JustPaste.it

mata

Mata, autor „Patointeligencji”, który właśnie opublikował nowy utwór z równie mocnym tekstem: – Społeczną rolą artysty czasami jest wystawienie się na strzał. Ja się czuję z tym dobrze, to zamieszanie czemuś służy.

 

KUBA WOJEWÓDZKI: – Nie czujesz się trochę jak na egzaminie maturalnym?
MICHAŁ „MATA” MATCZAK: – Ta, trochę się czuję. Zajarałem, wchodzę jak do siebie i liczę na farta. (śmiech)

 

Zapaliłeś jointa?
Nie, papierosa. Głównie myślałem o tym, czego nie mówić. Lubię, jak muzyka przemawia sama za siebie. Lubię, jak wysyła podwójne sygnały, które każdy interpretuje w zależności od swojej wrażliwości. Dlatego też raczej unikam wywiadów.

 

Pytam o tę maturę dlatego, że jestem od ciebie starszy o 37 lat. Masz z tym jakiś problem?
Przepraszam, ale nie. Trudno mi sobie wyobrazić, że jesteś nawet starszy od mojego ojca. Ale mentalnie operujesz w innych rejonach. Mój ojciec nie proponuje mi na wejściu japońskiej whisky. To chyba nawet komplement.

 

Chyba bardziej dla niego niż dla mnie. Ale pomińmy to. Wyczuwasz u mnie jakiś przejaw patointeligencji?
Dobre pytanie. Masz w sobie coś takiego, co jest typowe dla tej grupy, i staram się wierzyć, że ja też w sobie to mam, czyli umiejętność przeklinania ze smakiem. Ładną językowo. Emocjonalnie potrzebną. Wyciągamy język ze sfery tabu na w miarę poetycką powierzchnię. U nas słowo „chuj” dobrze słychać i inaczej słychać. Bo to często rozpaczliwy wykrzyknik. Brudny, lecz zgrabny. Ale chyba prof. Bralczyk nie zgodziłby się ze mną.

 

Moi rodzice bali się mnie wysłać do liceum Stefana Batorego ze względu na wysoki poziom. Twoi cię wysłali i teraz mają za swoje.
Szkoła była wysoko w rankingach, a chyba też wysoko w rankingach było wyobrażenie moich rodziców na temat mojej edukacji. Mnie się podobała lekko konserwatywna atmosfera tego liceum. Jego tradycja. Sam budynek przesiąknięty historią wędrujących korytarzami Krzysztofa Kamila Baczyńskiego czy Agnieszki Holland. To mnie budowało.

 

Zrobiłeś tej szkole chyba największą reklamę w historii. Gdybym miał dziś dzieci, tobym się mocno zastanawiał, czy powinny tam pójść. Gdybym jednak ja tam miał uczęszczać, to bardzo chętnie.
Wiem, że mogę być przez niektórych postrzegany jako największy wróg tej szkoły, ale podczas mojego w niej pobytu byłem bardzo zaangażowany w jej życie. Organizowałem turnieje piłki nożnej, dużo akcji samorządowych, wizyty młodzieży z całej Europy bawiącej się w udawanie ONZ. Byłem mocno zżyty ze środowiskiem szkolnym i mam do Batorego dużo sentymentu. Patoreklama wyszła z niezrozumienia uniwersalizmu symbolu. Szkoły jako takiej. W „Patoreakcji” [nowy utwór Maty – red.] rapuję, że bluza z herbem szkoły była metaforą i musiałem ją założyć. Chciałem w ten sposób uwiarygodnić swój przekaz i nagłośnić ten problem, o którym uważam, że trzeba mówić głośno.

 

Zrozumiało to wielu, oprócz Krystyny Pawłowicz i ciała pedagogicznego.
To ujęcie z teledysku do „Patointeligencji” to klasyk tego typu produkcji. Autor stoi na tle ważnego dla siebie budynku i rymuje o swoim życiu. To może być dom, osiedle, sklep z bronią albo liceum. Proste. Ja bym tu nawet mówił o hołdzie. Naszym blokiem była szkoła… Batorego przepraszam, bo dostał rykoszetem za bycie twarzą tego projektu. Zagrałem trochę na stereotypie i plotkach, że „w Batorym to ćpalnia”, ale tak naprawdę większość ziomów, o których rapuję, chodziło do prywatnych liceów, przy których moje to pikuś.

 

Miałeś na myśli jakiś literacki pierwowzór szkoły?
Zdziwisz się. Tak. Szkołę z filmu „Stowarzyszenie umarłych poetów”. Tam też jest pokazany vibe chłopaków pozornie grzecznie ułożonych, a mających swoje tajemnice. Oni co prawda chodzili do jaskini czytać poezję, a nie na Centralny brać heroinę. Ale byli ewidentnie zalążkiem patointeligencji.

 

A jak się czuje 19-latek, który wprowadza do języka nowy termin: „patointeligencja”? Moim zdaniem już teraz słownikowy.
„Patointeligencja” wydaje mi się dobrym określeniem. Trafnym. Mam wrażenie, że oprócz nazwania patologii elit mówi też o ich cierpieniu. Cierpieniu młodej inteligencji, które jest wspólne i podobne do innych. Bo standard życia nie zwalnia cię z wrażliwości i lęków. I nie są to lęki o posiadanie czy nieposiadanie nowego iPhone’a. Nie jestem z patologii, ale to nie oznacza, że mam na nią zamknięte oczy. Koledzy jednych wyjeżdżają na zmywak do Londynu, a innych na studia do Cambridge. Ale tęsknota i samotność jest ta sama.

 

Czujesz się gorszy, że jesteś lepszy?
Nie przeprowadzę się do bloku i nie kupię sobie pod nim ławki, żeby poczuć to, co inni. Nie muszę tego robić, bo byłoby to żałosne. Nie będę przepraszał świata, że mój stary nie jest alkoholikiem i nie potrafię przećpać całej jego wypłaty. Hasło „patointeligencja” ma wiele wymiarów i jest bardzo uniwersalne. To mocne wrażenia w pozornie ułożonym świecie. I jeśli będzie powodem, dla którego ktoś przyjdzie pogadać ze swoim synem, to czuję się wygrany.

 

Czemu akurat ten temat wywołałeś do tablicy, powodując realny popłoch w domach klasy średniej?
To był dyskomfort, który odczuwałem. Martwiłem się, że nigdy nie będę dobrym raperem, bo nie będę mógł opowiadać o prawdziwym życiu. Ale moje życie też jest prawdziwe i bywa, że też boli. Czułem, że to jest trochę nieopowiedziana historia mojego środowiska. Problem ucieczki w dragi, samotności, kompulsywnego seksu nie jest problemem patologii, tylko wszystkich. Chciałem, żeby słuchający poczuli się zagrożeni, bo temat jest prawdziwy. Wiele osób uznawało, że to nie dotyczy ich dzieci, choć mieli to gdzieś z tyłu głowy. To ja im w tej głowie przeniosłem to do przodu. I warto było.

 

Dlaczego?
Wydaje mi się, że duża część klasy średniej i wyższej marginalizowała problemy młodych, o których nawijam. Byli ich świadomi, ale żyli raczej w przeświadczeniu, że akurat ich dzieci to nie dotyczy. A tu nagle taka niespodzianka. Idealne dziecko z prywatnego liceum to ćpun i alkoholik przed 16. rokiem życia. Święty spokój to fałszywy stan. Goniąc za własnymi marzeniami, zapomnieli o marzeniach swoich dzieci. O prostej potrzebie bliskości i autentyczności. Tego nie wwieziesz do życia na podgrzewanym siedzeniu dużej limuzyny. Jeśli się na mnie wkur...li, to tylko dlatego, że obudziłem ich niepokój. Bo opowiedziałem im prawdę o ich dzieciach.

 

„Patointeligencja” to autobiografia, diagnoza społeczna czy komiks narysowany mocną kreską?
Zabawne jest to, że pisałem ten numer w warunkach, które też są patointeligenckie. Zbliżała się matura, ale ja w żaden sposób nie zbliżałem się do matury. Siedziałem w kawiarni o 13. rano na wagarach, piłem pigwówkę, którą przelałem sobie do papierowego kubka, i pisałem na moim macu te wersy. Było we mnie dużo negatywnych uczuć, które chciałem wylać. Ten tekst napisałem bardzo szybko. Powstał w mniej niż godzinę. Praktycznie bez przerwy spisywałem historie, które sobie przypominałem ze swego środowiska. Przedmaturalny strumień świadomości. Każdy ziomo z tej piosenki ma nazwisko, a mój reportaż to nie fikcja, tylko historia oparta na faktach. To jest literacko podkoloryzowane, ale każdy wers ma korzenie w prawdzie.

 

A zróbmy małą weryfikację niektórych wersów. „Mój ziomo walił herę, słuchając Kazika. Centralny, menele, rodzice i szpital. Ojciec był maklerem, a mama lawyerem. Ich grube portfele, co chudły wraz z nim na odwykach”.
To mała literacka hiperbola losów mojej koleżanki. Bo ziomo to może być też dziewczyna. Zabawne, że feministyczne środowiska zadawały mi pytanie, dlaczego w tekście są sami faceci. Dlaczego nawijam tylko o kolegach. Otóż nie tylko. Dużo osób w tym numerze to dziewczyny. Ukryte pod przykrywką zioma, bo jakbym co wers zmieniał na „moja ziomalka” to zaburzyłoby mi to strukturę tekstu.

 

„Mój ziomo w I LO zjarał amsterdam pierwszego września, po to by nauczycielka myślała, że tak już ten ma z natury”.
Autentyk. Przed rozpoczęciem roku pojawił się taki kolega i stwierdził, że jak się zjara pierwszego dnia, to potem nie będzie różnicy. Chciał uczcić rozpoczęcie tego etapu edukacji. I uczcił.

 

„Mój ziomo miał piersiówkę, którą uzupełniał. W termosie trzymał wódę i ściemniał profesorom, że to herba”.
To mój bliski przyjaciel. Zawsze miał w szafce butelkę whisky (niekoniecznie japońską) i zabierał ją ze sobą na lekcje w termosie. Uzupełniał go w miarę uzupełniania wiedzy.

 

„Mój ziomo z mym ziomem za pieniądze starych na białych tych szkołach pykali w pokerka”.
To zawsze. Na szkolnych wyjazdach poker to pozycja obowiązkowa. W podstawówce zamiast żetonów używaliśmy tiktaków.

 

„Mój ziomo z mym ziomem walili wiaderka”.
To taki sposób palenia marihuany, w którym za jednym zamachem przyjmuje się wielkiego bucha o sile 10 buchów tradycyjnych. Walenie tłoka jest ekonomiczne i skuteczne.

 

Czyja reakcja na ten utwór najbardziej cię rozbawiła, a czyja wkurzyła?
Najbardziej zdenerwowało mnie, jak moją mamę zaprosili do telewizji śniadaniowej. Chcieli zrobić z tego przedpołudniową ciekawostkę. W głupi, sensacyjny sposób. A ja chcę swoją mamę chronić przed tym światem. Do moich kolegów wypisywali dziennikarze z „Newsweeka”, żeby potwierdzili, że jestem wykolejony adekwatnie do słów piosenki. Bez chęci zrozumienia kontekstu. Tanie, brukowe myślenie i szukanie sensacji.

 

A bawiły cię porównania do Olgi Tokarczuk?
Były takie. W numerze „Patoreakcja” nawijam, że niektórzy dali się ponieść fantazji. Mimo to uważam, że mógłbym dostać Nobla, gdybym tylko tyle nie jarał. (śmiech)

 

Przyznajesz, że całkowicie straciłeś kontrolę nad tym numerem?
Dlatego nie chciałem się wypowiadać, bo przytyki, oceny i ataki płynęły z wielu stron. Przytłoczyło mnie to wszystko. Nadmiar komunikatów. Ojciec szargany w „Wiadomościach” TVP. Mój numer wykorzystany w materiale propagandowym „Wiadomości”. Szambo.

 

Nie było w Polsce numeru hiphopowego, nad którym pochyliłby się Klub Jagielloński, „Wiadomości” TVP czy magazyn „Vogue”.
Trochę mnie to speszyło i zamknąłem się na jakiś czas w sobie. Miałem 19 lat. Ale z drugiej strony cieszyło mnie to, że wrzuciłem granat niepokoju do pokoju i wyszedłem. Dzięki temu ta dyskusja mogła się tak rozkręcić. To było świadome.

 

Dziennikarze próbowali cię ubrać w bardzo stare, znoszone ciuchy głosu pokolenia albo protest songów.
Nie jestem głosem pokolenia, tylko moich kolegów. Podobał mi się termin „bunt bez ciemięzcy”. On daje chyba właściwy wyraz temu, co czuję. Bunt przeciwko zakłamanemu światu, fałszywemu. Miałem to od dzieciństwa.

 

Bunt wobec rodziców też.
W „Patoreakcji” rapuję, że mój tata to święty człowiek i naprawdę tak uważam. Jestem maminsynkiem i jedynakiem. Miałem szczęśliwe dzieciństwo, zawsze jeździliśmy na wspólne wakacje. Wasze pokolenie walczyło o wartości materialne, nasze o wartości postmaterialne. Solidarność, miłość, autentyczność. Dlatego hip-hop stał się popem i mainstreamem. Bo ma w genach wrażliwość społeczną.

 

Zarobiłeś na tym numerze tyle kasy, żeby dalej nurzać się w tym upadku i niezgodzie?
Utwór „Patointeligencja” jest diamentowy [najwyższe wyróżnienie w przemyśle muzycznym – red.]. Do tego cała płyta też za jakiś czas będzie diamentowa. Zarobiłem bardzo dużo pieniędzy i jest mi z tym bardzo dobrze.

 

A co się stało z twoim Oxfordem?
Gdzie indziej znalazłem miejsce. Zacząłem studia polonistyczne na UW, ale zajęcia online to dla mnie najgorsze, co jest. Po 10 minutach wykładu najczęściej byłem już w głębokim śnie, z którego nie miał mnie kto wybudzić. Chcę szukać warsztatu literackiego, ale nie w ten sposób. Szkoła, nauka są dla mnie ważne. Ale to nie szkoła napisała „Patointeligencję”, tylko ludzie. Wierzę, że na studiach znajomi swoim życiem też napiszą mi teksty, dlatego planuję wrócić na uczelnię, kiedy wszystko wróci do normalności.

 

Byłem na planie twego nowego klipu i jakość tej produkcji, liczba osób zaangażowanych podsunęły mi taką myśl, że na patologii zarabia się u nas najlepiej. Nie czujesz się produktem tej maszyny?
Ciekawe pytanie. Fajne. Wydaje mi się, że nie. Jestem w tym wszystkim mocno niezależny. To ja mówię „tak” i ja decyduję na „nie”. Wytwórnia organizuje przetarg na ludzi, którzy najlepiej zorganizują moją wizję. Mój poziom ironii.

 

A potrzebujesz dużego poziomu ironii, żeby kochać ojczyznę?
Naprawdę fajne masz pytania. (śmiech) Akurat tutaj nie. Nie jestem taką osobą. Szukam polskości w tym, co robię, i jestem z tego dumny. Ironia jest maską, którą potrzebuję nałożyć, by opowiadać coś serio. Szacunek dla kraju tej maski nie potrzebuje.

 

Dotyczy albo prześladuje cię polityka w naszym kraju.
Chciałbym jak najmniej myśleć o tych sprawach i żyć w złudnym przeświadczeniu o tym, że to jest jakaś gra dla seniorów, ale niestety coraz częściej polityka wchodzi z butami w nasze życie prywatne. Ja przekonałem się o tym na własnej skórze, bo TVP wykorzystało mój tekst do ataku na mojego tatę. Przekonał się też o tym youtuber Dominik Bos, którego pozdrawiam, bo do niego też się przykleili. Teraz wśród moich znajomych czuję jeszcze większe zniesmaczenie zakłamaniem mediów publicznych. Nikt nie chce być traktowany jak idiota i ciężko obok tego przejść obojętnie. Ale osobiście nie lubię, jak ktoś na imprezie mówi o polityce.

 

Nie obchodzi cię liczba mieszkań Daniela Obajtka?
To mnie nie obchodzi. Strajk kobiet mnie obchodzi. I to, jak kłamie telewizja. Ale staram się nie być głosem politycznym, bo na razie wciąż patrzę na muzykę jako na odskocznię od tego poważnego świata dorosłych.

 

A słowa w „Patoreakcji” skierowane bezpośrednio do Jacka Kurskiego?
Nie mówię tego jako głos pokolenia. Po prostu jako raper opowiadam kolesiowi, który mnie zdissował [diss – poniżenie, obraza w slangu rapowym – red.]. Tak to traktuję.

 

Konsultowałeś ten tekst z ojcem?
Powiedział, że zwrot literacki „Chuj ci w dziąsło”, podobnie jak zwrot „spierdalaj”, nie jest zwrotem, który zniesławia. Nie jest też namową do czynienia tego panu prezesowi.

 

Czego się spodziewasz po tej osobistej frazie?
Kontynuowania nagonki na mnie i moją rodzinę. Wywołuję ją świadomie. Bo chcę się trochę poświęcić, żeby uczynić ze swojej historii przykład. Wydaje mi się, że taka właśnie jest społeczna rola artysty. Niech polityka zapuka do mnie do domu. Wtedy, mam nadzieję, zapuka też do domów części mojego pokolenia. Bo moja historia nie jest abstrakcyjna i w każdej chwili może być historią kogoś innego. Fajnie jest, gdy aparat państwa dyskutuje z 20-latkiem. Może za rok napiszę „Patopatoreakcję”. (śmiech) Ważne jest na koniec, kto zaczął.

 

W „Patoreakcji” pojawią się też Jarek Jakimowicz i Krystyna Pawłowicz. Mało jest tekstów literackich o tej dwójce.
Rap jest bardzo personalny, a ja myślę w kategoriach hiphopowych. Oni mnie zdissowali, a teraz ja im odpowiadam. Wrzuciłem ich w nasz świat i trochę w nim sponiewierałem. Ironicznie. Ale to dlatego, że najpierw oni zrobili to mnie. Jarek Jakimowicz obraził moich rodziców i chciał zrobić ze mnie degenerata, więc postanowiłem mu przypomnieć, że jego syn też pochodzi z mojego środowiska. Nie chciałem zniżać się do poziomu pana Jarka i postanowiłem nie atakować jego rodziny, dlatego mój tekst o jego synu to nie przypisywanie mu jakichś patointeligenckich zachowań, tylko zwrócenie uwagi na fakt, że mamy sporo wspólnych znajomych, a część „ziomów” chodziło do tej samej szkoły co syn Jakimowicza. Uważam, że w związku z tym Jarek Jakimowicz nie powinien bagatelizować mojego utworu i sprowadzać tych problemów do tego, jak wychowali mnie moi rodzice, a raczej potraktować sprawę poważnie i zainteresować się tematem.

 

Masz świadomość, że numer „Patoreakcja” odniesie sukces twoim kosztem? Waszym rodzinnym kosztem?
Społeczną rolą artysty czasami jest wystawienie się na strzał. Ja się czuję z tym dobrze, a z rodzicami mam wszystko przegadane. Lubię to zamieszanie. Ono czemuś służy. Despotom puszczają nerwy.

 

Jak widzisz siebie w przyszłości? Jak byłem młodszy, to nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę żył dłużej niż 40 lat... (śmiech)

 

Spier… Wyobraź sobie, że nie obejrzałeś filmu „Jesteś Bogiem”, który tak bardzo zmienił twoje życie. Kim jesteś dzisiaj?
Studiuję w UK. Jakiś humanistyczny kierunek. I spełniam nie swoje marzenia. To nie byłoby życie szczęśliwe.

 

ROZMAWIAŁ KUBA WOJEWÓDZKI