JustPaste.it

Wyskakując z portalu przewróciłam się, a na mnie spadła moja siostra. Prychnęłam i wygrzebałam się spod niej. Nie byłam zadowolona, chodź w głębi serca cieszyłam się z spotkania siostry. Wstałam rozglądając się po okolicy, to nie był teren watahy, pierwszy raz widziałam to miejsce. Pewne było to, że się zgubimy więc postanowiłam zrobić mały obóz. Poleciłam Lux zostać, a sama poszłam nazbierać trochę drewna. Weszłam w głąb lasu, dość niezwykłego. Zbierałam gałązkę, po gałązce. Byłam tym bardzo pochłonięta, nie zwracałam uwagi na ścieżkę. W sumie nawet jej tu nie było. Nagle wpadł we mnie wilk, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Chyba mi się uważnie przuglądał. Pomógł mi wstać i zaczął przepraszać. Otrzepałam się z ziemi oraz pyłu. Spojrzałam na nieznajomego, na pierwszy rzut oka nie wyglądał na sympatycznego, ale postanowiłam poznać go bliżej. Może wie gdzie jeateśmy. Uśmiechnęłam się niepewnie.

- Nie przepraszaj to ja chodzę zamyślona - Schyliłam się po gałęzie, które mi wypadły

- To była moja wina - Od razu pomógł mi zbierać gałązki, które upuściłam

- Dziękuje - Uderzyłam się głową o jego, gdy chciałam się podnieść. Masując jedną ręką głowę, wzięłam od niego gałęzie - Widzę, że jesteś uparty, ale ja też i wiem, że to moja wina.

- No to wiesz, że ja też będę się upierał iż to moja wina - uśmiechnąłem się zawadiacko, po czym zaśmiałem.- Co tu robisz sama? Nigdy cię nie spotkałem w tym wymiarze

- Jaki to wymiar? - Zawahałam się pytając. Wpatrywałam się w niego czekając na odpowiedz, już czułam, że coś pomyliłam tworząc portal

- Cienia - Spojrzał na mnie podejrzliwiw

Cienia... Dlaczego wcześniej nie zauważyłam. Te ciemne drzewa, trawa i kwiaty, na pierwszy rzut oka widać, że coś tu nie gra. W żadnym wymiarze nie znajdziesz takich. Są nie powtarzalne. Chyba zauważył, że coś jest nie tak. Otworzył pyszczek, jakby miał coś dodać, gdy upadł. Zobaczyłam jak ląduje na ziemi. Schyliłam się przed nim, rozglądając się wcześniej dookoła.

- Wszystko w porządku? - Zapytałam z troską. Nie wyglądał najlepiej. Tak nagle opadł z sił.

- Ktoś z tobą jest?- Usiadł pod drzewem. Chyba coś wyczuł.

- Tak moja siostra, która została blisko jakiejś groty... - Usiadłam obok, rozglądając się czujnie. Nie wiedziałam o co chodzi, ale wątpiłam, że to moja siostra jest gdzieś blisko. Przecież ona jest nie groźna.

- Jej moc... Ma jakąś?- Spojrzał na mnie niepewnie. Już czuł się trochę lepiej.

- Tak... Jest wilkiem światła - Skrzywiłam się. Mój wzrok wrócił do niego - Dlaczego pytasz?

- Wiedziałem... Jestem wilkiem cienia. Jej towarzystwo... Idź do siostry, ja dam rade...- Powoli wstał i zaczął się wracać. Chciał się odezwać, ale zrezygnował.

Wstałam i ostatni raz spojrzałam na wilka, później pobiegłam w stronę naszego prowizorycznego obozu. Po drodze natknęłam się na Lux, która chodziła od drzewa do drzewa, każde oglądając z dokładnością. Zatrzymałam się. Spoglądałam na nią, ona chyba mnie nie zauważyła, dlatego zaczęłam się  po cichu śmiać.

- Chcesz zostać ogrodniczką? - Śmiałam się nadal, a ona odwróciła się na początku speszona

- Pff mów sobie co chcesz - Oburzyła się i wróciła do obserwacji - Te drzewa są jakby...

- Z cienia? - Przerwałam jej, po czym spojrzałam w górę, czując, że ktoś nas obserwuję. Od zawsze nie lubiłam tego uczucia. Może, dlatego że kojarzyło mi się z moim pra dziadkiem, który lubił podsłuchiwać każdą rozmowę i podglądać mnie, czy moją siostrę, kiedy się nie spodziewałyśmy.

- Dokładnie - Krzyknęła pełna entuzjazmu.

Wpatrywałam się w korony drzew. Dostrzegłam zaszytego w liściach wilka. Ten, który na mnie wpadł. Nie wiem co mu chodziło po głowię, ale spoglądał na mnie, a później moją siostrę. Być możę zdaje sobię sprawę, że go wyczułam. Przez chwilę myślałam, żeby podlecieć w górę, ale gdy spojrzałam na Lux zdałam sobie sprawę, że coś z nią nie gra, jakby zmęczona? Lecz starała się to ukryć uśmiechem i prawie jej to się udało.

- Lux dobrze się czujesz? - Spojrzałam na nią niepewnie

Nagle odskoczyłam na bok widząc kulę mroku, która otoczyła moją siostrę zupełnie z nikąd. Chodź wiem, że sama się nie zrobiła i mogłam się domyśleć kto ją zrobił. Rozłorzyłam skrzydła i podleciałam w górę, gdzie zastałam wilka. Uśmiechał się głupio.

- Witam ponownie. Nie bój się o nią. To dla naszego wspólnego dobra. Nie pociągniemy długo, póki jesteśmy niedaleko siebie. W sumie jej szkodzi nawet to środowisko. Weź ją stąd. Zabierz ją do domu...-spojrzał na leżącą i ciężko oddychającą Lux.

- Dla dobra? - Zdziwiłam się - Przy mnie tak nie reaguję...

- Chodzi o przeciwieństwo Jessiko. Cień i Światło. Zabierz ją jak najszybciej. Mrok jej nie zaszkodzi, ale cień, który ją otacza, tak- złapał mnie za łapę.- Będę czekać na nasze następne spotkanie.

- Jasne - Zarumieniłam się lekko - Do następnego

Zleciałam do Lux, która nie była w stanie nawet ruszyć łapą. Biedna, zawsze kojarzyłam ją z niezwykłą energią, ale teraz wygląda, jakby zaraz miała umrzeć. Złapałam ją i umieściłam na grzbiecie. Usłyszałam, że coś mruczy pod nosem. Otworzyłam portal, tym razem chyba odpowiedni. Poprawiłam jeszcze Lux na grzbiecie, kiedy usłyszałam trzask łamanych gałęzi. Odwróciłam się i zobaczyłam nie przytomnego wilka na ziemi. Miałam już podbieć, żeby mu pomóc, ale moja łapa zawisła w powietrzu. Przecież muszę zabrać Lux, natychmiast. Nie wiedziałam co robić. Byłam rozdarta. Zamknęłam oczy, żeby to przemyśleć, wtedy coś ryknęło z portalu.

- Aerin ja tu próbuje myśleć nie... - Oświeciło mnie. Otworzyłam jedno oko i spojrzałam na portal, który najwyraźniej prowadził do mojej jaskini - Aerin!

Czułam, że moje serce pełne ulgi unosi się na skrzydłach. Smok podleciał do mnie razem ze swoim bratem i wzięli ode mnie Lux. Ostrożnie przetransportowali ją przez portal, do mojej jaskini, gdy się zamknął podbiegłam do wilka. Wyglądał na nieprzytomnego, nie chciałam go budzić, ale dla pewności lekko ruszyłam łapą. Otworzył powoli oczy, ale wciąż leżał, gdy poczuł się lepiej podniósł się. Siedziałam przy nim już trochę ziewając, całą noc, a teraz dzień byłam na nogach. Mimo to uśmiechnęłam się widząc, że jest mu lepiej. Przeciągnęłam się

- Może potrzebujesz czegoś? - Zapytałam - Mocno uderzyłeś o ziemię

- Chrzanić mnie. Teraz ty jesteś najważniejsza. Jesteś zmęczona. Chodź ze mną. Tam się tobą dobrze zajmą- Patrzył mi prosto w oczy i chyba szczerze martwił się o mnie

- Nie! - Stanowczo zaprotestowałam - Mi nic nie będzie, ale tobie może. Mogłeś złamać łapę... Poza tym mrok to mój żywiął, przeżyję bez snu - Starałam się, żeby to zabrzmiało wiarygodnie i uśmiechnęłam się

- To niedaleko. Przy okazji obydwoje odpoczniemy. Proszę, chodź ze mną - Długo wpatrywał się we mnie oczami szczeniaka. Nie byłam przekonana - Proszę...

- Zgodna, niech ci będzie - Poddałam się i westchnęłam - Ale powiedz, jakby cię coś bolało

Kiwnął głową na zgodę. Szliśmy obok siebie drogą do... Właściwie nie wiem gdzie. Widziałam, że lekko kuśtykał, ale dałam sobie spokój, wiedząc, że będzie się upierał przy swoim. Robił dobrą minę do złej gry. Zaczynał żartować. Uśmiechnałam się przez całą drogę zapominając o zmęczeniu. Tylko ochlapałam go lekko wodą z rzeczki, która płynęła nie daleko. Doszliśmy na miejsce, przed ogromny, czarny pałac. On oczywiście mokry. Tuż przed bramą strzepał z futra wodę, która wylądowała na mnie. Zrobiłam taką minę, że nie mógł się nie zaśmiać. Weszliśmy do środka i od raz doskoczyli do nas jego rodzice...

Gdy matka zalewała go tysiącami pytań, posłał mi znudzone  spojrzenie. Uśmiechnęłam się, po czym spojrzałam na jego matkę. Ignorowałam każde jej pytanie, widać nie tylko mnie nudziła. Rozejrzałam się po wnętrzu. Było tu tak mrocznie i ciemno, że mogłam się poczuć prawie jak w domu. Gdy wróciłam myślami do rzeczywistości, wilk i jego mama chyba skończyli rozmowę. Nadal nie wiem o co chodziło, ale ich wzrok spoczął na mnie. Miałam pytający wyraz twarzy.

- Ja ją za prowadzę. Wy idźcie do swojej sali- Spojrzał na nich stanowczo, co spodobało się ojcu.- Chodź ze mną - Uśmiechnął się w moją stronę i weszliśmy do pałacu.

Podążałam za nim, starając się jak na razie nie zadawać pytań. Szliśmy długimi, krętymi korytarzami, w których łatwo mogłabym się zgubić. Oglądałam każdy z obrazów wiszący na ścianie. Moją uwagę przykuł wilk mniej więcej w moim wieku. Nie był on otoczony cienistymi drzewami, czy nie stał nad jakimś mrocznym jeziorem, co wyróżniało go od pozostałych portretów. Siedział pod rozłorzystym drzewem, gdzie oświetlało go słońce. Zatrzymałam się przed tym obrazem i wpatrywałam w niego.

- Kto to jest? - Zapytałam zaciekawiona, nie odrywając wzroku, gdy zauważył, że przestałam podąrzać za nim. Spuścił wzrok.

- To moja ciotka... Już nie żyje...- Ściszył głos i szedłem dalej. Szybko do niego dołączyłam. Miałam go już przepraszać, ale mi przerwał.

- Rozumiem. Byłaś ciekawa. Po prawej jest twój pokój. Gdybyś czegoś potrzebowała powiedz

Stanęliśmy przed dużymi złoconymi drzwiami. Sam wszedł do pokoju naprzeciwko. Same drzwi nie szczególnie mnie przekonały. Może spodobały by się Lux, ale ja jak dla mnie były... Nawet nie wiem jak to określić, eleganckie?Królewskie? Powiedzmy, że tak. Ostrożnie, nie pewnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Wydawało mi się, że zastanę więcej pozłacanych elementów, ale ku mojemu zaskoczeniu złota była tylko zasłona przy oknie, gdzie znajdował się nie wielki balkon oraz kilka poduszek na łóżku. Reszta była fioletowo-szara. Uśmiechnęłam się w duchu. Nie jest najgorzej. Pewniejszym krokiem ruszyłam w głąb pokoju, ale poczułam drobne kłucie w serciu. Oh Lux... Zostawiłam ją samą...

*Brandy*

Po pewnym czasie przyszedł do mnie szaman. Uśmiechnąłem się do wilka. Zacząłem myśleć o ciotce. Ta cała Lux miała szczęście, że spotkałem jej siostrę. Inaczej byłoby źle. Jednak nadal jest. Ona potrzebuje czasu w pełnym słońcu i relaksu. Nie chce, by Jessika skończyła jak moja matka. Starly była odważną waderą. Chciała zaryzykować i być przy mojej matce. Tuż po ich ślubie zmarła, a matka kazała namalować jej portret. Właśnie ten, który widziała Jessika.Dostałem kilka leków i szaman wyszedł. Zostałem w tej samej pozycji, leżący z głową na łapach i patrzący przez okno. Spojrzałem na czarne słońce na niebie. Pora kolacji. Wstałem i wyszedłem z pokoju. Lekko zapukałem do drzwi naprzeciwko i poinformowałem ją o kolacji. Sam zszedłem na dół i kazałem jednej służącej nam istocie zaprowadzić ją do sali, gdzie jemy posiłki. Zmieniłem się w człowieka i usiadłem przy rodzicach.

*Jessika*

Usłyszałam lekkie pukanie do drzwi oraz znajomy głos wilka. Leżałam na łóżku śmiejąc się do siebie. Jeszcze przez chwilę leżałam patrząc w sufit, ale po chwili do mnie dotarło, że powinnam iść na kolecję. Zmieniłam się w człowieka. Byłam zanurzona w pościeli. To łóżko było naprawdę wygodnę, nie miałam ochoty wstawać, lecz w końcu się zebrałam na to. Poprawiłam włosy. Wyszłam z pokoju, gdzie zastałam służącą. Nie należała do sympatycznych, ale zaprowadziła mnie do sali, gdzie czekali już wszyscy. Nie pewnie weszłam do środka. Służąca wskazała mi miejsce, a ja usiadłam uśmiechając się do pozostałych. Jako jedyny na sali uśmiechnął się do mnie wilk, którego wciąż nie znam imienia. Małe stworzonka cienia wniosły na salę jedzenie. Gdy wyszły wszyscy zaczęli jeść w ciszy. Grobowa cisza. Nigdy jej nie lubiłam. Miałam wielką ochotę ją przerwać, ale nie chciałam też sobię nagrabić, więc nie odzywałam się jak inni, tylko kątem oka spoglądałam na czarno włosego chłopaka oraz jego mamę. Widziałam między nimi duże podobieństwo. Po skończonej kolacji podziękowałam jego rodzicom. Wstałam kłaniając się lekko i podeszłam do chłopaka, który podał mi ręke. Złapałam ją i poszłam za nim. Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że to już koniec tej niezręcznej ciszy.

- Więc... Co teraz?

- Teraz idziesz spać, bo wcześniej nie zasnęłaś ani na minutę. Może potem ci coś pokaże - uśmiechał się do mnie.

- Ale nie chce mi się spać - Upierałam się, ale niestety zachciało mi się ziewać

- Przecież widzę...Skoro jesteś taka uparta...

Podniósł mnie i niósł do pokoju śmiejąc się. Krzyknęłam, gdy mnie podnosił, a później całą drogę do pokoju udawałam oburzoną, niestety nie do końca mi to wyszło, gdyż jak tylko przeszedł przez drzwi zaczęłam się śmiać.

- Z czego się śmiejesz?- Sam się śmiał. Jedną ręką wsunął mnie pod pościel. Przykucnął przy łóżku.- Będę tu, póki nie zaśniesz.

- Zwykle tak jest, gdy chcę zachować powagę - Śmiałam się nadal, układając głowę na poduszczę - Mam tylko jedno pytanie, później zasnę, obiecuję.

-Zamieniam się w słuch - Odparł

- Skąd znasz moje imię? - Poczułam ulgę, gdy mogłam w końcu o to zapytać - Nie przedstawiałam ci się...

- Umiem czytać w myślach. Z tego co pamiętam, to ja tobie też się nie przedstawiłem

- Tak nie przedstawiłeś... - Ziewnęłam, a powieki same zaczęły mi już opadać, dając znać, że powinnam już odpocząć

- Potem ci powiem - Ściszył głos, a ja zasnęłam.

Następnego dnia wstałam wyjątkowo wcześnie jak na siebie. Wciąż miałam zamknięte oczy żyjąc jeszcze w sennym świecie. Przesunęłam ręką po pościeli natykając się na czyjąś dłoń. Momentalnie się poderwałam, otwierając oczy. Zobaczyłam, że Brandy śpi przy moim łóżku. Nie chciałam go obudzić. Usiadłam, spoglądając na niego. Wyglądało na to, że spał, więc wyśliznęłam się spod pościeli i założyłam buty. Po cichu otworzyłam drzwi na balkon. Podziwiałam piękne widoki, kiedy ktoś zasłonił mi oczy. Trochę się wystraszyłam, ale po chwili rozpoznałam jego głos

-Jak się księżniccę spało?

- Wyspałam się jak nigdy - Uśmiechnęłam się

Stanął obok i oparłem się o poręcz. - Miałem cię gdzieś zabrać, pamiętasz?

Kiwnęłam głową

- Jak mogłabym zapomnieć?

Patrzyłam w dal, pod nami rozciągały się królewskie ogrody. Nie odrywałam od nich wzroku. Lubiłam patrzeć na wszystko z góry. Lux by się tu spodobało. Uwielbia kwiaty.

- To chodź- wziął mnie za rękę uśmiechnięty i poszliśmy na korytarz. Szliśmy nim długo, póki nie dotarliśmy do wyjścia z pałacu. Przeszliśmy ogrodem, gdzie szybko zerwał jedyny biało czarny kwiat i wpiął mi we włosy. Swoją drogą był śliczny. Tuż przy bramie wyjściowej znów zakrył mi oczy dłońmi i szepnąłem do ucha- To niespodzianka- prowadził mnie dalej w nieznane mi miejsce. W końcu byliśmy u celu. Zabrał ręce

- I jak?

Tu była łąka, a tuż przy niej wielkie jezioro. Przez całą drogę byłam zdana tylko na swój słuch oraz węch, niestety one na nie wiele się zdały. Nic nie było dla mnie znajome. Nie mogłam się doczekać, aż dotrzemy na miejscę. Gdy zdjął ręce z moich oczu, przez pierwsze kilka minut oślepiało mnie zbyt jasne światło. Po chwili już mogłam podziwiać widoki.

- Tu jest pięknie - Powiedziałam, a po chwili z moich oczu popłynęły łzy.

- Dlaczego płaczesz?- był zaskoczony reakcją.

- Nie wiem... Już naprawdę nie wiem... - Usiadłam nad jeziorem, maczając w nim nogi, chyba wiele czynników mogło się na to składać. Biorąc pod uwagę, że ostatnio wiele przechodziłam - Chyba się po prostu wzruszyłam - Marne wytłumaczenie

Usiadł obok mnie. Patrzył na jezioro i otaczającą je łąkę. Naprawdę wyjątkowe miejsce. Przez dłuższy czas miałam głowę spuszczoną. Obeserwowałam rybki, które pływały w wodzię. Nie były to takie typowe rybki, dlatego tym bardziej im się przyglądałam. Przez głowę przeleciało mi kilka dawnych wspomnień. Zagryzłam wargę, powstrzymując kolejne łzy. Zrobiłam małą kulę wody, do której złapałam rybkę i uniosłam ją do góry.

- Złowiłam moją pierwszą rybę! - Uśmiechnęłam się

- Brawo. A umiesz to zrobić inaczej?- uśmiechnął się do mnie.

- Inaczej? - Spojrzałam na niego - Wiesz... Nigdy nie łowiłam więc nie

- A ja ci powiem, że umiesz- szybko mnie złapał i wskoczyliśmy do wody. Gdy wypłynęliśmy na wierzch, on mnie trzymał a ja dwie małe rybki.

- A nie mówiłem? -zaśmiał się.

Mokre włosy opadły mi na twarz. Zrobiłam duże oczy patrząc na dwie ryby w moich dłoniach. Po chwili odkaszlnęlam wypluwająć trzecią.

- Rzeczywiście, jednak mi się udało - Wypuściłam je do wody

Wypuścił mnie. Dał nura pod wodę. Gdy wyskoczył z powrotem ochlapał mnie wodą. Potem niby ,, przez przypadek" ochlapał jeszcze raz i zaśmiał się.

Popatrzyłam na odpływające rybki. Wpłynęłam z wody i usiadłam na brzegu. Uśmiech ponownie znikł z mojej twarzy. Nagle ktoś ochlapał mnie wodą. Mokra otrząsnęłam się z myśli i zobaczyłam jak Brendy śmieje się, leżąc na wodzie. Zrobiłam drobną kulkę z wody i rzuciłam nią o taflę jeziora. Odbiła się kilka razy od niej wylądowała na twarzy chłopaka, który niczego się nie spodziewał. Zrobiłam to tak nagle, że wpłynął pod wodę lekko wystraszony, co nie jest aż takie łatwe. Znów wypłynął na wypłynął na wierzch i zobaczył jak się śmieje. Nie powstrzymywałam się wcale, ale ciężko było widząc jego minę. Po chwili przestałam się śmiać. Wytarłam kilka łez z kącików oczu. Czułam czyjąś obecność, obcy zapach.

- Ktoś cię woła? - Znów usłyszałam czyjś krzyk

- Ta. Jak ja tego nie nawidzę. Nie chce iść na te durną ceremonię...- ten krzyk było słychać coraz bliżej.

- Ceremonię? - Zdziwiłam się lekko. Chyba rzeczywiście nie jestem jakoś szczególnie wtajemniczona w królewskie życie. Cóż... Jestem księżniczką, która wychowała się na Ziemi, w sumie nawet poza watahą. Głos był coraz wtraźniejszy. Może gdybym się bardziej wsłuchała mogłabym go rozpoznać. Był już bardzo blisko. Dochodził zza moich pleców. Miałam się już gwałtownie odwrócić i przyjąć pozycję bojową, kiedy Brandy się odezwał.

- Heeej Tessa... Wszystko już gotowe na przyjazd gości?- Uśmiechnął się lekko, a ona zrobiła złą minę.

Wyglądał, jakby chciał wskoczyć z powrotem do jeziora i zanurzyć się pod wodą. Odwróciłam się w stronę wadery z nie dokońca szczerym uśmiechem. Spojrzała tylko na mnie z nutą wyższości i zwróciła się znów do Brendiego, a ja nie chcąc im przerywać milczałam trzymając rękę w wodzie.Tessa spojrzała na Brandiego wrokiem ,, Natychmiast rób co mówię." Przewrócił  oczami.

- Idziesz z nami?- zwrócił się do mnie

Spojrzałam na nich. Trochę się wahałam, ale ostatecznie się zgodziłam. Nie może być, aż tak źle, ale bardziej zawracała mi w głowie myśl, że miałam szukać Lili. Poradzi sobie, a może teraz ona mnie szuka? Dołączyłam do Brandiego i Tessy.Tessa szła przed nami i cały czas gadała o tym, co jego ojciec nazywa ceremonią. Swoją drogą nudziła mnie ta jej gadka. Chyba zawsze się wyłączam jak ktoś mówi o sprawach, które tak szczerze mnie nie obchodzą. Słyszałam tylko słowa wyrwane z kontekstu, z czego zrozumiałam, że mój nowy przyjaciel, o ile tak go mogę nazwać będzie szukał wybranki. Znudzona odezwałam się do Brandiego, oczywiście telepatycznie, żeby przypadkiem mnie nie usłyszała: "Długo tak jeszcze będzie ględzić?Spojrzał na mnie znudzony " A jak myślisz? Ona tak może bez końca", "Że jej się chce" Kątem oka zerknęłam na nią. Nienaganna postawa oraz jej gesty. Była taka drętwa, znaczy dostojna. Nie wytrzymałam i zaczęłam ją naśladować, dla poprawy humoru.Zaczął się cicho śmiać. Tessa spojrzała na nas, a ja natychmiast przestałam. Ta sytuacja powtarzała się kilka razy aż Tessa odwróciła się do nas przodem i zapytała: - Co was tak bawi? To poważna uroczystość.

-Chyba dla mojego ojca- mruknął.

- Poważna? Co jest w niej poważnego? - Zapytałam.

Byłam ciekawa jej odpowiedzi, bo według mnie ta cała ceremonia to nic wielkiego. Cieszę się, że Sabrina daje mi wolną ręke, a przynajmniej na razie.

- Nasz władca chce, by książę władał tym wymiarem z kimś kogo pokocha u jego bok

Zdziwiony odgryzł się:

- Jak mam rządzić z kimś kogo kocham, skoro ojciec o wszystkim za mnie decyduje?- wreszcie się ucieszyła i zaczęła iść dalej w ciszy.

- Ale czy trzeba od razu ceremonię... - Mruknęłam, ale zaraz potem ugryzałam się w język. Na szczęście chyba nie słyszała

"Masz szczęście. Nawet nie wiem czy to faktycznie jakaś ceremonia. Pewnie zjemy posiłek, on mi wszystkie przedstawi, a potem podejmie decyzję", odezwał się znów telepatycznie, szedł ze spuszczoną głową."Czekaj, czekaj... On podejmie decyzję za ciebie?" W moim głosie było czuć nie małe zdziwienie, ale też i współczucie."Nie wiem po co w ogóle mam tam być. On zawsze musi o wszystkim decydować. Ja mam siedzieć cicho i się cieszyć z jego "dobroci". Nigdy nie mam nic do powiedzenia...". "Postaw się mu" Odpowiedziałam krótko, pewna siebie." Haha dobre. Postaw się mu, dostań po pysku, potem wykład ile on to dla mnie robi i i tak wyjdzie na jego. Myślisz, że nie próbowałem? On uwielbia twardą rękę, ale nie znosi sprzeciwu","Yhhh pomóc ci jakoś?". "Ale ja nalegam, nie wiesz ile czasem mogę zdziałać... Jeśli chce" Uśmiechnęłam się do niego, chcąc dodać mu nieco otuchy."Co chcesz zrobić?" Też się uśmiechnąłem lekko."Cóż, musiałabym to dobrze przemyśleć... Konkretnego planu nie mam, ale coś zawsze wymyślę" Powiedziałam pewna siebie, a nawet zbyt pewna."Możesz próbować. Masz okazję, bo jesteśmy na miejscu, a on na mnie czeka w wejściu"

Spojrzałam na ogromny pałać, w którym nie dawno byłam. Przęłknęłam ślinę. Czy jestem gotowa? Nagle mnie oświeciło, ale plan nie miał raczej szans na powodzenie i powinnam go omówić. "Myślisz, że byłby cię w stanie znaleźć w innym wymiarze?", "Co masz na myśli?" Był nieco zaskoczony." Mam na myśli moją watahę... Trochę to nie dopracowane, potrzebuje czasu","Może się udać, ale w końcu mnie znajdzie, a ja będę musiał tu wrócić...".... "Hmm... To już się przemyśli potem"

Uśmiechnęłam się i złapałam go za ręke. Chciałam chyba dodać mu trochę odwagi.Uśmiechnął się do mnie i skinął głową. W chodziliśmy po schodach, aż znaleźliśmy się obok jego ojca. Chciał przejść obok, ale on złapał go za ramię i patrzył niepewnie na mnie

- Coś nie tak? - Zapytałam patrząc na niego, nie odwracając wzroku

- Nic, nic - Powiedział jego ojciec i go puścił.

Kolejna charakterystyczna mina. On coś knuje. Weszliśmy do środka, a ja wyglądałam na niezadowoloną z jego odpowiedzi. Już w środku, jeszcze na moment odwróciłam się, by na niego spojrzeć. Wole nie wiedzieć co mu się zroiło w tym łbie. Gdy zniknęliśmy mu z oczu w końcu się odezwałam: - Gotowy, żeby nawiać?

- Jak nigdy, ale najpierw wejdźmy do twojej komnaty. Nie róbmy na starcie zamieszania- Uśmiechnął się do mnie.

Przytaknęłam i ruszyłam przodem. Znów wyprawa przez labirynt korytarzy. Tym razem udało mi się dojść tam szybciej niż ostatnim razem, chodź nie wiem jak udało mi się trafić. Otworzyłam drzwi i... Zobaczyłam wilka, siedzącego na dywanie. Brandy wyglądał na zmieszanego. Nie dziwie mu się, sama powstrzymałam się od krzyku, żeby nie wzbudzić zainteresowania chodźby straży.

- Sky? - Powiedziałam zaskoczona - Skąd ty tu... Jak?

- Heeej - Przywitała się zadowolona

Brandy wciąż, jakby onieśmielony również się z nią przywitał. Podbiegłam do niej, żeby ją uściskać. Bardzo brakowało mi kogoś z watahy. Cieszyłam się widząc akurat Sky. Odwróciłam do Brandy'iego, który wciąż stał w wejściu.

- Na co czekasz? Szybko zamknij te drzwi - Poleciłam, chodź brzmiało to bardziej jak rozkaz

Brandy posłusznie zaminął drzwi i oparł się o nie.

-Ja tak trochę nie w temacie... -Zaczęła niepewnie Sky -Chodziłam sobie po różnych wymiarach i trafiłam tutaj, gdzie ja jestem - Patrzyła na nas jak na idiotów

- Oby nikt tu nie wszedł - Powiedziałam bardziej do siebie niż do nich. Wstałam z dywanu i usiadłam na krześlę obok łóżka, a dokładnie mówiąc rozłorzyłam się rozmyślając bardziej co dalej - Wymiar cienia... Też trafiłam tu przez przypadek- Odpowiedziałam po chwili

- Wymiar cienia. Aktualnie siedzisz w pałacu mojego ojca- Niepewnie odpowiedział, prawie równo ze mną

Dalej wyjaśnialiśmy Sky, co jest granę. Gdzie dokładnie jest i co się wydarzyło. Wydawało mi się, że zrozumiała. Zrobiła się z tego duża dyskusja, a czas uciekał. Spojrzałam na zegar ścienny w kształcie czarnego kota. Długo już tu siedzimy, zbyt długo i nie podoba mi się to. Swoją drogą ten kot mógłbyć zdecydowanie rudy.

- Eh, nie ważne - Przerwałam całą dyskusję - Mamy chyba nie wiele czasu - Zdawałam sobie sprawę że ceremonia może zacząć się nie długo i każdy szuka księcia.

- Masz rację. Zaraz będą mnie szukać... - Oznajmił Brandy

- Czemu mało czasu? -Zapytała zdziwiona -Kto będzie szukać?

Wstaję z krzesła, odprężona. Oddycham spokojnie i robię ruch dłonią. Mimo iż skupiam się najbardziej jak mogę portal nie chce się otworzyć. Zawiedziona opadam z powrotem na miejsce

- Zapewne król... Chcemy ucieć do naszego wymiaru - Odpowiadam jej

Sky nadal nie wiedziała, dlaczego uciekamy, ale też nie chciała tkwić tu dłużej. Chciałam jeszcze raz spróbować otworzyć portal, w końcu zrezygnowałam. To nie miało sensu, coś tu nie grało. Wtedy oświeciło Brendy'ego. Spojrzałyśmy na niego pytającym wzrokiem.

- Nie ma pewności, ale ten staruch jakoś zamknął wymiar. Pewnie już wszyscy są i chce mieć pewność, że tu zostaniemy. - Odpowiedział

-A z zamku nie możemy wyjść ? -Zasugerowała Skayler - Na przykład przez.. Okno?

- Nie wyjdziemy za mury. Postawił na stówę straż. - Oznajmił Brandy

Zagryzam wargę. Bił ode mnie niepokój. Były małe szanse że jakoś uciekniemy... Ale nie mogłam się poddać. Wybiegłam szybko na balkon rozglądając się gdzie jest straż.

- A jakbym poleciała? - Zapytałam

- A gdybyśmy użyli mocy? - Sky rzuciła kolejną propozycję

- Dał radę zamknąć wymiar, to i mocy nas wszystkich pozbawił. - Miałam coraz wiekszą ochotę ppoddać się

 

Wróciłam do środka.

- Muszę wiedzieć czy jest tu jedno miejsce, którego nie zamknął - Znów Powiedziałam do sebie, ale dość głośno żeby słyszęli

- Lochy...

-No to idziemy. - Odezwała się radośnie Sky i otworzyła drzwi

Chciałam ją zatrzymać, ale nie zdąrzyłam. Stał za nimi król. Brandy szybko zamknął drzwi i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Podszedł do ścian. Delikatnie w nie popukał. Nic. Podszedł do dywanu i go przesunął. Pod spodem była klapa, którą powoli otworzyłem

- Panie przodem. - Wskazał na wejście

Sky jeszcze upewniła się, czy prowadzą do lochów. Puściłam ją przodem. Powoli schodziłam w dół, przy okazji łapiąc pochodnię. Mnóstwo pajęczyn kłębiło się nad naszymi głowami. Jęknęłam cicho. Ktoś zaczął szarpać za klamkę. Jako, że Brandy szedł ostatni zamknął klapę, przykrywając ją dywanem. Po chwili marszu w ciemnościach Sky zaczęła krzyczeć. Uciszyłam ją, ale gdy zauważam pająka szybko chowam się za nią. Przeszedł po mnie dreszcz. Nienawidze pająków.

-Weź to spal! - Mówiła

Brandy śmiał się cicho i podszedł do pająka, który szybko schował w kąt. Sky zaproponowała, żeby poszedł przodem. Nie miałam nic przeciwko. Kolejnych pająków nie zniosę. Zgodził się, poszedł przodem i wziął z ściany pochodnię. Szliśmy długo aż doszliśmy do wielkich brązowych drzwi. Delikatnie je otworzył i wszedł do ciemnego pomieszczenia. Byliśmy pod salą, gdzie król zebrał gości i odbywał swoje ,, przesłuchania". Nie patrzę pod nogi i nadeptuję na płytkę która się pode mną zapada. W krótkiej chwili oplata mnie sznur. Staram się nie wywołać zbyt dużego hałasu. Nagle mały pająk usiadł Sky na nosie. Czułam, że skończy się to tragicznie. Spojrzałam na Brandy'iego. Pokazywał jej, żeby nie krzyczała, ale to wszystko na nic.

- Weźcie gooo!!! - Biegała w kółko robiąc ogromny hałas

Brandy próbował mi szybko pomóc. Nagle w drzwiach stanął jego ojciec ze strażą

- Masakra... - Mruknął pod nosem

Nagle udało mi się spalić sznury, które mnie wzięziły. Gdy odzyskałam czucie w kończynach watałam i zmroziłam pająka który spadł na ziemię, tłukąc się. Sky przestała krzyczeć i patrzyła na straż. Zrobiłam dużą ścianę z lodu, blokującą nas od straży

- Długo nie wytrzyma - Mówię

Brandy dodatkowo otoczył ich barierą mroku, a Sky wykonała to, co umie najlepiej. Zaczęła piszczeć, najgłośniej jak potrafi i po chwili ich ogłuszyła. Ja przygotowałam się do otworzenia portalu, a Brandy zatkał uszy. Straży wraz z królem wszystko zamazywało się przed oczami. Król jeszcze na chwilę posłał groźnę spojrzenie synowi, ale po chwili opadł na ziemię wraz ze strażą. Korzystam z okazji i szybko otwieram portal. Puściłam ich przodem. Wskoczyłam za nimi i zamknęłan go. Wylądowaliśmy na środku wilczego wzgórza.

-W końcu - Sky powiedziała  do siebie, pod nosem

Oddychałam ulgą i położyłam się na trawie. Znów czułam woń polnych kwiatów. Wróciłam do domu. Szczęśliwa uśmiechnęłam się do siebie.

- Witamy w Watasze Królewskiej Krwi - Ogłaszam śmiejąc się

Po chwili moja radość przeniosła się również na nich. Sky położyła się obok mnie, a Brandy poszedł usiąść w cieniu. Zaczęłam czochrać Sky po głowie. Wstała i zawarczała na mnie i skakała w prawo i lewo. Po chwili dotykam ją w łapę krzycząc "berek". Zmieniając się w wilka uciekałam , ona pobiegła za mną. Okrążyłam kilka razy drzewo, po czym wleciałam na jego czubek i wystawiłam jej język. Nagle dotknęła mojego ramienia i powiedziała "berek"(nerek XD), a sama pobiegła się gdzieś schować Przez chwilę mam mały szok jak się tu dostała. Zlatuję z drzewa i szybko ją doganiam. Jestem już tuż nad nią, chowała się w krzakach

- Bu - Mówię cicho.

Wystraszyła się. Z krzykiem uciekała,aż się za nią kurzyło.

*Brandy*

Patrzy na siedzącą nieco dalej, cicho jak mysz pod miotłą Lux. Nieswojo się czuję w tym świetle, ale w końcu chyba się przyzwyczaje. Lux odwraca się do mnie. Z początku mnie nie poznaję. Mruży oczy i dziwnie mu się przygląda. Dopiero po chwili kojarzy fakty

- Cześć - mówi niemal szeptem

- Cześć- odpowiadam równie cicho, ale nadal wesoło.

Lux miała chwilę wahania, ale gdy już się zdecydowała podeszła do mnie i usiadła obok.

- Myślałem, że będziesz siedzieć w słońcu- zaśmiałem się cicho.

- Ciągłe siedzenie w słońcu też jest męczące... - Chwilę zamilkła - Nie przeszkadza ci moje towarzystwo?

- Nie. Jedną świelną wytrzymam- uśmiechnąłem się do niej

- To dobrze - Odwróciła się w stronę miasta - Myślę, że powinnam w końcu o czymś powiedzieć Lunie... Znaczy Jess - Poprawiła się szybko

- Mogę wiedzieć o czym?

- Chodzi o naszą rodzinę - Zaczyna powoli - Nie dziwi cię, że wszyscy w rodzinie są  wilkami mroku, a ja nie?

- Jesteś wyjątkowa.- Oznajmiam

- Nie powiedziałabym - Ścisza głos

- O czym myślisz?

- Głupio mi o tym mówić... Do tego Jessica... - Przerywa zagryzając wargę

Słyszy strzał. Nagle dostaje w łapę.

- Potem mi opowiesz. Na razie idź się schować.

Odwraca się szybko - Co to było?!

Podnosi się z miejsca rozglądając sięWstaje i trzyma ranną łapę w powietrzu.Kolejne strzały. Szybko łapie Lux i chowa się za najbliższą skałą Lux podchodzi do niego. Wyczuwa zapach człowieka. Osłania ich świetlną barierą przed kolejnymi strzałami.

- Twoja łapa - Mówi - Nie wygląda dobrze

- Mówiłem to raz powiem i drugi. Chrzanić mnie. Nie to jest teraz najważniejsze. - Robię osłonę z cienia, żeby nikt nas nie zauważył.

*Jessika*

Zaczęłam się śmiać, leżąc w powietrzu. Uderzyła łbem o ścianę domu i po chwili sama zaczęła się śmiać. Ląduje obok niej. Uśmiechnęłam się do niej i pomogłam wstać.

- Daleko pobiegłaś

- Serio?- Nie dowierzała

- Serio - Zaśmiałam się

Odsunęłam się od niej pokazując cały teren na jakim się znalazłyśmy. Jej źrenice się rozszerzają, a oczy robią się szklane. Wpatruje sie w jeden punkt

- Co się stalo? - Spojrzałam zmartwiona na nią

- Tam... Jest... Martwe... Zwierzę... -mówi, przelykajac glosno ślinę

Podchodzę bliżej zwierzęcia. Oglądałam je z bliska. Przyglądałam mu się dokładnie. Rzeczywiście martwę. Dotknęłam krwi na jego brzuchu, nawet się nie brzydząc

- Świeża rana - mówię

Po jej policzku spłynęła łza. Rozglądałam się dookoła. Zaczęłam węszyć, ale nie czułam nikogo w pobliżu. Za to coś słyszałam, kroki. Nieźli są, ale gdyby poruszali się cicho było by idealnie. Zabójstwo gotowę.

- Myślę, że są tu myśliwi - Oznajmiam po chwili nasłuchiwania

- Zamorduję -Cedzi przez zęby

Węszy i biegnie śladami ludzi. Pobiegłam za nią. Zdyszana oznajmiłam jej, że słyszałam strzał na co ona jeszcze przyspieszyła i zostawiła mnie w tyle Wzbiłam się w powietrze, lecąc tyle, ile sił miałam w skrzydłach i po chwili byłam na wzgórzu. Rozglądałam się za jakimiś oznakami, że ktoś tu był. Zauważyłam tylko krew na ziemi.Podeszłam bliżej, wtedy dostałam piciskiem prosto w brzuch... Osunęłam się na ziemię. Dziwnę, że nic nie wyczułam. Powoli kąpałam się we własnej krwi. Czułam się źle, byłam słaba i widziałam czarne plamy przed czami. Zacisnęłam powieki, cała drżałam. Taką znalazł mnie Brandy i zaciągnął do jego kryjówki, gdzie czekała Lux. Na mój widok podniosła się i cicho pisnęła.

- Sky.... - Mamrotałam - Chyba ją porwał

Nie miałam pewności, ale to podpowiadał mi mój instynkt, który również odziedziczyłam po babci. Gdy tylko zamykałam oczy, mocno się skupiając widziałam worek, który niósł brodaty mężczyzna, ale wszystko było zamazane. Tego mu nie powiedziałam.

*Skayler*

Ledwo co zatrzymuję sie za jednym z myśliwych, staram się nie ruszać i nie oddychać. Zaciskam mocno powieki i czekam aż myśliwy sobie pójdzie . Powoli kładę się na ziemi. Myśliwy odwraca sie i łapie mnie za kark. Nadal nie otwieram oczu. Wpycha mnie do czarnego worka.  Przy odpowiedniej okazji rozcinam pazurem worek i biegnę przed siebie. Chowam sie za najbliższym drzewem i próbuje złapać oddech. Wpada na mnie Brandy.

- Chodź szybko- Odwraca się w stronę skąd przybiegł.

Biegnę za nim...

*Jessika*

Leże obok Lux, siostra pociesza mnie, mówiąc, że będzie dobrze. Fakt Miałam gorsze rany, ale wcale nie czuję się lepiej niż wtedy. Poza tym, ona też nie znosiła tego dobrze. Wyglądała tak, jakby to ona miała ranę, a nie ja. Lux wyciągnęła jakieś zioło i dała mi do rany.Krzywiłam się, rana bardzo mnie piecze, przez zioła. Brandy zatrzymał się pod skałą i cicho przy nas usiadł. Widząc nas Sky wydała z siebie zduszony krzyk, a w oczach miała łzy. Brandy położył się. Odwróciłam łeb w jego stronę. Zauważyłam ranę. Nie zwarzając na ostry ból w brzuchu podniosłam  się.

- Zaraz wrócę - Oznajmiłam i nie czekając na ich reakcję poszłam w las

Szłam ścieżką, którą znam na wylot, po chwili znalazłam się na zielarskiej polanie.Zbierałam potrzebne mi zioła i kilka jagód. Krzywiłam się za każdym razem, gdy schylałam się po coś.

-Co robisz? - Ktoś zapytał za moimi plecami.

Słysząc czyjś głos aż podskoczyłam. Gdy odwróciłam się zobaczyłam Sky.

- Pomóc ci? - Zapytała - Co mam zebrać?

- Myślałam, ze zostałaś z nimi... Pewnie

Opisałam jej zioło, którego mi brakowało, a sama zabrałam to co mam.

- Dasz radę? - Jeszcze sie upewniam

Mając już pewność, że Sky na pewno sobie poradzi wróciłam do poszkodowanego. Usiadłam na przeciwko niemu, trzymając w łapie mnóstwo ziół. Nagle słychać było ujadanie psów coraz bliżej. Jeden z nich do nas pochodził, gdy inne pobiegły w stronę lasu. Brandy i skoczył na psa. Szykowała się nierówna walka.Lux przerażona stworzyła kulę ze ognia i trafiła w psa, a ten w podskolach uciekł cały się paląc. Rozłożyłam zioła obok

- No to zaczynany kurację?

- Od ciebie- odpowiedział pewny siebie.

Lux płożyła się ciężko dysząc po swoim wyczynie. Pierwszy raz walczyła.

- Nie... Myślisz, że po co lazłam po te zioła ?

Uśmiechnął się do Lux- Dzięki-szepnąłem. Potem zwrócił się do mnie- Żeby ci siostra pomogła się uleczyć.

Kłóciłam się znim długo, każde z nas upierało się przy swoim. W końcu wytłumaczyłam mu, że pomoże mi woda. Wyjaśniłam, że pomoże mi woda. Wskazałam na jasno niebieską fiolkę z małym księżycem na czubku, ale on nie był przekonany. Zgięłam się w pół, czując  ból w okolicy rany. Jęknęłam cicho, staram się uśmiechem zamaskować ból

- Nie wychodzi ci stymulowanie księżniczko - Wziął jedno zioło i przłożył je delikatnie do mojej rany.- To ty o tym nie wiedziałaś?- zaśmiał się.

Syknęłam, zaczęło mnie piec. Usiadłam obok Lux. Ona raczej nie chciała się wtrącać, tylko śmiała się pod nosem. Otworzyłam fiolkę, ale jak się okazało w środku nie zostało nawet kropli księżycowej wody. Westchnęłam.

- Jednak mi nie pomoże...

Ostatecznie w końcu się podałam, przewracając oczami. Jednak znalazł się ktoś bardziej uparty niż ja. Po chwili po mojej ranie został tylko mały ślad. Zobaczyłam, że Lux zasnęła. Nie chciałam jej budzić, powoli podeszłam do Brandy'ego. Jego łapa wyglądała gorzej niż wcześniej, to cud, że nie wdało się zakażenie. Wzięłam reszte ziół, które zostały. Czekał mnie ohydny zabieg. Szkoda, że nie było z nami Mei, z pewnością lepiej, by sobie poradziła. Przeżułam kilka ziół i przyłożyłam mu do łapy, łagodząc ból. Stworzyłam w łapie małą kulkę wody Ostatnie zioło jakie mi zostało rozdrobniłam i wrzuciłam do kuli, tak że stworzył się z tego jakby wywar. Płożyłam go do rany i za pomocą mocy wody poruszałam, lecząc przy tym ranę. Gdy moje oczy się zaświeciły, łapa była zdrowa.