JustPaste.it

Po nadaniu wiadomości razem z Pharą założyłyśmy swoje kombinezony bojowe. Moja Valkiria,tak samo jak Raptor Phary były gotowe do akcji, którą niestety musimy odwlec do czasu przybycia wsparcia. Wzięłam kaduceusz i odwróciłam się do mojej partnerki. Smutno się uśmiechnęła, pocałowała mnie w czoło po czym złapała mnie za rękę. 

- Ruszajmy Aniołku, mamy misję do wykonania. - obie wyszłyśmy, zostawiając rzeczy codziennego użytku w mieszkaniu na pastwę losu. Nie chciałam by to wszystko zostało zniszczone, pracowałyśmy na zwykłe życie w tym mieszkaniu bardzo ciężko. Czy to możliwe, że na dniach to wszystko przepadnie? 

Zeszłyśmy po schodach po czym Fareeha objęła mnie i obie wzbiłyśmy się wyżej by ogarnąć miasto z najwyższego punktu wieżowców. Zniszczenia były ogromne, a pomyśleć, że to dopiero początek. 

- Nie mogę w to uwierzyć, że Morrison chce, byśmy nie przeprowadzały ewakuacji rannych! Jak możemy po prostu uciekać jak tchórze i ratować siebie, podczas gdy tam cierpią i umierają ofiary tego ataku! Przecież gdybyśmy działały w ukryciu mogły byśmy niezauważone większość ludzi uratować. Bunkier OV-075 pomieścił by większość miasta. -zaczęłam wyładowywać swoje emocje i flustrację, wygłaszając monolog, który tak naprawdę nie wiem do kogo był skierowany. Poczułam dłoń Phary na moim ramieniu. 

- Wiem Skarbie, też bardzo nie podoba mi się obecna misja. Ale same sobie nie poradzimy. Moja mama mówiła, że gdyby nas znaleźli, mogłybyśmy nie przeżyć, wiesz, że bardzo nie chcę Cię stracić, prawda? Dlatego narazie musimy się ukryć. Kto ich potem uratuje gdy zabraknie tak dobrej medyczki?- rzekła. Uspokoiłam się trochę po jej słowach. 

- Mimo, że zdaje sobie z tego sprawę, to jak to usłyszałam od Ciebie, jest mi lepiej, dziękuję. -uśmiechnęłam się. Zaczynało świtać, a Fareeha ponownie złapała mnie w talii i zleciałyśmy na ulice, tak aby pomiędzy budynkami zostać niezauważonymi. Mijałyśmy rozwalone budynki, palące się auta i ogólnie chaos. Słyszałam kaszlących ludzi, pojękiwania rannych. Na ulicy znalazłam czarną od ognia wstążkę do włosów. Zatrzymałam się. 

- Verdammt... - zaklnęłam po czym podniosłam zniszczony materiał. Łzy poleciały mi z oczu. Tyle cierpienia dawno mnie nie otaczało. Dzieci, dorośli, niewinni ludzie. Pharah przez chwilę szła przede mną, ale po chwili zorientowała się, że stanęłam. Podeszła do mnie i zobaczyła, że płaczę. Przytuliła mnie bez słowa do siebie, starła łzy oraz pocałowała mnie w w oba policzki. Po chwili zawiązałam sobie tą pobrudzoną wstążkę wokół dłoni, natomiast Fareeha wzieła mnie na swoje silne ręce i lecąc nisko nad ziemią ruszyłyśmy szybko do bunkra pod naszym miastem. 

* * *

Po dotarciu do bunkra nie zdążyłyśmy jeszcze włączyć elektryczności, a już mój intercom zaczął wydawać dzwięki niczym podczas przychodzącego połączenia. 

- Fareeha, mamy pierwszą odpowiedź, szybko, włącz centrum dowodzenia kryjówki! - zakomendowałam. Pharah wielokrotnie widziała jak elektryczność w bazach jest włączana, gdyż Ana się tym często zajmowała. Po włączeniu ekranu głównego pojawiła się ikona N7. Nie wiedziałam do końca co to znaczy, ale miałam nadzieję, że to organizacja, która jest gotowa nam pomóc. Po odebraniu rozmowy na ekranie pojawiła się grupa ludzi z czerwonowłosą kobietą na czele. Atletycznie zbudowana, w czarnej koszulce i nieśmiertelnikami na szyi stała z rękami założonymi na siebie. Wyglądała na pewną siebie i bardzo poważnie podchodzącą do naszej wiadomości.

- Angela Ziegler oraz Pharah Amari zgłaszają się. Rozumiem, że wiadomość w sprawie potrzeby wsparcia i pomocy dotarła do... Was? - zupełnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Jednocześnie cieszyłam się, że ktoś odpowiedział na wezwanie i to w miarę szybko, ale z drugiej strony widząc powagę osób po drugiej stronie nie chciałam wyjść na jakąś z pomięszanymi zmysłami. Pharah niespokojnie podeszła do mojego krzesła i oparła się za moimi plecami o oparcie. Czekałyśmy na zameldowanie się odbiorców naszej wiadomości. 

img_20200405_221026.jpg