Metalowe drzwi uginały się od uderzeń. Wyłamały się z trzaskiem, a we framudze stanął mężczyzna w długim płaszczu z kożuchem. Włosy miał ułożone, przez twarz biegła rana cięta podobna do układu kocich pazurów. 
- Dorwała go. 
Spider uśmiechnął się ukazując zęby. Charakterystycznym sobie, zupełnie nieświadomym gestem dotknął językiem dolnej wargi ust. 
- Ok. Zaraz będzie tu gorąco - wypalił, jakby sama tego nie wiedziała, ale sam również jedną ręką ujął broń. Mogła być pewna, że nie zostanie sama w całym tym burdelu, bo Latynosi mają doświadczenie w strzelaninach i hakowaniu jednocześnie; taki klimat. K stanął w rozkroku, oddał strzał z dwóch Glocków jednocześnie. Pierwszy pocisk przeleciał nad głową Spidera i trafił w jeden z ledowych ekranów. Drugi przemknął i wylądował w ścianie. Płaszcz załopotał, gruchnęło ciężko; plecy K uderzyły o ścianę, a potem o podłogę. Przygasły światła. Możliwe, że pojawił się również trzeci, milczący i analizujący. 
- Nie możesz hakować kurwa szybciej? - zagaił z wyrzutem blondyn z włosami do połowy ucha. Niebieska bluza założona na strój Spidermana z pewnością rzucała się w oczy. Wyróżniała go. A więc dlatego Hardy ją zapamiętała. 
- Nie mogę! - krzyknął, czarne oczy otworzyły się szeroko. Nie w złości, ale w zdziwieniu. Spider wstał. Ruszył w kierunku Harley, jakby pierwszy dostrzegł nowe, niespodziewane zagrożenie; tuż za Syreną Gotham zmaterializował się wysoki mężczyzna w okularach przeciwsłonecznych, długie włosy sięgały mu za ramiona. Zamiast jednej ręki miał bioniczną protezę iskrzącą teraz własnym źródłem zasilania. Na szyi wisiały nieśmiertelniki. Pochylił się nad Harley, był znacznie wyższy od niej. Zdawało się, że widzi tylko ją. I podoba mu się to, co widzi. 
- Wstawaj kurwa samuraju, mamy miasto do spalenia. 
Ledwie skończył mówić, zaczęły wyłaniać się zewsząd podświetlone panele wypełnione bronią. Glock 44, Glock 26. Łatwe do przeładowania. AR-50; 11,5 cala, precyzyjny, zbliżenie celu 1,6. Benelli M4, włoski klasyk. Amunicja wylewała się, zdawała się nieograniczona. Za Spiderem noże.
- Mam wszystkie plany topograficzne Night City. To jak Gwiazdka dla hakera. Zrobiłem swoje, jestem pacyfistą - hakerem i kochankiem, Dios Mio. Kicia, oddaję Ci parkiet.

W końcu.

Elegancki ruch nadgarstka, lekki jak w tańcu. Platynowe włosy spłynęły na jej plecy. Dłonie, stały się dłuższe i delikatniejsze. Sylwetka wysmukła, pełna kobiecej gracji; kod nadpisania zniknął, Spider znowu stał obok Czarnej Kotki w formie hologramu. 
- Już robiliśmy ten numer tylko bez holo - wyznała, a potem sięgnęła po skórzany bat do jednej ręki, w drugiej wysunęły się tytanowe pazury. Odchrząknęła. Dodała krótko: - To znaczy... przespałam się z nim. Co do kur...!
Krzyknęła, dostrzegając Johnny'ego Silverhanda. Spojrzała na Harley z niemym podziwem. 
- Jezu. Wyrwałaś go? 

I naprawdę zrobiło się gorąco.