Od kiedy Omnic Crisis został zażegnany, świat nie potrzebował Overwatch tak często. Członkowie organizacji mogli więc wrócić do normalnego życia, mając co prawda na uwadze małe zlecenia lub pełną gotowość do służenia w razie potrzeby. Aż do tej feralnej nocy...
Noc tak samo jak dzień była pogodna. Gwiazdy ani księżyc nie chowały się za chmurami. W naszym wspólnym mieszkaniu ja oraz Pharah spałyśmy razem wtulone w siebie. Tęskniłam za tym, gdyż dopiero wczoraj Fareeha wróciła z misji tyczącej się wyciągania ludzi spod zawalonego tunelu. Wybuch był spowodowany nieuwagą pracowników kopalni. Mimo swej zbroi bojowej, oberwała trochę przez co musiałam ją opatrzeć. Leżała z bandażami i plastrami na najbardziej odkrytej części ciała w tym na twarzy. Tak bardzo cieszyło mnie to, jak spokojnie spałyśmy. Nie trwało to jednak długo. Obudził nas ogromny huk, jakby coś wybuchło. Pharah zerwała się na równe nogi i pobiegła do okna w salonie. Zdążyłam szybko spojrzeć na cyfrowy zegarek. Była 2:37. Mimo tak późnej godziny za oknem było jasno. Nie zdążyłam dojść do okna i nagle usłyszałyśmy kolejny huk, aż wszystko w mieszkaniu się zatrzęsła.
- Pharah, Skarbie co się dzieje? - zapytałam rozbudzona ogromnym hałasem z zewnątrz. Nie musiała mi odpowiadać, gdyż już widziałam. Palące się ulice, auta, budynki, niektóre zawalone. W niektórych miejscach widziałam rannych ludzi.
- Angela, trzeba zwołać Overwatch, to nie może być przypadkowy wybuch! Spójrz! - wskazała po chwili na horyzont. Przemieszczał się tam ogromny robot z wyrzut nią rakiet, która z pewnością całą swoją zawartością zmiótł by nasze miasto. Pharah pobiegła do gabloty z kombinezonem Raptor i zaczęła go szybko zakładać. Złapałam ją za ramię i przez chwilę spojrzałam jej w oczy.
- Nie wychodź na zewnątrz sama, proszę Cię, musimy najpierw powiadomić Morrisona i Twoją matkę o sytuacji. Po tym obie wyjdziemy na zewnątrz. -powiedziałam, obserwując jak odkłada części zbroi spowrotem na półkę.
- Dobrze, pójdziemy tam razem. -lekko się uśmiechnęła, wiedziała, że się o nią martwię. Pocałowałam ją krótko po czym podeszłam do szafki nocnej i złapałam za specjalną wielofunkcyjną bransoletę. Dosłownie w tym samym momencie przyszło połączenie od Jacka Morrisona.
- Mercy, tutaj Kapitan Morrison. Ogłaszam zwołanie Overwatch. Dostajemy odczyty o atakach ogromnych robotów z całego świata. Meldujcie co u was? - na bransolecie widziałam, że Jack jest już w bazie głównej Overwatch. Obok niego siedziała Ana.
- Nasze miasto również zostało zaatakowane, miałyśmy zamiar z Pharą wyruszyć na zewnątrz i ewakuować i pomóc rannym ludziom. -powiedziałam szybko bez zbytniego namysłu. Fareeha podeszła bliżej mnie, tak by była widoczna przez video intercom. Ana zerwała się i podchodząc do Jacka szybko zakomunikowała:
- Mercy, Pharah, czy w kombinezonach bojowych czy nie, nie wychylajcie się. Nie wiemy kto nas dokładnie atakuje, ale zwiad, który przeprowadziła D. Va wskazuje, że oni są za silni i nie damy sobie sami z tym Rady.
- Ale mamo, tam giną niewinni ludzie, tam są ranni, trzeba im pomóc, nie możemy ich tak zostawić! Na każdej misji jest niebezpiecznie, ja nie mogę tego tak zostawić. - mrugnęła niezadowolona Fareeha. Miałam takie samo zdanie.
- To może inaczej. Mercy oraz Pharah, macie pozostać w ukryciu. To rozkaz. -odrzekł stanowczo Morrison. Po chwili jednak dodał:
- Aktualnie waszym zadaniem jest skontaktować się z osobami spoza Overwatch i prosić o pomoc. Nie zróbcie nic głupiego, ukryjcie się na czas czekania na pomoc w bunkrze OV-075 pod waszym miastem. W razie komplikacji, jesteśmy w kontakcie. Bez odbioru. -powiedział po czym obraz zniknął.
- Nienawidzę jak Jack do nas na misji mówi jak do żołnierzy, dla mnie Overwatch to rodzina, czemu nie możemy normalnie się do siebie zwracać. - mruknęła Fareeha po czym obie szybko zabrałyśmy się za nagrywanie i rozsyłanie próśb o pomoc.
. . .
"Tutaj Angela Ziegler, agentka i medyczka Overwatch. Ziemię zaatakował wróg z którym sami sobie nie poradzimy. Prosimy o jak najszybsze wsparcie!" *w tle słychać kolejny huk i wybuch, wiadomość się urywa*