JustPaste.it

Znalazłem je. Historia mordu na Żydówkach ze Szczuczyna

Znalazłem je. Historia mordu na Żydówkach ze Szczuczyna

Marcin Kącki
1 września 2016 | 01:07
Grupa żydowskich kobiet ze Szczuczyna, około 1934 r. 1 ZDJĘCIE

Grupa żydowskich kobiet ze Szczuczyna, około 1934 r. (JOSE GUTSTEIN/ WWW.SZCZUCZYN.COM)

Zabili je tutaj, niedaleko, na polu - pokazuje ręką. - Siedziałem w okopie, a oni nad okopem. Bił ten, co pałę miał.

 

  •  
  •  
  • 356

 

Rok 2015. Mirosław Tryczyk, filozof, były wykładowca i nauczyciel etyki z Wrocławia, wydaje książkę "Miasta śmierci". To rozliczenie z jego rodzinną przeszłością.

Nie słuchaj ojca swego. Rozmowa z autorem książki "Miasta śmierci. Sąsiedzkie pogromy Żydów"

 

Niedaleko domu jego dziadka, pod Terespolem, w czasie wojny zastrzelono i zakopano Żydów. Po wojnie dziadek miał złote monety i dobrze mówił o hitlerowcach... Tryczyk zaczął szukać w archiwach. O dziadku nic nie znalazł, ale trafił na relacje mieszkańców Łomżyńskiego dotyczące 15 miast, w których w 1941 roku, po wejściu Niemców, doszło do pogromów na Żydach. Mord w jednej miejscowości nie daje Tryczykowi spokoju.

 

- Może dlatego, że widzę je na zdjęciach - mówi. - W miasteczku Szczuczyn był żydowski fotograf Zalman Kaplan. Mieszkańcy robili u niego zdjęcia. Widzę piękne twarze kobiet, ich beztroskie pozy, odświętne ubrania. Wiem, co się z nimi stało, nie mogę przestać o nich myśleć.

Kaplan też zginął podczas pogromu w Szczuczynie. Zostały po nim zdjęcia i nocnik, jedyna rzecz, której nie zabrali mordercy, jego sąsiedzi.

A Mirosław Tryczyk postanawia odnaleźć grób Żydówek ze Szczuczyna.

Otrzymałem pantofle

Lipiec 1941 roku. W pogromach w Szczuczynie i okolicy zginęło około 300 Żydów. Pozostałych - ponad 2 tysiące - Niemcy zamykają w szczuczyńskim getcie. Panuje głód. Ratunkiem dla Żydów jest praca u polskich rolników. Nadzorca getta wypożycza ok. 80 młodych Żydówek do pracy w gospodarstwach.

 

W sierpniu 1941 roku w pobliskiej wsi Bzury, w której pracuje 20 Żydówek, pojawia się grupa mężczyzn ze Szczuczyna. Zabierają kobiety z pola. Sołtys Bzur pozwala zamknąć je w swojej piwnicy i daje mężczyznom dwie furmanki.

Rok 1948. Stanisław Z. ze Szczuczyna zeznaje: "Poszli do majątkowej kuźni i okuli pałki żelazem, ażeby lepiej było zabijać. Gdy furmanki przyjechały pod dom, wypędziliśmy Żydówki z piwnicy i kazali im posiadać na wozy. Zawieźliśmy je do lasu, gdzie był wykopany okop, i tam kazali Żydówkom zejść z wozu i skupić się. Kazaliśmy Żydówkom porozbierać się do koszuli i majtek, tylko dwie młode Żydówki, które miały stare ubranie, nie kazaliśmy im się rozebrać. Po rozebraniu się Żydówek zaczęli prowadzać po jednej nad okop i tam zabijali pałkami drewnianymi na końcu okutymi żelazem. Jedną gwałcili. Po zgwałceniu Żydówki ja wziąłem pałkę drewnianą od T. i sam osobiście zabiłem Żydówkę, którą gwałcili, uderzając ją pałką trzy razy w głowę, i wpadła do okopu, zaś pozostałe Żydówki zabili ci osobnicy, których nazwisk nie znam. Wyjaśniam, że w jednym okopie leży szesnaście Żydówek, a w drugim okopie leżą cztery Żydówki. Z pomordowanych Żydówek otrzymałem pantofle i jedną sukienkę, zaś resztę ubrania zabrali wyżej wymienieni i zanieśli do gospodyni na Dybełki".

Nie powiem, bo zrobicie z nas Jedwabne

 

Czy Niemcy wiedzieli o tym mordzie? Z. zeznał, że żandarmi niemieccy szukali kobiet, a gdy powiedział im o morderstwie, dostał w twarz.

Choć w zeznaniach wielu świadków są nazwiska sprawców mordu, mieszkańców Szczuczyna, Z. jako jedyny został po wojnie skazany. Dostał 15 lat więzienia, zmarł w 1957 roku. Milicjanci, którzy poszukiwali świadków, często napotykali mur milczenia. Karol Kalwejt, milicjant z Grajewa, pisze w meldunku pod koniec lat 40.: "ludność okolicy gdzie odbywały się powyższe zajścia jest przychylnie ustosunkowana [do sprawców] lub też w innym wypadku jest ściśle związana z mordercami". Świadkowie skarżą się, że miejscowi grożą im zemstą. Jadwiga D. ze Szczuczyna zezna, że żona jednego ze sprawców już w sądzie groziła jej, że "przebije ją nożem".

W latach 70. jeszcze raz próbowano ustalić sprawców mordu na Żydówkach, ale sprawę umorzono. W uzasadnieniu jako winnych wskazano Niemców, mimo że przeczyły temu zeznania świadków.

Po 2000 roku sprawą kobiet z Bzur zajmuje się prokurator Jerzy Kamiński z IPN w Białymstoku, ale w 2008 umarza ją, powtarzając za aktami z okresu PRL, że zbrodni dokonali nieznani, mówiący po niemiecku mężczyźni.

Bezimienne

Rok 2011. Do sprawy zabiera się inny prokurator z IPN w Białymstoku, Radosław Ignatiew. Zasłynął śledztwem w sprawie Jedwabnego, które zakończył uzasadnieniem, że Żydów w stodole spalili polscy sąsiedzi.

Historia mordu na Żydach dokonanego w Jedwabnem przez polskich mieszkańców miasta - kalendarium

 

Ignatiew chciał być księdzem, ale uznał, że jego powołanie jest zbyt płytkie, i poszedł na prawo. W IPN jest od początku jego istnienia. Bliskie jest mu zawołanie "Bóg-Honor-Ojczyzna", ale sprawy prowadzi najgorsze z punktu widzenia polityki historycznej: "żołnierze wyklęci" mordujący cywilów, Polacy mordujący Żydów. W gabinecie w IPN ma za plecami kolekcję odznaczeń wojskowych, po lewej biogram gen. Sikorskiego, po prawej dekret wprowadzający stan wojenny, który sam zerwał na ulicy.

To Ignatiew zebrał do kupy "sierpniówki" (sprawy prowadzone po 1948 roku, które miały karać za współpracę z okupantem, w tym mordowanie Żydów). Jeździł po archiwach, spisywał, porządkował i trafił na umorzenie sprawy z Bzur. Przeczytał zeznania mieszkańców, którzy wskazują na winę Polaków, i uzasadnienie o umorzeniu: stali za tym "osobnicy mówiący po niemiecku". Uznał, że musi to wyjaśnić. Ale jak kiedyś milicja trafił na ścianę milczenia. Wysłał szczuczyńskiej policji listę 21 najstarszych mieszkańców, może coś wiedzą. Odpisano mu, że wskazani nie żyją, nie dosłyszą, nie pamiętają. Szukał śladów w aktach innych spraw i znów część świadków zmarła, o innych ślad zaginął. Sprawę umorzył w 2013 roku, ale nie ma wątpliwości, że mordu dokonali polscy mieszkańcy Szczuczyna w co najmniej dwóch miejscach - we wsi Bzury i Skaje.

- Najgorsze - mówi mi Ignatiew - że nie ustaliłem nawet imion tych kobiet, nie poznałem miejsca ich pochowania.

Bili kosami i motykami. Żydówki się nie broniły - zeznania świadków ze śledztwa prowadzonego przez białostocki IPN

 

Spulchniona ziemia

Lipiec 2016. Żydowska komisja rabiniczna upamiętniająca mogiły żydowskie postanawia odszukać miejsce zakopania Żydówek z Bzur i Skaj. Mirosław Tryczyk, który po opublikowaniu książki odchodzi z liceum we Wrocławiu (w pokoju nauczycielskim coraz częściej słyszy, że działa na szkodę Polski), zaczyna właśnie pracę w Żydowskim Instytucie Historycznym. Pod koniec lipca razem jadą na Podlasie. Tryczyk ze starych akt śledztwa wynotowuje nazwiska mieszkańców i drogę, którą wieziono Żydówki na stracenie w Bzurach.

W Szczuczynie idą na dawny żydowski cmentarz. W domu, który służył przed wojną za pogrzebowy, żyją polscy potomkowie stróżów cmentarnych. Wypasają tam krowy. O żadnych pogromowych grobach nie wiedzą.

Jadą do Bzur. Ustalają, że najpierw będą pytać mieszkańców o groby partyzantów. Napotkany mężczyzna chętnie tam zaprowadzi. Idą w las. Gdy Tryczyk mówi o prawdziwym celu ich podróży, mężczyzna zaczyna się denerwować.

- Nie chodzi o to, by kogoś karać po latach, ale by oddać pamięć tym kobietom, postawić jakiś kamień - mówi mu Tryczyk.

- No dobra, pokażę - zgadza się mężczyzna. Prowadzi jeszcze kawałek, nagle rezygnuje. Poleca kolegę.

I rzeczywiście po chwili przyjeżdża kolega, pokazuje miejsce między drzewami, 100 metrów od drogi. Spulchniona ziemia, zapadnięta. Skąd wie? Bo mu dziadkowie pokazali, gdy był dzieckiem. Obok grał w piłkę, bo tam jest równy, trawiasty teren.

Tryczykowi puściły emocje, poleciały łzy. Wysyła do mnie SMS-a: "Znalazłem je".

Do odnalezienia pozostał jeszcze jeden bezimienny grób Żydówek - w Skajach. A może sprawcy i świadkowie jeszcze żyją?

Polacy zamordowali Żydów w Jedwabnem. Ilu?

Wstydliwa historia

Sierpień 2016. Idę przez Szczuczyn. Odnowiony rynek, równe chodniki, nowoczesna biblioteka. Widać unijne pieniądze, dobrego gospodarza i ani śladu po Żydach, którzy stanowili dwie trzecie mieszkańców. Na stronie internetowej urzędu gminy tylko wzmianka - w danych statystycznych. W historii - fałszywa informacja, że to faszyści dokonali pogromu.

Burmistrz Artur Kuczyński - 40-latek, wysoki, barczysty. Pytam, dlaczego nie ma śladu po Żydach, nawet na stronach gminy.

- Nikt się tym nie zajął na razie - nie kryje zażenowania. Zapewnia, że próbuje współpracować z instytucjami, które mogłyby pomóc przywrócić pamięć, ale to niełatwe. Gdy cztery lata temu prokurator Ignatiew chciał szukać sprawców mordu w Bzurach, burmistrz wypytywał ludzi. - Ale to temat tabu, podobnie jak pogromy. Ludzie znani mi od lat mówili: "Temat nie istnieje". Ale nie, że to błaha sprawa. Po prostu nie chcieli mówić. Młodsi? Skoro dziadkowie nie rozmawiali z wnukami, to skąd mogą wiedzieć? Ciężka, wstydliwa historia.

- Czy dowiem się z przestrzeni miasta, że mieszkali tu Żydzi?

- Nie - odpowiada.

- Że były pogromy?

- No skąd!

- A dzieci w szkole? Dowiedzą się?

- Nie.

- Z cmentarza żydowskiego?

- Tam stoi tablica, że mordowali faszyści.

Trudno mieć pretensje. Nawet w Muzeum Żydów Polskich "Polin" jest stała wystawa o Szczuczynie, ze zdjęciami Kaplana, na których pokazany jest obraz sielanki polsko-żydowskiej. O pogromach ani słowa.

- Chcę przywrócić pamięć o tych zdarzeniach, ale w sposób aktywny, np. w formie warsztatów - zapewnia Kuczyński.

Nasze fantazje o Żydach. Rozmowa z Elżbietą Janicką i Tomaszem Żukowskim, autorami książki "Przemoc filosemicka?"

"Te" rzeczy

W centrum miasteczka stoi kościół pw. Najświętszej Maryi Panny. Proboszcz Robert Zieliński odpowiada mi jeszcze w drzwiach: "Przecież tu nie ma Żydów", i pyta, czy oglądałem film "Tarzan". - Tam jest opowiedziane, jak król Belgów Leopold II doprowadził do wymordowania milionów Murzynów . Ale czy ktoś mówi o metodach Leopolda II? Czy w szkołach o tym uczą? A u nas cały czas drąży się temat antysemityzmu. Czy mówi się o muzeum rodziny Ulmów? I ile mamy drzewek w Yad Vashem?

Dzień po wymordowaniu przez Niemców rodziny Ulmów na polach w Markowej znaleziono ciała 24 Żydów. Zginęli z rąk ukrywających ich polskich chłopów. Rozmowa z prof. Janem Grabowskim

 

Przy pytaniu o odległe o 40 km Jedwabne ksiądz mówi, że w stodole wykopano naboje niemieckie: - Więc czy mordowali Polacy?

- A w Szczuczynie? - pytam.

- Proszę pamiętać, że do 1941 roku byli tu Rosjanie, wiele polskich rodzin pojechało na Syberię, a Żydzi brali udział w tworzeniu tych list. Ludzie to pamiętali. Nie będę się spierał, że Polacy nie brali potem udziału w czystkach, bo brali, ale to trudna historia. Polacy korzystali z tego, że wolno im więcej, brali siekiery, pałki. Nie przeczę, nie bronię, ale to były najgorsze szumowiny, a człowiek myślący się chował.

Może proboszcz nie wie, że w pogromach brało udział wielu szanowanych Polaków, np. przewodniczący rady parafialnej.

- Ludzie nie chcą mówić? - pytam.

- Wyjdzie pan na ulicę. Prawie wszystkie domy pożydowskie, mieszkają w nich Polacy i się boją. Może za wcześnie, by o tym rozmawiać?

- To kiedy?

- Musi chyba umrzeć to pokolenie, a następne na spokojne do tego podejść. Niektórzy mają wyrzuty sumienia, mówią mi, co się w domu działo. Mam parafiankę, której ojciec przez "te" dni przesiedział w piwnicy, bo chodzili Polacy i próbowali do "tych" rzeczy werbować. Ale nikt nie przyzna się, każdy mówi, że kto inny "to" robił.

Polacy i Żydzi. Nasze winy. Rozmowa z Anną K. Kłys o jej książce "Tajemnica pana Cukra"

Moje koleżanki

Stoję przed domem Żyda Ciumaka, jak mówili na szczuczyńskiego młynarza. Hanna Cichocka, żwawa, wesoła 80-latka, przysiada na ławeczce. Ciumak, jak wspomina, był dobrym człowiekiem. Gdy zabrali go na stracenie, oddał zboże Polakom.

Kilka lat temu Cichocka zobaczyła na ulicy zapłakaną kobietę. "Przyjechałam z Izraela i poszłam pod mój dom - opowiadała kobieta. - Chciałam zobaczyć miejsce z dzieciństwa. Ale ktoś przez okno krzyknął: Wynocha, to nasza ojcowizna! . Cichocka zaprosiła ją do siebie, poczęstowała, dała haftowany obrus. "Proszę przyjąć. Za to, że mogę u was mieszkać" - powiedziała. "Kto to był ten, co krzyczał na mnie?" - spytała Żydówka. "Wasz dawny parobek z młyna, Polak".

Cichocka zatacza ręką koło. - Wszystko tu wokół było żydowskie, bo nas w mieście tylko jedna trzecia była. Mordów nie widziałam, bo jak się zaczęły, to mnie rodzice zamknęli, bym nie patrzyła. Ale gdy przejdę koło starego cmentarza żydowskiego, to się pomodlę.

- Dlaczego?

- Bo leżą tam moje koleżanki.

Babcia nuci o Żydzie. Rozmowa z Mają Wolny, autorką powieści o pogromie kieleckim

Nie rusz gówna

Biblioteka miejska w Szczuczynie to owoc dotacji europejskich. Jej dyrektor Janusz Siemion przedstawia się jako historyk. Na półkach ma książki Jana T. Grossa, Anny Bikont, Tryczyka. Pytam, czy są czytane. - Po co panu ta wiedza? - najeża się. Książkę Tryczyka, który drobiazgowo opisał Szczuczyn i los kobiet żydowskich, nazywa "pisadełkiem". A mieszkańcom się nie dziwi: boją się, że staną się drugim Jedwabnem.

- Gdy się ich pobudza do wspomnień, pytają: po co? co to da? komu to pomoże? Mój umysł historyka z jednej strony zgadza się z nimi, a z drugiej podpowiada, że dopóki nie będzie to wyjaśnione, głośno powiedziane, to będzie problem. Tylko kiedy zacząć o tym mówić?

- Kiedy? - pytam.

Wzrusza ramionami. Narzeka, że chciał coś robić, np. uporządkować cmentarz żydowski, po którym zostało kilka rozbitych macew. Pisał do naczelnego rabina. - I co słyszymy? Oskarżenia, że jeszcze nic z tym nie zrobiliśmy. Żydzi mówią, że to nasz obowiązek.

- A czyj? - pytam.

- Przecież to nie nasz cmentarz. Usiedliśmy z proboszczem, burmistrzem, zastanawialiśmy się i doszliśmy do wniosku: nie rusz gówna, za przeproszeniem, to nie będzie śmierdzieć.

Pytam o pogromy. Uważa, że to trudna sprawa, która powinna być opisana przez historyków.

- Przecież są publikacje, zeznania. Jedna osoba przyznała się do winy, została skazana - mówię.

- A nie przyszło panu do głowy, że wymuszono na nim przyznanie się? - pyta.

- Sugeruje pan, że pogromów nie było?

- Mówię tylko, że zeznania są sprzeczne. Tym powinna się zająć grupa naukowców, przeanalizować dokumenty, relacje. Mogłaby robić odczyty po małych miasteczkach.

Siemion też chciałby to robić. Mówi, że pracuje nad tym z Ośrodkiem "Karta". Ale interesuje go pokazanie Szczuczyna w okresie międzywojennym.

- A wojna? 1941 rok?

- Nie pasjonuję się wojną.

Egzekucja Żydów z Rędzin-Borku. "Cóż wam po życiu, kiedy już pieniędzy nie macie"

 

Zbrodnia na Żydach w Krościenku. "Mały jęczy, trzeba poprawić"

Tabu

Idę przez Bzury, wieś kilka kilometrów pod Szczuczynem. Mieszkańcy przy płotach, dzieci biegają po szosie.

Anna, 30-latka, niesie dziecko na ramionach. Nazwisko jej babci znalazłem w aktach, próbował ją przesłuchać Ignatiew, nie chciała. Babcia, mówi Anna półszeptem, prosząc o dyskrecję, zmarła niedawno, a żydowskie kobiety to temat tabu. Wszyscy we wsi wiedzą, że 20 kobiet pracowało u miejscowego ogrodnika. Że miejscowy kowal okuł mordercom pałki, a sołtys dał im dwie furmanki i przytrzymał dziewczyny w swojej piwnicy.

- Babcia pamiętała, jak zabrali je z pola i powieźli furmankami do lasu - mówi Anna, rozglądając się. - Mówiła, że zostały zgwałcone i zamordowane, że zamieszanych w to było wielu mężczyzn ze Szczuczyna. Babcia widziała je, młode, 15-20 lat, jak jadą na wozie, jak obok biegną z pałkami mężczyźni. Słyszała ich krzyki. Potem po wsi chodziła legenda, że jedna Żydówka nad grobem rzucała na morderców uroki. Ludzie przez lata powtarzali, że to Niemcy, ale babcia zawsze mi mówiła: "Nie wierz, bo zrobili to nasi". Ale mówili jej: "Cicho bądź!".

- Dlaczego? - pytam. - Przecież miejscowi nie mordowali.

Anna nie wie. - Kilka lat temu przyjechała tu kobieta, mówiła, że jest dziennikarką. Babcia jej prawdę powiedziała, a ona: "Niech pani nie ujawnia, że to Polacy, bo to szkodzi". Babcia była zdziwiona, co to za dziennikarka. Ale jej nazwiska nie pamiętam.

Mordowali nie tylko Polacy. Rozmowa z Rutą Vanagaite, autorką książki "Nasi" o mordowaniu Żydów przez Litwinów

***

Stary kowal nie żyje, nikt nie wie, gdzie mieszka jego rodzina. Idę pod dom dawnego sołtysa, na słupie bocian karmi w gnieździe młode.

- Nic nie wiem, dziadek nie żyje - mówi mi gospodyni, 40-latka. - Genek! - woła męża, wnuka sołtysa. Pytam go o Żydówki, piwnicę, w której były trzymane. Wzruszają ramionami. - No jest piwnica... - pokazuje wejście pod ziemię. Dawniej trzymali tam ziemniaki. Gdy proszę, by mnie wpuścili, nie chcą: - Zawalona. Tu się nic nie działo, dziadek nic nie mówił.

Czytam im fragmenty zeznań: "Zaprowadzono je do wsi, do piwnicy sołtysa, a potem...".

- A skąd mam wiedzieć, jak mnie na świecie nie było - mówi Genek. - A dziadek i ojciec te tajemnice zabrali ze sobą.

***

Helena Jabłońska była nastolatką, gdy Żydówki przychodziły z pola do jej matki po mleko, chleb. - Pracowały u ogrodnika. Piękne były, z czarnymi włosami, ale i blondynka była. W ładnych spódnicach chodziły. Jedna z nich dała mi zapinkę do włosów, posrebrzaną, długi czas ją nosiłam, ale mi zginęła.

Jabłońska pokazuje na drogę: - Tu je wlekli na furach, słyszałam, jak płakały, krzyczały "ratunku!", pewnie wiedziały, że jadą na stracenie. A trzech bandziorów szło polem z pałami okutymi na końcu żelazem. Widziałam ich. Wracali od kowala - Jabłońska wymienia nazwiska trzech morderców: D., Z., W., Polaków ze Szczuczyna. Wszyscy już nie żyją. Męża Jabłońskiej, jeszcze młodego chłopaka, chcieli zabrać, by zasypywał groby, ale uciekł.

- Czego ludzie się teraz boją, przecież miejscowi nie mordowali, zabójcy nie żyją... - powtarzam pytanie.

Jabłońska wzrusza ramionami.

***

- Pan nie rozumie? - pyta Renata, 40-latka, która przyjechała do babci na wakacje. Mieszka teraz na drugim końcu Polski. - Bzurowiacy nie chcą rozmawiać, bo się wstydzą, że oddali na stracenie kobiety, które u nich pracowały. Wstydzą się, że 80 mężczyzn ze wsi nie stanęło przeciwko kilku mordercom.

Mirosław Tryczyk prowadzi mnie w las, kilometr za wsią. Stoimy, a pod nami, jak pokazali nam mieszkańcy, kości Żydówek.

Ziemia parowała

Wieś Skaje, gdzie dokonano drugiego mordu na Żydówkach, leży tuż pod Szczuczynem, za starym żydowskim cmentarzem. Tadeuszowi, który ma prawie 90 lat, od razu wilgotnieją oczy, gdy pytam. Nie widział, ale słyszał. - Żydówki kosiły, a tamci je zaprowadzili tu, na Glinki, do dołu, i je zamordowali

- Kto zabijał? - pytam.

- Szczuczynianie - mówi. W aktach sprawy jest kilka nazwisk. Podaję je, Tadeusz kiwa głową. - Taaak...

Syn Tadeusza, 60-latek, pamięta, że po wojnie ludzie zbierali się i wspominali. Szeptem, bo zabójcy żyli, a jak wynika z akt, wielu zapisało się do PZPR.

Siadamy na ławce, syn prosi, by ciszej mówić, nie pisać za dokładnie o ojcu, bo wiadomo, jacy ludzie są.

Tadeusz: - Mówiono, że Żydówki młotami zabijali, jeszcze żywe zakopywali. Potem rano ludzie chodzili na Glinki i widzieli, że para szła z ziemi, jak dusze do nieba.

Płacze. Syn wzdycha: - Znowu mi ojciec nie będzie spał w nocy, bo żeś pan tę historię przywołał.

Stajemy z Mirosławem Tryczykiem na Glinkach, nad bezimiennymi grobami nieznanych Żydówek.

Bił ten, co pałę miał

Proszę miejscowego regionalistę, by pokazał mi jakiś ślad po Żydach w Szczuczynie. Jedziemy pod ruinę drewnianego domu w centrum. To dawny dom rabina. Odgarniam krzaki przy drzwiach - dwie dziurki w futrynie po mezuzie.

Na tyłach, w nowym domu, mieszka Jarosław Tyszka. - Przed wojną mieszkał tu naród wybrany - uśmiecha się. - Tu całe żydostwo siedziało, a tam Polacy - pokazuje ręką na ulicę dalej. - Mój ojciec dostał tę działkę po wojnie.

- Pan się boi, że to mienie pożydowskie?

- Pewnie...

Żona: - No, że mogą wrócić, wysiedlić. A my gdzie?

- A kto mieszkał przed wami?

- Nie wiem, wszyscy zabici.

Zaczepiamy starszego mężczyznę. Kto jeszcze żyje, kto pamięta wojnę? Kilka domów dalej mieszka D. To nazwisko padało w zeznaniach. Z dokumentów wynika, że D. mordował żydowskie kobiety, miał synów, którzy mu pomagali. Czy D. jest jednym z nich? Na tyłach starej drewnianej chałupy D. siedzi na ławeczce. Szczupły, ale na siłach, choć urodzony w 1927 roku.

- Jest inna rodzina D. w Szczuczynie? - pytam.

- Nie ma.

Rozmawiamy o wojnie, w końcu pytam: - Pamięta pan te Żydówki?

Waha się: - Nie pamiętam.

Po chwili namysłu dodaje, że szkoda Żydów, bo byli dobrzy ludzie. Siedział z nimi w jednej ławce. Śmierdziało od nich cebulą.

- Te dziewczyny... duża tragedia - ożywia się nagle.

- Widział pan, jak je zabito?

D. uśmiecha się, mówi o Żydówce, która miała w Szczuczynie piekarnię i "siedem kurw". Znaczy córek. Czytam listę zabójców z protokołów przesłuchań. D. pamięta wszystkie nazwiska.

- Zabili je tutaj, niedaleko, na polu - pokazuje ręką w kierunku Skaj. - Siedziałem w okopie, a oni siedzieli nad okopem, ja widział - śmieje się, ale raczej nerwowo. - Bił ten, co pałę miał.

- Pana ojciec też tam był?

- Był.

- Też bił?

Milczy.

- Znał pan te kobiety?

- Były stąd, ze Szczuczyna.

- Kazali panu którąś zabić?

- Miałem już 14 czy 15 lat, nikt nie mógł mnie zmusić.

- Cierpiały?

- Jak wzięły pałą w łeb, to co miały cierpieć.

***

Jadę do Radosława Ignatiewa. Mówię, że ludzie wskazali nam dwa miejsca pogrzebania Żydówek pod Szczuczynem, że żyje jeszcze jeden z braci D., który brał w tym udział, choć trudno przesądzać o jego roli. Ignatiew pyta, jakim cudem nam się udało, był pewien, że nic już nie można ustalić. Podrywa się z fotela: - Na nowo otwieram śledztwo.

Wideo "Dużego Formatu", czyli prawdziwi bohaterowie i prawdziwe historie, Polska i świat bez fikcji. Wejdź w intrygującą materię reportażu, poznaj niezwykłe opowieści ludzi - takich jak Ty i zupełnie innych.