JustPaste.it

𝐅𝐄𝐌𝐀𝐋𝐄 𝐏𝐎𝐖𝐄𝐑
 𝐏𝐀𝐑𝐓 𝐕

wandaxpeggy.png

Krople potu spływały po twarzy kobiety, wyłapując niewielkie cząstki kurzu, lewitujące pośród monumentalnych rzeźb widocznie wyniszczonych całunem czasu. Klatka piersiowa unosiła się i opadała nadzwyczaj szybko, z trudem próbując odnaleźć regularny rytm. Kryjówka nie posłużyła uciekinierce za bezpieczną zbyt długo. Nadludzki słuch wyłapał lekki krok agentki Carter, zaledwie chwilę później ton damskiego głosu odbił się od ceglanych murów.
—— Wanda? Wiem, że się boisz. Przepraszam, że musiałaś się bronić; nie taki był mój plan. Domyślam się, że mi nie ufasz, ale tym razem naprawdę jestem sama. Kazałam im się wycofać. Chcę tylko porozmawiać. —— płomiennowłosa przelotnie zmarszczyła brwi. Nie rozumiała pobudek nieznajomej. Żyła w cieniu, z dala od organizacji, nikomu nie zawadzając ani nie wchodząc w drogę. Odcięła się od Tarczy raz na zawsze, lecz ta nie zamierzała odpuścić. Nie mogła pozwolić na schwytanie się w ich tanie sidła. —— Znasz Steve'a Rogersa, prawda? Uratował Cię. Ja też go znam i robię to między innymi dla niego. Jestem jego dobrą znajomą i również pochodzę z czasów II wojny światowej, jak on. Widzisz, nie jestem zwyczajną agentką Tarczy i może nie posiadam nadprzyrodzonych zdolności, ale dużo o nich wiem. I, widzisz... Mam teoretycznie 99 lat. —— po dłuższej chwili ciszy, wiedźma wyłoniła się z zacienionej kryjówki, wyłapując złociste promienie popołudniowego słońca. Tęczówki zaszły czerwienią, a pasma włosów nabrały iście miedzianej barwy.
—— Cóż takiego Steve ma z tym wspólnego? Zarówno Tarcza jak i Mściciele pozwolili na zamknięcie mnie w klatce i traktowanie jak cyrkowego zwierzęcia. Śmieli nazywać to ochroną. W rzeczywistości złoczyńcą okazałam się ja. Za jeden, jedyny błąd, którego dopuścić może się każde z nas, nieprawdaż? —— stanowczość Wandy jawnie objawiała się w tonie głosu oraz wyprostowanej postawie i ciężkim kroku. Zatrzymała się na wprost ciemnowłosej, wnikliwym spojrzeniem manewrując po detalach twarzy —— Teraz zamiast wyrażenia jakiejkolwiek chęci zmiany - wysyłają długowieczną agentkę, by zajęła się złapaniem niechcianego pionka w grze? Widać nie mają jaj, aby zająć się tym osobiście. —— skwitowała z niejasnym uśmieszkiem pod nosem. —— Co zamierzasz ty, a co zamierza Tarcza? Szykują dla mnie imprezę powitalną o motywie przewodnim: egzekucja mutantów, mam rację? —— przechyliła nieznacznie głowę w bok, nieprzerwanie wpatrując się w oblicze 99-letniej kobiety. Jedynym pozostałym wyjściem została współpraca. Przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Stara szkoła. Ucieczka w momencie rozmowy kosztowałaby mutantkę życie. Obie otoczone przez tajniaków Tarczy, czyhających na najmniejszy błąd ze strony Maximoff. Wykorzystanie sytuacji oraz agentki do własnych, ukrytych celów zdawało się być kuszącą opcją, a sama Wiedźma mogła odnaleźć w tym własne korzyści.

Na pokładzie samolotu dominowały pozbawione życia szarości i czernie. Ciemne i gęste chmury zwiastowały nadchodzącą burzę. Wanda jednak odnajdywała ukrytą w obłokach melancholię, która napawała ją finezyjnym spokojem. Nigdy nie identyfikowała się z dionizyjskim stylem życia, toteż nastawienie wiedźmy nigdy nie było usłane pozytywnością. W głowie tworzyła szkic planu, który miała zamiar wykorzystać tuż po wylądowaniu w Stanach. Grubą kreską oddzielała pochopne działania, tymże razem musiała postępować z ostrożnością i odgórnym przemyśleniem konsekwencji.
—— Od jak dawna ponownie współpracujesz z Tarczą? Wcześniej nie miałyśmy okazji się poznać... —— zaczęła, wyczuwając za sobą obecność niedawno poznanej. Skrzyżowała ramiona na piersiach, decydując się na odwrócenie w kierunku rozmówczyni. Szczerze powiedziawszy była zaintrygowana historią długowiecznej agentki. 
—— Co skłoniło cię do powrotu, agentko Carter? W przeszłości również polowałaś na rasę z genem X czy zrobili to za ciebie naziści? —— dodała, zauważając niewielką tabliczkę z nazwiskiem. 

Z początku niewielkie turbulencje nie zdawały się przynosić realnego zagrożenia załodze samolotu, toteż nikt nie zwrócił na to uwagi. Przeczucie ostrzegało jednak Wandę o nadejściu złych wydarzeń. W mgnieniu oka zbliżyła się do agentki Carter, przebiegając przez wnętrze samolotowego kadłuba.
—— Powinniśmy lądować. Natychmiast! Dalszy lot jest zbyt niebezpieczny. —— rzuciła stanowczym tonem, a tuż po tym ognista poświata wybiła jedno z okien. Ostre kawałki szkła przetoczyły się po matowej posadzce, a gorąc płomieni odczuwalna była z odległości kilku metrów.
—— Straciliśmy prawe skrzydło! —— najprawdopodobniej krzyk pilota wybrzmiał w głowie kobiety. Szkarłat objął zniszczoną część skrzydła, próbując utrzymać go w stabilnej pozycji jak najdłużej. Dłonie rudowłosej tańczyły we własnym rytmie, walcząc z potężnym ciężarem. Cholera, mruknęła pod nosem, by zaraz zacisnąć wargi w cienką linię. Maksimum mocy okazał się niewystarczalny, a kolejny atak w postaci niezidentyfikowanego ostrzału pozwolił samolotowi na stoczenie się w otchłań obcych wód. Zniszczony do cna srebrzysty ptak tchnął ostatni dech w przestworzach, aby usnąć pod oceaniczną kołdrą. 

Fale w niespiesznym tonie dobijały do brzegu. Blask zachodzącego słońca muskał błękitną taflę z wieczorną delikatnością, chwilami kryjąc się pod powłoką chmur. Mutantka poruszyła jedną z dłoni, pod opuszkami palców wyczuwając ziarenka wilgotnego piachu. Wysoki śpiew ptaków malowany szumem fal przywrócił Wandę do pełnej świadomości. Zakasłała nagle, unosząc się prędko do pozycji siedzącej, by z łatwością pozbawić się resztek słonej wody z płuc. Odruchowo przysunęła dłoń do czoła, a pulsujący i nieprzyjemny ból rozniósł się w okolicy skroni. Opuszkami palców wyczuła ciepłą krew, wolno wypływającą z niewielkiej otwartej rany. Kątem oka w oddali dostrzegła wyrzucone na brzeg ciało, co w pełni przykuło uwagę kobiety. Nie sądziła, że kiedykolwiek w życiu odetchnie z ulgą dostrzegając prawdopodobne zwłoki na plażowym odludziu... Życie potrafi zaskakiwać. Wzdrygnęła się, gdy wtem jak się okazało - agentka Carter - odzyskała przytomność, racząc ustronne miejsce niespodziewanym, głośnym kaszlnięciem. Odetchnąwszy z ulgą, podniosła się z miejsca, aby zaraz skierować się w stronę towarzyszki niedoli.
—— Nie sądziłam, że kiedykolwiek ucieszę się na twój widok... —— rzuciła w kierunku ciemnowłosej, niepewnym i chwiejnym krokiem mknąc po piaszczystej plaży —— Miałyśmy sporo szczęścia, agentko. —— dodała, raz po raz krzywiąc się nieznacznie, gdy tylko obolałe części ciała dawały o sobie znać.