JustPaste.it

Wiemy, kto stoi za rosnącą inflacją. To programiści!

Wiemy, kto stoi za rosnącą inflacją. To programiści!

Adriana Rozwadowska — 6 minutes


7b9a11d66c9c9d04fec7f9c99fa3c11f.jpg

Wiemy, kto stoi za rosnącą inflacją. To programiści!

Specjalista IT 1 ZDJĘCIE

Specjalista IT (Shutterstock)

Już horrendalne, a mimo to wciąż rosnące wynagrodzenia w branży IT sprzyjają inflacji. Racja programistów to nie racja całego społeczeństwa. Dlatego zarobki w IT trzeba zamrozić - inaczej stracą wszyscy. No dobra, trochę żartuję, a trochę nie.

 

Zupełnie nie żartuje za to Witold Gadomski. W niedzielę, w tekście "Żądania płacowe: racja strajkujących to nie racja całego społeczeństwa", mój redakcyjny oponent skomentował trwający od kilkunastu dni strajk w Solaris Bus & Coach.

Nadmierne żądania płacowe, niewynikające ze wzrostu wydajności, sprzyjają inflacji, a więc uderzają w pracowników firm, które podwyżek nie dadzą. Inflacja uderza nierówno. Zwykle chroni silne grupy zawodowe (np. górników), a uderza w słabsze (np. nauczycieli lub redaktorów)

- pisze Gadomski, uzasadniając, dlaczego pracownicy produkcji w Solarisie powinni powstrzymać się od strajku i - dla dobra nas wszystkich - bezterminowo utrzymywać rodzinę za 3000 zł netto.

Sięgnijmy więc po opracowanie Głównego Urzędu Statystycznego (GUS): „Sytuację społeczno-gospodarczą kraju w 2021 roku". A z tego wynika, że średnia płaca w przemyśle wzrosła o 9 proc. w porównaniu rok do roku, górnicy zyskali zaś 6 proc. i znaleźli się tym samym pod względem podwyżek na drugim miejscu od końca. Nie można jednak powiedzieć, że górnikom powodzi się nadzwyczaj źle, bo zarabiają nieźle. Jeśli już jednak poszukujemy grup zawodowych, które żądają obecnie podwyżek, napędzając tym samym inflację, należy być sprawiedliwym i nie sięgać wyłącznie po wyświechtany przykład górników jako argumentu na wszystko czy obarczać całą winą zarabiających płacę minimalną i niewiele więcej. Spójrzmy więc, kto zarabia najwięcej? Dział zwany przez GUS "informacja i komunikacja".

W tym nieszczęśliwym GUS-owskim worku znaleźli się i zarabiający niewiele dziennikarze, i zarabiający najlepiej specjaliści IT. Średnia płaca? 10 085 zł brutto - to, podobnie jak w przemyśle, o 9 proc. więcej niż rok wcześniej. Gdyby jednak podział stosowany przez GUS miał więcej sensu i nie mieszał mediaworkerów z developerami, średnia specjalistów IT byłaby wyższa. Pamiętajmy też, że większość programistów nie pracuje na umowie o pracę, ale B2B - którego to samozatrudnienia GUS nie uwzględnia wcale.

Tymczasem w IT trwa ogromna rotacja. Pracownicy z łatwością zmieniają pracę, zaś 800 zł podwyżki - tyle chcą strajkujący w Solarisie - nie robi wrażenia na nikim. Nie dość na tym. Pracując na B2B, specjaliści IT płacą liniówkę, a od pewnego czasu - dzięki uldze IP BOX - wielu z nich może jeszcze obniżyć należne 19 proc. do zaledwie 5 proc. podatku. Co robią z zarobionymi i zaoszczędzonymi pieniędzmi? Tak, oni też napędzają nimi inflację, ale o tym u Gadomskiego już nie przeczytacie.

Gotta Catch 'Em All!

Związkowcy zwykli zaniżać dane o zarobkach - twierdzi Gadomski i za bardziej wiarygodne uznaje te udostępnione przez Solarisa. Zgodnie z nimi średnie miesięczne wynagrodzenie pracownika spółki wynosiło w 2021 roku 5826 zł brutto, czyli 4184 zł na rękę.

Po pierwsze, jako ekonomista często posądzający innych o ekonomiczne nieuctwo Gadomski musi wiedzieć, że średnia to miara ułomna, którą silnie w górę ciągną nieliczne wysokie zarobki. W tym miejscu warto przypomnieć, że - według danych GUS - Gadomski zarabia 10 085 zł brutto.

Po drugie, nie dość na tym, że powyższa średnia do jednego worka wrzuca i wykonującego pracę fizyczną pracownika na hali, i zarabiającego dwukrotnie więcej menedżera przesiadującego w części biurowej. Gadomski podaje bowiem średnią uwzględniającą wszystkie dodatki - w tym bon świąteczny za 12 zł i 50 gr oraz żłobek. Stosuje więc zabieg podobny do tego, po który sięgają dyskonty usiłujące przyciągnąć kandydatów do pracy najwyższą osiągalną pensją. Dla większości pracowników nieosiągalną, bo jeden dzień choroby albo dziecko na zdalnym, i premię tracimy. Per analogiam mogłabym podać miesięczne wynagrodzenie Gadomskiego, dorzucając do niego cztery nagrody tygodnia działu gospodarczego i nagrodę wydawcy. Dlaczego nie? Przecież jeśli tylko się postara, zdobędzie je wszystkie.

W drugą stronę tego triku Gadomski nie stosuje. Bo pisząc o sytuacji Solarisa, wspomina, że ten w 2018 roku odnotował stratę, w 2020 natomiast - "całkiem przyzwoity zysk". A przecież można było napisać: zysk rekordowy w historii.

Już lepiej się udusić

Gadomski sięga też po swój ulubiony argument ostateczny: związki są złe, bo silne są przede wszystkim w państwowych firmach, a tam szerzy się nepotyzm. To argumentacja z cyklu: niektórzy oszuści prowadzą firmy, więc firmy z zasady są podmiotem skompromitowanym. Albo: PiS też oddycha powietrzem.

Tu należy zapytać, po pierwsze, z czego wynika słabość związków w sektorze prywatnym i czy przypadkiem nie m.in. z niszczenia ich przez pracodawców, polityków i publicystów? Po drugie zaś: co ma piernik do wiatraka? Solaris nie jest firmą państwową, nic nie wiadomo także o nepotyzmie i dealach zarządu ze związkiem zawodowym. Byłoby o nie zresztą trudno, bo proszę mi wskazać, na jakie konfitury - prócz dziesiątek i setek godzin nieodpłatnej pracy w czasie wolnym czy niechęci - mogą liczyć związkowcy w Solarisie, Avonie, Amazonie, mBanku? Jak pokazały ostatnie miesiące, głównym benefitem dla związkowców jest obecnie zwolnienie dyscyplinarne.

Dalej Gadomski udaje, że nie rozumie.

(...) demokracja to ustrój zakładający udział obywateli (ludu) w sprawowaniu władzy, zwykle poprzez głosowanie. Czy zatem wysokość i zróżnicowanie naszych płac powinny być ustalane w głosowaniu?

- pisze, usiłując skompromitować postulat demokratycznego zarządzania, choć nikt nigdzie, nawet po lewej stronie lewicy, nie podnosi postulatu głosowań nad podwyżkami. Demokratyczne zarządzanie w firmie - w przeciwieństwie do zamordyzmu - oznacza m.in. współdecydowanie przez pracowników i pracownice. A to odbywa się w drodze cywilizowanego dialogu, przy stole, kawie i herbatnikach z cukrem, pomiędzy skorym do rozmowy pracodawcą i załogą - dla uproszczenia sytuacji zrzeszoną w związku zawodowym (inaczej zamiast trzech osób na negocjacje przyszłoby ich trzy tysiące, co mogłoby być nieco kłopotliwe).

Dziwne też, że żadnego problemu nie dostrzega Gadomski w zrzeszaniu się pracodawców. Organizacje jak Business Center Club czy Lewiatan to przecież nic innego, jak tylko związki zawodowe pracodawców. I świetnie, że są!

(...) fakt, że poziom uzwiązkowienia prawie we wszystkich krajach się zmniejsza, świadczy o tym, że związki powoli stają się przeżytkiem

- konkluduje wreszcie mój redakcyjny kolega. Osobiście głównego powodu spadającego uzwiązkowienia dopatrywałabym się jednak w galopującym indywidualizmie i atomizacji społeczeństwa - tak chętnie podsycanych przez korporacje wyrzucające związkowców, najmowane przez korporacje kancelarie prawne zajmujące się zwalczaniem związków, upolitycznianie ich przez Piotra Dudę et consortes... Długo by wymieniać, ale Gadomski ze swoją publicystyką nie jest tu bez zasług.

Biedny się tłumaczy

W świecie Witolda Gadomskiego wszystko, co zagraża gospodarce, zdaje się mieć swój początek i koniec wśród najbiedniejszych, godzi zaś w klasę średnią i najbogatszych. Czytałam już wiele ostrzeżeń Gadomskiego przed wzrostem inflacji. W 2016 roku wywołać ją miał program "Rodzina 500+" - i nie wywołał, od 30 lat co roku potencjalnym winnym jest też podnoszenie płacy minimalnej, teraz padło na zarabiających najmniej.

Bądźmy więc sprawiedliwi i o umiar zaapelujmy także do sektora IT. Niesłychanie (jak na Polskę) wysokie pensje, kolejne podwyżki i środki zaoszczędzone dzięki ulgom podatkowym - wszystko to zagraża naszej racji. Jeśli uznajecie ten apel za absurdalny, przypomnę, że to nie mój pomysł - ale redakcyjnego kolegi.

***

PS. Wśród "słabszych", zagrożonych inflacją profesji Gadomski wymienia nauczycieli. Protesty - te dotyczące płac, ale i te związane z ideologizacją szkolnictwa przez ministra Czarnka - organizuje Związek Nauczycielstwa Polskiego, czyli nielubiany przez Gadomskiego silny związek zawodowy w sektorze publicznym. Gdyby go nie było, nie istniałby żaden opór wobec polityki edukacyjnej PiS. Bo kto - bez związków - skoordynowałby protesty w tysiącach placówek? Liczę na odpowiedź.