JustPaste.it

Nieheteronormatywne fragmenty.

FRAGMENT #1

Blondynka siedziała na opustoszałych trybunach przy boisku do Quidditcha, czekając aż drużyna skończy swój trening. Czytała przy tym miesięcznik, żeby zdobyć więcej informacji na temat nargli. Przez to wszystko nie zauważyła, kiedy rudowłosa piękność usiadła obok niej, jeszcze w swoim stroju do treningu. Dopiero buziak w policzek oderwał ją od gazety. Od razu odłożyła miesięcznik na bok i rzuciła się dziewczynie na szyję.

Idzie ci cudownie jako szukającej!

Spędziły na trybunach jeszcze kilkanaście dobrych minut, ale robiło się ciemno i zimno. W końcu rudowłosa podniosła się z miejsca i chwyciła dłoń blondynki, splatając z nią palce.

Jest już późno. Chodź, odprowadzę cię do dormitorium, zobaczymy czy teraz też odpowiem na zagadkę kołatki. - Zaśmiała się cicho, a pochwili ruszyły w stronę zamku znikając w ciemności.

FRAGMENT #2

Sylwetka mężczyzny mignęła w ciemnym korytarzu. Postać szybkim krokiem weszła do Łazienki Prefektów na III. piętrze, trzaskając za sobą drzwiami. Czarodziej oparł się dłońmi o pierwszą lepszą umywalkę i spojrzał przed siebie, w lustro. Z całej siły uderzył prawą dłonią w szkło, które pod wpływem uderzenia rozbiło się.

Jestem taki beznadziejny... — Cicho wyszeptał. Właściwie to wyszlochał.

Cienie pod oczami były nazbyt widoczne na jego bladej cerze, która powoli szarała. Pojedyncze łzy spływały po jego twarzy, tworząc małe strużki, które odznaczały się na jego buzi. 

Pokręcił głową i właśnie wtedy do jego uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś musiał go śledzić. Mężczyzna o platynowej czuprynie nasłuchiwał kroków i już ściskał w swojej dłoni różdżkę, będąc gotowym do ewentualnego ataku. Serce na moment mu stanęło, ale w chwili gdy zobaczył intruza, uspokoił się.

Ach, to tylko Ty. — Spojrzał na drugiego mężczyznę i odwrócił się znowu w stronę lustra, nie mogąc już na siebie patrzeć.

Drugi mężczyzna podszedł bliżej, stając za tym pierwszym. Poprawił swoje okulary i oparł się podbródkiem o ramię szlochającego chłopaka.

Wszystko w porządku? — Zapytał z troską w głosie.

Nic nie jest w porządku, dobrze o tym wiesz. — Wypalił blondwłosy.

I stali tak, patrzyli przed siebie. Sylwetka drugiego mężczyzny odbijała się w rozbitym lustrze, ukazując jego roztrzepane, kruczoczarne włosy. Właśnie wtedy zielonooki spostrzegł zakrwawioną dłoń szarookiego. Wyjął czym prędzej różdżkę i wskazał na jego dłoń.

Ferula! — Po chwili zaklęcie zadziałało, a rana zniknęła. — Nie rób sobie krzywdy, nigdy.

Właśnie wtedy zauważył coś niepokojącego. Na lewym przedramieniu mężczyzny zauważył Mroczny Znak i zapomniał na chwilę jak się oddycha.

Voldemort Ci to zrobił? — Spytał przejęty. — Chodźmy do Dumbledore'a, na pewno coś na to zaradzi. 

Szarooki tylko prychnął na te słowa. Szyderczy uśmiech pojawił się na jego lekko szczurzej buzi, a sam odwrócił się w stronę mężczyzny.

A co drops zrobi? Pogrozi Voldemortowi paluszkiem? — Mruknął zirytowany. — Nikt nie jest w stanie mi pomóc.

Po tych słowach, oczy czarnowłosego mężczyzny zaszkliły się. Podszedł bliżej i mocno przytulił szczupłego blondyna, pocierając dłonią jego szyję.

Będzie dobrze, musi być. — Wycedził dosadnie.

FRAGMENT #3

Czarnoskóry chłopak westchnął, idąc korytarzem w podziemiach. Było tu zdecydowanie zimno. Owinął się swoim zielonym szalikiem i właśnie wtedy dostrzegł idącą naprzeciw niego rudą czuprynę. Mężczyzna złapał go za ramię i pchnął na najbliższe drzwi. Przywarł do niego swoimi pełnymi ustami i odezwał się, gdy na chwilę przestał:

Jak tam kurczak po obiedzie? — Zaśmiał się przez chwilę, ale nie dał rudowłosemu odpowiedzieć. Przerwał mu kolejnym pocałunkiem. 

Uszy rudowłosego poczerwieniały ze złości, a on mało delikatnie odepchnął czarnoskórego mężczyznę, a jego niebieskie oczy zaślniły.

Spadaj. — Burknął agresywnie. — Myślałem, że lecisz na moją siostrę.

Drugi mężczyzna zmierzył go wzrokiem i tylko prychnął. Jego kości policzkowe pojawiły się po szczerym uśmiechu, a on westchnął:

Rude włosy są, piegi są, nazwisko jest, szata drugiej świetności jest... — Poruszył sugestywnie brwiami. — Ja tu nie widzę różnicy.

Nie żyjesz już. — Warknął wściekły. Zaczął okładać mężczyznę na ślepo ciosami i przerwał, gdy ten znowu przyszpilił go do drzwi.

FRAGMENT #4

Długie już masz te włosy. — Mruknął brązowowłosy, przeciągając palce przez ciemne kosmyki leżącego na nim chłopaka.

O tej godzinie salon w pokoju wspólnym Gryffindoru był opustoszały. Mogli więc w spokoju spędzić razem czas przy blasku ognia z kominka i po prostu odpocząć. Szczególnie na kilka dni po tej okropnej dla bruneta nocy, która jednak dzięki obecności szarookiego była bardziej znośna.

Czy ty próbujesz mi zasugerować, żebym poszedł do fryzjera? — Udając oburzonego, ciemnowłosy podniósł swoją głowę, która dotychczas leżała wygodnie na piersi starszego chłopaka, żeby spojrzeć w zielone tęczówki.

Nah, pasują do twojego psiego charakteru.

Po tych słowach oboje parsknęli cichym śmiechem.

FRAGMENT #5

Obie kobiety wyszły z sali prof. Trelawney zafascynowane dzisiejszym tematem. Gdy uporały się ze schodami, których ilość była zatrważająca, udały się do biblioteki.

Muszę przyznać, że pozycja Jowisza jest idealna do twojego życia miłosnego. — Kobieta o ciemnych blond włosach zaczęła przedrzeźniać tę drugą.

Weź... — Przewróciła oczami. — Myślę, że to może być pierwszy raz, kiedy Trelawney się myli.

Blondynka poprawiła swoją różową chustę i mocniej ścisnęła kucyk. Spojrzała na czarnowłosą czarodziejkę o nieco "egzotycznych" korzeniach i zaśmiała się.

Nie boję się tego twojego Jowisza. — Pewnie mruknęła.

Poprawiła swój warkocz, którym zahaczyła o srebrny naszyjnik z literą P i spojrzała na blondynkę.

Lepsza jest moja pozycja Jowisza niż rzodkiewkowe kolczyki Luny. — Wypomniała.

Och, Tobie wybaczyłabym nawet Ryby w Księżycu. 

Po tych słowach gryfonka zbliżyła się do drugiej kobiety i musnęła ustami jej czoło.

Cieszę się, że Cię mam.

FRAGMENT #6

Myślisz, że kuchnia, to dobre miejsce na spotykanie się? — Spytał młodszy, patrząc w orzechowe tęczówki swojego ukochanego.

Ten jednak nie zdąrzył odpowiedzieć, bo do pomieszczenia jak burza wpadł dobrze znany im obu Gryfon, którym wyraźnie targały silne emocje.

MÓJ NAJLEPSZY PRZYJACIEL! I MÓJ BRAT! — Od wejścia zaczął krzyczeć na tę dwójka, która wycofała się w najdalszy róg kuchni.

Bali się tego momentu, chociaż wiedzieli, że musi kiedyś nastąpić.

To nie tak. — Chłopak o kruczoczarnych włosach zrobił dwa kroki w stronę przyjaciela, mówiąc uspokajającym głosem.

Ja go kocham. My… jesteśmy w sobie zakochani. 

Po kilku sekundach, które ciągnęły się jak wieczność, twarz czarnowłosego jakby zrelaksowała się, a kiedy się odezwał, ton jego głosu brzmiał już spokojnie.

Mój najlepszy przyjaciel i mój brat. — Powtórzył się, żeby po chwili podejść do dotychczas wystraszonej dwójki i mocno ją przytulić.

FRAGMENT #7

Bał się. Od początku towarzyszyły mu wszelkie niepewności. Był zupełnie inny niż jego ojciec; po nim na dobrą sprawę odziedziczył tylko wygląd. Jego kruczoczarne włosy powiewały na wietrze, a oczy — zielone migdałki po matce, lśniły się w półmroku.

Pokój Wspólny Slytherinu nie tętnił życiem. Rzadko ktokolwiek tu bywał. Większość z nich stale imprezowała.

Mężczyzna pogrążył się w myśleniu, nie zwracając uwagi na nic wokół. Dlatego też nie usłyszał kroków. Wzdrygnął się, gdy poczuł dotyk na swoim ramieniu.

CHRYSTE! — Złapał się za miejsce, w którym znajdowało się jego serce. — Nie strasz mnie tak.

Co mój slizgoński charłak robi tutaj sam? — Spytał. — Znowu w siebie wątpisz?

Tak. — Odpowiedział krótko.

Wiesz, że dla mnie jesteś idealny? — Przekręcił głowę, chcąc, aby ten w końcu to zrozumiał. — Od razu się zakolegowaliśmy w pociągu. Nie jesteś uprzedzony, za to Cię lubię, mimo tego że nasi rodzice się nienawidzili.

Blondwłosy chłopak pociągnął tego drugiego w swoje objęcia i zaczął go mocno przytulać. Nie chcąc nigdy go puszczać.

Topię się w Twoich oczach.

FRAGMENT #8

O tej porze sala od Zaklęć powinna być pusta, jednak krzątała się w niej dwójka młodych uczniów, układając książki i sprzątając używane na zajęciach pióra, na których powtarzali zaklęcie z pierwszego roku, WIngardium Leviosa.

Nie musisz tu ze mną siedzieć. To ja wybuchnąłem to pióro, marnujesz sobie przeze mnie popołudnie. — Mruknął chłopak o piaskowych włosach, jednak ten drugi tylko go zignorował, odkładając kolejne książki na półkę.

Mówię serio. — Granatowooki stanął przed ciemnowłosym, chwytając go za dłoń, żeby ten tym razem nie mógł zignorować jego słów. 

A ja mówię tobie serio, że nie marnuje sobie popołudnia. W końcu mogę spędzić je z tobą, to nie brzmi jak zmarnowany czas. — Zapewnił go, nie spuszczając wzroku z pięknych granatowych tęczówek. 

Ostatnio treningi Quidditcha zajmują mi mnóstwo czasu i prawie nie mam go dla ciebie. — Westchnął cicho, odgarniając kosmyk piaskowych włosów za ucho stojącego przed nim chłopaka. Po chwili wyciągnął z kieszeni małe opakowanie wilgotnych chusteczek i wyjął jedną z nich.

Masz sadzę na policzku. — Zaśmiał się cicho i wytarł dokładnie twarz chłopaka.

No, teraz możemy wracać do pracy. — jasnowłosy nie puszczał jednak jego dłoni. Zamiast tego stanął lekko na palcach i musnął ustami policzek czarnowłosego.

Teraz możemy. — Powiedział wyraźnie z siebie zadowolony i nie czekając na odpowiedź, wrócił do zbierania piór.

FRAGMENT #9

Pulchny chłopiec o jasnych włosach i okrągłej twarzy popołudnie spędzał, siedząc w jednej z hogwardzkich cieplarni. Przyglądał się każdej roślinie, która tu rosła.

W pewnym momencie w swoje dłonie wziął doniczkę z wrzeszczącymi żonkilami i zniżył się, chcąc je powąchać. Wtedy właśnie roślina zaczęła się drzeć, a gryfon w strachu upuścił doniczkę. Ta, niestety, rozbiła się w kontakcie z podłożem.

Czy ja zawsze muszę być taki niezdarny? — Załamał się. — Nie mogę być taki jak mój ojciec?

Szlochania gryfona usłyszał inny uczeń, który postanowił wejść do wnętrza szklarni i sprawdzić, co się stało. 

Mężczyzna o króliczej urodzie przekroczył próg cieplarni. Jego cherlawa i żylasta sylwetka snuła się do siedzącego na ziemi gryfona. Mimo tego, że chłopak był czystokrwisty i był jednym z przyjaciół Dracona — nie przejmował się tym, podszedł bliżej.

Nic się nie stało? — Spojrzał na smutnego mężczyznę. — Wystarczy to tylko posprzątać, spokojnie.

N-nic... — Załkał.

Chodź tu niezdaro. — Powiedział czarnowłosy ślizgon i tylko zmierzwił dłonią włosy zadka.

Całe szczęście, że czarnooki był samotnikiem; nikt go nie śledził. Nieposiadanie przysłowiowej paczki znajomych opłaciło się.

FRAGMENT #10

Brązowowłosa dziewczyna spędzała popołudnie w bibliotece, co nie była dla niej zachowaniem niecodziennym. Bardzo często przychodziła tu po zajęciach, żeby zatopić się w jakiejś lekkiej lekturze, albo odrobić pracę domową, bo w pokoju wspólnym od razu by chcieli od niej spisywać. Jej naukę przerwało pojawienie się ciemnowłosej piękności, która rzuciła na blat biurka, przy którym siedziała, gryfoński krawat. 

Coś ostatnio u mnie zostawiłaś. — Rzuciła, siadając po przeciwnej stronie blatu.

Brązowowłosa na początku zdezorientowana spojrzała na krawat, przecież miała jeden na swojej szyi. Po chwili jednak zrozumiała, co to musiało znaczyć i szybko wyciągnęła lusterko z torby. 

Merlinie, paradowałam dzisiaj w ślizgońskim krawacie.

Teraz wszystko zaczęło mieć sens. To, dlaczego jej przyjaciele zaczynali chichotać nieoczekiwanie, albo czemu profesor McGonagall patrzyła na nią takim dziwnym wzrokiem.

Musiałyśmy się nimi zamienić po tym jak nas złapał deszcz podczas pikniku… — Czuła, że zaczynała panikować, sama nie była pewna dlaczego. Ciemnowłosa to zauważyła, bo położyła swoją dłoń na tej dziewczyny lekko ją ściskając.

Hej, przecież to nic takiego. Wszyscy już chyba zauważyli, że się spotykamy. — Przyciągnęła do siebie dłoń brązowookiej i ucałowała jej wierzch.

Poza tym, do twarzy ci w moim krawacie. — Puściła jej oczko i obie cicho się zaśmiały, na co usłyszały agresywne uciszanie Madame Pince.