JustPaste.it
User avatar
ʜᴀʀᴅʏ @meaniexfeline · Jul 6, 2024 · edited: Sep 18, 2024

♦  𝙸𝚏 𝚢𝚘𝚞’𝚛𝚎 𝚕𝚘𝚘𝚔𝚒𝚗𝚐 𝚏𝚘𝚛 𝚊 𝚑𝚘𝚖𝚎;
                                   𝚈𝚘𝚞 𝚊𝚛𝚎 𝚗𝚘𝚝 𝚊𝚕𝚘𝚗𝚎
                                       
                                                                             𝐼 𝑐𝑎𝑛 𝑏𝑒 𝑦𝑜𝑢𝑟 𝑔𝑢𝑖𝑑𝑖𝑛𝑔 𝑙𝑖𝑔ℎ𝑡

 6ca88efe34e530239bdfdeb0312fd8e0.png

DREAMERS

Watson, Little China

Kamienne, szerokie trzy schody prowadzące w ciemnię, znalazły zwieńczenie w kutej, wysokiej bramie. Zielony metal odznaczał się w mroku, nawet pomimo tego, że ówczesnego dnia laboratorium Viktora było zamknięte dla innych pacjentów i nie działały rozświetlające jasno drogę lampy. W urodziny córki swojego najlepszego przyjaciela ripperdoc zaplanował tylko jeden zabieg, a był on o tyle podwójnie ważny, że oprócz wybranej, szczególnej daty, będzie on również pierwszym w życiu Mii Welles. Vektor wiedział, że choć dziewczyna tego nie okaże, to jednak się boi i Mię po przekroczeniu progu pracowni czekała jeszcze jedna, miła niespodzianka mająca wesprzeć ją w chwili chromowanej próby. Bramę otwierało się bez większego trudu; Watson było jedną z bezpieczniejszych dzielnic Night City, a Vektor był wicemistrzem boksu i zdobywcą pucharu Watson. Jeżeli ktoś powinien się bać starcia, to nie on. 

Jackie wszedł pierwszy. Zamaszystym krokiem podszedł natychmiast do doktora, a następnie, powitał go przyjaznym gestem i lekkim kuksańcem w lewy bok. Ripperdoc roześmiał się i powtórzył lekkie, uderzenie imitujące bokserkie natarcie, ale tego dnia nie walczyli nawet dla zabawy i sportowej rywalizacji na ringu. Pasja z dwóch najlepszych przyjaciół przeszła ostatecznie spontanicznie także na ich dzieci i teraz, Mia niejednokrotnie trenowała z synem Vektora, Vergilem, jej rówieśnikiem. Czy obaj specjalnie zostali ojcami w jednym roku, tego nie wiadomo, ale kto wie? Ich więź była ogromna.
- Cześć Mia, wszystkiego najlepszego! Jak pewnie się domyślasz, zabieg będzie na mój koszt, Jackie sprowadził na specjalne zamówienie modyfikowany wariant ostrz modliszkowych, a zatem twoje ukochane wachlarze flamenco. Podejrzewam jednak, że nie spodziewałaś się, że będę miał asystenta. Być może w przyszłości również ripperdoca, zobaczymy, na ile mi się dzisiaj tutaj przyda - Viktor miał głęboki, niski, ale bardzo łagodny i kojący głos, sama barwa i otwartość, a z nią życzliwe poczucie humoru ujmowało wiele stresu, ale Mia drżała. Vektor rozumiał to i zanim poprosił ją, by usiadła na fotel zabiegowy, cierpliwie dał jej tyle czasu, ile potrzebuje i chce. Mia, rozglądając się, zobaczyć mogła nisko zawieszone, metalowe rury odprowadzające. Pracownia była usytuowana bardzo nisko, prawie na poziomie piwnicy. Było przytulnie, choć pomieszczenie okazało się obszerne. Półmrok pierwszej części gabinetu, gdzie ripperdoc przeprowadzał wywiad z pacjentem, rozpraszało czerwone, przyjemne neonowe światło z długich, poziomych lamp. Viktor zwykle siedział przy biurku złożonym z dwóch paneli i komputerów, ale tym razem usiadł naprzeciw Mii na obrotowym taborecie. Aparatura nie wyglądała groźnie, tylko metalowe narzędzia i skalpele. Najciekawsze dwa Vektor miał na ręce; dwa długie, zręczne ostrza będące przedłużeniem jego ręki. 
- Dziękuję ci, że byłaś przy Vergilu na mistrzostwach juniorów Watson, myślę, że miałaś duży udział w jego wygranej - pochwalił ją, a potem, dodał szybko: - Ciekawi cię? To stabilizator. Chromowane palce. Sam nie mam wszczepów, ale nie zabronię ich Vergilowi - wyjaśnił, kiedy uświadomił sobie, że Mia przygląda się jego ręce. Na drugiej, miał tatuaże; hostessę zapowiadającą pierwszą rundę w boksie, duży napis PAIN i puchar Watson. Puchary stały także na półkach, tuż obok azjatyckich kotów na szczęście z ruchomymi łapkami, które Vik dostał od żony. Gdzieś między nimi a wielką meksykańską czaszką Muerte, którą dał mu kiedyś w prezencie Jackie, wisiały neonowe plakaty.
- Na pewno tego chcesz? Wycofać możesz się w każdej chwili, ale jeśli jesteś pewna, proszę, usiądź wygodnie. Możesz zamknąć oczy. Dam ci całkowite znieczulenie na pierwszy raz, poczujesz tylko odrętwienie. Potem, po prostu zaśniesz. Za dwanaście minut sprawdzę, czy wszystko działa, dobrze? - Ripperdoców w dzielnicy Watson jest kilku. Nie lubią oni Viktora, ale bardzo mocno go szanują. Powód jest jeden; Vik jest najlepszy. 
Vergil podszedł do Mii dyskretnie, powoli się zbliżył i zaczekał na moment, w którym dziewczyna spojrzy znów na jego ojca; stojąc tuż za Viktorem, młody chłopak uśmiechnął się, zmierzwił swoje włosy, a potem wziął Mię za rękę, żeby przestała się już bać. 
- Widziałaś neon z małpą, Spunky Monkey? - zapytał ją, szeptem, ale chodziło po prostu o to, żeby znaleźć się blisko jej czarnych, kręconych włosów i poczuć, jak uderza szybko serce Mii. Czasem, rzucał ją na matę w bokserskich sparingach i walkach judo tylko po to, żeby mieć ją naprawdę blisko.

Viktor wiedział, ale udawał, że tego nie widzi. 

Znieczulenie zadziałało po pierwszej dawce. 
- Zgaszę światła na kilka chwil, w porządku? - zagadnął Vektor i wtedy, Mia nie czuła już nic. 
***

Osłabienie utrzymuje się w zależności od organizmu, a bezpośrednio po modyfikacji ciała nieorganicznym wszczepem konieczne jest przyjmowanie antybiotyku co sześć godzin; Vik wiedział, że Vergil o to zadba, chociaż miał charakter ojca z młodości; narwany, energiczny, pełen pasji. 
- Dbaj o swoją kobietę - przestrzegł syna, puścił do niego oczko, kiedy Vergil już chciał się wytłumaczyć. Vik kiwnął ze zrozumieniem głową, słysząc: My wcale... Uśmiechnął się w charakterystyczny sposób; samymi ustami, a to uwydatniło mu policzki. Vergil uśmiechał się tak samo, szczegółnie kiedy szelmowską charyzmą kłamał i doskonale wiedział, że tata zna już dawno prawdę. Ściema, ściema... 
- Co sześć godzin. Dwa dni. Zapamiętasz, kiddo. 
Oczywiście, że zapamięta; kochał się w niej, odkąd oboje skończyli pięć lat, Mia kręciła się przy maszynach, a Vergil robił jej okłady z opatrunków z pracowni Vektora, nawet kiedy wcale się nie raniła. Chciał jej dotknąć, być obok i się o nią troszczyć; teraz, zgrywał twardziela, ale to poczucie odpowiedzialności pozostało w nim nawet, teraz kiedy oboje mieli po szesnaście lat. 
- Tato, liczyłem to - zaczął, zagadkowo i Vik, pochylił się na taborecie. Mia, obolała sięgnęła po wodę i spróbowała podnieść się o własnych siłach z fotela. Ripperdoc, ostrożnie zniżył fotel, by jej manewr ten ułatwić i zapobiec upadkowi. W wodzie była pierwsza dawka leku. 
- Wiem, że ostro świętowałeś z mamą szesnaście lat temu Watson Boxing Grand Prix, bo po tym, jak wygrała puchar, równo za dziewięć miesięcy urodziłem się ja. Bardziej książkowo już się nie dało?
Vik opuścił ręce, ułożył je sobie na kolanach i westchnął. 
- Dobra, dzieciaki, bawcie się w tych Badlands. 
Kiedy wyszli, wybuchnął śmiechem, pokręcił przecząco głową. 

Vergil miał rację. 

***
Dry Creek to otwarta przestrzeń wystawiona na promienie palącego słońca. Piaszczyste równiny, rozłożyste kaktusy i zero stacji benzynowych w promieniu kilometra. Nie jest to raj, ale nomadowie dostrzegają w tym krajobrazie piękno. Valerie była kiedyś Bakkerem, ale jej klan się rozpadł i długo szukała samej siebie w odbiciu neonowych, ostrych świateł. Znalazła bardzo wiele, ale nomadowie pamiętają, skąd wyrastają naprawdę ich korzenie. Przyjechała na starą farmę, zatrzymała się przed jedną z przyczep, umiejętnie omijając zamknięte na noc kampery. Rozpoznała jedną z przyczep natychmiast, trudno byłoby nie; to tutaj zaczęło się jej życie. Dobre życie, w którym odnalazła spokój udręczonej ucieczką duszy i wewnętrzne szczęście. Była bardzo stara. Z dolnych partii schodziła nieporadnie położona warstwa brzydkiej, żółtej farby, karoseria pomalowała była chaotycznie graffiti i ledwo trzymał się po ostatnich piaskowych burzach dach. V weszła do środka, drzwi były otwarte. 
Jak wtedy. 
Jackie Welles siedział z szeroko rozstawionymi nogami na czerwonym narożniku, ale wokół nie leżały już puste butelki, niedopałki, czy jednorazowe kubki po kawie z automatu. Było czysto. Panam dbała o teren, który miała pod swoją kontrolą, ale z jakiegoś powodu pozostawiła przyczepę dokładnie w takim stanie, jaki miała szesnaście lat wcześniej. V uznała to za gest przyjaźni, a u Aldecaldos przyjaźń jest święta, bo najpierw trzeba na nią sobie zapracować. W Night City mówiło się, że prędzej zaufa ci na pustynnym trakcie jadowita żmija, niż nomad z Aldecaldos. Jackie miał w ręku ulubioną, złotą broń, a na ramionach kurtkę Valentinos. Patrzył na V z szerokim uśmiechem i natychmiast zaprosił ją gestem, by usiadła obok niego. 
- Tym razem bez iguany do przemytu? 
- To nie był przemyt, chica, tylko przyjacielska przysługa. Mam we krwi Heywood, pamiętasz? Pochodzę stąd, gdzie każdy jest bratem i siostrą, albo chociaż dalekim krewnym. Kuzynem, czy coś. 
- Ty i ja, dogadamy się całkiem nieźle - szepnęła mu V, używając celowo tych samych słów, których użył on, zwracając się pierwszy raz do niej. Już nie kopnął w jej stronę walizki z towarem, który mieli razem przewieźć, ale poczęstował ją za to mocnym papierosem i meksykańską, ostrą tequilą. Valerie usiadła przy nim, klepnęła go przyjaźnie w kolano, a potem z uśmiechem, oparła mu głowę na umięśnionym ramieniu. Jackie zawsze sprawiał, że czuła się sobą, przy nim nikogo nie udawała. 
- Dobrze, że jesteś, mano. Bezpieczna droga? Nie napotkałeś sępów z Raffen Shiv? 
- Gdybym ich spotkał to maczeta nie byłaby taka czysta - Jackie pociągnął pokaźny łyk tequili, a zaraz potem, przyciągnął do siebie bardzo mocno Valerie - Mam dzieciaki na oku, nie martw się.
***
Wataha wilków prowadzona przez młodych nomadów wyglądała na zgodną i Panam, która pierwsza dostrzegła grupę motocyklistów na linii horyzontu przez lornetkę, uśmiechnęła się tylko, a potem, podniosła wysoko rękę. Dała tym samym znak Alcecaldos, że nadszedł czas na zjednoczenie się przy największym z płonących ognisk i złożenie życzeń na nowy, dobry czas pomyślności. V, stanęła tuż obok niej, skrzyżowała ręce na piersiach, patrząc w dal. Panam wiedziała, że brakuje jej Viktora i dlatego, Valerie nocą wsiądzie na motocykl i pojedzie do niego w neonowe Night City. Dawniej, będąc bardzo restrykcyjną w kwestiach lojalności, uznałaby to za ucieczkę i jasny sygnał odmowy gościnności klanu, ale lata spędzone pośród mieszczuchów, nauczyły ją, że czasami człowiekowi zależy nie na jednej, a na dwóch rodzinach i nie ma w tym niczego złego, o ile rodziny te nie toczą między sobą wojen. Valerie była Alcedaldos. Może wracać, kiedy zechce jej wolne, nomadzkie serce.
- Spodoba jej się, jestem tego totalnie pewna - pocieszyła przyjaciółkę czarnowłosa przywódczyni klanu, a pod stopami kobiety leżał już nowy, tuningowany silnik używany do motocykli klasy Yaiba Kusanagi CT 3X; osiągi 170km. V zamknęła oczy i uśmiechnęła się, czując na ramieniu ciężką, wielką rękę Jackiego. Sama również go dotknęła. Kiedy Dex zdradził Jacka i ją, rozbiła gołą pięścią lustro w No Tell Motel. Została jej blizna, ale gdyby nie Takemura, nawet by jej tu nie było.
- Mia ma tyle samo lat, co Vergil. Pytam ostatni raz. Zgadaliście się, czy nie? - szepnęła V, ale Jackie zaczął się śmiać i wówczas, nabrała pewności, że jakakolwiek jest prawda, ona nigdy jej się nie dowie. Głos w jej głowie milczał, ale odczuwała jego obecność i ciepłe emocje. 
- Johnny, mój relic, też składa ci życzenia, mała Wilczyco - powiedziała z ogromną czułością Valerie, kiedy tylko grupa młodych zeszła z motocyklów. Już nie miała nad sobą widma śmierci za pół roku, ale straciła dwa lata w kriogenezie i teraz, nieodmiennie czuła ból świadomości, że nigdy ich już nie odzyska. Pozostałe, starała się przeżyć najlepiej, jak tylko może. Z rodziną. Znalazła wzrokiem Vergila i uśmiechnęła się do niego łagodnie. W wysokich płomieniach ogniska dostrzec mogła jego zielone oczy, a w nich najprawdziwszy żywioł ognia, który może w równym stopniu zamknąć w ramionach i ogrzać, albo doszczętnie spalić; wtedy, rozumiała już dobrze, że Viktor był w młodości taki sam. Nie zdążyła poznać jego porywczej, impulsywnej strony, ale uwierzyła Jackiemu, że ją miał, a ona go pochłaniała. Zmienił się, kiedy poczuł, że woli spokojny sen nocą i pracownię ripperdocka, niż życie legendy, a V zaśmiała się teraz w duchu, bo przecież, choć wybrał spokój, to wciąż znalazł sposób, by miasto go pamiętało. Bezinteresowność w Night City sama w sobie jest już legendą, a on, oprócz bycia dobrym człowiekiem, był również naprawdę niezłym ripperem; talent łączył z ciężką pracą, a efektem była wiecznie pełna pracownia i konieczność rezerwacji u Vektora terminów zabiegów. Mia miała fory, była kimś bliskim nie tylko dla Vika, ale i dla jego syna. Vergil, uśmiechał się szeroko; wiedział, że V o nim myśli. Zawsze potrafił rozpoznać, kiedy to robiła. Ona, spojrzała teraz porozumiewawczo na Panam Palmer i obie, jednocześnie, kopnęły w stronę Mii wielką, ciężką skrzynię z silnikiem. Nie musiały wiele mówić, Mia doskonale rozumiała, co dostała od nomadek w prezencie. Nie było to byle co. Dziewczyny musiały się naprawdę postarać. 
- Nowe serce twojej maszyny, niech cię prowadzi tam, gdzie czujesz, że chcesz być - odezwała się Panam, dodając jeszcze: 

- Zawołać mechaników do pomocy przy tym cieżkim cacku, nomadko, czy najpierw z nami poświętujesz? 

Mia już wie; dorosłe życie to trudne wybory. 

Jednym z nich będzie teraz patrzenie na składającą życzenia Panam albo wzrok w młodego Vektora, który stoi tuż za nią i ma przecięty po walce nos, na nogach skórzane, motocyklowe buty, a na ustach najbardziej szelmowski uśmiech w całych Badlands. 

- Mia, witaj w rodzinie Aldecaldos - objął ją od tyłu Vergil, nakładając na ramiona dziewczyny skórzaną kurtkę z wyszywanym logo nomadzkiego klanu. Tylko inny członek klanu mógł to zrobić i wyłącznie za zgodą przywódcy, a zatem, Panam ją zaakceptowała i świętowanie o którym mówi, nie dotyczy tylko urodzin. 

- Jesteś nomadem, odtąd już zawsze będzie dla ciebie miejsce przy naszych ogniskach, a kiedy ruszymy w drogę, możesz jechać wszędzie tam, gdzie my - szepnęła V.

Mia zapomniała o silniku.