
Sal uważnie obserwował poczynania Franka, czując się przy tym odrobinę jak nachalny intruz, który najwyraźniej przewrócił cały świat Furtera do góry nogami, a teraz układał go na nowo, zupełnie nie z oczekiwaniami doktora. Może i czułby się winny, gdyby nie fakt, że robił to wszystko przecież w dobrej wierze, chcąc ocalić życie może i trochę świrniętego Franka, ale wciąż nie zasługującego na okrutny koniec z rąk ducha, kierowanego nienawiścią. W końcu dla nikogo nie chciał podobnego losu, zawsze uważając, że za każdym zachowaniem, nawet tym złym, musi się coś kryć, najczęściej zwykła krzywda. Co prawda było mu również szkoda Eddiego, który skończył zabity przez Furtera, ale nic nie mogło przywrócić mu życia; Sal mógł jedynie spróbować przekonać go do zaniechania swoich pośmiertnych planów zemsty. A wiedział, że czasami zwykła rozmowa otwiera sporo drzwi, które dotąd zdawały się być zamknięte na klucz.
— Nie do końca — odparł na pytanie mężczyzny. — Eddie nigdy w zaświaty nie trafił. Jest jakby... pomiędzy. — Widząc wyraźne niezrozumienie, malujące się na twarzy Franka, opuścił rękę z milczącym już GearBoyem i przeszedł do bardziej szczegółowych wyjaśnień. — Jest coś takiego, jak śmierć duszy, która następuje po śmierci ciała. Jednak Eddie jej nie doświadczył, bo najwyraźniej coś zbyt mocno trzyma go tutaj, żeby mógł odejść. W tym przypadku prawdopodobnie jest to zemsta na tobie, ma ci za złe, że go zabiłeś, nie chciał umierać. Nawet jeśli był to zwykły wypadek. — Wzruszył ramionami, postanawiając nie wnikać w szczegóły owego wypadku, przeczuwając, że w zasadzie wcale nie chce je poznać. Przynajmniej na razie, dopóki nie będzie mu to potrzebne.
Chwilę później ruszył za mężczyzną, słuchając jego paplaniny, właściwie nie mając nic przeciwko, że słowa doktora wypełniają ciszę. W dodatku sam Frank wydawał się dużo spokojniejszy, mogąc przejąć inicjatywę w rozmowie, więc tym bardziej Sal nie zamierzał w jakikolwiek sposób protestować. Poza tym mógł się czegoś dowiedzieć, a im dłużej słuchał Furtera, tym bardziej rozumiał złość Eddiego i jego chęć zemsty.
Musiał przyznać przed sobą, że Frank chyba wcale nie był jedynie niegroźnym ekscentrykiem. Wcześniejsze wydarzenie rzeczywiście mógł chwilę temu uznać za niefortunny incydent, ale teraz wcale nie był aż taki pewny, czy jego chęć pomocy kierowana była na odpowiednią osobę. Być może Frank zasłużył na to, co teraz działo się w jego zamku. Cóż, nigdy nie był pierwszy do oceniania innych po zaledwie krótkiej znajomości, więc nie przekreślał Furtera tak od razu, ale postanowił mieć go na oku. W końcu wciąż mógł pomóc Eddiemu trafić tam, gdzie zazna spokoju.
— A nie uważasz, że zamiast wycinać mu mózg, to mogłeś z nim porozmawiać na temat jego zachowania? — zapytał, kiedy drzwi windy zasunęły się za nimi. — Może nie wiedział, że nie podoba ci się jego spędzanie czasu z twoją podopieczną? Wiesz, czasami coś, co dla nas wydaje się oczywiste, dla innych wcale takie nie jest. Może w tym leży największy problem?
Wyszedł za mężczyzną, zatrzymując się tuż obok niego, po czym rozejrzał się. Przez chwilę czekał na to, co się wydarzy, ale kiedy Frank pociągnął wajchę, a klapa, która wcześniej wydawała się nieruchomą częścią, zaczęła opadać, zrozumiał. Czekał cierpliwie, aż cały proces dobiegnie końca i będzie mógł wreszcie wejść do środka, jednak zerknął jeszcze na doktora, kiedy ten odezwał się.
Sally delikatnie przechylił głowę w bok, jakby w zastanowieniu, wpatrując się nieruchomym okiem w twarz mężczyzny, podczas gdy drugie uciekło w stronę wajchy, na której ten się oparł; Sal przez krótką chwilę obawiał się, że Furter zamknie go w ukrytym pomieszczeniu, w którym zginął Eddie, ale dość szybko odgonił od siebie podobne myśli. Oboje oczu ponownie skoncentrowało się na Franku.
— Wolałbym nie przekazywać mu podobnych rzeczy, to mogłoby go zdenerwować jeszcze bardziej — odparł poważnie, po czym wyciągnął rękę w stronę mężczyzny. — Mógłbyś mi na moment pożyczyć jego oko? Myślę, że może się przydać.
Kiedy dostał zawinięty w chusteczkę przedmiot, odwrócił się i ruszył do pomieszczenia, przy okazji włączając swojego GearBoya. Urządzenie przez dobrą chwilę nie wykazywało żadnej aktywności, ale po parunastu krokach wreszcie rozległo się znajome pikanie, które naprowadziło Sally'ego w odpowiednie miejsce, dokładnie w to, w którym Eddie dokonał żywota. Cofnął się o krok, a później wcisnął jeden z przycisków; wokół niego rozległo się wyładowanie, które zaraz skupiło się tuż przed nim, tym samym zmuszając ducha do zmaterializowania się.
Sal uniósł głowę i spojrzał na półprzezroczystego mężczyznę. Eddie nie wyglądał na zbyt zadowolonego, ale wydawał się nieco zaintrygowany nową obecnością.
— Cześć, jestem Sal. Ty jesteś Eddie, prawda? — zapytał, a po chwili wahania duch przytaknął skinieniem głowy. Wtedy Sally rozwinął chusteczkę i wyciągnął rękę w jego stronę, gdzie na otwartej dłoni spoczywało oko. — To chyba należy do ciebie.

Rozmowa z Eddiem trwała przez jakiś czas. Duch, najwyraźniej zachęcony zainteresowaniem Sala, zdecydował się na mówienie. Z początku wszystkie jego słowa były dość chaotyczne i przepełnione złością na tyle, że kilka przedmiotów w pomieszczeniu gwałtownie zmieniło swoje miejsce, jedna nawet wyleciała poza, jakby Eddie specjalnie próbował celować we Franka, bądź chociaż pokazać mu, że po śmierci wcale nie jest taki bezbronny. Sally kilka razy musiał dopytać o niektóre kwestie, kiedy Eddie za bardzo dawał się ponieść emocjom, ale wreszcie udało im się znaleźć jakiś kompromis, a przynajmniej zamierzali spróbować. Co prawda, duch wciąż nie był nastawiony szczególnie pozytywnie do tego pomysłu, ale obiecał na jakiś czas odroczyć próby skrzywdzenia Franka, a przynajmniej jeśli chodziło o rzeczywiste niebezpieczeństwo, bo temat mniej śmiertelnych, ale wciąż uciążliwych żartów przemilczał, jasno tym samym sugerując, że nie zamierza z nich rezygnować.
Kilka minut później, kiedy Eddie ponownie rozpłynął się w powietrzu, Sally, zabierając wcześniej oko, które wylądowało na podłodze, kiedy półprzezroczyste dłonie ducha zniknęły, wrócił do Franka. Sal musiał przyznać, że chyba nigdy nie widział nikogo tak znudzonego, a jednocześnie zaciekawionego, co wywołało lekki, choć niewidoczny spod maski, uśmiech na jego twarzy.
Może w jakiś dziwny, pokręcony, ale na swój sposób, mu zależy, przemknęło Salowi przez myśl.
— Możemy pójść w jakieś bardziej neutralne miejsce, żeby porozmawiać? — zapytał, zaraz ruszając za mężczyzną z powrotem do windy. — To mogę ci już oddać, przynajmniej na razie. Przyda się przy następnej okazji, Eddie lubi je trzymać. — Wyciągnął w stronę doktora ponownie zawinięte w chusteczkę oko.
Tym razem Frank zaprowadził Sally'ego do kuchni, chłopak zajął jedno z krzeseł, zerkając przy okazji na mężczyznę, jednego ze służących, którego wcześniej widział, a który teraz stał przy ścianie, wyglądając jednak na niezbyt zaineresowanego tym, co się dzieje wokół.
— Udało mi się porozmawiać z Eddiem — podjął zaraz, kierując pełną uwagę na Furtera. — Tak jak podejrzewałem, jest rzeczywiście na ciebie zły za to, że go zabiłeś. Uważa, że wcale mu się nie należał taki los i że w takim wypadku również powinieneś być martwy. Ale powiedział też, że całkiem fajnie czuje się jako duch, określił to, jakby był na wiecznej, mocnej fazie — Sal wzruszył lekko ramionami, jakby nie do końca wiedział, co dokładnie Eddie miał na myśli — i uznał, że jeśli będziesz chciał z nim porozmawiać przy czymś mocniejszym, to może uda wam się coś wyjaśnić. Myślę, że powinieneś go przeprosić, Frank. To ważne, żeby to usłyszał. Może to jest też coś, co go tutaj trzyma, oczekuje czegoś w zamian. Przemyśl to, proszę. Jeśli będziesz chciał z nim porozmawiać, to będę mógł zorganizować wam takie spotkanie. Ale musisz być zdecydowany i pamiętać, żeby nie rozgniewać go jeszcze bardziej. Na razie obiecał, że nie będzie próbować cię zabić, ale nie wiem na jak długo.
