JustPaste.it

Konkurs Ptakoznawczy - zapis z pamiętnika.

Zapis z pamiętnika, 13.06.1993, Akademia Magii Ramesville.

Nie mam pojęcia, co się dzieje... praktycznie na każdym kroku spotykam ptaki. Kiedyś wydawało mi się to być największym marzeniem, jednak teraz...

 

Dzisiejszy dzień zaczął się spokojnie, jednak gdy tylko poszedłem na poranny spacer wraz z moim przyjacielem na skraj Zakazanego Lasu. Pogoda zapowiadała się znakomicie, gdy w pewnym momencie przeleciała obok nas jakaś chmura, wyglądająca jak duży ptak, a potem trach! Nagle rozpętała się wielka burza, a mój przyjaciel otrzymał cios piorunem. Nie mam pojęcia jak to się stało, gdyż sam niemal straciłem przytomność. Pamiętam tylko pewne szkarłatne pióra i jakby... łzy? A później było już lepiej, tak mi się wydaje...

 

Gdyby tego jednak było mało, podczas wizyty w Skrzydle Szpitalnym zacząłem mieć omamy? Wydawało mi się, że widziałem jakiś cień w rogu sali, ale gdy tylko tam spojrzałem, nie było już nic. Tylko jakieś kłębowisko piór, chyba z jakiejś poduszki... Tamten dzień był tak zwariowany, że chyba musiało mi się już coś przywidzieć. Albo może ktoś toczył walkę na poduszki?

 

Chociaż nie było później wcale lepiej... Wyszedłem na balkon, aby wziąć nieco świeżego powietrza, gdy nagle zacząłem słyszeć różne odgłosy? Niby to nic dziwnego, ale wydawało mi się, że jednego razu słyszę śpiew ptaka, innego szum liści, a potem jeszcze szmer rzecznej wody. I to wszystko z jednego źródła! Jednak w pewnym momencie ta dziwna pieśń się skończyła i nie usłyszałem jej ani razu więcej.


Zapis z pamiętnika, 14.06.1993, Akademia Magii Ramesville.

Jest ranek dnia kolejnego, a dziwne sytuacje wciąż się nie kończą. Tak samo zawirowania z pogodą... Chciałem ponownie zbadać te dziwne okoliczności, więc raz jeszcze zbliżyłem się w okolice Zakazanego Lasu. Tym razem nie stało się nic dziwnego. Przynajmniej nie z początku. Usłyszałem jakieś niskie, drgające dźwięki, ale to tylko tyle. Wydawało mi się to mało ciekawe, więc po prostu wróciłem do zamku. Jednak niedługo potem zaczął padać deszcz. Tym razem bez burzy, ale i tak... może było to w jakiś sposób połączone?

 

Gdy tylko deszcz ustał, wyruszyłem na zewnątrz raz jeszcze. Wybrałem drogę poprzez cieplarnię i błonia, jednak cały czas wirowało mi coś w oczach. Tak jakbym widział jakąś złotą, latającą kulkę. Ale przecież było daleko od stadionu Quidditcha, nikt by chyba tam nie zgubił złotego znicza... cóż. W każdym razie, wybrałem się ponownie do lasu, jednak od zupełnie innej strony. Tym razem ponownie zacząłem słyszeć śpiew, bardzo... przyjemny dla ucha! Idę w jego kierunku.

 

Podążam za dźwiękiem, jednak zacząłem gubić drogę... mam wrażenie, że ten śpiew coraz bardziej utrudnia mi podróż, a czuję się jak po długim przyjęciu w Kryształowej Komnacie.

 

W końcu dotarłem do źródła-