JustPaste.it

Rozmawiałam z Kai'em. Chciał zabić Maksa, jak się dowiedział, w jaki sposób wzrósł mu poziom fejmu. Chyba jeszcze nie był jednak gotowy, żeby mu powiedzieć, ale później ochłonął. Zobaczyłam, że coś rusza się w trawie. Szybko tam pobiegłam. Leżała tam mała kulka. Podniosłam ją, ale strasznie kuła, więc upuściłam ją. Jak się okazało był to mały jeż. Był taki słodki! *-* Myślałam, że jest głodny, więc poszłam po jakieś jabłko dla niego. Zerwałam owoc z drzewa i zobaczyłam Kai'a, który rzuca kamienie do wody. Razem z jeżem poszłam do niego. Wrzucił jakiś głaz do wody. Tego już nie mogłam nawać kamieniem, to był głaz. I przewrócił się zmęczony na plecy. Dałam jeżowi jabłko i zapytałam co się stało. Nie chciał mi nic powiedzieć, ale ja byłam uparta. W końcu wydusił z siebie, że to przez jego ojca - Aresa. Nie wierzyłam z początku w to co mówi. Przecież to wbrew zasadom, żeby bóg skrzywdził zwykłego wilka. Cały czas patrzyłam na niego z niedowierzaniem. W końcu otrząsnęłam się i zminiłam w wilka. Powiedziałam mu, że idę do jego ojca, ale on mnie złapał i zabronił iść. Z początku się upierałam, ale w końcu odpuściłam. Wzięłam jeża i poszłam w swoją strone. Kai natomiast sam udał się do ojca. Obiecałam Kai'owi, że nie pójde do jego ojca, ale nikt nie zabronił mi iść do świata bogów. Pobiegłam na górke i przeskoczyłam przez portal. Zapomniałam już jak było tam pięknie. Rozglądałam się dookoła patrząc na wszystko dużymi oczami. Musiałam niestety uważać, bo większość bogów by mnie zabiła. Wyjątkiem jest Rona, która miło zawsze witała mnie i Lili w świecie bogów. Po chwili zapomniałam po co tu w ogóle przyszłam. Szłam brzegiem rzeki, aż ujrzałam Ronę, która uczyła małe wilki łowić ryby. 
Jessika: Witaj Rono. - Ukłoniłam się.
Rona: Witaj. - Odpowiedziała nieco zaskoczona.
Jessika: Mnie też tak uczyłaś co? - Zaśmiałam sié, ale Ronie nie było chyba do śmiechu.
Coś wyczuła, możliwe nawet, że niebezpieczeństwo. Wzięła mnie na swój grzbiet i zaniosła szybko do portalu. Ciągle miałam wrażenie, że ktoś nas goni. Przeżuciła mnie przez portal mówiąc, że spotkamy się innym razem. Wypadłam z portalu i sturlałam się z górki. Jęknęłam z bólu i usiadłam. Usłyszałam za sobą czyjś głos. Nie brzmiał znajomo. Nawet się nie odwróciłam, do czasu.
Ares: Czyli mogę go skrzywdzić tak?
Wtedy gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam boga natury, który trzymał Kai'a. Rzucił go w dół góry. Zaczęłam warczeć. 
Ares: Jesteś taka słodka jak się złościsz.
Byłam już gotowa do ataku. 
Jessika: Łamiesz zasady bogów Ares.
Bóg parsknął tylko śmiechem twierdząc, że nic nie łamie. Trzymałam już w łapie kulę ognia. Ares wycofał się, ale chciał zrobić jeszcze jedną rzecz, zanim sobie pójdzie. Podszedł do Kai'a i kopnął go w brzuch, a potem zniknął. Podbiegłam do Kai'a. Z ulgą stwierdziłam, że żyje. Po chwili się obudził. Ledwo chodził, dlatego wzięłam go na grzbiet i poleciałam z nim do domu Lili, po jakieś lekarstwa, bo miał gorączke. Zabrałam na górę, gdzie położył się na łóżku, a po chwili zasnął. Ukradkiem wyszłam z domu, bo zapomniałam o jeżu. Pobiegłam na brzeg. Wzięłam jeża, ale nie chciało mi się wracać. Dałam mu jabłko i patrzyłam jak je. To było takie urocze *.* Po chwili przyszedł Kai. Był jeszcze słaby. Zabrałam go z powrotem do domu. Tam z okna zobaczyłam, że coś bądź ktoś stał pod drzewem. Poszłam do niego. Mówił dziwnym głosem i chciał, żebym wzięła od niego zielony kryształ. Odwróciłam się mówiąc, żeby się wynosił. W domu usiadłam na krześle. Odskoczyłam, bo poczułam, że coś było pode mną. Znalazłam kryształ, ten który trzymała postać. Cały czas wpatrywałam się w niego i nie odwracałam wzroku. Gdy Kai to zobaczył chciał wiedzieć skąd to mam, ale tego sama nie wiedziałam. Wtedy go oświeciło i powiedział mi o mężczyźnie co się nim opiekował. Miał on kolekcje kamieni. Ten, który trzymałam był natury. Służył do leczenia wilków natury. A ja miałam taką nadzieje, że pobawie się mocą natury. Wtedy Kai złapał mnie za łapę i przekazał część mocy. Zostawiłam mu jeża i wybiegłam z domu. Sprawiałam, że wyrastały kwiaty i drzewa. Dotknęłam jednego z domów, a tam wyrosły liany. Czułam się jak bóg, który tworzy ten świat od nowa. Zrobiłam przed sobą kępe kolorowych kwiatów i w nią skoczyłam. Położyłam się na plecach i pomyślałam co jeszcze moge zrobić. Wtedy wpadłam na pomysł. Wstałam. Dotknęłam ziemi i pomyślałam o soczystym owocu ambrozji. Odsunęłam się, a przede mną wyrusł duży krzew ambrozji. Zerwałam jeden z owoców. Przypomniałam sobie, że mam przy sobie kryształ od tego starucha. Wyciągnęłam go, a on zaczął świecić. Im bliżej był owocu to bardziej świecił, a im dalej to przestawał. Miałam już ugryźć owoc, kiedy przybiegł Kai, wyrwał im owoc z łapy i sprawił, że owoc zgnił. Wyrzuciłam go. Dowiedziałam się, że mogłam od tego umrzeć, bo wilki natury nie mogą jeść tego owocu. Powiedziałam Kai'owi o świecącym krysztale, ale gdy on do trzymał to nie świecił. Zabrał mnie szybko do domu Lili. Tam dowiedziałam się wszystko o jego rodzinie, no prawie wszystko. Jego matka była półboginią zwierząt, a ojciec to bóg natury. Nazywają się Larysa i Ares. Gdy Kai się urodził jego matka zmarła, a Ares obwinia go o jej śmierć. Nienawidzi go i przez to bije, a najchętniej by zabił. Gdy wilk trzyma kryształ przy owocu ambrozji, a on się nie świeci to oznacza, że jest bogiem, półbogiem lub ma boską moc. Popatrzyłam się na niego zdziwiona. Nie do końca wiedziałam o co chodzi. Okazało się, że Kai nic nie wiedział o portalu wilczych bogów, dlatego go tam zabrałam. On przeszedł, a ja miałam na niego czekać, ale po chwili wrócił, mówiąc, że Baron na mnie czeka. Nie miałam zamiaru tam wchodzić i spotykać się z jakimkolwiek bóstwem, bo wiem, że większość mnie nienawidzi za to, że zjadłam tam raz ambrozję. Kai przewrócił oczami i wziął mnie tam siłą. Chowałam się cały czas za nim. W końcu Baron mnie zauważył i powiedział, że Ares na nas czeka. Trochę się bałam, ale stwierdziłam, że nie będę tchórzem i poszłam. Znowu zaczęli się kłócić z Kai'em. 
Ares: To twoja wina, gdybyś się nie urodził ona nadal by żyła. - Powiedział wściekły.
Jessika: Ciąża się znikąd nie wzięła. - Powiedziałam pod nosem.
Zauważyłam na twarzy Aresa lekki uśmiech. Chyba to usłyszał. Później zdałam sobie sprawę, że Ares mnie zaraz zabije. Chyba wyznawał zasadę "oko za oko, ząb za ząb". Na szczęście udało mi się z Kai'em uciec. Kai wyszedł z portalu, a ja poszłam za nim. Chciał, żebym zostawiła go w spokoju. Ukrywał twarz, ale ja wiedziałam, że płacze. W końcu odpuściłam i sobie poszłam. Wróciłam do jeża. Dałam mu kawałek jabłka i patrzyłam jak je. Pogłaskałam go, a wtedy wbił mi się jeden z jego kolców w łapę. Wyciągnęłam go i popatrzyłam groźnie na jeża. Usiadł mi na ramieniu ptak. Szepną coś do ucha, a ja natychmiast wybiegłam z domu, zostawiając jeża z kotem. Stanęłam za Kai'em. On był odwrócony do drzewa, a drzewo było całe w krwi. Widziałam, że Kai znowu uderzy w drzewo, więc złapałam go za łapę. Trochę się rozluźnił i zabandażowałam mu łapy. Wygłosiłam mu mowę motywującą i postanowił pójść znowu do Aresa. Chciał iść sam. Jak dla mnie dobrze, bo nie zamierzałam go znowu widzieć. Zostawiłam jeża na stole, ale po chwili jeż przewrócił butelkę z wodą utlenioną i się jej napił. Szybko go stamtąd wzięłam. Na całe szczęście się nie zatruł. Pobiegłam do portalu bogów i przeskoczyłam przez niego. Chciałam zobaczyć, czy Kai dogadał się z ojcem. Gdy przyszłam na miejsce,  to Kai tylko się dukał. Zrobiłam wielkie wejście i się przywitałam ^^ A później powiedziałam Aresowi, to co Kai'owi, czyli, że ani on, ani Kai nie widzą, dlaczego jego matka umarła i nikt nie wie, czy żyła by dalej, a wtedy jego nastawienie jakby się zmieniło.

...................................................................................................................................................................................

Przyszłam i zaczęłam gadać z Kai'em, a po chwili przyłączyła się Liz. Kai nie chciał jej powiedzieć o swoim ojcu i trochę się wkurzył. Potem Liz zaczęła uciekać przede mną i tak w sumie zostałam sama. Chodziłam po wyspie i zobaczyłam Kai'a, który siedział na brzegu. Znowu zamierzał walić pięściami w drzewo. Wziął zamach, a ja go złapałam. Popatrzył na mnie groźnie i powiedział, żebym puściła, ale że ja nie zamierzałam to złapał mnie za szyję i odrzucił. Przybiegła Liz, która na niego zawarczała. Kai uciekł, a ja zostałam z Liz. Po chwili ruszyłam za nim. Widziałam jak wykopuje z ziemi sztylet, który może zabić boga. Stanowczo zakazałam mu tego robić i pobiegłam przed portal. Po chwili przyłączyła się Liz i zaczęła go gryźć w łapę. Złapały mnie liany i podniosły do góry. Kai odepchnął Liz i wskoczył do portalu. Przegryzłam liany i z Liz pobiegłam za nim. Dogoniłyśmy go dopiero w świątyni Aresa. Zagroziłam mu, że jeśli go zabije to ja chyba wezmę rozwód, ale on mnie nie słuchał. Zaczął celować sztyletem, a ja wskoczyłam w miejsce, gdzie wycelował. 
Kai:
Odsuń się albo cię zabije. - Groził mi, ale ja stałam w bezruchu.
Jessika: Proszę, zabij mnie. - Odparłam.
Widząc to Liz stanęła przede mną. Kai oplutł nasze łapy Lianami i podniósł do góry. Szybko je przegryzłam i wróciłam na miejsce. Zaraz po mnie zrobiła to Liz. Ares powiedział, żebyśmy sobie poszły i tak zaczęliśmy się kłócić. Ostatecznie uległam mu i wzięłam Liz. Miałam nadzieje, że się dogadają, ale wtedy Ares rzucił sztyletem w Kai'a. Pobiegłam z Liz i stanęłyśmy między nimi. Zastanawiałam się komu pierwsze przywalić, a w końcu wyrwałam sztylet Kai'owi. On sprawił, że pnącza wyrwały mi go i dały mu do łap. Wtedy wyciągnęłam swój sztylet i rzuciłam mu w łape. Kai upuścił sztylet, a ja mu go wyrwałam. Uciekłam z sztyletem jak najdalej od niego. Ares chciał, żebym mu go oddała, ale ja się uparłam. W końcu chciałam, żeby to była normalne rozmowa, a nie walka na śmierć i życie. Ostatecznie Ares oddał mi swój sztylet i chciał pogadać z Kai'em na osobności. Gdy szli zobaczyłam szyderczy uśmiech Kai'a. " On go zabije! " - Pomyślałam. Poszłam za nimi z Liz. No i wtedy nadszedł ten moment kiedy Kai poznał swoje imię - Kleofas XD ( Przepraszam Kai, ale to imie nadal mnie rozwala. Dawno nie miałam takiej beki na CM jak wczoraj z tego razem z Liz XDD). Ares poprosił nas o wejście, ale Liz mu nie ufała, a ja nie ufałam Kai'owi. Ostatecznie rzuciłam Aresowi medalion z ochroną i wyszłam, a Liz za mną. Układałyśmy swój plan, ale oni wszystko słyszeli. Co jakiś super słuch? ;_; Dlatego musiałyśmy przejść na telepatię. Zakradłyśmy się tam znowu i schowałyśmy w trawie, ale znowu nas nakryli. Chyba przez to, że Liz zapomniała o telepati i zaśmiała się na głos albo to było to podejście, gdy ją poniosło, krzyknęła i spaliła nam kryjówke T.T W każdym razie wtedy straże Aresa wzięły nas stamtąd, a ich otoczyła jakaś bariera. Ale dla Jess i Liz nie ma rzeczy niemożliwych B) Obezwładniłam strażnika, który mnie pilnował, a później pomogłam Liz. Poszłyśmy do bariery i zrobiłyśmy podkop. Każda miała swój dołek. Chowałyśmy się jak najgłębiej, ale co chwile wystawiałam pyszczek, żeby coś widzieć. Chyba się pogodzili, bo się przytulili.
Liz: Ooo słodko *-* - Zapomniała się.
Jessika: Grupowy przytulas? - Wypsło mi się, ale zostałyśmy zignorowane. - Heh..
Oboje sobie gdzieś poszli. Mnie tak ignorować? Gdzieś zniknęli, ale po chwili mój sokoli wzork ich namierzył. W sumie zrobiłam tylko dwa kroki i już ich widziałam xd Poszłam w ich kierunku, a raczej zaczęłam się skradać, ale Liz na luzie poszła i zepsuła mi niespodzianke. Stanęłyśmy za nimi, ale chyba byłyśmy duchami, bo nas kompletnie olali (Pierwszy stopień mojego wkurwienia c: znaczy powód focha).  Skoro mieli wyjebane, że stoimy za nimi to wszystko wyraźnie słyszłam. No to tak, gdy matka Kai'a umarła to jej dusza weszła w niego, dlatego miał różnie wizje z kobietą. Dlatego też Ares chciał zabić go, bo to był jedyny sposób, żeby ją uwolnić ( Jakby nie można było powiedzieć od razu ...). Ale już go nie chciał zabić, ale że Kai wiedział, że ojciec kochał Laryse to sam się zabił. I dopiero w tym momencie zostałam dopiero zauważona. Bo miejcie mnie wszyscy gdzieś, a jak macie problem to wtedy wam pomogę! Z ciała Kai'a wyleciała dusza i przybrała postać żywego wilka. Była to Larysa. Zaczęła się kłócić z Aresem o jakiś kamień, który to niedawno dostałam od tego dziwnego starca. Dałam go Larysie. Zabrali Kleofasia ( Musiałam XD) i sobie poszli. Gdy już zamierzałam sobie usiąść zawołała mnie Larysa. Stwierdziłam, że na co mnie tam. Ale ona sie na mnie groźnie popatrzyła to poszłam. Chciała, żebym powiedziała wszystko co myśle o Kai'u, a później miała się wypowiedzieć Liz. Nie wiem czy, któraś z nas powiedziała coś miłego, poza moim "Kocham cię, ale..." i po tym ale się na niego wydarłam, bo nie ma to jak krzyczeć na trupa. No, a później Larysa wbiła w Kai'a ten zielony kryształ. Do tej pory nie czaje po co miałam się na niego drzeć, no ale. Kai się obudził i nastąpił happy end. A gdy tak sobie gadali to w tle tańczyła pomarańcza obojniak o.o No i Liz sobie poszła, a co zrobił Kai? Poszedł szukać wiewiórek...( 2 powód focha c:) No, a jak do niego mówiłam to miał to w dupie ( i tu jest 3 powód). W końcu nie wytrzymałam i jak się zapytał o ten rozwód to mu powiedziałam: " Żadnego rozwodu nie chciałam, ale foch". I tak miał na to wyjebane i poszedł pić z pomarańczą! To doszłam do wniosku, że skoro mnie nie słucha to po co mam się w ogóle odzywać. Usiadłam sobie przy jaskini i nie ruszałam się stamtąd. Co chwile tylko coś do mnie mówiła ta pomarańcza i mnie wkurzała. W końcu zjadła jakiś owoc i zrobiła się niebieska. To stwierdziłam, że jest spleśniała. I jeszcze się ze mną kłóciła ( btw jej nick to DarkOrange) I tak wyszło, że to ja miałam racje.. No i kazałam się jej utopić, co zrobiła. Tyle, że to jej tylko pomogło... ok? Cały czas się gryzłam w ogon, żeby być cicho, ale nie wychodziło mi to i w końcu jęknęłam z bólu. Wtedy przyszedł Kai i DOPIERO zauważył, że osiągam poziom wkurwienia..