JustPaste.it

⠀⠀Lisbeth Margrét Stefanssdóttir doskonale znała sposób poruszania się dzikiego drapieżnika, szukającego ofiary i przygotowującego się do ataku na każdą stojącą niżej w łańcuchu troficznym istotę, która pojawi się na jego drodze. Sprężysty krok, mimo napiętych mięśni oraz przeszywające spojrzenie, lustrujące najbliższe otoczenie, jakby w poszukiwaniu dogodnego materiału do wbicia weń kłów lub pazurów, aby zamienić go w nicość.

⠀⠀  Tak właśnie wyglądał Kolbeinn Stefansson za każdym razem, gdy w jego idealnym planie powstawała rysa, choć do niedawna siostra premiera nie była tego jeszcze w pełni świadoma, nie znając przyczyn nagłych napadów furii u brata. Tym razem jednak wiedziała, co spędza starszemu mężczyźnie sen z powiek; a raczej kto trzyma go w szachu. Z jednej strony było to wielce satysfakcjonujące, oglądać go w takim stanie ze świadomością, jak wiele przed nią ukrywał i jak wiele przez to jej odebrał. Z drugiej - wściekły Kolbeinn był najgorszym rodzajem Kolbeinna; niczym zranione zwierzę zaczynał bezmyślnie atakować otoczenie, nie przewidując wyników swoich działań z szerszej perspektywy, choć zawsze sprawiał przy tym wrażenie osoby, która nie traci kontroli. I jedynie Lis, finalnie będąca w stanie spojrzeć na niego obiektywnie wiedziała, co czai się za maską chłodu i opanowania.

⠀⠀  Rudowłosa kobieta zacisnęła szczupłe palce na kieliszku z winem, który uniosła do ust, spijając zeń kilka porządnych łyków. Trunek zapiekł ją w gardle, aby po chwili posłać falę ciepła, która rozlała się po jej ciele. Wzrok Stefanssdóttir powiódł w kierunku siedzącego obok niej małżonka, którego zaciśnięta szczęka wyraźnie wskazywała na zestresowanie. Podobną ekspresję wykazywała blada twarz jej szwagierki, Henrietty; ta jednak z całych sił starała się wytworzyć pozory, jak gdyby nigdy nic się nie stało, a tajny posłaniec z wiadomością przeznaczoną wyłącznie dla uszu jej męża wcale się nie pojawił. Cyrk, pomyślała Lisbeth, czując przemożną potrzebę zapalenia papierosa, co aktualnie absolutnie nie wchodziło w grę. Tylko tego brakowało, aby jej nikotynowy nałóg spotęgował i tak wystarczająco napiętą już atmosferę z powodu... no właśnie, czego konkretnie?

⠀⠀  Tok jej myśli przerwał odgłos rozbijającego się o gzyms kominka szkła. Kobieta mimowolnie podskoczyła, zaciskając dłoń na przedramieniu Valgarða, czego szybko pożałowała; dotykanie Ríkharðurssona było równie przyjemne, co głaskanie wyjątkowo oślizgłego płaza, a nawet wówczas Lis wybrałaby to drugie. Resztki szklanki z whiskey opadły na drogi dywan w chwili, gdy do środka weszła jedna z pokojówek premiera, bez zawahania zabierając się za sprzątanie powstałego bałaganu. Choć w normalnych okolicznościach siostra premiera ponownie sięgnęłaby po kieliszek wina, starając się rozpocząć rozmowę o niczym z Henriettą, tym razem wpatrywała się w plecy brata, zastanawiając się, co takiego musiało się wydarzyć, aby Stefansson aż tak stracił nad sobą kontrolę.

⠀⠀  W całym Reykjaviku była tylko jedna osoba, która mogła udzielić jej odpowiedzi na to pytanie. Rozwiązanie zagadki musiało jednak, tak czy inaczej, poczekać do końca jakże uroczego rodzinnego obiadu.

 

 

•      ✦      •

 

 

─── Może zapytaj Kolbeinna?

⠀⠀ Ton Arnþóra, choć łagodny, był wyraźnie nasączony figlarnym przekąsem, który spowodował, że Lisbeth mimowolnie uniosła brwi w geście, który miał jasno świadczyć o tym, że wcale jej to nie bawi. Pomimo swojego "to wcale nie jest śmieszne, Svarnusson" podejścia, nadal nie mogła się nadziwić, iż po tym wszystkim, czego oboje doświadczyli ze strony Stefanssona (choć akurat Arnþór doświadczył tego najdotkliwiej - dosłownie), nadal są w stanie żartować na jego temat na swój szczególny, hermetyczny sposób.

─── Właśnie się rozpędziłam. Na sto procent będzie zachwycony tym pytaniem zważywszy na to, że pod koniec o mały włos nie zabił wzrokiem chłopaka ze swojej służby, który postawił na stole białe, a nie czerwone wino. ─── odparła, manewrując bladymi palcami przy zapięciu kolczyków dłużej, niż było to konieczne.

─── Czarujący jak zawsze. ─── jej towarzysz wzruszył ramionami, rozsiadając się w paskudnym i kompletnie niepasującym do reszty wystroju, jak wszystko w jego mieszkaniu, fotelu.

⠀⠀  Lisbeth wiedziała, że musi grać na zwłokę i przez krótki moment poczuła subtelne ukłucie w sercu, że nawet z nim musi obierać określoną strategię, aby otrzymać określoną informację. U Svanurssona miało to jednak zgoła inne podłoże, a upominanie go za każdym razem, że traktuje ją momentami jak dziecko, nie przynosiło żadnego efektu.

─── Prawda? ─── odparła łagodnym tonem, pozbywając się wreszcie kryształowych kolczyków, które odłożyła na blat odrapanego stołu.

⠀⠀  Odwróciwszy się przodem do ukochanego, dostrzegła na jego twarzy subtelny spokój; zapewne pozwolił sobie na złudne poczucie, iż ich dyskusja się zakończyła i teraz będą mogli przejść do znacznie przyjemniejszych czynności. Niedoczekanie.

─── Żarty na bok, Arnþór. Nie musisz wtajemniczać mnie w każdy krok Twoich przyjaciół... ─── ostatnie słowo nadal ciężko przechodziło jej przez gardło, stąd za każdym razem pobrzmiewała weń ironiczna nuta.

─── Lis...

─── Niemniej ─── uniosła nieznacznie głos, dając mu do zrozumienia, że to ten moment, w którym to ona mówi, a on słucha. ─── Uważam, że mam prawo wiedzieć co wstrząsnęło moim bratem tak mocno.

⠀⠀  Svanursson nadal milczał, więc z niezadowolonym grymasem na ustach sięgnęła po leżącą tuż obok kolczyków papierośnicę i wsuwając pomiędzy wargi pomarańczowy filtr, odpaliła końcówkę fajki, głęboko zaciągając się dymem.

─── Wątpię, aby chodziło o coś pokroju... ─── przygryzła wargę, udając szczególnie zamyśloną. ─── No nie wiem, napisu "Kolbeinn to chuj" na jakimś budynku. Więc?

⠀⠀ Były prokurator przetarł dłońmi twarz, wzdychając ciężko.

─── Kobieto, wykończysz mnie... ty, albo Matthias, jeśli się dowie, że ci powiedziałem...

─── Lepiej ja, niż on. ─── odparła bez zastanowienia, wzruszając przy tym ramionami.

⠀⠀  Arnþór wskazał jej fotel naprzeciwko swojego, na którym usiadła, uprzednio strzepując popiół z papierosa do wyszczerbionej, szklanej popielnicy.

─── My... od jakiegoś czasu przypatrywaliśmy się pewnemu magazynowi. Zdobywaliśmy... pewne informacje, które były szczególnie istotne dla naszej sprawy. W końcu, kiedy już je zdobyliśmy... musieliśmy przejść do działania, a powstałe ostatnio zamieszanie dodatkowo nam sprzyjało. Heh, natura chyba jest po naszej stronie ─── mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, a Lisbeth - choć preferowała twarde konkrety - mimo wszystko była wdzięczna, że w końcu zaczął mówić.

─── No cóż, nie mogę się nie zgodzić, jeśli chodzi o zamieszanie...

─── No właśnie. Dlatego nie mogliśmy już dłużej zwlekać i... ─── Svanursson urwał na chwilę, a ona po prostu widziała oczami wyobraźni kręcące się w jego głowie trybiki, gdy starał się ostrożnie dobrać kolejne słowa. ─── Przejęliśmy ten magazyn.

⠀⠀ Ostatnie słowa wyrzucił z siebie niemal jednym ciągiem, odwracając wzrok; zupełnie tak, jakby zrobił coś złego. W mniemaniu Rebeliantów - możliwe, ale w jej absolutnie nie.

─── Co takiego było... jest w tym magazynie? ─── zapytała od razu, chcąc iść za ciosem, jednak to by było na tyle, jeśli chodziło o przekazywanie informacji; spojrzenie Arnþóra uświadomiło ją w tym, że załączył mu się tryb "ochrony rodzicielskiej", jak zwykła to nazywać.

─── Nie mogę ci powiedzieć, Lis. I tak przekazałem ci już wystarczająco dużo. Gdyby ktoś się dowiedział...

⠀⠀ Momentalnie poderwała się z fotela, wznosząc oczy ku niebu.

─── Naprawdę? Myślisz, że zaraz pójdę naskarżyć, że mi o wszystkim powiedziałeś?

─── Lisbeth, cholera jasna, to nie jest takie łatwe jak ci się wydaje! Nie chodzi o informację pokroju plotki, że żona Bergfinnura spod trójki puszcza się na prawo i lewo! ─── jego nieoczekiwanie uniesiony ton zbił ją z pantałyku, przez co - gdy pierwszy szok opadł - jej dolna warga niebezpiecznie zadrżała; Svanursson od razu to zauważył i wzdychając cicho, nachylił się w kierunku rudowłosej, ujmując jej wolną od papierosa dłoń w swoje. ─── Wybacz. Po prostu... chodzi o ciebie. Bycie jego siostrą nie zapewnia ci immunitetu, choć oddałbym wszystko, żeby tak było. Nadmiar informacji może być dla ciebie zbyt niebezpieczny. Ba! Nawet niewielka ich ilość...

⠀⠀ Stefanssdóttir wiedziała, że tym razem to ostateczny koniec rozmowy. Nie naciskała. Późnym wieczorem, gdy wróciła do domu, od razu skierowała swoje kroki w kierunku balkonu; nawet nie brała pod uwagę choćby zajrzenia do sypialni, w której chrapał przepojony whisky Valgarð. I tak miała zamiar spać na kanapie. Opierając się łokciami o chłodny beton, odpaliła kolejnego papierosa. Duszący dym momentalnie podrażnił jej płuca, jednak wcale tego nie poczuła.

⠀⠀ Podczas, gdy zielone tęczówki Lisbeth śledziły spowodowaną przez wulkan, pomarańczową łunę na nocnym niebie nad Reykjavikiem, myśli kobiety błądziły wokół wspomnianego przez Svanurssona magazynu i - przede wszystkim - jego enigmatycznej zawartości.

⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀ ⠀⠀ ⠀⠀⠀  ⠀ ⠀⠀