JustPaste.it
User avatar
𝐏𝐋𝐀𝐘𝐁𝐎𝐘 @TonyStark · Apr 2, 2021 · edited: May 9, 2021
BROKEN DREAMS ; CHAPTER 06

eywrka3rcm5t.gif

JUDY ALVAREZ
ANTHONY STARK
Jak zakładał, doskonale przewidział reakcję kobiety. Rzucając krótkie "nie", wyprzedziła go, najwyraźniej polegając na własnej, niezawodnej pamięci, aby dotrzeć do wyznaczonego miejsca. Stark spowolnił ruchy, delektując się krajobrazem. Niemal postapokaliptyczne obrazy syciły jego oczy; nieważne, jak bardzo wzbraniał się przed tą myślą, kasacja połowy populacji, niewątpliwie przysłużyła się planecie. Było to jednak coś, czego obawiał się przyznać nawet przed sobą samym. Gdyby zyskał kolejną szansę, nie zawahałby się, aby otoczyć Ziemię pancerzem, zupełnie tak, jak podczas przeprowadzania skomplikowanych kalkulacji, mających na celu wyznaczyć najlepszy sposób na zneutralizowanie zagrożeń. Nie rozumiał, dlaczego tego nie zrobił. Drony, patrolujące okolicę, zamiast policji, będącej istotą zbyt słabą i podatną na manipulacje. Miał to wszystko w zasięgu ręki — rozwiązanie. Wolał jednak polegać na drużynie, walce ramię w ramię, pokazując siłę ziemskich obrońców. Nie popisali się.
A więc jednak umiesz mówić?
rzucił, choć nie był do idealny czas na dowcipkowanie.
Pamiętaj, że nie jesteś nikomu nic winna dodał, a kiedy szli w miarę podobnym tempem, wepchnął ręce do kieszeni materiałowych spodni, nieco je wypychając.
Nie wiem, kogo tam spotkamy, ale kimkolwiek by nie była ta osoba, gwarantuję, że nie poczujesz się rozczarowana. W końcu to jeden z Twoich, ale co ja mogę wiedzieć, jestem tylko geniuszem zaśmiał się, zastanawiając się, jak bardzo może się pomylić, wysnuwając tak pewną teorię. Chciał poprawić jej nastrój, przy okazji przekonując samego siebie, że tym razem los ma im do sprezentowania znacznie lepszy rezultat, zamiast tego, gdy potwór z Tytanu pstryknął palcami, nieodwracalnie zmieniając bieg historii. Czy świat zyska szansę, aby podnieść się po takiej tragedii?
Nie wierzył w to. Nieważne, ile siły wkładał w pozytywne wróżby, wina okraszała jego plecy zimnym potem, przypominając, że niejako stanowi część problemu. Gdyby nie strach, wkomponowany w stelaż samouwielbienia, zdołałby przewiedzieć nadchodzące, kosmiczne groźby. Nowy Jork sporo go nauczył, ale to wciąż nie wystarczało, by popchnąć miliardera na słuszną ścieżkę, wyciskając z niego utajnione pokłady altruizmu.
Sam chciałbym, aby to wszystko było tylko snem. Nie jest i nigdy nie będzie, posłuchaj, niczego sobie nie wymyśliłaś odwrócił się bokiem, przez chwilę poruszając się, jak żaba na zbyt długich nogach.
Nawet nie wiem, ile razy myślałem o tym, co mógłbym zmienić, aby powstrzymać tego fioletowego, przerośniętego karalucha. Jakby to było, gdyby... nie on? Wyobraź sobie, że spacerowałem, kiedy Strange, taki czarodziej, ale bez tego wielkiego kapelusza, otworzył portal, oznajmiając mi, że mój odwieczny koszmar właśnie zaczął się spełniać. Statek w kształcie pączka wisiał w powietrzu, pewnie domyślasz się, że musiałem tam wejść. Wylądowałem na obcej planecie, najpierw ze wsparciem, a później już tylko z gburowatym cyborgiem, Nebulą. Przeczuwałem, co się stało, nie trzeba mieć ponadprzeciętnie wysokiego poziomu IQ. O mały włos, a nie wróciłbym do domu. Śmierć pośrodku nieznanej galaktyki tylko w teorii brzmi jak najlepsza opcja z możliwych wyrzucił z siebie monolog, zastanawiając się, czy zdoła zrozumieć sens jego chaotycznej wypowiedzi.
A mówię to, bo... po pierwsze, irytuje mnie ta cisza, a po drugie, nie jesteś sama i nigdy nie byłaś. Tylko o tym nie wiedziałaś. Nie chciałem na nowo się w tym babrać, zawsze może się okazać, że to wszystko jeden wielki błąd, nie ma żadnych "tamtych" i już nic nie da się zrobić. Skoro jest szansa, do cholery, przysięgam, że wygrzebię wszystkich nawet spod ziemi, jeśli będzie trzeba.
Nie powiedział już nic więcej, gdy zaczęli zbliżać się do pierwszego wskaźnika. Rześki wiatr zmierzwił jego ciemną grzywę, aby następnie mógł wsłuchiwać się w szelest zdecydowanie zbyt długiej trawy. Rozdzielili się, uznając to za optymalne skrócenie czasu poszukiwania. Sensory Starka niczego nie wykrywały; to z kolei zdawało się podejrzane. W pobliżu nie dostrzegał żadnych wibracji, sugerujących o przybyszu z Night City. Jakby go nigdy nie było.
Zmarszczył brwi, ściągając usta w cienką kreskę.
Friday, to jakiś błąd? zapytał, uderzając paznokciem w wyświetlacz okrągłego zegarka. Zielona wskazówka obracała się, lecz pole wśród owali, nie ukazywało obecności trzeciego ciała. Widział tylko kropkę Judy, oddalającą się w przeciwnym do niego kierunku.
Nie, Panie Stark. Systemy niczego nie wykrywają. Podejrzewam, że Obiekt 1 musiał oddalić się w pośpiechu przyznała, milknąc.
Są tylko dwa wyjścia. Też myślisz o tym, co ja? zapytał, klikając na blaszkę magnetyczną.
Nie myślę o cheeseburgerach.
Przypomnij mi, żebym Cię przeprogramował, bo nie masz za grosz humoru.
Czerwono-złota zbroja wzbiła się w powietrze, aby zyskać skuteczną szansę na analizę terenu. Zmrużył oczy, gdy urządzenie prezentowało tylko jego obecność. Gdzie ona posz---
Właśnie zmieniam kod — kobiecy głos rozległ się w jego głowie, na co tylko przytaknął. Wir liczb i liter przysłaniał ekran, dlatego zmuszony był pozostać w bezruchu, aby przypadkiem nie rozbić się o pobliskie drzewa. Wisiał, nucąc coś pod nosem.
Już rozumiem, zaawansowana powłoka blokuje sygnał, rentgen również nie mógł sobie z nią poradzić. Byliśmy ślepi, dopóki...
Dopóki? — dopytał.
— ... nie nastąpił wyciek. Wysyłam współrzędne.
Kierując się nowymi danymi, wylądował w pobliżu niewidocznej z góry klapy.
Wnioskując po pozostawionych śladach, ktoś używał jej całkiem niedawno, ciągnąć coś. Liście wyznaczały trasę, tak samo zgniecione źdźbła. Czyli została pojmana, a on nawet tego nie zauważył? Jak i dlaczego?
Skrzywił się, ostrożnie unosząc stare wieko. Starał się zminimalizować hałas, aby móc pojawić się z zaskoczenia. Udało się, a tak przynajmniej założył, gdy przywitała go wyłącznie ciemność, jaśniejąca dopiero na końcu tunelu. Roztropnie stawiał kolejne kroki, dopatrując się pułapek. Nie było ich. Żadnych kamer, zabezpieczeń. Jedynie nieznośny smród, przedzierający się nawet przez tytanowy hełm. Brodził w płytkiej wodzie, pełnej śmieci, zdechłych szczurów, zielonego nalotu, tworzącego własny ekosystem wśród zapomnianego przez człowieka, bunkra.
Zbliżamy się usłyszał, wpatrując się w coraz silniej promieniujący punkt. Oznaczał koniec bariery, utrudniającej porządny rekonesans. Gość był dobry, pomyślał. Kimkolwiek był, mógłby pozostać niezauważonym przez długi czas, gdyby nie jedna zła decyzja, zdradzająca jego położenie. Poszedł za ciosem, coraz bardziej odsłaniając własną lokalizację. Tony założył, że ma coś do ukrycia. Nikt o zdrowych zmysłach, nie zdecydowałby się na przebywanie w kanale, dokładając wszelkich starań, aby pozbyć się nieproszonych gości. Niepewność i lęk piętrzyły się w jego trzewiach, gdy przemierzał centymetry mroku. Towarzyszyło mu zaledwie liche światło reaktora oraz system diod, budujący spojrzenie maszyny. Uznał, że tak będzie lepiej, zyska przewagę, poza tym Friday zapewniała niezbędne wsparcie, aby nie potknął się o coś, produkując zbędne dźwięki. Dopiero teraz, z oddali, zaczął słyszeć jakieś szmery; trochę podobne do rozmowy, ale nie do końca. Wypowiadane słowa zdawały się przeciągnięte, źle intonowanie. Poszukiwany człowiek zapewne bawił się w najlepsze, czerpiąc nieskończoną satysfakcję z pojmania Alvarez.
"Psychol" cisnęło mu się na usta. Każdy z nich miał podobny sposób mówienia, zbliżony do ekstazy, gdy ton zupełnie nie może poddać się wymuszonej modelacji, by zachować pozory normalności.
Wkrótce minął tablicę korkową z zapiskami. Wszędzie były porozrzucane kartki, pinezki, broń, której nigdy wcześniej nie widział na oczy. Zbudowana naprędce z dostępnych środków, jednak wykorzystywała ich stuprocentowy potencjał. Przyjrzał się domowym robótkom, klnąc w myślach. Czy właśnie przebyli kawał drogi, aby spotkać wesz, jawiącą się jako cud przetrwania po makabrycznym blipie? Westchnął, zarówno pełny złości, jak i żałości. Zginęło tyle dobrych osób; ludzi, zdolnych poprawić komfort życia obecnej połowy Ziemian, zamiast tego otrzymali bandytę, wspierającego Thanosa? Nie dość, że stracił swój świat i jego mieszkańców, to jeszcze usiłuje dopełnić dzieła Tytana, pozbywając się jednostek, oceniając je wedle własnego mniemania?
Siarczyste spojrzenie natrafiło na obrazek, dopełniający jego ponure przypuszczenia. Klatka, w niej Judy oraz oprych, wyciągający zza pleców ostre narzędzie.
Mama nie nauczyła Cię, jak traktować kobiety? — zapytał, od razu ciskając w niego repulsorem, nim zdążył wykonać jakikolwiek ruch. Odbił się od krat. Nóż z brzdękiem opadł na posadzkę. Anthony nie był pewny, jakimi umiejętnościami dysponuje mężczyzna, dlatego wolał pozostać czujny, nie ulegając chwilowej fali sukcesu. Jak się domyślał, został dobrze wytrenowany. Dźwignął się z klęczek, klikając coś na ręce, aby zaraz potem wysunęły się z niej ostrza. Fajne, pomyślał.
Kroki szybko przeistoczyły się w bieg, lecz maszyna nie uległa naporowi. Strój tylko zadźwięczał, nie kończąc z żadnym zadrapaniem. Zmiażdżył mieniące się szpice, rozdrabniając je na malutkie kawałeczki. Mocnymi palcami uchwycił go za gardło, obserwując, jak wierzga nogami, nie mogąc wyczuć podłoża.
Podziwiam i szanuję za chęci, ale tymi śmieciami to co najwyżej obrazisz mój gust — syknął, wpatrując się w jego gasnące spojrzenie.
Przecież mógłby go zabić.
Tu i teraz, zostawić na pastwę gryzoni, żerujących na jego truchle przez kilka następnych tygodni. Nie musiał okazywać litości, zwłaszcza, że wspierał wielki plan skurwiela z kosmosu. Przekręcił głowę na bok, w końcu otrzeźwiając się, dzięki wymownej minie Judy. Puścił go, a ten kaszląc i plując, rzucił się w stronę kobiety. Nie zdążył unieść prowizorycznej broni, gdy jego noga wybuchła, rozbryzgując się po całym pomieszczeniu.
Laser wsunął się na miejsce, a klapa ukazała oblicze filantropa. Patrzył na niego z góry, z odrobiną wyższości, ale przede wszystkim z szalejącym gniewem, kipiącym z soczewek.
Kolejny Bóg, pieprzony stróż prawa, wyżywający się na słabszych od siebie? — zapytał, dokładnie cedząc każde słowo. Miał wrażenie, jakby znowu kroczył po Tytanie, wdychając tamtejsze powietrze, pełne kurzu i stęchlizny. Nadepnął na jego dłoń, wciąż błądzącą po mokrym bruku, aby odnaleźć klingę.
Zbawca, przed którym trzeba klękać? Zastanawiam się, co siedzi w tej chorej głowie. Co sobie myślisz, hm? Nawet nie jesteś u siebie — zauważył, wsłuchując się w chrzęst łamanych kości. Skóra, opinająca nadgarstek, nagle sflaczała. Cofnął się, wpatrując się w żałosną scenę. Krzyk, niechętnie opuszczający jego gardło, bo wie, że przegrał, ale nie przyzna się do tego nawet przed samym sobą.
Wybacz, nie tego się spodziewałem. Jak widać, nasze planety aż tak się nie różnią, na obu można znaleźć takich czubów. Kiedy już się otrząśniesz, rozejrzyj się w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Ja utnę sobie z nim... pogawędkę.
Wywlókł obolałe cielsko spod ziemi, rzucając go na trawę, smaganą ostrymi podmuchami wiatru. Nasiona dmuchawców wirowały w kółko, mozolnie, rozbijając się o krzewy. Ciemne chmury zwiastowały pojawienie się burzy, tak więc Stark miał nadzieję, że zdąży uporać się z "przesłuchaniem", nim pogoda zepsuje się na dobre, a radiowozy zastąpią plac, jak grzyby po deszczu. Właściwie, to powiadomił służby wyłącznie dla świętego spokoju. Nie zamierzał marnować swojego cennego czasu na... takie coś.
Może zacznijmy od tego, że pięknie wyśpiewasz mi, kim jesteś, jak tu trafiłeś i wyjaśnisz, skąd u Ciebie takie sadystyczne zapędy? — przemówił, rzucając nim metr do przodu.
Podniósł się ostatkiem sił, śmiejąc mu się prosto w twarz.
Nie widzisz, że to się ze sobą łączy? Wszystko? Thanos ukazał mi prawdę — wyrzęził, zaciskając palce na poturbowanej kończynie. Przycisnął ją do klatki, unieruchamiając.
Na początku byłem wściekły, ale szybko zrozumiałem, o co mu chodziło. Ludzie są zarazą, srają tam, gdzie jedzą. Jak możesz być taki ślepy? Pozbywam się tych, którzy nie zasługują na prezent od Wszechojca. Nikt nie zauważył, nie płakał po tych ścierwach. Gdzie zawiniłem, GDZIE? — zawarczał, padając na kolana. Spojrzał w niebo, jakby właśnie tam poszukiwał odpowiedzi. Syreny mruczały gdzieś za jego plecami. Nie mógł stracić pozostałych minut, nim policja dotrze na miejsce.
Potrząsł nim, przyglądając się rzewnym łzom, sunącym po pulchnych policzkach.
Jak tu trafiłeś? Ktoś przybył z Tobą? Jak u Was wyglądało "pstryknięcie"? Dlaczego zabijasz? Ktoś Ci pomagał? — zadawał pytania jedno po drugim, jednak oprych tylko się śmiał, co chwilę łapiąc krótkie spazmy.

Radiowozy otoczyły teren, a kilku ratowników już zajmowało się jego ranami.
NASTĘPNEGO DNIA

Siedzieli w jednym z rosyjskich barów, pochłaniając kolejne szoty gorzkiej wódki. Brunet podziękował za tackę z wędlinami, posyłając pracownicy dość prowokujący uśmiech. Szkło huknęło w blat, puste.
Po co to wszystko? — zapytała Natalia, jednak w ostatecznym rozrachunku... nie protestowała. W jej oczach dostrzegał emocję, której nie umiał zinterpretować. Znajdowała się we własnej ojczyźnie, nieważne, co musiała tu przeżyć. Nostalgia owiała jej twarz.
Czekamy. Po wczorajszym niewypale, nie mam ochoty na kolejną bójkę. Nie powinnaś przypadkiem z radością opróżniać drinków? — zapytał, wznosząc brew. Cała trójka stuknęła się kieliszkami. Wówczas rozległo się ciche pikanie, świadczące o przybyciu Obiektu 2.
Wskazał palcem na zakapturzoną postać.
Dobrze zgaduję, że to---
Pokiwał głową.