JustPaste.it

Miasto, które zmieniło bieg historii (16)

W momencie, gdy zaczyna się nowe, powstają zasady, które będą regulować życie przez długi czas.

W momencie, gdy zaczyna się nowe, powstają zasady, które będą regulować życie przez długi czas.

 

Solidarność zaczęła znowu działać legalnie.

Można było drukować, sprzedawać i kupować nieocenzurowane wydawnictwa.

Nie głosowałem w wyborach do Sejmu kontraktowego.

W przeciwieństwie do większości społeczeństwa, nigdy nie brałem udziału w wyborach.

Te też nie bardzo mi się podobały. Na miejsca zarezerwowane dla PZPR, ZSL, SD, PAX itp. kandydowało po kilku kandydatów. Można było wybierać między nimi, ale wszyscy byli partyjni.

Na komunistów nie chciałem głosować. Na miejsca solidarnościowe, czyli dla bezpartyjnych, przeważnie, był jeden kandydat na jedno miejsce. W okręgu gdańskim były dwa miejsca solidarnościowe i trzech kandydatów. Ten niepopierany przez Wałęsę wydawał mi się najlepszy, ale oczywiście nie miał żadnych szans.

Pana Januszajtisa, tego trzeciego, poznałem później dosyć dobrze. Dla mnie prywatnie, rzeczywiście byłby najlepszym kandydatem. Jako miłośnik i propagator Gdańska, dobrze znający jego problemy. Także dla miasta byłby dobrym posłem. Niestety. Ma pewne cechy charakteru, które powodują, że nigdy nie byłby dobrym politykiem.

Wybory do Senatu, były rzeczywiście demokratyczne, wolne. I na dodatek bezpośrednie.

Kuriozalnym elementem, była lista krajowa w wyborach do Sejmu. Ciekawe jest, czy komuniści sami na to wpadli, czy też ktoś sprytnie im tę świnię podłożył. W każdym razie uwierzyli, że większość społeczeństwa z własnej, nieprzymuszonej woli, poprze wszystkich dygnitarzy partyjnych i prominentnych przedstawicieli stronnictw sojuszniczych.

.

Cóż można na to powiedzieć? Jak się okazuje - armia tajnych współpracowników, donosicieli, nie jest w stanie przekazać władzy tego, co każdy przeciętnie inteligentny człowiek zauważy od ręki.

Klęska listy krajowej spowodowała, że między pierwszą a drugą turą wyborów zmieniono ordynację wyborczą tak, aby uzyskać z góry ustalony skład Parlamentu. Nieciekawy i niedemokratyczny był ten początek demokracji.

A przecież prominentów partyjnych można było wprowadzić do Sejmu innymi metodami.

Listy krajowe nie zniknęły z ordynacji wyborczych po kompromitacji z wyborów 4 czerwca 1989 roku.

Ordynacja z 1997 roku przewidywała, że posłem zostanie prominentny działacz dużej partii. Nawet wtedy, gdy nie otrzyma ani jednego głosu od wyborców.

W praktyce, kandydaci, którzy uzyskali kilkaset głosów wyborczych, zasiedli w ławach parlamentarnych.

W pewien sposób, lista krajowa 1989 roku i jej klęska, były korzystne dla komunistów. Bardzo ułatwiły wymianę i odmłodzenie kadr.

Autorytet partyjnych wodzów był ściśle związany z pełnionymi przez nich funkcjami. Bez stanowisk, wkrótce, stracili znaczenie, także w swoim środowisku.

Sami z siebie nie wzbudzali żadnego szacunku.

Gdyby nie eliminacja starych przywódców, komunistom byłoby o wiele trudniej przystosować się do nowej sytuacji, przekształcić w socjaldemokratów i uzyskać szansę kontynuowania działalności politycznej.

Nie wiadomo, czy starzy, gdyby weszli do Sejmu, byliby skłonni do usunięcia się w cień. Ci, którzy zostaliby np. w SDRP, byliby dla tej partii kulą u nogi.

Odstraszaliby potencjalnych wyborców.

.

Czy w ogóle w 1989 roku nikt nie chciał głosować na komunistów? Poparcie, które uzyskali w wolnych wyborach do Senatu, było mniejsze, niż aktualna, jeszcze, liczba członków PZPR.

Tym niemniej, komuniści mieli pewne, naturalne zaplecze społeczne. Część społeczeństwa była świadomie bądź też nawet nieświadomie beneficjentami systemu komunistycznego, i wcale nie dotyczy to jedynie wąskiej grupy partyjnych prominentów i ich rodzin.

Awans społeczny to było nie tylko propagandowe hasło komunistów. To było realne zjawisko, które objęło dużą część społeczeństwa. A ci, których to objęło, byli z niego zadowoleni, wraz ze swoimi rodzinami. Choć czasem najmłodsi potomkowie przedwojennych parobków mogli stać się monarchistami.

Tak zwana prawica, zakochana w słowie „elita”, które w praktyce oznacza, że my jesteśmy lepsi od motłochu, nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. Są i tacy, którzy o tym wiedzą i uważają, że awans społeczny był szkodliwy. Rzadko mówią o tym głośno, ale to się wyczuwa. To nie jedyny powód tego, ze postkomuniści szybko uzyskali znaczące poparcie społeczne. Są też inne powody.

Przede wszystkim nieudolność i pazerność zwycięzców, zagrożenie fundamentalizmem religijnym, nieuniknione konflikty i koszta transformacji. I tak dalej.

Ten słabo uświadamiany powód, manifestujący się nadużywaniem słowa „elita”, to fundament poparcia dla postkomunistów.

Rzadko mamy do czynienia ze zjawiskami prostymi i łatwymi do oceny.

Awans społeczny był związany z eliminacją starych elit, zbrodniami hitlerowców, Katyniem, emigracją i szykanowaniem ludzi, którzy nie mieli właściwego pochodzenia społecznego.

Z drugiej strony, przed wojną, awans społeczny był bardzo trudny.

Nie wiadomo, co byłoby w Polsce, gdyby nie komunizm. Społeczeństwa zachodnie przeszły, równolegle, okres znacznego rozwoju cywilizacyjnego i ogólnego wzbogacenia.

Jednak system wprowadzany w Polsce w latach 90-tych ma wyraźne cechy kastowe. Często, wbrew oficjalnym deklaracjom, prowadzi realnie do dziedziczenia pozycji społecznej, wykształcenia, statusu materialnego. W tym dziedziczenia nędzy.

.

Atmosfera panująca w 1989 roku nie była powtórzeniem tego podniosłego, pełnego nadziei i triumfu, napięcia z lata 1980-tego roku.

Ludzie byli bardzo zmęczeni. Rosła inflacja. Nie dość, że nadal trudno było kupić podstawowe produkty, to jeszcze nie było za co. Poza tym był niepokój, obawa, co z tego wyniknie.

Ja także byłem pełen obaw. Nadchodził oczekiwany moment upadku realnego socjalizmu. I co dalej?

W takim momencie, gdy zaczyna się nowe, powstają zasady, które będą regulować życie przez długi czas. Nawet drobne błędy, czy niedociągnięcia, mogą stać się w przyszłości źródłem wielkich konfliktów.

Będzie tak, lub zupełnie inaczej i właściwie nikt, a już szczególnie zwykły człowiek, który zawsze stal z boku, nie ma na to wpływu.

.

Mazowiecki został premierem i przedstawił, w expose, program odchodzenia od komunizmu. Na razie bez konkretów.

Nie zdążyliśmy się przestraszyć, że jesteśmy sami, otoczeni przez tzw. demokracje ludowe, ponieważ wybuchła Jesień Ludów.

Kolejno upadły komunistyczne rządy w Czechosłowacji, na Węgrzech. Zaczęto rozbierać Mur Berliński. W grudniu krwawa rewolucja obaliła rządy Słońca Karpat w Rumunii. Okrągły Stół i powstanie niekomunistycznego rządu w Polsce odbyło się za przyzwoleniem Gorbaczowa. Gorbaczow nie będzie rządził wiecznie. Realnie, jak się później okazało, miał rządzić krótko. Jesień Ludów oznaczała, że w Polsce można bezpiecznie prowadzić program odchodzenia od komunizmu. ZSRR był za słaby, aby odzyskać rozpadające się imperium we Wschodniej Europie.

.

W lipcu 1989 napisałem własnego autorstwa program odchodzenia od komunizmu. Prasa, radio, telewizja apelowały wtedy o nadsyłanie takich programów. Nie wysłałem go do mediów, tylko do Balcerowicza w dniu, gdy został wicepremierem od gospodarki i do Baki, który wtedy był prezesem NBP.

Nigdy nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. To był symptom nowych czasów. Stara władza nadmiernie interesowała się obywatelami, którzy pisali do niej listy.

Nowa nie interesowała się wcale.

Mój program był dosyć podobny do tego, który został zrealizowany. Różnił się głównie tym, że proponowałem zdusić inflację przy pomocy prywatyzacji traktowanej jako rzucenie nowego towaru na rynek, co, moim zdaniem, spowodowałoby wzrost wartości pieniądza. Były też inne różnice.

Prawdopodobnie oba wysłane egzemplarze poszły prosto do kosza. W każdym razie, na pewno, nie wywarły żadnego wpływu na przebieg wydarzeń.

Gdyby uwzględniono moje uwagi, uniknięto by niektórych negatywnych skutków Planu Balcerowicza, ale prawdopodobnie wystąpiłyby inne negatywne skutki, których nie przewidywałem.

Przy tak wielkim przedsięwzięciu, nie sposób uniknąć błędów.

Poza tym, plan Balcerowicza się udał, to znaczy osiągnięto, mniej więcej, oczekiwane skutki. Czy mój by się udał? Tego, oczywiście, nie wiadomo.

.

Dobrze zapamiętałem aferę Drewbudu, która wybuchła w pierwszych dniach po utworzeniu rządu Mazowieckiego.

Z jednej strony, potwierdziła ona moją opinię, że wbrew propagandzie tzw. nawisu inflacyjnego, ilość złotówek na rynku jest bardzo mała. Z drugiej strony, była sygnałem tego, jak będzie wyglądał okres przejściowy, a może nawet system, który ostatecznie zastąpi realny socjalizm.

W Państwowym Banku PKO zaczęto sprzedawać „akcje” prywatnej firmy Drewbud w cenie 1 milion złotych za sztukę, czyli w chwili rozpoczęcia sprzedaży 80 USD.

Każdy nabywca „akcji” miał w niedługim czasie zostać właścicielem drewnianego domu jednorodzinnego.

Wielkie tłumy ustawiły się w kolejkach, żeby wpłacać pieniądze do banku. Ludzie sprzedawali dolary w kantorach. Myślę, że na gdańskim rynku pojawiła się suma około 100 000 USD gotówką, reszta kandydatów na właścicieli nieruchomości miała swoje własne złotówki. Pojawienie się tej ogromnej (?) podaży USD, spowodowała, że wartość dolara spadła w ciągu jednego dnia z 12 000 zł do 6 000 zł, czyli o połowę.

Oczywiście ludzie, którzy liczyli na to, że za 80 USD lub nawet 160 USD staną się właścicielami komfortowych drewnianych domów, byli kretynami.

Kretyni nie powinni posiadać pieniędzy, bo to może być bardzo szkodliwe dla społeczeństwa. Czyli, dobrze się stało.

Z drugiej strony, sprzedawcy „akcji” Drewbudu nie byli kretynami, tylko złodziejami. Jak się później okazało, ich działalność, była w pełni zgodna z obowiązującym prawem. I tak powstała jedna z wielkich prywatnych fortun. „Akcje” szły jak woda. W całej Polsce.

.

Prawo komunistyczne zabraniało wszystkiego, ale równocześnie właściciele PRL nie mogli być krępowani żadnymi zakazami. Każdy zakaz, zgodnie z przepisami, można było obejść. Teraz, coraz więcej ludzi zaczęło wykorzystywać ten system prawny do zdobycia tak zwanego „pierwszego miliona dolarów”.

Zgodne z prawem, były też: łańcuszki szczęścia, zwane później piramidami finansowymi, masowy import alkoholu bez cła i podatku, i wiele innych „działalności” gospodarczych. Afera goniła aferę.

Władze nie mogły sobie z tym poradzić, ale zaryzykuję twierdzenie, że znaczna część ludzi, którzy sprawowali władzę, wcale nie chciała tego zmieniać. W każdym razie - szybko zmieniać.

Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że ten proces będzie tak gwałtowny i powszechny.

Działacze antykomunistycznej opozycji byli naprawdę ideowcami i naprawdę nie wierzyli w zwycięstwo. To oznacza, że sami skazywali się na niedostatek finansowy. Działalność opozycyjna, bardzo utrudniała uzyskanie dobrze płatnej pracy.

Uniemożliwiała karierę po szczeblach nomenklatury.

.

Ci, którym zależało na pieniądzach, dosyć automatycznie ciążyli do PZPR. Gdy po upadku komunizmu, szczęśliwie, spadli na cztery łapy, kontynuowali walkę o pieniądze. Tego można było się spodziewać.

Jeżeli ktoś, tak jak ja, spodziewał się po ideowcach z Solidarności innego podejścia, mocno się zawiódł.

Rzucono bardzo słuszne hasło –„Lepszy jakikolwiek właściciel, niż brak właściciela”. Wniosek - Jeżeli jakikolwiek, to dlaczego nie ja i moi koledzy? Wydawał mi się szkodliwy. Postaram się wyjaśnić, dlaczego.

Przeczytaj inne odcinki: >>> Miasto, które zmieniło bieg historii

Cdn.

 

 

Adam Jezierski