♦ You're ɴᴏᴛʜɪɴɢ but gasoline
Starting fires since sᴇᴠᴇɴᴛᴇᴇɴ
DANCE ON GASOLINE
VALERIE
Spunky Monkey przyjemną, soczystą zielenią okrywały szczelnie stopy, stanowiąc solidniejszą barierę przed błotnistym terenem, niż na to mogły wyglądać. Cześć, to ja żywa reklama gazowanego wysokoenergetycznego napoju, dla przyjaciół V. Nosiła buty z logo małpki głównie dlatego, że dostała je od Viktora na ich rocznicę, ale były one również bardzo wygodne, wytrzymałe i co więcej, wysokie na tyle, by nieodmiennie mogła ponownie doceniać ich przydatność, kiedy tylko znalazła się na Badlandach. Vik podarował Valerie sportowy model obuwia, którego produkcją i dystrybucją zajmował się przed laty jego główny sponsor, podobny neon, ale w kolorze różowym, znajdował się w klinice w Watson. Logo z małpką miało dla Vectorów pewną wartość sentymentalną, łącząc przeszłość bokserską ripperdoca i udział w mistrzostwach V, gdzie Vik wspierał ją jako trener. Początkowo. Potem, stopniowo pomiędzy nimi zacierała się granica wytyczona relacją rippera - pacjentki, aż dotarli do momentu, którego nie oczekiwało żadne z nich; do wygranego pucharu, mieszkania V w Watson i Vergila. Buty motocyklowe zostawiała w jednym z kamperów Aldecaldos, a wraz z nimi wszystko to, czego nie potrzebowała mieć przy sobie. Nomadzi nie mają wielkich potrzeb. Cieszą się otwartą przestrzenią i pełnym bakiem maszyny, którą traktują wcale nie gorzej niż nomadów ze swojego klanu i dokładnie z tej przyczyny, motocykl należący niegdyś do Scorpiona, wyglądał perfekcyjnie. Stał tuż obok samochodu Panam, opierając się na długiej, czarnej metalowej nóżce. Dziewczęta usiadły w kamperze, srebrzyło się światło gwiazd. Przez szkło wypełnione do połowy cydrem, V patrzyła na rosnący księżyc w kształcie sierpa.
- Pamiętam, że ostatnio widziałyśmy ten sam sierp nocą, kiedy jechałyśmy po Saula. To była ciężka noc, ale przypomniała mi, że nie ma nocy, po której nie przychodzi w końcu dzień.
- Miałam wtedy inne zmartwienia, V, na przykład zamarzającego Saula, huragan i generator do naprawy. Księżyc był ostatnim, na co zwróciłam uwagę, ale zapamiętałam ciebie obok mnie przy małym, krzywym stole i to, jak zdjęłaś kurtkę, żeby okryć przywódcę klanu, z którym może nie zawsze było mi po drodze, ale przynajmniej żył. Dziękuję ci za to. Wybrałaś wtedy najbezpieczniejszą drogę. Nie wierzyłam, że obejdzie się bez krwi.
Panam oparła długie nogi na stole. Opinały je czarne spodnie ze skóry. Hebanowe włosy Panam były upięte w kok, oliwkowy top z długimi rękawami odsłaniał przedramiona i latynoska wyglądała dokładnie tak samo, jak w dniu, kiedy V spotkała ją pierwszy raz.
- Nie masuję ci stóp, spadaj.
Czarnowłosa liderka Aldecaldos pochyliła z wdziękiem nieznacznie głowę, kącik jej ust uniósł się w uśmiechu, a z ust, padło, łobuzerskim wyzwaniem:
- Mam od tego ludzi, dla ciebie mam lepsze względy i dług, którego nie spłacę, a może wcale spłacać nie chcę, bo wtedy zaryzykowałabym, że odjedziesz i już nie wrócisz.
- Zawsze wracam, jestem nomadem.
- Wiem. A teraz pij! - powiedziała Panam dziarsko, podniosła szklankę, stuknięciem wznosząc swój toast. - Za prawdziwą przyjaźń, miejski nomadzie.
- Za wierność sobie, Panam i za wiatr w Badlandach, bo tylko on już naprawdę pachnie wolnością.
Miejski nomad, no dzięki wielkie Panam... Oksymoron ten zabrzmiał niczym obelga, lecz wcale nią nie był. To było zrozumienie, a wraz z nim prawdziwie szczera akceptacja wyborów dokonanych przez Valerie. Aldacaldos pod przywództwem Palmer wykazywali otwartość dotychczas znaną wyłącznie za czasów pierwszego nomada obierającego za cel połączenie tych dwóch odmiennych, wykluczających się światów, a zatem wzorem Santiago Aldecaldo wierzyli, że prawdziwa droga nomada to utrzymywanie się możliwie daleko od niepotrzebnych, zaognianych przez korporacje konfliktów, życie, choć wędrowne, to jednak wciąż blisko rodziny, a w rękach broń gotowa, by chronić tych, którzy ochrony potrzebują. Santiago zawierał przyjaźnie w Night City, współpracował z rockerami, fixerami, a kiedy walczył, to swoimi rękami i zawsze wracał do domu.
- Badlandy zawsze będą twoim domem, jesteś tu mile widziana. Viktor też.
- Vik woli miasto - Valerie patrzyła, jak Panam leje cydr. Na pustyni rozległ się śmiech.
- Niech się bawią. Badlandy należą do nich. Pamiętasz, jak mówiłam ci o Saulu podpalającym pustynię? Cieszę się, że ja nie muszę tego robić, ale Mitch, Jackie i reszta mają dzieciaki na oku.
- Nie ufasz im? - zapytała V, pochylając się ku Panam, a ona, odparła krótko:
- Ufam. Po prostu czuję, że mamy za dużo ze sobą wspólnego.
Lekkie i beztroskie, nie musiały tym razem przejmować się piaskową burzą. Przestały uciekać, odnajdując ostatecznie zagubioną, zapomnianą wieczną ucieczką cząstkę siebie i teraz, pogrążone w przyjemnej senności bezpieczeństwa, V oparła głowę o ramię swojej przyjaciółki.
- Zabierz go tu kiedyś, pokażę mu Badlandy.
- Viktora? - Zapytała półszeptem Valerie, ale to, co usłyszała w odpowiedzi, sprawiło, że choć wciąż odczuwała komfort, to jednak, w konsternacji głęboko zastanowiła się nad kolejnymi słowami, nie chcąc nade wszystko okłamywać samej siebie. I Panam.
- Delamaina.Wrócił, prawda?
- Wrócił jako Super AI; jest bardziej rozwinięty, niż kiedykolwiek dotąd, ale już nie kieruje korporacją, taksówkami zajmuje się Delamain Junior, jego syn.
- Jego syn... Jasne. Viktor go nie lubi, co? Ciekawe czemu.
Valerie podniosła się nieco i dolała cydru.
- To dłuższa historia. Chcesz?
- Dawaj.
VERGIL
Znał Arch Nazare. Pierwszy raz uciekli razem z Mią na jego metalowym grzbiecie goniąc noc. Nie pamiętał, o której wrócili, ale już wtedy wiedział, że chce uciekać tylko z nią. Z nikim innym tego nie czuł, bo chociaż miał tylko szesnaście lat, był synem nomadki i wolność pompowała mu krew, to Muerte zdołała już nauczyć go, czym są: lojalność, odpowiedzialność i przywiązanie. Onyx wyodrębniła z talii cztery karty, a Vergil stał za Mią, przyglądając się jej poczynaniom. Nie znał talii tarota i choć nie mógł rozpoznać czarnych obramowań i złotych detali, to jednak rozumiał ich ogromną wartość sentymentalną. Karty należały do matki wróżącej dziewczyny i to właśnie ona, Misty Olszewski nauczyła ją, jak interpretować Małe Arkana. Obrazy przedstawiały miejskie murale, a może to na podstawie kart stworzono sztukę? Trudno jednoznacznie określić, co powstało pierwsze, karty Misty, czy naścienne, mistyczne twory rozpościerające się po dystryktach Night City. V, kiedyś powiedziała Vergilowi i Mii, że murale namalowali Valentinos dla Misty, kiedy była jeszcze dziewczyną Jackiego, ale czy powiedziałaby o czymś tak romantycznym, gdyby było prawdą? Nawet jeśli chciała tylko zawstydzić Jackiego, murale stały się miejską legendą. Wielu ich poszukiwało, ale prawie nikt nie widział wszystkich. Niektóre były ukryte, większość zapomnianych, ale Onyx twierdziła, że naliczyła ich równo 22. Jej ulubioną była Cesarzowa; kobieta w długich włosach dzierżąca dwa miecze.
- Pamiętaj, że karty to wskazówki. Mogą wskazywać drogę albo ostrzegać, zobaczmy, co mają do powiedzenia tobie, Mia - zamruczała pod nosem Onyx, na niskim, prowizorycznym stole układając kolejno cztery karty. Nasączone złotą farbą mieniły się w świetle księżyca. - Pomyśl o ostatnich wydarzeniach i o tym, czego oczekujesz. Karty odpowiedzą.
Pochyliła się bardzo nisko. Jej szyję zdobiły liczne wisiorki, a twarz była blada i skupiona.
- Dwór Mieczy to gotowość do walki. Twoja mama o tobie myśli. Ostrza oznaczają przeciwstawianie się innym, czasem samej sobie. Walczy, żeby być przy tobie i nie odpuści. Dwójka Mieczy to konflikt, ale i bliskość. Zależy jej.
Kolejna karta ułożyła się odwrotnie. Onyx, spojrzała na Mię bardzo uważnie.
- Dziewiątka Buław oznacza żywioł ognia; wytrwałość. Odwrócona jest ukrytą emocją, uczuciem, do którego nie potrafisz się przyznać, bo bardzo się boisz. Może karty mówią ci, że czas przestać się bać? - powiedziała cicho, nie patrząc na Vergila, ale Mia wiedziała, że to o nim pomyślała. - Trzecia karta... Zobaczmy. Giermek Pucharów. Wiadomość. Ktoś da ci znak i będzie on dobrym znakiem. Musisz tylko czekać.
Ostatnia karta.
- Królowa Mieczy. Jesteś nią ty.
Nie powiedziała nic więcej, odwróciła wzrok i zaczęła zbierać karty z blatu, odmawiając podania szczegółów, ale uśmiechała się lekko, więc Mia mogła być spokojna. Spokojna na tyle, ile było to mądre przy kimś tak nieprzewidywalnym, jak Onyx.
- Dzisiaj jest Noc Kupały, święto ognia Beltaine wywodzące się z czasów pierwszych Celtów; przesilenie i najdłuższa noc, czas magii i wróżb. Jesteś gotowa na prawdę?
Ani na prawdę, ani na miłość zwykle nigdy nie jest się gotowym.
Zorza polarna roztoczyła nad piaszczystą, jałową ziemią jaskrawe, świetliste smugi.
- Tylko nie patrz w dół - łagodnie napomniał Mię Vergil i zacisnął palce na jej dłoni odrobinę za mocno, żeby jeszcze kiedykolwiek uwierzyła, że wcale mu nie zależy. - Teraz się trzymaj. Mówię na serio. Ojciec usprawnił mi staw skokowy. Wspomagane ścięgna to patrząc na inny chrom niby żadne fajerwerki, ale kiedy zaczynasz na nich polegać, zaczynasz rozumieć, dlaczego jako synowi ripperdoca proponują ci właśnie je. Dobra. Lecimy z tym.
Roześmiał się, dostrzegając niezwykłe zjawisko na niebie; strefy jarzenia mieszały się feerią barw od bieli, poprzez blade róże i miejscami, docierały do błękitu z odcieniem zieleni.
- Piękna. - powiedział Vergil, problem tylko w tym, że nawet nie patrzył na zorzę, kiedy to mówił.
Podwójny skok szarpnął Mię wysoko nad ziemię. Płomienie zostały daleko pod nimi, róże i zielenie wydawały się bliżej niż wszystko inne, a Aldecaldos nie istnieli już wcale. Rozpłynęli się gdzieś na dole wiecznością tych ułamków sekund, w których Vergil najpierw trzymał Mię za rękę.
Trzymał nadal, kiedy już wrócili do reszty świata.
- Zanim ci coś pokażę, przygotuję leki, dobrze? - przemknął sprawnie pomiędzy vanami, dogasającymi ogniskami i stołami, otarł się kilkakrotnie o strzeliste, ostre gałęzie drzew, ale nawet tego nie poczuł. Uśmiechał się lekko, przygryzając usta.
- Nie pytaj innych, czy coś wiedzą, dowiesz się w swoim czasie. Nie oszukuj, to niespodzianka.
Zanim wrócił, Mia usłyszała dźwięk połączenia przychodzącego. Był to Viktor Vector; no tak, przecież on zawsze oddzwania, nieważne, która godzina i czy właśnie ogląda mistrzostwa w boksie.
- Cześć dzieciaku, jak się czujesz? Uważaj na piasek w chromie, nie wyrządza wielkich szkód, ale potrafi zepsuć humor. Kiedy się dobudzicie wcześnie rano, gdzieś może o drugiej albo trzeciej w południe, wpadnij do mnie, ok?
Nie chodziło o wszczep, on zwyczajnie za nią tęsknił i wiedział, że istnieje wysoka szansa, że wróci z Vergilem. Rozłączył się po niedługiej wymianie zdań, ale w jego głosie Mia bez trudu usłyszała szczerą miłość i troskę. Może nie miała wcale jednego ojca, ale dwóch?
Vergil wrócił, teraz jego uśmiech był tajemnicą. Podsunął dzieczynie szklankę z wodą.
- Rozpuszczona. Wypij do dna, jeszcze tylko jutro. Obiecuję.
Łagodnie, zakrył jej oczy, narzucając jej na głowę swoją kurtkę.
- Ufasz mi?
No jasne, że tak.
- Moja mama jeździ już tylko Delamainami, więc dała mi swoją Quadrę. Przejedziemy się?