JustPaste.it

*W tym czasie, gdy Lili spotyka się z Calusem*

Podeszłam do dużego lustra na przeciwko mojego łóżka. Mogłam się w nim przejżeć prawie cała, ale dużą uwagę skupiły moje włosy. Są odrobinę dłuższe niż, gdy wychodziłam kilka dni temu z jaskini. Jeszcze trochę, a będę mogła je wyrzucić z wieży sięgającej ponad chmury z nadzieją, że powspina się po nich książę, jak po włosach Roszpunki... Chyba, że pomyliłam bajki. Nie ważne z resztą. Wiecie o co chodzi, a przynajmniej mam nadzieje. Długo spoglądałam w swoje odbicie, rozmyślając o wszystkim, wspominając swoje życzie. Czas mijał i mijał, a ja nic nie zauważałam, chyba nawet zasnęłam na chwilę, aż ktoś zapukał do drzwi. Nie miałam ochoty odchodzić od lustra, więc krzyknęłam tylko, żeby wejść. W drzwiach stanęła Kirra. Wyglądała inaczej niż ją sobie zapamiętałam, przy ostatnim spotkaniu. Co prawda nadal jej futro było czarne, lecz wyglądała o wiele ładniej. Uśmiechnęłam się na jej widok, a ona go odwzajemniła.

- Miło cię znów widzieć - Przywitałam ją

- Ciebie również Jessico - Jej głos był ciepły i przyjazny, czego nie wskazuje jej wygląd. Pozory mogą bardzo mylić.

Patrzyłyśmy na siebie w długim milczeniu. Trochę niezręczne było spotkanie, po tak długim czasie. Szczególnie, że ten wymiar rządzi się własnymi prawami, co jest niezwykle intetesujące. Chyba nigdy nie przestanie mnie ciekawić... Nigdy, o ile dane mi tu będzie przebywać. W końcu jako tako nie jestem członkiem rodziny.

- Przyniosłam dla ciebie świeżę ubranie - Przerwała ciszę uśmiechając się promiennie

- Nie musiałaś - Odparłam niepewnie, widząc, że kładzie je już na łóżko. Po chwili zdałam sobie sprawę z mojek wpadki przy fontannie. Ubrania są jeszcze lekko wilgotne, więc nie pozostało mi nic innego jak okazać swoją wdzięczność. - Dziękuje to bardzo miłe z twojej strony

Kirra uśmiechnęła się szeroko i zatrzepotała szkrzydłami, po czym zmieniła się w człowieka. Jej czarne, proste włosy spływały jej po ramionach. Nie sposób było nie darzyć jej chodźby odrobiną sympatii. Zdałam sobie z czegoś sprawę...

- Czy nie powinnaś być na lekcjach Linet? - Zdziwiłam się

- Nie chodzę na nie - Odparła - Poza tym już dawno się skończyły - Oznajmiła, opierając się o ścianę

Spojrzałam na nią z niedowierzanem. Lili miała przyjść zaraz po nich... Poza tym ile ja już tu siedzę? Miałam iść na górę Aspell! Na śmierć bym zapomniałam. Podziękowałam Kirze i poprosiłam o trochę prywatności. Wyszła wesoła, dodając z korytarza, że w razie czego mogę na nią liczyć. Zamknęłam drzwi i sięgnęłam po idealnie złorzone ubrania od kochanej siostry mojej przyjaciółki. Była to nie za długa, obcisła bluzka na ramiączkach, a raczej nazwałabym to sznurkami, bo są tak cienkie. Do tego luźna, różowa koszula w kratkę i szare spodenki. Uśmiechnęłam się w duchu. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Szybko się przebrałam. Znów podeszłam do lusterka. Czułam w nim trochę magii, może zabija czas?  Swoje stare ubrania zostawiłam na łóżku. Sięgnęłam po grzebien. Roszczesałam włosy i splotłam drobnego warkocza, z którego zrobiłam mały, jakby wianek wokół głowy. Większa część włosów pozostała rozpuszczona. Za pas włożyłam wszystko co zabrałam z sobą na podróż. Miałam już niewiele czasu na spotkanie. Już nie było nawet opcji szukać Lili. Nie zdądzyłabym, tym bardziej, że nie mam pojęcia gdzie jest. Otworzyłam tylko jednym ruchem ręki portal i wskoczyłam do niego. Znalazłam się u podnóża tej majestatycznej góry. Była ogromna. Nawet nie widziałam jej szczytu, był tak wysoko, że jedynie dostrzegałam mglisto-chmurną barierę, ale księżyc przebijał się przez nią. To dziś jest ta rzadko spotykana pełnia, gdzie księżyc rzuca czarny blask. Ktoś wybrał idealny moment na spotkanie.Wspinaczka nie ma tu najmniejszego sensu. Nim wybije północ nawet nie dotrę do połowy. Pozostało mi jedno wyjście. Zamknęłam oczy i zmieniłam się w wilka. Symbol na mojej łapie był czarny jak księżyc dzisiaj. W końcu zmienia się wraz z jego fazą. Rozłorzyłam skrzydła. Chwilę trzepotałam nimi w miejscu, gdyż dawno tego nie robiłam. Gdy już się rozgrzały wzbiłam się w górę. Zwróciłam łeb ku górzę. Czekał mnie długi lot. Głęboko westchnęłam. Musiałam mieć sporą determinację, że wspięłam się tam za pierwszym razem i jakby nie patrzeć miałam, a ta osoba na szycie najwyraźniej też ją dzisiaj ma. Leciałam w górę ile sił miałam w swoich małych skrzydełkach. Wyżej i wyżej, ponad chmury, mimo zmęczenia, a motywowała mnie ciekawość.Nie wiem czy kogoś obchodzi moja pierwsza podróż tutaj, lecz ją opowiem dla zabicia czasu. Byłam wtedy młodym wilkiem. Być może miałam sześć, pięć lat. Włuczyłam się po świecie w poszukiwaniu domu, który mi zabrano, jak już pewnie wiecie. Któregoś dnia zatrzymałam się by odpocząć, ale jak się okazało nie było mi to dane. Coś, raczej ktoś ciągle mnie budził. Był bardzo denerwujący. Traktował to jak jakąś grę, w którą się nie chcący wdałam. Nie musiałam się nawet zgadzać, wystarczy, że wstałam.Po chwili wyskoczył zza krzaków. Jego twarz była nie przyjazna. Zawarczał w moją stronę, śmiejąc się przy tym. Mimo to wystraszyłam się i uciekłam w przeciwną stronę, co również było moim błędem. Wpadłam na mężczyznę. Miał krótkie, czarne włosy i lekki zarost. Od razu stałam się dla niego interesującym obiektem. Zaczęłam się wycofywać, ale trochę za późno, gdyż mężczyzna złapał mnie za kark i podniósł na wysokość jego twarzy. Uśmiechnął się do siebie. Wtedy na szczęście wyglądałam inaczej. Nie dało się po mnie poznać, że jestem magicznym wilkiem (co najlepsze sama nie wiedziałam).Zabrałam mnie ze sobą. Do tej pory zastanawiam się czy nie lepiej było by, gdyby złapał mnie tamten wilk, chodź pewnie by mnie zabił na miejscu... Natomiast u tego mężczyzny byłam trzymana w dużej klatce obok innych, schwytanych w lesie zwierząt, a do jedzenia dostawałam jedynie marne kostki, nie żebym wcześniej jadałam lepiej. Słaby ze mnie łowca. Któregoś dnia myślałam, że los się do mnie uśmiechnął. Do "sklepu" wszedł tajemniczy mężczyzna. Wzbudzał lęk, ale miałam nadzieję, że stanie się moim wybawcą.I w pewnym sensie tak się stało. Zabrał mnie ze sobą wpłacając mu sporą kwotę pieniędzy, lecz tam gdzie się znalazłam wcale nie było lepiej. Czułam się jak niewolnik, którym w sumie chyba byłam. Musiałam wykonywać jego polecenia, gdyż bałam się o swój łeb. Był surowy, ale dzięki temu pomógł mi trochę wyrobić mój charakter. Niestety był też groźny i bezlitosny, często dostawałam po pysku za każdy błąd. Miałam wiele głębokich ran, dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja, zaryzykowałam życie i... Uciekłam.Biegłam co sił w łapach. Nie odpuszczałam, bo wiedziałam, że wystarczy chwila zawahania, jeden moment, jeden nie przemyślany ruch, chodźby spojrzenie za siebie, a mnie złapią. Cały pościg, który za mną ruszył. Biegłam coraz szybciej. W końcu przestałam czuć ziemię pod łapami, myślałam, że to wina wycięczenia, ale teraz już wiem, że było inaczej niż to sobie wyobrażałam. Przeniosłam się do wymiaru mroku, nie wiedziałam o tym. Bałam się, że w każdej chwili mogą mnie dogonić, więc nie poddawałam się i szłam, a czasem biegłam dalej, aż wspięłam się na Aspell, licząc że tam będę bezpieczna, chodź tak naprawdę nic już mi dawno nie groziło. Chociaż w sumie zarówno flora jak i fauna w jakiej się znalazłam mogła mi zagrozić, cóż myślałam że jestem na Ziemi.Tak oto wspięłam się na szczyt góry, dokładnie tak jak teraz. Chodź w sumie teraz na nią wleciałam. Wylądowałam miękko ma skalistej ziemi, dając odpocząć obolałym skrzydłom. Byłam ponad chmurami, gwiazdy migotały wysoko, ale ja czułam, że już mogę je dotknąć, że tak niewiele mi brakuje. Na szczycie znajdowało się duże jezioro, gdzie woda mieniła się kolorami. Mało było tu roślinności, ale czego się spodziewać na tekiej wysokości? To miejsce samo w sobie jest cudowne. Westchnęłam i zbliżyłam się do jeziora .

- Jessika? - Usłyszałam cichy damski głos

Odwróciłam się szybko. A więc jednak zaprosiła mnie tu kobieta. Przynajmniej Lili nie będzie mogła mi wytykać, że byłam na randce i mam chłopaka. Przyjżałam się zakapturzonej istotce. Poznałam skądś ten biały pyszczek.Podeszłam bliżej i ściągnęłam jej kaptur.

- No proszę kogo my tu mamy? - Uśmiechnęłam się - Czy to nie moja siostra?

Lux lekko zmieszana odwróciła wzrok w inną stronę. Starała się unikać kontaktu wzrokowego ze mną, ale ja chciałam go właśnie uzyskać. Mimo, że to ja jestem starsza to ona jest mądrzejsza, ale to ja jestem chyba tą odważniejszą. Nie dziwie się jej, spędziła dzieciństwo w wymiarze światła całkiem sama. Nie zdziwiłabym się jakby zapomniała jak się mówi, chodź zdarza jej się coś wymsknąć w języku wilków światła.

- W czym rzecz, że musiałam przebyć taki kawał drogi? - Zapytałam w końcu, a uśmiech znikł z mojego pyska. Pojawiła się za to troska o młodszą siostręsiostrę

-Um... No bo... - Wahała się i strasznie jąkała

- Proszę wyduś to z siebie... - Mruknęłam, nie lubię gdy ktoś się przy mnie tak jąka - Czy to jest tak ważne, że musimy o tym mówić na osobności?

- Właściwie to nie - Była już coraz pewniejsza siebie - Tęskniłam Luno

Wtuliła się we mnie. Siostrzana miłość, im bardziej ją od trącam, tym ona bardziej chce się zblirzyć. Uśmiechnęłam się w duchu.

- Tylko nie Luno! - Skarciłam ją i udałam urażoną, ale tylko przez chwilę.

Później usłyszałam jej śmiech Prawdziwy śmiech, którego nigdy nie słyszałam. Posiedziałam chwilę z nią, ale po chwili przypomniałam sobie o planie, który legł w gruzach, bo zgubiłam Lili. Sama nie mogę wrócić do wymiaru Linet. Postąpiłam więc najrozsądniej jak według siebie mogłam, czyli zamierzałam wrócić na Ziemię. Oczywiście Lux kwestionowała to. Uważała, że lepiej poczekać.

- Och już siedź cicho - Przewróciłam oczami - Wiem swoje jasne? Możesz mieć inne zdanie, ale przestań upierać się przy swoim!

Warknęłam na nią i otworzyłam portal. Lux zrobiła swoje spojrzenie w stylu "Zobaczysz że to zły pomysł" i poszła ze mną na Ziemię, gdzie miałam nadzieje spotkać Lili.