════════════════════════ ✦ ════════════════════════
To był jeden z tych dni, w których Mezo zawitał do domu na dłużej niż godzinę i w innym celu niż szybka drzemka. Wziął sobie urlop, o którym nikomu nie powiedział i po prostu przestał rozprowadzać prochy przez kilka dni, pozwalając sobie na odpoczynek od spragnionych ćpunów. Żadnych wyjść, planów, liczenia pieniędzy ani pilnowania się, czy ktoś obserwuje transakcje. Spokój. Gdy pojawił się w drzwiach, nie zastał nikogo. Nie można się dziwić, był środek nocy, gdy łaskawie zawitał w swojej dziurze, którą ośmielał się nazywać domem. No, domek był naprawdę bardzo ładny i wcale nie taki mały, ale chłopak niezbyt szczególnie dbał o jego wnętrze. I tak praktycznie w ogóle w nim nie bywał. To się jednak zmieniło w pewnym stopniu, gdy jego kochany starszy brat Joel zdecydował się na wspólne mieszkanie. Mezo zawsze uwielbiał i kochał swojego brata, chociaż nie zawsze to okazywał. Był dla niego raczej jak dobry przyjaciel, ale wciąż rodzina. Skierował się do łóżka, gdzie spędził kolejne kilka godzin śpiąc. I tak w kółko przez kilka dni. Obudził się dopiero wtedy, gdy ciężkie kroki starszego Grenarda zaczęły zakłócać cisze panująca w domu. Podniósł się z łóżka i przecierając oczy wparadował do kuchni.
- Nie było Cię trochę.
Zagadał krótko. Nie było żadnego "dzień dobry" czy "dobrze Cię widzieć". Usiadł naprzeciwko oczekując od niego jakiejkolwiek historyjki gdzie przebywał, gdy Mezo spał w najlepsze przez ostatnie kilka dni. Wpatrywał się w niego dosłownie przez chwilę, by zaraz podnieść się ponownie z krzesła. Nie, nie mógł usiedzieć spokojnie. Potrzeba nikotynowa zbyt dawała o sobie znać, żeby pozwolić młodemu na cokolwiek w pełnym skupieniu. Najpierw papieros, potem można zacząć żyć. Sięgnął po prawie pustą paczuszkę leżącą na blacie i wsunął jednego między wargi, tym samym podając ostatniego swojemu bratu. Chociaż w wielu sprawach w ogóle się ze sobą nie zgadzali, to akurat łączyło ich chociaż tytoniowe uzależnienie. Odetchnął z ulgą, gdy dym wypełnił jego płuca. Wszystko powoli zaczynało stawać się znośne. Tak jak kawa dla innych, tak papierosy dla Grenardów. Wtedy, przysuwając popielniczkę na środek stołu, pomiędzy nich, usiadł ponownie. Tym razem nie miał zamiaru odpuścić.
- No, mów śmiało. Chyba nie będziesz tego przede mną ukrywał.
Nie musiał czekać długo, by usłyszeć szybkie streszczenie ostatnich kilku dni. Nie było w nich niczego, co mogłoby Mezo zaskoczyć. Joel był skrytobójcą, więc kolejny trup był po prostu statystyką na jego liście. Tak jak młody zbierał obsłużonych ćpunów, tak jego brat zabitych ludzi. Urocze z nich rodzeństwo. Chłopaka zainteresowało dopiero to, gdy usłyszał o kolejnym zleceniu.
- Powtórz jeszcze raz nazwisko.
Mruknął, marszcząc brwi w skupieniu. Tak, doskonale je znał. Nie dość, że wymieniony typek był dość średnio szanowanym pseudo-gangsterem, to jeszcze ćpunem gorszym od samego Mezo. No i tym samym jego stałym narkotykowym klientem. Czasem sam chłopak się zastanawiał, jak ten gość w ogóle dalej żyje. Jednak opieka nad klientami nie należała do jego zakresu zadań. I całe szczęście. Nie jego w tym głowa żeby pilnować, czy nabywca przypadkiem nie wstrzyknął sobie troszkę za dużo.
- Wiesz, że doskonale znam tego gościa, prawda?
Rzucił z typowym dla siebie entuzjazmem i uśmiechnął się nieco podejrzanie. Tak, w głowie już kształtował sobie cały plan na najbliższy moment, gdy tylko Joel zdecyduje się na wykonanie zlecenia.
- Nie chcesz całkiem przypadkiem pomocy? To by było dobre!
‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒‒