- Emily była wdzięczna Nate'owi za pomoc. W gruncie rzeczy, w tym momencie mógł ją śmiało porzucić. Kazać się wynosić z jego mieszkania i radzić sobie samej, na własną ręke, ale on ją pocieszał. Spojrzała na jego dłoń, a nastepnie wzdłuż ramienia, aż na niego samego. jego zmartwione spojrzenie, równie strapione co jej. On się szczerze przejął. Naprawdę zalezało mu na Drew i na jego bezpieczeństwie. Em uśmiechnęła się nieco pewniej i podniosła z miejsca, by stanąć przy tym głąbie, którego zeszłej nocy chciała udusić poduszką, a następnie go przytuliła.
- Wszystko będzie dobrze. Jakoś to ogarniemy... razem.
-Felix sam by się chętnie postrzelił, żeby tylko nie musieć znów ładowac się w polowanie na tego dzieciaka. Był wściekły na samego siebie, za to że w ogóle wziął go wtedy pod swoje ramie, gdy siedział rozbeczany pod biurem. Mógł go olać i zostawić. Zginąłby ponad rok temu i kto by się przejął? Ot kolejna nienazwana ofiara podziemnego gangu. On nie byłby nazywany zboczeńcem, a Provonsha nie siedziałby w więzieniu. Właśnie... ciekawe co ten znowu tak cicho siedzi. Hope nie mógł doczekać się, aż Gorky w końcu go wyciągnie. Specjalnie sam zajął mu to cholerne biurko i trzymał kase, pozwalając jakiemuś gówniarzowi zająć swoje, dawne stanowisko. Trzymał z resztą nie tylko biurko, ale też jego zawartość. Nie wiedział po co Dan zbierał te pieniądze, ale trzymał je, żeby w razie potrzeby móc je wykorzystać-
- O ile będzie jechał. -Zaznaczył Toby, domyślając się że jeżeli Diego znał ich obecną lokalizacje, mógł się posłużyć zarówno pociągami, jak i samolotem. Poza tym chyba nie miał żadnej innej opcji. Jego van nie był przystosowany do dłuższych tras, a bmw zabrali oni.
- Nie wiem ile się leci do Indiany. -Dodał zmartwiony, sprawdzając zegarek. Diego równie dobrze może lądować za godzine w Georgii, jeżeli Emily napisałaby mu dokąd jadą ostatecznie, ale tym już nie chciał martwić Drew-