JustPaste.it

╔═══════════════════════ ✧ ✦ ✧ ═══════════════════════╗

ee359a1ab94b706cb5e8e8dad7fd8263.jpg

╚═══════════════════════ ✧ ✦ ✧ ═══════════════════════╝

Gęste powietrze z dworu wpadało przez małe okienko do pomieszczenia, które Julianne uważała za swój gabinet. Od kilku dni pogoda nie dawała żyć mieszkańcom, przyjezdnym, a najbardziej dawała w kość lekarzowi oraz pielęgniarce. Nagły upał, który nawiedził rejon opuszczony przez samego Stwórcę, o którym wydawać by się mogło zapomniał cały świat, otumaniał wszystkich oprócz tej dwójki, która musiała być zwarta i gotowa na każde wezwanie, a tych w ostatnich dniach było naprawdę wiele. Tak jak przez cały rok Pani Bellair mogła zanotować może góra trzech odwiedzających przychodnię dziennie, tak przez te upały w ciągu doby zdążyli wyrobić limit roczny. Najczęstsze oczywiście były zawały u mieszkańców starszych, młodsi zaś wydawać by się mogło wpadli w szał i rozrabiali na potęgę co kończyło się bójkami, złamanymi kończynami, nosami czy zwichnięciami. Kobiety w ciąży, które były szczególnie narażone - panikowały przedwczesnym porodem, a raczej strachem, iż ten na pewno nadchodzi, bo przecież te skurcze są jakieś dziwne! Następna grupa dotknięta upałem to przejezdni, którzy byli najzwyczajniej w świecie lekceważeni i odsyłani do domu, bo nic im nie dolega, a wszelakie dolegliwości to tylko ich omamy spowodowane ciepłem, gorączką czy zmęczeniem. Julianne poniekąd z ciężkim sercem odsyłała intruzów, którzy zjawiali się w mieście, ale z drugiej zaś strony nie mogła przecież lekceważyć głosu w swojej głowie. Głosu rozsądku rzecz jasna. Oraz tego co wbił jej do głowy lekarz i jej szef "nie przyjmujemy ludzi bez ubezpieczenia, bo to przynosi straty!". ON nie lubił sprzeciwów, a ona miała szacunek wielki dla swojego szefa stąd więc taka, a nie inna postawa, mimo, iż obiecywała dbać o każde życie i je ratować w razie potrzeby. Poniekąd kobieta była między młotem, a kowadłem, ale potrzeba pracy była silniejsza niż głos rozsądku.

Dzisiejszego ranka brunetka wstała z ociąganiem. Nie uśmiechał jej się kolejny dzień w pracy, jednak telefon dzwoniący o szóstej rano uniemożliwił jej dalszy sen. Zanim jednak zdążyła dojść do cholernej komórki leżącej na stoliku pod oknem, do jej sypialni wparował Roger Bellair. - Czy ten przeklęty telefon musi tak dzwonić?! Czy nie potrafisz wstać i go odebrać?! Wiesz, że nienawidzę, gdy budzi się mnie bez potrzeby, a ten cholerny dźwięk obudził by Twoją matkę z grobu! - Krzyki męża rozchodziły się po małym pomieszczeniu, a kobieta wydawała się jakby kurczyć w sobie. Postawa, którą automatycznie przybrała, była postawą obronną, a przynajmniej Julianne chciałaby takową, skuteczną poznać. Jej ręce ułożyły się nad głową, by ochronić w razie ataku tą część ciała. Wściekły mężczyzna nie bacząc na strach żony szarpnął ją za rękę, a następnie wymierzył siarczysty policzek, patrząc niewieście prosto w oczy. Szarpanina ta miała wyraz tylko i wyłącznie jednostronny, gdyż pielęgniarka nawet nie próbowała się bronić. Potarła tylko czerwony od dłoni męża policzek i wydukała cicho słowa przeprosin. Na jej szczęście szatyn zaniechał dalszych czynności wobec bezbronnej kobiety i po prostu opuścił pomieszczenie. 

Po szybkim prysznicu, po raz pierwszy od dawna Julianne poświęciła przed lustrem dłużej niż kilka minut. Okład, który zrobiła pomógł jej na tyle, by na twarzy nie pozostał wielki ślad po porannym incydencie. Lekarz może i przywykł do tego, iż jego podwładna pojawiała się w pracy z siniakami na twarzy, gdyż inne mogła zasłonić materiałem długiego rękawa przy koszuli bądź sukience, a nogi również skutecznie ukrywała. Najgorszymi miejscami były oczywiście własnie twarz czy szyja. Mieszkańcy niekoniecznie wydawać by się mogło, iż przywykli do krzywdzonej przez męża kobiety, jednak nikt nie reagował na przemoc w domu Państwa Bellair, bo skoro kobieta dostawała co rusz, to najwyraźniej zasłużyła. Trzymając się tej dewizy stare plotkary wymyślały różne plotki, a inni dorabiali swoje teorie. Nieraz wzdychając nad losem biednej pielęgniarki, zaraz o niej zapominano, gdyż mieszkańcy Shadow Hill nie wciskali swojego nosa w nie swoje sprawy, z łatwością przychodziło im ocenianie innych, aczkolwiek pomoc była pomijanym punktem. 

Szał w przychodni trwał od rana, a na domiar złego w przychodni zjawiła się niewiasta, która dopiero wróciła w progi miasteczka, a zamarzyła jej się kariera lekarska. Co prawda niewiele było tutaj osób, które po opuszczeniu miasta do niego wracały, ale ta wydawała się być posłuszna swej rodzinie, która nakazała jej wrócić, a chciała służyć również swym dobrem miastu. Lekarz zajmujący się co gorszymi przypadkami oddał młodą Jacqueline pod opiekę doświadczonej pielęgniarki, co by młoda od pierwszego dnia mogła zmierzyć się z trudem tej pracy, by następnie docenić uroki bycia lekarzem. Widząc zagubienie młodej dziewczyny brunetka była nieco poirytowana, jednak jej dobre serce, wyrozumiałość, ciepło czy dość duże opanowanie pozwoliło na dobrą współpracę oraz pomoc młodej w opanowaniu bałaganu, który robił się coraz większy w przychodni. Ponieważ Pani Bellair musiała asystować lekarzowi w niezbyt trudnej operacji, Jackie dostała za zadanie opanowanie całej przychodni i pokazaniu w praktyce tego, czego nauczyła się w szkole. 

Po skończonej operacji, wymyciu się z grubsza i przebraniu, brunetka wróciła do opanowywania chaosu, który był coraz większy, a nie coraz mniejszy jak miała nadzieję, że się stanie, gdy praktykantka zacznie zajmować się co pomniejszymi przypadkami. Julianne działając niemal jak maszyna, po pierwsze kazała przyszłej o̶b̶y̶ ̶n̶i̶e̶ lekarce iść do domu, po drugie od jednego czekającego, dążąc do drugiego, co niektórych, symulujących wyganiając do domu. Jackie jeszcze przed wyjściem w swoim prywatnym ubraniu podała na polecenie starszej pielęgniarki kompres krwawiącemu mężczyźnie, a następnie zniknęła za drzwiami gabinetu lekarza, który chciał z młodą tylko porozmawiać.  Po przesiewie rannych i opatrzeniu tych najbardziej potrzebujących Juls zaprosiła do swojego gabinetu połączonego z zabiegowym, krwawiącego mężczyznę. Przypadek ten był na tyle lekki, że mógł poczekać, ale problem z krwotokiem był na tyle długi, iż zaczął być niepokojący.

- Dzień dobry. - Zmęczony głos kobiety zdradzał fakt, iż ta marzyła by ten dzień się zakończył, a niestety nie zapowiadało się by jego dalsza część była zbyt miła. Wskazawszy kozetkę, tym gestem rozkazała mężczyźnie zajęcie na niej miejsca. Po ubraniu rękawiczek i odchyleniu kompresu, ta stwierdziła, iż krwotok w dalszej części nie ustał. Lekceważąc pytanie prawdopodobnie mieszkańca, Juls zaczęła zadawać własne pytania. - Długo ten krwotok trwa? Często miewa Pan te napady? Choruje Pan na coś? Proszę się położyć na kozetce w pozycji półleżącej. - Ostatnie zdanie raczej prośbą nie było, a po dokonanym fakcie kobieta wyszukała coś w szafie i przysunęła do kozetki stojak, na którym zawiesiła kroplówkę w witaminą B. -  Myślę, że to tylko osłabienie. Pogoda nam nie sprzyja. Mieszkańcy wariują, nasze organizmy również. Pewnie jest Pan pracoholikiem, co? A może dokucza Panu stres? Nerwy? Jakaś negatywna sytuacja rodzinna? Proszę tu leżeć, nie zajmie to dłużej niż może pół godzinki. - Po wbiciu igły, założeniu wenflonu i zaaplikowaniu kroplików, pielęgniarka podała mężczyźnie zimny kompres, który kazała oczywiście przyłożyć pod nos. Na kark zaś położyła drugi. Po zajęciu się ostatnim pacjentem wróciła do swojego gabinetu gdzie co rusz obserwując mechanika, zajęła się papierkową robotą. Z zewnątrz zaczęły dobiegać do jej uszu różne krzyki i odgłosy sugerujące, iż nie dzieje się nic dobrego tam. Zlekceważyła to jednak rozpoznając głos największej panikary w mieście. Bała się jednak o to co zrobi mężczyzna.