❝❝𝐚𝐧𝐝 𝐝𝐫𝐚𝐠𝐨𝐧𝐬 𝐝𝐚𝐧𝐜𝐞𝐝 𝐚𝐠𝐚𝐢𝐧.❞ ▬▬
Dziecięce spory nie miały swoich zapisków w przeszłości, o którą młody książę tak często zabiegał. Jako drugi syn, zapomniany i odsunięty na bok, nie miał w zanadrzu tylu luksusowych opcji, co Aegon. Rzeczywistość butnie przypominała mu o tym każdego wieczora; dopiero po zdobyciu Vhagar zyskał w oczach rodziny, dworu, a nawet swoich prześladowców. Nikt nie spoglądał na jego umiejętności w walce, idealną wymowę valyriańskiego, czy praktyczne podejście do tematów wojny. Jako drugi syn zdany był na łaskę swej matki, co nieprzyjemnie odciskało piętno na jego duszy. Śmierć Lucerysa znacznie pogrążyła jego pozycję na dworze, a także wystawiła Królestwo na ciężką próbę, którą winien był naprawić. Gdyby uczynił to zapijaczony Aegon, tytułujący się obecnie Królem, Alicent zamiotłaby sprawę pod dywan, ba, być może nawet płaszczyła się przed Rhaenyrą, błagając o wybaczenie dla swojego pierworodnego. Ich matka, zaślepiona emocjonalnym przywiązaniem do przyjaźni z dzieciństwa, wkrótce sprowadzi jeszcze gorszą zgubę na Królestwo, kierując się jedynie swoimi egoistycznymi pobudkami. Nie mógł do tego dopuścić, dlatego poniekąd zgodził się na zaręczyny, gdyż miało mu to pomóc w dalszych, znanych tylko jemu - planach. Vaella była łatwym do zmanipulowania celem, młoda dziewczyna z rodziny Targaryenów, nieposiadająca smoka, zdana jedynie na łaskę swojego brata. Owszem, kuzynostwo posiadało całkiem pokaźny zamek, lecz był on niczym w porównaniu z możliwościami Królewskiej Przystani.
Pewność siebie i arogancja to cechy wrodzone, bez których niemożliwym było osiągnięcie szczytów na królewskim dworze. Aemond zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nie zwrócił nawet uwagi na słowa Vaelli, prowadząc dziewczynę wzdłuż parkietu, narażając ich dwójkę na nieproszone uwagi gości, a także niedyskretne spojrzenia. Nieczęsto bowiem książę brał udział w podobnych uroczystościach, nie mówiąc o tanecznych występach, które mimo wszystko miał opanowane do perfekcji. Nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd. Taniec był chaotyczny i nieskładny, co w pewnym momencie zirytowało Aemonda, lecz zanim pozwolił sobie na śmielszy ruch, Vaella zgrabnie wycofała się z jego ramion, kierując się do stołu, aby odebrać dwa kielichy wina. Uniósł brew z zaskoczeniem, lecz twarz nadal pozostawała nie do odczytania. Powolnym krokiem zbliżył się do stołu, wyprostowany, odbierając od niej jeden z nich, pytająco taksując dziewczynę spojrzeniem.
"Odważny toast, a być może czysta głupota?" Przemknęło przez jego myśli, gdy zwrócił oko na swoją matkę. Vaella przyjęła jego zaręczyny, co dla Aemonda nie było żadnym zaskoczeniem, najpewniej w całym swoim życiu nie otrzymałaby bardziej dogodnej propozycji. Alicent odetchnęła z ulgą, kiwając głową w stronę syna, rada, że najprawdopodobniej pozbyła się kolejnego problemu, wykorzystując do tego swoje dzieci. Wzdrygnął się delikatnie, czując usta kobiety na swoich, lecz uczucie było tak szybkie i przemijające, że jedynie uśmiechnął się nikle w odpowiedzi, upijając łyk wina. Dwór gratulował im bez końca, pijany Aegon niemalże wylał całe wino z zaskoczenia na służki, a Haelena potulnie skinęła głową, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem:
"Fałszywe obietnice nie uczynią Cię lepszym. Bogowie dostrzegają Twoje intencje."
Aemond zmierzył ją surowym spojrzeniem, lecz słowa Vaelli, zaledwie chwilę potem, sprowadziły go z powrotem na ziemię.
- Śmiem twierdzić, droga kuzynko, że zawsze robię to, co jest ode mnie oczekiwane. - odpowiedział z wolna, przyglądając się jej twarzy. Zawsze fascynowało go to rodzeństwo, zwłaszcza ich znamiona na całym ciele, które z pewnością symbolizowały większą prawdę. On sam był niedoskonały, a większość ludzi na dworze umykała w pośpiechu, gdy tylko próbował ściągnąć skórzaną przepaskę z oka. W tym byli do siebie podobni, lecz uraza w jego sercu skrywała długą i krętą ścieżkę.
- Maegor nie jest głupcem, jak mój brat. To oczywiste, że darzy Cię głębokim szacunkiem i uczuciem. Nie muszę martwić się jego poparciem, gdyż sądzę, że to kwestia przypieczętowana naszymi zaręczynami. - urwał, czując jej dłoń na swoim policzku.
Przeszły go momentalne dreszcze. Aemond zazwyczaj unikał jakiegokolwiek dotyku, którego sam nie inicjował, działo się to jedynie pod osłoną nocy, gdy odwiedzał różne przybytki bez towarzystwa brata. Ciepło jej dłoni było zaskakująco kojące, lecz następne słowa obudziły w nim coś nieprzyjemnego. Złapał dość sugestywnie nadgarstek kobiety, zanim zdążyła całkowicie się od niego odsunąć i przycisnął ją do swojego ciała, drugą dłoń umieszczając stanowczo na plecach Vaelli.
- Bogowie mogą być niedługo świadkiem śmierci drugiego bękarta, jeżeli zechcą dalej wystawiać mnie na próby. - wypowiedział po valyriańsku, tuż przy uchu dziewczyny, nachylając się nad nią, aby nikt inny nie wychwycił jego słów. - Byłaby to jednak wielka szkoda, nieprawdaż? Gdy tylko odzyskasz tytuł na dworze, posiądziesz jednego z dzikich smoków. Moja małżonka musi być gotowa wyruszyć ze mną na wojnę. - kończąc słowa, które brzmiały w tym wypadku bardziej jak rozkaz, niż tylko informacja, odsunął ją od siebie i skłonił się przed kobietą, powracając do rozmów z częścią lordów.
Dziecięce spory nie miały swoich zapisków w przeszłości, o którą młody książę tak często zabiegał. Jako drugi syn, zapomniany i odsunięty na bok, nie miał w zanadrzu tylu luksusowych opcji, co Aegon. Rzeczywistość butnie przypominała mu o tym każdego wieczora; dopiero po zdobyciu Vhagar zyskał w oczach rodziny, dworu, a nawet swoich prześladowców. Nikt nie spoglądał na jego umiejętności w walce, idealną wymowę valyriańskiego, czy praktyczne podejście do tematów wojny. Jako drugi syn zdany był na łaskę swej matki, co nieprzyjemnie odciskało piętno na jego duszy. Śmierć Lucerysa znacznie pogrążyła jego pozycję na dworze, a także wystawiła Królestwo na ciężką próbę, którą winien był naprawić. Gdyby uczynił to zapijaczony Aegon, tytułujący się obecnie Królem, Alicent zamiotłaby sprawę pod dywan, ba, być może nawet płaszczyła się przed Rhaenyrą, błagając o wybaczenie dla swojego pierworodnego. Ich matka, zaślepiona emocjonalnym przywiązaniem do przyjaźni z dzieciństwa, wkrótce sprowadzi jeszcze gorszą zgubę na Królestwo, kierując się jedynie swoimi egoistycznymi pobudkami. Nie mógł do tego dopuścić, dlatego poniekąd zgodził się na zaręczyny, gdyż miało mu to pomóc w dalszych, znanych tylko jemu - planach. Vaella była łatwym do zmanipulowania celem, młoda dziewczyna z rodziny Targaryenów, nieposiadająca smoka, zdana jedynie na łaskę swojego brata. Owszem, kuzynostwo posiadało całkiem pokaźny zamek, lecz był on niczym w porównaniu z możliwościami Królewskiej Przystani.
Pewność siebie i arogancja to cechy wrodzone, bez których niemożliwym było osiągnięcie szczytów na królewskim dworze. Aemond zdawał sobie z tego sprawę, dlatego nie zwrócił nawet uwagi na słowa Vaelli, prowadząc dziewczynę wzdłuż parkietu, narażając ich dwójkę na nieproszone uwagi gości, a także niedyskretne spojrzenia. Nieczęsto bowiem książę brał udział w podobnych uroczystościach, nie mówiąc o tanecznych występach, które mimo wszystko miał opanowane do perfekcji. Nie mógł pozwolić sobie na żaden błąd. Taniec był chaotyczny i nieskładny, co w pewnym momencie zirytowało Aemonda, lecz zanim pozwolił sobie na śmielszy ruch, Vaella zgrabnie wycofała się z jego ramion, kierując się do stołu, aby odebrać dwa kielichy wina. Uniósł brew z zaskoczeniem, lecz twarz nadal pozostawała nie do odczytania. Powolnym krokiem zbliżył się do stołu, wyprostowany, odbierając od niej jeden z nich, pytająco taksując dziewczynę spojrzeniem.
"Odważny toast, a być może czysta głupota?" Przemknęło przez jego myśli, gdy zwrócił oko na swoją matkę. Vaella przyjęła jego zaręczyny, co dla Aemonda nie było żadnym zaskoczeniem, najpewniej w całym swoim życiu nie otrzymałaby bardziej dogodnej propozycji. Alicent odetchnęła z ulgą, kiwając głową w stronę syna, rada, że najprawdopodobniej pozbyła się kolejnego problemu, wykorzystując do tego swoje dzieci. Wzdrygnął się delikatnie, czując usta kobiety na swoich, lecz uczucie było tak szybkie i przemijające, że jedynie uśmiechnął się nikle w odpowiedzi, upijając łyk wina. Dwór gratulował im bez końca, pijany Aegon niemalże wylał całe wino z zaskoczenia na służki, a Haelena potulnie skinęła głową, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem:
"Fałszywe obietnice nie uczynią Cię lepszym. Bogowie dostrzegają Twoje intencje."
Aemond zmierzył ją surowym spojrzeniem, lecz słowa Vaelli, zaledwie chwilę potem, sprowadziły go z powrotem na ziemię.
- Śmiem twierdzić, droga kuzynko, że zawsze robię to, co jest ode mnie oczekiwane. - odpowiedział z wolna, przyglądając się jej twarzy. Zawsze fascynowało go to rodzeństwo, zwłaszcza ich znamiona na całym ciele, które z pewnością symbolizowały większą prawdę. On sam był niedoskonały, a większość ludzi na dworze umykała w pośpiechu, gdy tylko próbował ściągnąć skórzaną przepaskę z oka. W tym byli do siebie podobni, lecz uraza w jego sercu skrywała długą i krętą ścieżkę.
- Maegor nie jest głupcem, jak mój brat. To oczywiste, że darzy Cię głębokim szacunkiem i uczuciem. Nie muszę martwić się jego poparciem, gdyż sądzę, że to kwestia przypieczętowana naszymi zaręczynami. - urwał, czując jej dłoń na swoim policzku.
Przeszły go momentalne dreszcze. Aemond zazwyczaj unikał jakiegokolwiek dotyku, którego sam nie inicjował, działo się to jedynie pod osłoną nocy, gdy odwiedzał różne przybytki bez towarzystwa brata. Ciepło jej dłoni było zaskakująco kojące, lecz następne słowa obudziły w nim coś nieprzyjemnego. Złapał dość sugestywnie nadgarstek kobiety, zanim zdążyła całkowicie się od niego odsunąć i przycisnął ją do swojego ciała, drugą dłoń umieszczając stanowczo na plecach Vaelli.
- Bogowie mogą być niedługo świadkiem śmierci drugiego bękarta, jeżeli zechcą dalej wystawiać mnie na próby. - wypowiedział po valyriańsku, tuż przy uchu dziewczyny, nachylając się nad nią, aby nikt inny nie wychwycił jego słów. - Byłaby to jednak wielka szkoda, nieprawdaż? Gdy tylko odzyskasz tytuł na dworze, posiądziesz jednego z dzikich smoków. Moja małżonka musi być gotowa wyruszyć ze mną na wojnę. - kończąc słowa, które brzmiały w tym wypadku bardziej jak rozkaz, niż tylko informacja, odsunął ją od siebie i skłonił się przed kobietą, powracając do rozmów z częścią lordów.
