⠀⠀
⠀♦ 𝖶𝖾 𝖶𝗂𝗌𝗁 𝗒𝗈𝗎 𝖺 𝗆𝖾𝗍𝖺𝗅 Xmas
⁽ᵃⁿᵈ ᵃ ʰᵉᵃᵈᵇᵃⁿᵍⁱⁿᵍ ⁿᵉʷ ʸᵉᵃʳ⁾
December 26, Boxing Day
- Koń trojański jest w środku. Zaczynaj.
Głos w słuchawce był mechanicznie zniekształcony. Nie sposób odgadnąć nawet tego, czy należał do mężczyzny w średnim wieku, czy może do chłopca ledwie wkraczającego w dorosłość (i ryzykującego usadzeniem za kratami na pół wieku.) Równie dobrze po drugiej stronie zasiadać mogła przy komputerach kobieta i właśnie to było w hakerach najlepsze. Kotka flirtowała z każdym z nich. Dom aukcyjny w Paryżu był ekskluzywny, już sama siedziba paryskiego Christies przypominała elegancki, rozświetlony dużymi oknami prywatny dwór usytuowany w samym sercu Elizejskich Pól. Konstrukcję zdobiły od zewnątrz barokowe kolumny, od środka zaś, ściany pieściła czule secesja, egzotyka krain afrykańskiego kontynentu, impresjonizm i sztuka nowoczesna. Sala główna gromadziła koneserów z dużą ilością gotówki i jeszcze pełniejszym stanem konta. Dla Hardy każdy z nich byłby wspaniałym łupem, ale tego wieczoru jej zadanie było inne; znacznie ambitniejsze.
Mężczyzna w czarnym, klasycznym garniturze wszedł do środka i zajął wyznaczone mu miejsce po okazaniu dokumentów. Fałszywych. Licytował europejską ceramikę z czasów napoleońskich, podnosił rękę, ilekroć oferowano rękopisy wielkich prozaików i z entuzjazmem ożywiał się, kiedy wnoszono płótna z dziewiętnastego wieku. Złodziejka taka, jak Hardy od razu zorientowałaby się, że coś w nim mocno nie gra, ale to uliczny spryt. Nie każdy go ma.
- Pan w pierwszym rzędzie po raz pierwszy, po raz drugi... Sprzedane! Gratulujemy panie Morbius!
- Dałeś mu lipne nazwisko po moim eksie? Nie wierzę... - mruknęła platynowa, włosy spięte miała w kok. Przylegający czarny kombinezon nie miał tym razem białych, miękkich detali, ponieważ zabezpieczenia domu aukcyjnego obejmowały także sensory na podłodze. Przewiązana mocną liną w pasie polegała wyłącznie na swoim refleksie. Nasunęła na oczy noktowizyjne gogle i zsunęła się powoli ku ziemi. Ostrożnie wyciągnęła przed siebie ręce i czekała na znak hakera. Starała się nie mrugać, zapewniając możliwie jak najpełniejszy obraz kamer ukrytych w soczewkach.
- Kiedy skończysz, wskakujesz w koktajlową cekinową kieckę.
Pokazała do kamery środkowy palec.
Szklana kopuła okazała się lekka, Hardy odłożyła ją z gracją i delikatnością na miejsce, ale na atłasowej, miękkiej poduszeczce nie było już obciążenia. Diament zniknął, a wraz z nim 530 i dwa karata. Felicia przeglądała się w błyskotce, nieoszlifowany kamień odbijał jej błyszczące oczy, podkreślał szeroki uśmiech euforii kota, który upolował cenny łup.
- Nieźle jak na dachowca.
- Pierdol się, jestem księżną złodziei.
Diament nie był dla niej. Znała przecież króla.
***
Moriarty zbrodni dostał swoją działkę, odtąd znowu mogła pracować sama. Koty nie potrzebują tłumów, ale naturalnie, lubią być absolutem zainteresowania. Felicia stąpała po stromych schodach w dół powolnym, zwiewnym krokiem i chociaż doskonale wiedziała, co zastanie na samym końcu ścieżki, to i tak czuła się, jak Dorothy Gale z Czarnoksiężnika z Krainy Oz. Jaskrawe stopnie żółtych schodów nasączono fluorescencyjną farbą, zmierzały one do wnętrza stylizowanego na piwnicę, ale i tak uwagę od nich skutecznie odwracały rozwieszone na ścianach plakaty oldschoolowych filmów sci-fi z poprzednich dekad. Kolekcjonerska wartość mierzyła się w tym, że Hardy nigdy wcześniej ich nie widziała. Wkraczając pomiędzy geeków, wybrała swój klasyczny strój; czyli skrzypiącą czarną skórę, klasyczne białe futro, subtelne koronki i maskę z lateksu. Nie musiała się przedstawiać, nie musiała również obawiać się nalotu policji, bo nerdy i gracze ją kochali. Długie palce okryte czarnymi, skórzanymi rękawicami dotykały okładek komiksowych zeszytów, kiedy Felicia przechadzała się wolno pomiędzy półkami. Jej oczy skierowane były na figurki z ruchomymi jointami i na wystawie znalazła kilka z nich, większość postaci popkultury rozpoznała bez trudu, z bohaterami anime miała problem. Pozostałe, większe i droższe modele zalakowano w ciężkich, kartonowych pudłach i rozstawiono na najwyższych poziomach, by utrudnić dostęp tym, którzy przyszli popatrzeć, a nie kupić. Kotka była zdecydowana. W pieczarze geeków nie kradła, ale rzecz jasna kasa, którą wykładała na ladę, była trefna. Z napadów. Platynowe włosy błysnęły między koszulkami. Kobieta podeszła do jednego ze sprzedawców, z szerokim, ujmującym uśmiechem przykładając do górnych partii ciała czarną koszulkę z motywem Venoma.
- Hej, myślałam, że macie tylko lamerskich, nieskazitelnie super super heroes - zagadnęła z lekkością i naturalnością jakby to był też jej świat. A może w pewnym sensie faktycznie był? A co jeśli Felicia Hardy w nowojorskim apartamencie ma nie tylko ogromną, rozłożystą garderobę z kreacjami na wieczór upojnej kradzieży, wieszaki zapełnione koktajlowymi sukniami na odprężenie z szampanem i diamenty w szkatułce? Może, tylko może, patrzy na kolekcjonerski merch, gdy odczuwa samotność; tę, o której milczy, zagłuszając jej echo nocnym swingiem po dachach. Układa się na atlasowym szezlongu, pozwala kadzidłu się tlić i patrzy na swojego Marvel Legends Spidermana. Jeżeli to prawda, to i tak nikt się nie dowie. Koty są skryte. Będąc wciąż w Golden Comics, zamaszystym ruchem ręki wskazała na jedną z wyższych półek. W pudełku doskonale widoczne były akcesoria, a wśród nich długi kij bo- staff i wybuchowa talia znaczonych kart.
- Osobiście wolę antybohaterów, mają historię, motywacje działań a przez to interesującą głębię.
- Nie wiesz jak wielką.
Pomruk zadowolenia okazał się gardłowy, długi i bardzo, ale to bardzo koci. Platynowa złodziejka zasłoniła teatralnie usta dłonią, by zakryć tym samym szeroki, pełen kokieterii uśmiech. Następnie, zmrużyła oczy i przystawiła rozwartą dłoń do warg, posyłając w eter pocałunek.
- Zapakuj dla mnie, Skarbie. I jeszcze to.
Koszulka z Venomem z pewnością wkurzy kogoś, kto lubi myśleć, że jest jej ulubionym pajączkiem.
Niech sobie nie myśli, że tak łatwo zdobywa się atencję kota.
***
Miała już diament i kolekcjonerską figurkę. To było proste. Po ostatnie elementy przemyślanej starannie układanki musiała podążyć śladem wielu innych ludzi, wpatrzonych w swoje osobiste marzenia, obawy i cele. Nikt nie myślał o złodziejce, liczyła się świąteczna magia i ona również ostatecznie jej uległa, choć wcale tego nie planowała. Wieczór oświetlały barwne, złote girlandy i pulsujące lampki. Felicia Hardy stąpała po brukowej kostce, a wokół niej iskrzyły się wszędzie różnokolorowe światełka świątecznego jarmarku. Niebo przecinały wąskie sznury choinkowych świecidełek, na straganach królował marcepan i pierniki. Wysoka drewniana karuzela okręcała się dookoła wieżyczki, głównym motywem był Dziadek do orzechów. Żołnierze w wysokich furażerkach trzymali muszkiety, ich mundury różniły się kolorami i stylem, a pomiędzy nimi tańczyła Klara. Felicia nie znała tego baletu. Zaciekawiona, przystanęła przy widowisku i poczuła przy sobie znajomy, przyjemny zapach. Poznałaby Miguela po krokach, gdyby nie zatraciła się w świątecznym czarze iluminacji, zapachów i głosów. Wyglądał świetnie w eleganckich, lakierowanych butach i dopasowanych czarnych spodniach. Kruczy płaszcz sięgał mu do połowy ud, a wokół szyi nonszalancko owinął bordowy szal. Zatrzymał się tuż za nią, spokojny i poważny tak bardzo, że początkowo myślała, że przyszedł założyć jej kajdanki. I bynajmniej nie dla zabawy. Nieco przygarbiony i zbyt mocno zbudowany w barkach wyglądał trochę jak bodyguard smukłej, delikatnej dziewczyny o długich włosach w odcieniu platyny.
- Cześć, masz dla mnie to, o co cię prosiłam? - zapytała cicho, jedną nogę wysunęła nieznacznie wprzód, opierając na drugiej ciężar ciała. Wygięła się, odchylając głowę w tył. Platyna musnęła Miguela w twarz.
- Przyniosłem wszystko, ale w dalszym ciągu nie widzę w tym logiki.
- Nie musisz, Miguel. Wystarczy, że widzisz mnie - powiedziała z absolutną, niezachwianą powagą. Dlaczego więc sprawiła tymi słowami, tym tonem i tym spojrzeniem, że uwydatniły się jego kły? Ujęła mężczyznę pod ramię, przytuliła się do niego nieznacznie i zadarła wysoko głowę. Błękitne oczy stały się lustrem bożonarodzeniowej magii i nagle okazało się, że nawet ona bywa czasami sentymentalna. Oddech kotki był ciepły. Pachniała Baccarat Rouge 540. Obracała ze spokojem w długich palcach szczegółową, piękną makietę Nowego Orleanu, ale nie patrzyła na detale. Czuła, że jest idealna; potwierdził to dotyk, tekstura, proporcje. Patrzyła na Miguela. W harmonii jego twarzy odnalazła spokój i przez chwilę nie była złodziejką. Była Felicią.
- Poziom dopaminy utrzymany powyżej normy 888 pmol, neuroprzekaźnik serotonina poza skalą; wyczuwam podwyższenie ciśnienia i przyspieszone bicie mięśnia sercowego - pomarańczowa dziewczyna utkana z hologramu nałożyła na nos okulary, przysiadła na ramieniu swojego twórcy i przyglądała mu się długi czas, by w końcu zapytać, zupełnie wprost - Miguel, uprawiałeś seks, czy po prostu jesteś szczęśliwy?
Platynowa odchrząknęła. Zasłoniła ręką połowę twarzy i uciekła w tłum. Przeglądała się w szklanych kulach, podziwiała ich regularność, błysk powierzchni, finezję prostoty oraz ponadczasowość.
- Lyla. Zakończ program. Teraz!
Każdy Spiderman ma w kanonie Black Cat. Niektórzy nawet jej nie dostrzegą i ich ścieżki nigdy się nie ścierają. Większość wybiera Mary Jane.
Dogonił ją. Potrafił to doskonale, a ona nauczyła się to w nim naprawdę bardzo lubić.
- Dla kogo to wszystko? - zapytał, zdejmując z szyi szal. Okrył nim Felicię.
- Dla kogoś, wobec kogo mam dług - szepnęła, bardzo spokojnie i dopowiedziała - Dla przyjaciela.
Stanęła na palcach, by się z nim zrównać. Był wyższy, potężniejszy posturą i znacznie poważniejszy.
- Powiedz mi... Czy byłam w twoim zapadającym się uniwersum, tym w które ingerowałeś bo tylko w nim znalazłeś odrobinę szczęścia?
- Spieprzyłem to. Trzeba było go nie ruszać.
- Tego już nie spieprzysz.
Zamknęła oczy całując go, ale on na nią patrzył; oczy wypełnił wampirzy szkarłat.
Szklana kula z makietą Nowego Orleanu, w centrum action figure Gambita z kijem i kartami. Zamiast śniegu spada diamentowy pył. Pod pokrywą, z tyłu znajduje się prawdziwy nieoszlifowany bezcenny diament Cullinan.
Wesołych świąt, Remy;
Kotka i Miguel.