JustPaste.it

*Jessika*

Siedziałam sama na wzgórzu obejmując się łapami i obtulając ogonem, mimo że tak naprawdę nie było mi zimno. Mamy początek lata. Upał doskwierał. wszystkim. Patrzyłam przed siebie, w mojej głowie kłębiło się pełno myśli i wspomnień, co chwilę przybywały nowe. Nie byłam w najlepszym humorze. Doskwierał mi też brak apetytu. Ledwo tknęłam zajęcze udko, które upolował jeden z wilków.  Ostatnio coraz częściej czułam, że doskwiera mi samotność, sama dzwigam ciężar związany z watahą, pomocą każdemu i trzymaniu jej w jedności, mimo, że otaczali mnie przyjaciele. Cicho westchnęłam. Mój wzrok spoczął na małej, białej roślince obok mojej łapy. Schyliłam się nad rośliną i dotknęłam jej pyszczkiem. - Jesteś sama prawda? - Zaczęłam do niej mówić.

Od razu ją polubilam, chodź to może być dziwne. Daleko były inne kępy kwiatów, a ten jeden był tu, zupełnie sam, jak ja, ale później zaczęło mnie zastanowiać jak długo to wzgórze jeszcze będzie należeć do watahy. Zamknęłam na chwilę oczy, rozmyślając nad jej losami, wojna? Czy to możliwe? Czy kiedyś to nastąpi...? Tylko wokół niej teraz się skupiłam, o wszystkim innym zapomniałam, bo gdy chodzi o watahę, dobro reszty wilków, jestem w stanie poświęcić życie. Są dla mnie jak jedna rodzina, która mi została. Pierwsze na myśl przyszły mi Carly i Sky, szczeniaki, moje przyszywane córki. Co z nimi się stanie, gdy będę walczyć? Ktoś musiałby z nimi zostać. Niestety ja nie mogłabym, ale musiałabym. Była bym rozdarta, tetazi gdy o tym myślę jestem. Żadna z decyzji nie jest dobra, ale na pewno nie zostawię je same, jak moi rodzice mnie. Kątem oka spojrzałam na miasto. Było spokojne, znów całe życie w nim zamarło. Nie było tam prawie nikogo. Wszystko powoli umierało... Może ta cała wojna to tylko mój głupi wymysł, może nic się nie wydarzy? Poderwałam się gwałtownie, żeby odgonić od siebie wszystkie złe myśli. Nie mogłam sobie zaprzątać cały czas tym głowy. Nie znów, nie teraz. Porzegnalnie spojrzałam na roślinkę i podeszłam na brzeg morza. Zmieniłam się w człowieka i usiadłam. Wyciągnęłam nożyczki. Długo na nie patrzyłam. Wahałam się, jeszcze nie byłam pewna swojej decyzji.

- Jessico to głupi pomysł - Powiedziałam do siebie. Nożyczki błyszczały w blasku słońca, widziałam w nich odbijającą się wodę, zrobię to. Zamknęłam oczy, odwróciłam głowę, a ręce z nożyczkami wyciągnęłam przed siebie, ostrzem skierowanym ku sobie. Zagryzałam mocno wargę. Kilka głębokich wdechów, a nożyczki były coraz bliżej moich włosów. Nagle wskoczył na mnie Aerin. Nie sprawiał wrażenia, jakby chciał się bawić.

- Co się stało? - Zaskoczona Zapytałam smoka

Dziwnie się zachowywał. Drapał mnie łapą i ciągną za kostkę. W końcu mu uległam i poszłam za nim. Zaprowadził mnie do jaskini. Nie rozumiałam, dlaczego tak usiłuje mnie tam zabrać, dopóki nie znalazłam się w środku. Na stoliku siedział Alios. - Co ty tu... - Urwałam, gdy dostrzegłam kartkę pod jego łapą. Podeszłam bliżej. Chwile się zawahałam, ale podniosłam kartkę i zaczęłam czytać...

~Droga Jessiko

Wiem, że to tylko karteczka, ale nie było mnie stać na pożegnanie wprost. To byłby zbyt wielki ból... Wiem, że niedługo może być wojna. Jednak odchodzę nie z tego powodu. Męczy mnie kilka spraw... Muszę rozwiązać kilka zagadek. Wiem, że poszła byś ze mną, dlatego piszę ten list. Gdy go przeczytasz pewnie będę już daleko. Jednak nie martw się o mnie. Wrócę, gdy tylko wszystko sobie wyjaśnię. Na en czas mam do ciebie prośbę. Niech Carly zajmuje się Aliosem. Ten smok chętnie będzie z nią ćwiczyć. Poza tym nie można rozdzielać Aliosa i Aerlina. ~Do zobaczenia - Lili

Była od Lili. Wszystko zrozumiałam. Jak każdy z nas chce znać, spotkać się z swoją rodziną. Nie byłam na nią zła, nawet w najmniejszym stopniu, Miałam tylko do niej żal, że nie spotkała się ze mną przed wyjściem, a jeszcze większy do siebie, że zamiast się użalać nad sobą nie poszłam do niej, że nie mogę być teraz z nią, gdziekolwiek jest i cokolwiek robi. Spojrzałam w lustro. Słodka dziewczynka o kocio-wilczych uszach oraz sięgających prawie po ziemię, blond włosach. Czas to zmienić. Po moim policzku spłynęła łza, a za nią druga. Nie czułam się sobą. Nie przypominałam przynajmniej w tym momencie siebie. Czy dalej jestem tą samą osobą? Patrząc w lustro widziałam tylko uosobienie żalu i rozpaczy z nutką depresji. Ciężko westchnęłam.

- Bardzo się zmieniłam kochany - Zwrócilam się do smoka.

Wskoczył na moje ramię jak zawsze. To chyba znaczy nie, ale ja uważam inaczej. Od jakiś dwóch miesięcy jestem w rozsypce i nie mogę nie pozbierać. Aerin błądził po mnie wzrokiem, jakby starał się zrozumieć co czuję, przez co przechodzę. Do niego dołączył Alios, nawet Zefrin, z którym prawie nie spędzałam czas zrozumiał, że coś nie gra. Znów spojrzałam na nożyczki. Nie teraz, jeszcze nie. Oparłam się o ścianę jaskini i zjechałam w dół, siadając na zimnej podłodze. Schowałam głowę w kolanach. Mtoś zapukał. Za pierwszym razem nie zareagowałam. Po chwili usłyszałam drugi raz stukanie o jaskinię. Smoki ryknęły w moją stronę. Leniwie podniosłam się z miejsca. Patrzyły na mnie, jakby przy wejściu czekało coś, co ma odmienić mój los. Odsunęłam kamień, którym zakryłam wejście. Nikogo tam nie było, tylko mała karteczka "Północ, góra Aspell, wymiar mroku"...

*Lili, ten sam dzień*

Leżałam w jaskini jako wilk i myślałam o świętach, które niedawno były. Jest tyle świąt związanych z rodziną, a ja jedyna nie mam praktycznie z kim świętować. Traktuję tą watahę jak rodzinę, ale czuję, że to nie to samo. Od małego byłam skazana na bycie samowystarczalną. Kostie była wtedy jedynym wsparciem. Teraz też staram się taka być, ale cieszę się, że mam tą watahę. Bez niej już dawno Siwy by mnie zabił. Jednak czy to ma sens? Chcę odnaleźć siebie bez narażenia mojej nowej rodziny na niebezpieczeństwo. Wiem, że gdy wyrusze w wędrówkę pójdzie za mną nie jedna osoba. Jednak nie wszystko mogę załatwić z nimi. Jak wyjść z tej sytuacji? Nie chcę ich opuszczać. Jestem gotowa na ten krok? Co zrobić? Jak pogodzić to pogodzić? Nie da się... Na pewno bym wróciła, ale czy mi pozwolą? Przecież chcę ich zostawić! Znam ich i wiem, że tacy nie są. Jednak ja będę czuć się okropnie. Zostawić ich w tej sytuacji? Podniosłam lekko pyszczek i spojrzałam przez szparę na Jessikę. Z nią dogaduję się najlepiej. Jest w niej coś z prawdziwej magii. Westchnęłam tylko. Strasznie będę tęsknić. Ale jak długo? Jak długo mogę oszukiwać samą siebie? Muszę iść i dowiedzieć się tylu rzeczy! Przeżyliśmy wiele rzeczy, jednak tą muszę załatwić sama. Zostaje jeszcze jedno... wojna. Zamordują mnie jak ich zostawię. Źle odbiorą moje odejście na ten czas. Ah Lili! Zamknęłam oczy i znalazłam się w jaskini Jessiki. Zobaczyłam Aerina w kącie.

- Cześć malutki. Nie mogę was rozdzielać... mam przecież jeszcze Kostie i gryfa prawda?

Alios mocno się do mnie przytulał, gdy ja pisałam list do Jessiki. Wytarłam łzę i teleportowałam się tam, gdzie wszystko się zaczęło. Do jaskini rodzinnej. Szukałam po całej jaskini. Znalazłam wiele zdjęć i papierów. Oni byli śliczni... Ech, ja chyba jednak zmienię styl niedługo. To będzie długa podróż... Jednak was odnajde. Zobaczycie. Poszłam z Kostie i moim gryfem w głąb jaskini. Coś się tam świeciło. Czemu tego nie zauważyłam wcześniej? Tam był ogromny fioletowy kamień. Gdy go dotknęłam urwał mi się film. Gdy się obudziłam wyglądałam zupełnie inaczej, Nie tylko jako wilk, ale i jako człowiek. Czyli miałam rację. Mój styl się zmienił. Fajnie. Kamyczek farbuje na fioletowo. W sumie... to nie jest aż takie złe. Teraz zauważyłam, że jestem sama na jakiejś plaży. Po prostu bosko. Nie po to zabrałam zwierzaki, żeby zostać sama! Zmieniłam się w człowieka i szłam brzegiem. Ciekawe, gdzie dojde. Potknęłam się o jeden z kamyków i czekałam już na bliskie spotkanie z piachem, ale to nie nastąpiło. Zobaczyłam wysokiego niebieskookiego chłopaka o czarnych włosach.

- No hej siostrzyczko- uśmiechnął się do mnie.

- D-Daiki? Ale ty nie jesteś wilkołakiem!

- Tak było. Chodź. Przejdziemy się i ci wszystko opowiem.

Daiki wytłumaczył mi, że po dotknięciu tego kamienia tylko nasza rodzina teleportuje się w to miejsce i zmienia się nie do poznania. Ja go dotknęłam jako ostatnia. Zaprowadził mnie do sporej chatki, która według mnie bardziej przypominała wille, w środku naszej międzywymirowej wysepki. Zobaczyłam blondynkę o czerwonych oczach. To Lukio? Obok niej siedziała czarno włosa dziewczyna z zielonymi oczami. Kira? Faktycznie prawie bym ich nie poznała, gdyby to nie była moja rodzina. Usiadłam obok Kiry, a ona mnie przytuliła.

-Czekaliśmy tu na ciebie wieki!

- Jak to wieki? Kira byliście u mnie ostatnio na święta!

Byłam zaskoczona. Niedawno się widzieliśmy.

- Nasz własny wymiar ma swój czas. A my tu siedzimy od tamtego czasu. Poza tym wyobraź sobie resztę rodziny... No, ale my się tu nie starzejemy.

- Tylko tu? - Dopytałam

- Kira źle tlumaczysz! - Wtrącił się Lukio

- Faktycznie! Wybacz, ale Lukio robi mocne drinki. Chciałam powiedzieć, że w ogóle się nie starzejemy - Poprawiła się Kira.

- Może lepiej ją będę tłumaczyć?- Odezwał się Daiki

Lukio pokiwała głową. Daiki podał mi rękę i wszedł do domu. Wnętrze prezentowało się równie pięknie. Zaprowadził mnie do pokoju na którym była tabliczka z napisem Lili. Weszliśmy do środka. Ja usiadłam na łóżku, a on na obrotowym krześle obok biurka.

- Wszystko jest w tym pokoju urządzone jakbym miała zostać tu na zawsze...

- Bo tak będzie... prawda Lili? - spojrzał na mnie z nadzieją w oczach.

- Nie Daiki. Nie mogę ich zostawić na długo. Już wystarczy, że przyszłam tu przed wojną... Wracam jak najszybciej... Gdy poznam wszystkich i dowiem się wszystkiego...

- Lila co ty gadasz o jakiejś wojnie?- był wyraźnie zaskoczony.

- Jeszcze nic nie wiemy, ale mamy takie przeczucie... Daiki miałeś opowiadać.

- Nie zmieniaj tematu. Słuchaj my może i się nie starzejemy, ale nie jesteśmy niezniszczalni! Nie puszczę cię, a jak już nie samą! Brata już straciliśmy...

- Nie ma szans! Wiem jaki jesteś!  Na pewno będziesz przesadzać! -zrobiłam oburzoną minę.

- Czyli zostajesz...

- Ugh, jesteś czasem nieznośny! Dobra, idziesz...

- Hah wiedziałem, a teraz jest już późno.

- Będziesz mnie utulać do snu?- zaśmiałam się.

- Żebyś wiedziała...

Podniósł mnie i położył pod kołdrą. Głośno się śmialiśmy.

- Idiota - powiedziałam gdy wychodził, a on się tylko uśmiechnął i wyszedł. Wtuliłam się w miękką kołdrę i szybko zasnęłam.

 ...................................................................................................................................................................................

*Lili*

Powoli otworzyłam oczy. Minęło pare dobrych minut zanim całkowicie się obudziłam. 6 rano w tym wymiarze... przewróciłam się na plecy i wpatrywałam w sufit. Jakoś wygramoliłam się z ciepłego łóżka. Podeszłam zaciekawiona do szafy. Było w niej pełno ubrań. Zaczęłam się zastanawiać, gdy mój naszyjnik i oczy zaświeciły się na fioletowo. Mam pomysł! Wzięłam czarną bluzkę, dżinsowe spodenki, rękawiczki robocze i czarne adidasy. Związałam włosy w kucyk i zeszłam na dół do jadalni. Wzięłam jabłko z talerza Daikiego i wytarłam je o spodnie.

- Mogłaś wziąść nowe wiesz?- Oznajmił Daiki

- Nie- zaśmiałam się i ugryzłam jabłko.

- Co będziesz robić?- Zapytała Trish

- Nic ciekawego, ale jak chce dzisiaj skończyć, to już idę. Do zobaczenia wieczorem! Wybiegłam z domu i skierowałam się w stronę plaży. Tam znalazłam fioletowy kamień, dzięki któremu się tu znalazłam. Mój naszyjnik zaświecił się na fioletowo, a kamień zrobił to samo. W mojej ręce pojawiła się moja różdżka. Przede mną pojawiła się linia, która gdzieś prowadziła. Zaczęłam wzdłuż niej iść. Doszłam do ogromnej polany na której stały dwie metalowe bramy, a linia prowadziła do jednej z nich. Podbiegłam do bramy i otworzyłam jedną z klap. Obok mnie pojawił się zestaw kluczy. Wzięłam ósemkę i zaczęłam coś przekręcać. Nie wiem, czy dobrze to robiłam, ale chyba tak. Zrobiłam chwilę przerwy i patrzyłam na wszystko co jest w środku. Obok mnie usiadła uśmiechnięta wilczyca z dwoma piórami wpiętymi we włosy.

- Świetnie Lili. Już jutro połowa planu może się udać- Powiedziała radośnie Linet.

- Dziękuję. Jak skończę teleportuję resztę tutaj.

Wróciłam do pracy, a Linet co jakiś czas mówiła mi co mam robić.

- Koniec! - Oznajmiła Linet

Zamknęła oczy i moje rodzeństwo pojawiło się obok nas. Byłam lekko zaskoczona, ale nic nie powiedziałam.

- Lili i Daiki, przyłóżcie do bramy klejnoty.

Nie wiem czemu, ale ściągnęłam naszyjnik w kształcie serca i przyłożyłam go do bramy. Daiki zrobił to samo ze swoją bransoletką. Dwa fragmenty bramy zaświeciły się. Jeden na fioletowo a drugi na niebiesko. Następne w kolejce były Kirra i Lukio. Kolejne fragmenty zaświeciły się na szaro i czerwono. Później Trish i Sisi. Pomarańczowy i zielony. Czyli powoli nam się udaje. Nie wiem skąd znam ten plan, ale mam przeczucie, że to sprawka mamy. Daiki, zanim doszliśmy do domu, opowiedział mi trochę o rodzicach. To będzie świetne rozwiązanie naszych problemów! Już się nie mogę doczekać.

- Lili i Daiki. Idziemy na 1 lekcję, zanim zrealizujemy plan do końca. Wiecie w co się ubrać?

- Mamo ja nienawidzę sukienek!

- Musisz jakoś to wytrzymać.

- Ta...

Teleportowaliśmy się do naszych pokoi. Założyłam fioletowy kamień z powrotem na szyję i podeszłam do szafy. Którą tu wybrać? Ta będzie idealna! Wzięłam do rąk śliczną fioletową sukienkę z czarnymi wykończeniami. Szybko się przebrałam w ciuchy tortur i poszłam spacerkiem, żeby się nie zabić, do wielkiej sali lekcyjnej. Gdy w chodziłam na salę potknęłam się o próg. Na moje szczęście Linet wysłała Daikiego, żeby po mnie poszedł, więc mnie złapał. Głupie szpilki.

- Jak to się dzieje, że zawsze mnie łapiesz?-uśmiechnęłam się, a on odwzajemnił uśmiech.

- Instynkt. Od zawsze jesteś taka niezdarna- zaśmiał się.

- Ha ha. Bardzo śmieszne- przewróciłam oczami i jakoś stanęłam.

Na środku już czekała Linet. Pokazała nam, że mamy się ustawić pod ścianą.

- Daiki wyprostuj się! Lili nie zmieniaj tempa!- Faktycznie to chyba będzie do perfekcji...

Od razu zastosowaliśmy się do jej wskazówek. Teraz odsunęliśmy się od siebie i tańczyliśmy niedaleko osobno. Minęło chyba z 10 minut zanim skończyliśmy. Dla mnie cała wieczność... Usłyszeliśmy, że ktoś bije brawo. W drzwiach stały dziewczyny.

- Na balu będziecie błyszczeć!- Kirra

- Nie sądzę. Znając mnie na stówe coś zepsuje- zaśmiałam się

-Nie przesadzaj.

-W sumie... Zdam się na instynkt Daikiego. - Salę wypełnił nasz śmiech.

Poszłam do siebie. Usiadłam na łóżku i zaczęłam myśleć. Wiem! Odwiedzę kogoś! Tylko jak to zrobić? Linet od razu zauważy,  że mnie nie ma! Teleportowałam się do fioletowego kamienia. Eh, warto zaryzykować. Dotknęłam kamienia i znalazłam się w jakimś ciemnym miejscu. Usiadłam na ziemi. Nagle kwiaty zaczęły mienić się wszystkimi kolorami tęczy. Wymiar mroku? Miałam okazję przyjrzeć się sobie. Nadal wyglądałam tak jak w moim wymiarze. Zmieniłam się w wilka i próbowałam jakoś się odnaleźć w tym wymiarze. Zobaczyłam wielki zamek. Trudno. Próbować zawsze mogę. Może Sabrina mnie pozna? Byłam tuż przy wielkiej bramie,  gdy ta nagle się otworzyła. Brak straży? Ciekawie się zapowiada. Szłam czarnymi ścieżkami i bacznie się rozglądałam. Brak straży mnie lekko zaniepokoił. Nie zobaczyłam nawet jednego demona! Podeszłam do fontanny i usiadłam jako człowiek na jej krawędzi. Może kogoś spotkam? Tak nagle usłyszałam głośne śmiechy, że prawie nie wpadłam do fontanny. W ostatniej chwili złapałam w powietrzu mój naszyjnik. Niestety wpadłam do wody robiąc nie mały hałas. Kamień na szczęście suchy. Gdy odgarnęłam mokrą grzywkę, zobaczyłam wokół mnie z 20 jak nie więcej demonów.

- Teraz to straż się pojawiła! Zza demonów wyszedł wampir. Złapał mnie za kark i podniósł tak, że nie sięgałam nogami do ziemi.

- Puszczaj mnie pijawko!

- Trochę grzeczniej pchlarzu. - Kopałam go, ale to nic nie dało.

Kamień na mojej szyi oślepił go na wystarczającą ilość czasu, żebym się uwolniła i oddała tej pijawce.

- Mówiłam, żebyś puścił. Z Liliś się nie zadziera!

*Jessika*

Ostatni raz wyjrzałam z jaskini.  Chciałam być w stu procentach pewna, że nikogo tu nie ma. Niestety nie było. Przyjżałam się każdemu drzewu, żadnej żywej duszy. Weszłam do środka, wpatrując się w kartkę. Mocą telekinezy zasunęłam kamień, nawet się nie odwracając i usiadłam na łóżku, nie odrywając oczu od niej. Aerin położył łeb na moich kolanach. Nie lubił być ignorowany. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go. Zamruczał niczym kot. Rozbawiło mnie to, ale zaraz potem zdałam sobie sprawę, że smoki nie mruczą. Wyciągnęłam przed siebie dłoń z płomykim na niej. Nie wiedziałam, żeby jakieś zwierze czaiło się w jaskini, oprócz tych moich rzeczjasna. Poza tym nie miało prawa tu być, nie miało jak wejść. Zauważyła bym, gdyby coś wchodziło do jaskini. Musiałam mieć omamy. Chyba, że on tutaj myszkuje od dłuższego czasu, ale tym się zajmę kiedyindziej. Położyłam się na łóżku, ale nie planowałam jeszcze zasnąć. Wpatrywałam się w sufit jaskini. Aerin i Alios wlecieli na półkę, nad łóżkiem, gdzie zasnęli zwinięci w kłębki. Zefrin leżał pod stołem, jak zawsze. Wszyscy spali, tylko nie ja. Rozmyślałam nad tajemniczą karteczką. Dziwnym zaproszeniem. Przygoda, to było pewne. Nie sądziłam, że kiedyś tam wrócę. Góra Aspell. Mam mieszane uczucia do tego miejsca, tak samo jak do osoby, która to napisała. Ta góra, nie wiem dalej jak tam trafiłam w dzieciństwie. Nie znałam wtedy portali i magii. Przeniesienie się w tak mroczne, a zarazem majestatyczne miejsce to było coś nowego. Nie zdawałam siebie sprawy, gdzie jestem oraz że może tam być niebezpiecznie. Myślałam, czy w ogóle zasnę. Byłam trochę pobudzona, a do północy miałam jeszcze trzy godziny. Słyszałam szum morza za jaskinią. Miał uspokajające działanie. Udało się. Zasnęłam... Obudził mnie ryk smoków. Miałam godzinę, żeby dotrzeć na szczyt, ale nie potrafiłam się zebrać w sobie. Zasłoniłam oczy ręką i odwróciłam się do ściany. Aerin ryknął głosiej. Nie przeszkadzało mi to. Chciałam dalej spać. Powoli zasypiałam na nowo. Wracał do mnie sen, który ktoś beszczelnie mi przerwał, ale już nie był taki piękny. Wszystko było zamazane i nie wiedziałam co się dzieje.  Ktoś podszedł do mnie. Nie wiem kto, jego twarz była bardzo nie wyraźna. Wyciągnął w moją stronę dłoń. Miałam ją złapać, ale jakaś siła odciągała mnie od niego. Leciałam w tył, aż nagle spadłam z łóżka. Ocknęłam się dopiero na podłodze. Zefrin, ten znienawidzony przeze mnie zwierz, złapał mnie za rękaw i zdarł siłą z łóżka. Cała trójka chichotała pod nosem.

- Bardzo zabawne - Fuknęłam

Podniosłam się z siadu skrzyżnego. Z trudnem utrzymałam się na własnych nogach. Musiałam się przygotować do wyprawy. Podeszłam do jednej z szafek, uderzając po drodze stopą o stół. Cicho jęknęłam i poskakałam dalej na jednej nodze. Oparłam się o ścianę jaskini. Musiałam trochę przyzwyczaić sie do ciemności, a co najważniejsze obudzić. Gdy już poczułam się lepiej mogłam bez trudu poruszać się po jaskini. Mój wzrok już mógł dostrzec prawie wszystko, a przynajmniej widzialam co było na stole. Złapałam swoje dwa ulubione miecze, małą księge magii oraz woreczek z medalionami. Przyczepiłam je do pasa, po czym na szybko przeczesałam włosy. Dziś ubrałam się cała na czarno, żeby było mi lepiej się ukrywać, wrazie czego. Długie czarne spodnie i koszulka na ramiączkach. Wyszłam z jaskini. Była piękna księżycowa, noc idealna na wycieczkę do wymiaru mroku. Wciągnęłam głęboko powietrze. Chłodna, przyjemna bryza. Przed chwilą musiał padać drobny, letni deszczyk. Uśmiechnęłam się. Powietrze było wspaniałe. Idąc w głąb lasu czułam na swoich ramionach krople deszczu, które spadały z drzew. Nie śpieszyłam się. Cieszyłam się nocną pogodą. Po chwili moje ramiona były całe mokre. Usłyszałam szelest oraz łamiącą się gałąź niedaleko mnie. Pomyślałam, że to dzikie zwierzę. Wytęrzyłam słuch i mocno się skupiłam. Dochodził zza moich pleców, kierunek z którego przyszłam. Odwróciłam się. Pozostało mi tylko czekać oraz wciąż nasłuchiwać. Znów szelest, tym razem nie tyle co go słyszłam, a widziałam poruszające się liście. Zrobiłam mały krok w przód i nachyliłam się. Było jednak zbyt ciemno, żeby zobaczyć co się tam czai. Nagle coś znalazło się na moich ramionach. Wrzasnęłam. Zaczęłam biegać w koło i machałam rękami, żeby to strącić, wtedy dotknęłam łuskowatego ogonu, kawałek w górę dziwnie znajomy mi grzbiet.

- Aerin? - Upewniłam się

Smok ryknął potwierdzająco. Odetchnęłam z ulgą. Niestety o ile wcześniej było coś w tych krzakach tak teraz już pewnie się spłoszyło.

- Co ty tu robisz? Śledziłeś mnie?! - Zgromiłam go wzrokiem, ale po chwili złagoniałam, byłam mu wdzięczna. Nie miałam pewności co za zwierz się tam czaił, a co najważniejsze czy to było zwierzę. Aerin patrzył na mnie podejrzliwie.

- Spokojnie zdąrze na czas - Zapewniałam go

Pogłaskałam go delikatnie po główce i palcem wskazałam drogę powrotną. Przekazałam mu telepatycznie "Wracaj do brata". Zleciał z mojego grzbietu na ścieżkę. Ostatni raz odwrócił się, żeby na mnie spojrzeć, po czym zniknął między drzewami. Musiałam w końcu zebrać się w sobie. Nawet jeśli spotka mnie tam coś złego to muszę tam iść. Inaczej tylko pokaże, że ze mnie tchórz, jakbym się poddała. Otworzyłam portal do wymiaru mroku. Długo się w niego wpatrywałam. Jeszcze mam szansę się wycofać, ale tego nie zrobię. Przyszłam przez niego. Znalazłam się w królewskim ogrodzie. Z wszystkich możliwych miejsc trafiłam tu. Doskonały wybór teleporcie, naprawdę marzę o spotkaniu z babcią. Przykucnęłam za wielką, białą jak kość słoniowa fontanną i wyglądałam zza niej. Dzisiaj nie było szczególnie dużo strażników. Z resztą nigdy ich prawie nie ma. Nie ma co tu pilnować. Mało kto zbliza się do zamku. Głównie przez wzgląd na moją babcię i to, że grasują tu duchy. Bo jak każdy wie, jak się umrze w świecie mroku to bezwzględu na wszystko zostajesz duchem, nawet jak nie masz duszy i nie możesz na długo wyjść z tego wymiaru, w przeciwnym wypadku zmienisz się w pył. Zdarzają się jakieś wyjątki, ale nie liczne. Ciekawi mnie skąd to się wzięło. Zapewne kolejna długa legenda o wilczych bogach. Usłyszałam dzwięki trąb.  Czyżby dla Sabriny? Może przybycie jakiegoś ważnego gościa. Ktoś zechciał odwiedzić ten wymiar.

- Uwaga, uwaga - Usłyszałam głos kogoś z królewskiej służby - Ogłaszam przybycie księżniczki Luny

Luny? Tylko nie Luny! Nikt tak już do mnie nie mówi. Nie lubię tego. Czuje się urażona. Poza tym skąd wiedzą. Nikt mnie nie widział. Nie miał jak. Nie pokazywałam się nikomu na oczy.

- Bu! - Usłyszałam czyjś głos za sobą

Podskoczyłam i wpadłam do fontanny. Byłam cała mokra, a przede mną stała roześmiana Sabrina, moja babcia.

- Jak zwykle, nawet swojej wnuczce dokuczasz - Skrzywiłam się

Podała mi łapę i pomogła wyjść. Zaczęłam wyciskać wodę z włosów oraz ubrań. Czy kiedykolwiek wrócę od niej i nic mi się nie stanie? Bo znaczynam w to wątpić.

- Myślałaś, że cię nie zauważę? - Zapytała przepełniona dumą

- Tak, tak widzisz wszystko co dzieje się w tym wymiarze - Powiedziałam znudzona, bo nie słyszę to pierwszy raz - Ale nadzieje zawsze mogę mieć

- Nadzieja matką głupich - Zaśmiała się - O mamy gościa!

Nigdy nie przepuszcza okazji, żeby mi dopiec. Machnęłam łapą, dając jej do zrozumienia, że mało mnie to obchodzi. Poszłam przed siebie. Myślałam że się jej pozbędę, ale ona lewitowała nade mną. Weszłam do zamku tylnym wejściem. Woda ze mnie kapała, a Sabrina tylko chichotała pod nosem. Weszłam na górę krzyczac: Tak cię to śmieszy?!

- Co się stało skarbie? - Udała zmartwioną

W odpowiedzi rzuciłam w nią kulą wody. Jej piękna, niebieska grzywka opadła jej na oczy. Sabrina odgarnęła ją, żeby móc na mnie spojrzeć. Była wsciekła. Wydawał mi się, że iskierki sypią się z jej oczu, ale nie odwracałam wzroku. Może tym razem przegięłam? Nigdy chyba nie robiłam nic babci, zawsze tylko ona mnie. Jeszcze chwilę się w siebie wpatrywałyśmy, a ja z każdą sekundą traciłam pewności siebie coraz bardziej. Gdy miałam odpuścić, ona zaczęła się śmiać, a ja poszłam w jej ślad. Każdy strażnik, który obok nas przeszedł dziwnie się patrzył, ale nie na nią, bo to normalne, tylko na mnie, bo rzadko śmiałysmy się razem. Słyszało nas chyba pół zamku, jak nie więcej. Otarłam łzy z kącików oczu. Babcia cały czas się do mnie uśmiechała. Dała mi do zrozumienia, że od lat czekała, aż jej oddam. Odwzajemniłam uśmiech, ale po chwili usłyszałam krzyki w ogrodzie.

- Znowu duchy? - Zapytałam ją, chodź mi to na duchy nie brzmiało

- Mówiłam twój gość - Zaśmiała się poraz kolejny

Zbiegłam ze schodów najszybciej jak mogłam. Czeka mnie dzisiaj dużo wuefu, już to czuje. Wpadłam do ogrodu i pobiegłam najczęściej uczęszczaną ścieżką. Zobaczyłam plecy wampira, który kogoś trzymał.

- Akira? - Zapytałam z niedowierzaniem, a później popatrzyłam na dziewczynę - Kim jesteś?

Wampir złapał ją za nogę i podniósł do góry, a ta zaczęła jeszcze bardziej krzyczeć na niego, przepełniona gniewem. Podbiegłam do wampira i dałam mu po łapach, a on ją puścił i syknął. Stałam między nimi.

- Co tu sie dzieje? - Zapytałam i spojrzałam na nich oboje

- Broniłam się. Sama samoobrona! -Wykrzyczała i zaśmiała się cicho.

Patrzyłam na Akirę, któremu krew sączyła się z nosa. Podałam mu chusteczkę.

- Właśnie widzę

- Nie mówisz chyba, że go będziesz bronić?

- Nie bronię, wiem jaki potrafi być - Szturchnęłam go łokciem dość mocno, a on zgiął się w pół. Oparłam łokieć na jego plecach. Dziewczyna pocierała ręce, które ją bolały po tym jak mu przyłożyła. Patrzyłam długo na nieznajomą, myśląc co powiedzieć. Akira poczuł się już lepiej. Złapał mnie za nadgarstek i wykręcił rękę. Piszczałam z bólu, więc po chwili mnie puścił śmiejąc się głupio. Dziewczyna znowu walnęła tego gamonia.

- Idioto sam się prosisz! - Syknęła

- Więc... Skąd się tu wzięłaś? - Zapytałam śmiejąc się pod nosem

- Ale ja jej tylko oddaje! - Zaprotestował i podniósł ręcę

- Prosto z rodzinnego wymiaru. - Oznajmiła nie zwracając uwagi na Akirę - Jessiko chodź porozmawiamy, gdzie nie będzie nam przeszkadzał ten bałwan.

Nadepnęłam mu na stopę mu na stopę i spojrzałam na nią, wzrokem mówiącym "Spokojnie zaraz go tu nie będzie" Akira zrozumiał sytuację i oddalił się zanim cokolwiek zdąrzyłam zrobić

- Eh, fakt jest idiotą, ale da sie go lubić - Odwróciłam się i zobaczyłam jak Akira macha im na porzegnie.

Później wzięłam do ręki zegarek. Miałam jeszcze, godzine? Jak to godzinę? Jak wychodzilam to miałam całą godzinę. W tym wymiarze jest inny czas. Teraz pytaniem jest  jaki czas miała na myśli osoba pisząca te kartkę.

- Co tam masz? - Zapytała zaciekawiona

- Chodzi ci o zegarek? - Skrzywiłam się lekko

-Nie o to! - Pokazała na mój kaptur.

Była tam jakaś karteczka, którą wzięła.

- Co tam masz? - Tym razem ja zapytałam zdziwiona. Zaczęła czytać:

- Kilka dni,  przynajmniej w moim czasi... mnie nie ma, a ta już ma chłopaka!- Krzyknęła - Jessi ja się powinnam teraz obrazić!

- Za co? Oraz jakiego chłopaka?- Nie rozumiałam jej, aż pokazała mi karteczkę.

- Dla mnie to brzmi jednoznacznie!- Za dwa dni masz randkę z chłopakiem! - Zaczęła się głośno śmiać.

- To nie jest randka! - Oburzyłam się - Nawet nie wiem czy to chłopak!

- Jessi, a takie pytanko. Ty wiesz w ogóle kim ja jestem?

- Nieee, nie wiem - Zaczęłam jej się uważnie przyglądać - Pierwszy raz cię widzę, ale twoje zachowanie jest mi znajome

- Nie dziwię ci się. - Uśmiechnęła się - Ten kamyczek fajnie farbuje.

- Jaki kamyczek - Jeszcze bardziej się zdziwiłam - Co się z tobą działo?

- Chodźmy się przejść, to ci opowiem.

Pokiwałam głową i wskazałam na ścieżkę, którą prawie nikt nie chodził. Musiałam mieć pewności, że nikomu nie zachce się nas podsłuchiwać. Słyszśmy wyznaczoną drogą, a ona opowiadała wszystko co się działo po jej odejściu albo prawie wszystko, bo miałam wrażenie, że czegoś mi nie mówi. Uważnie słucham tego co mówiła. Nie chciałam jej przerywać. Tylko szłam w milczeniu, co jakiś czas spoglądając na księżyc. Już za kilka dni, nastąpi faza księżycowa, której nie ma na Ziemi. Zdarza się tylko dwa razy w roku. W ten sam dzień mam się spotkać z tajemniczą osobą na górze Aspell...

Usiadłam na ławce, a obok mnie po chwili dosiadła się Lili. Wpatrywałam się w dal, przetwarzając wszystko jeszcze w głowie. Musiałam to sobie jakoś uporządkować, chodź wiem, że to nie wszystko. Trafiłyśmy na pobliski cmentarz. Było tam naprawdę strasznie, bardziej niż w innych zakamarkach tego wymiaru. Już wiem dlaczego nikt nie używa tej ścieżki. Nikogo tu nie ma. Ja i Lili, to wszyscy. Nikt nie ma ochoty tu przychodzić. Ponoć dziwne rzeczy się tu zdarzają. Z resztą, ten wymiar nie ma zbyt dużo mieszkańców, od kąd pojawił się tu mój dziadek. Nie umarli, ale wyemigrowali. Nagrobki były porozrzucane wszędzie, tu już nie ma wyznaczonych ścieżek. Blisko nas latały duchy, niestety widzę je tylko ja i moja babcia. To nie fajne uczucie.

- Zaraz Linet kogoś po mnie prześle...- Oznajmiła Lili

- Dlaczego? - Zdziwiłam się - Myślałam, że możesz mi towarzyszyć. W moim głosie było czuć wyraźny zawód i lęk. Faktycznie trochę bałam. Przerastała mnie myśl ponownego wspięcia się na Aspell.

- Jest coś, co muszę tam zrobić. Ja i moje rodzeństwo - Uśmiechnęła się do mnie.

- Rozumiem - Spojrzałam na swoje buty. Zacisnęłam pięści, mnąc lekko bluzkę. Przeszedł mnie mały dreszcz na myśl o samotnej podróży wśród duchów - Dam radę - Uśmiechnęłam się lekko.

- Nie musisz zostawać. Zrobimy tak- Wyszeptała mi na ucho cały plan. Gdy skończyła otworzył się obok niej portal, a wyszedł z niego nikt inny jak jej brat bliźniak, Daiki. Kiwnęłam głową, wyrażając zgodę. Ten plan miał szanse się udać, nawet dość spore.

- Jesteś genialna - Szepnęłam do niej.

Wstałam z ławki, otrzepując się z kurzu i pajęczyn. Nikt nie sprzątał tu chyba od lat. Z resztą wcale mnie to nie dziwi. Do Lili podszedł wściekły Daiki.

- Cześć Daiki - Zaśmiała się,  ale jemu nie było do śmiechu. Stanęłam obok Lili, zagryzając wargę. Przywitałam się nieśmiało. Mimo, że jesteśmy jakąś dalszą rodziną to prawie w ogóle nie rozmawiamy. Dlaczego? Kto to wie? Może nie ma do tego okazji...

- Miałaś nigdzie nie iść beze mnie!- Kompletnie nie zwracał uwagi na moją obecność, więc Lili go szturchneła.- Em, cześć Jessika...

- Miło cię znów zobaczyć - Zaczęłam, chciałam aby atmosfera się trochę rozluźniła - Nie gniewaj się na nią, potrzebowałam małego wsparcia, przepraszam.

- Ciebie również, ale niestety nie mogę ci uwierzyć. Byłyście od siebie zbyt daleko. A w naszym wymiarze nie działają żadne z waszych urządzeń. Lili a propo. Idziemy do domu - Spojrzał na nią pełen wyrzutów sumienia i gniewu.

Urządzeń? Jakich znowu urządzeń? Magia to nie urządzenia, magi się nie wytwarza. Magia to dar i albo się z nim rodzisz albo nie i dziękuje bardzo nic z tym nie zrobisz. A odległość nie ma tu znaczenia.

- Ale musisz mi uwierzyć bo tak jest - Upierałam się - Sekretna zdolność... Ale po części to jej przyczyna.

- Jessi jego nie przekonasz. Jest uparty niczym ten osioł... - Powiedziała do mnie Lili

- Nie to nie - Prychnęłam - Ja wiem swoje - Odwróciłam się i machnęłam tylko ogonem.

Daiki złapał Lili za rękę i pociągnął w stronę portalu. Stawiała opór niczym góra. Męczył się, aż w końcu ją podniósł i przeniósł przez portal jak pannę młodą, a ja nie mogąc się powstrzymać  zrobiłam zdjęcie. Śmiałam się patrząc na nie. Podeszłam do ławki, gdzie przed chwilą siedziałyśmy. Wytarłyśmy sobą sporą warstwę kurzu. Ciekawe, kiedy ostatnio ktoś tu był. Rok? Pięć lat temu? Zauważyłam, że wschodzi już słońce, więc został mi jeszcze jeden dzień do spotkania, tylko jeden dzień, a ja wciąż nie jestem gotowa.  Rozłorzyłam ręce i poruszałam palcami, zabrając krople rosy w dwie, a póżniej jedną kulę wody. Rzuciłam nią w ławkę, zmywając cały kurz. Zaświeciły mi oczy, a woda jednym strugiem spłynęła z ławki i była sucha. Uśmiechnęłam się do siebie, siadając spowrotem na niej. Tym razem już bez obaw, że zbiorę z niej pajęczyny wraz z ich mieszkańcami. Spoglądałam przed siebie, duchów było coraz więcej. Zawsze schodzą się tu za dnia. Ich puste, martwe, blade twarze przwrażały mnie. Najgorsze, że nie wydawały żadnych dzwięków, cisza była przytłaczająca. Słyszłam tylko bicie swojego serca. Zaczęłam się bać. Sama na cmentarzu wśród zmarłych, mój koszmar, a najgorszę, że widzę je tylko ja. Dlaczego? Klątwa mojej rodziny. Kiedyś odkryję co i jak... Nie wytrzymałam. Widziałam kilka znajomych twarzy. Niektórych byłam świadkiem śmierci. Ich poparzone twarze, zginęli podczas pożaru lasu, który ja wywołałam. To była moja wina! Moja! Ja powinnam była, wtedy zginąć, a nie oni, nie winni. Czułam ich spojrzenia, były wściekłe. Wiem to. Łzy zebrały mi się w oczach. Wstałam szybko z ławki i pobiegłam najbliższą drogą do bramy. Na nic nie zwracałam uwagi. Zapomniałam o planie Lili. Pędziłam prosto przed siebie nie zauważając, że przede mną pojawił się portal, w który wbiegłam do  wymiaru Lili, z rękami na twarzy. Skoczyła na mnie, a ja krzyknęłam wystraszona. Byłam cała zapłakana. Chyba pierwszy raz emocję tak wzięły nade mną górę. Lili przytuliła mnie

- Co się stało? - Zapytała z troską

- Jestem zabójcą! - Szlochałam

- Nie jesteś! Jessi, dlaczego w ogóle tak myślisz?! - Spojrzała mi prosto w oczy

- Widziałam ich twarze... - Wyszeptałam - Ta góra to przekleństwo, dlatego boje się tam iść...

Patrzyłam na Lili, powoli się uspokajając. Nie odwracałam od niej wzroku. Mój oddech był coraz bardziej spokojny.

- Będę obok. Tylko spokojnie. Nic się nie stanie, obiecuję. - Zapewniała mnie

Pociągnęłam nosem. Przytuliłam się do niej, starając się wymazać to co zobaczyłam dosłownie przed chwilą. Moje serce wciąż waliło jak szalone. Gryzłam wewnętrzną stronę wargi, dopóki nie poczułam krwi. Miałam zamknięte oczy. Bałam się je otworzyć, bo myślałam że znów zobaczę jedną z tych ofiar.

- Już lepiej - Zapewniałam ją, okłamując przy tym samą siebie - Tak mi się wydaje...

Obok Lili stanęła wilczyca z dwoma piórami wziętymi w śliczne włosy. Szturchnęła mnie i pokazałam na nią. Podniosłam łeb. Odsunęłam się od niej, spoglądając na waderę. To była jej mama.

- Dzień d-dobry - Wydukałam, cała drgając. Otrałam łzy i uśmiechnęłam się delikatnie.

Próbowałam udawać, że nic się nie stało. Linet zmieniła się w człowieka i powiedziała uprzejmie: - Dzień dobry. Lili za dwie godziny lekcja. Odprowadź koleżankę do jej nowego pokoju.

- Pokoju? - Zdzwiłam się lekko, nie sądziłam, że odnajdę się gdzieś wśród nich.

- Moja mama umie przewidzieć wszystko. W końcu to jej wymiar-Zaśmiała się Lili.

Pstryk palcami i byłyśmy przed willą. Weszłyśmy do środka i szłyśmy długimi korytarzami do mojegl pokoju.

- Rozgość się, a ja idę się przebrać na lekcję. Masz jakieś pytania zanim pójdę?

- Tak, co mogę robić do czasu, aż wrócisz? No i o której wrócisz, przed północą musimy iść - Wzdrygnęłam się na myśl o tym miejscu

- U nas płynie inaczej czas. Zobacz na swój zegarek. Sekundnik zatrzymuje się na 2 minuty. Mamy czas. Do tego czasu poproś Kirrę i Lukio o odprowadzenie cię po posiadłości. A jak skończycie i nie będziesz miała nic do roboty zaprowadzą cię do mnie i Daikiego. Uśmiechnęła się do mnie i pomachała, gdy wychodziła.

Pomachałam jej na pożegnanie. Gdy wyszła rozłożyłam się na łóżku, żeby trochę odetchnąć. Patrzyłam w sufit. Przez chwilę miałam czas dla siebie. Myślami wracałam do początku tego dnia. Drobny wilk z depresją siedział na wzgórzu, zupełnie nie spodziewając się, że znajdzie się w nieznanym nikomu dotąd wymiarze, poza rodziną Lili. Nie sądziłam, że wiele może się zmienić. Może znów wróci mi dobry humor? Po chwili usłyszałam jak coś na sąsiednim skrzydle uderza o ścianę. Skrzywiłam się myśląc jak to musiało boleć. Chciałam posiadać takie umiejętności jak babcia i widzieć wszystko co się dzieje w wymiarze. Niestety nie potrafię, więc pytam telepatycznie Lili: "Wszystko okey?" Już po krótkiej chwili otrzymuję odpowiedz, która mnie rozwesela: "T-TAK. Po prostu mojemu bliźniakowi zachciało się mnie straszyć, więc dostał po ryju z buta i walnął w ścianę".  W dalszym ciągu się śmiała.