JustPaste.it

Doszły mnie słuchy, że organizowane jest spotkanie powitalne, bo dłuższej nieobecności, no tak w sumie dużej połowy ludu. Więc oczywiście również musiałam się tam pojawić. I pojawiłam, tylko z niewielkim spóźnieniem. Naprawdę niewielkim, nie tak jak zazwyczaj. Z początku niepewnie, ruszyłam w kierunku miejsca spotkania. Coś sprawiało, że trochę bałam się tego spotkania? Być może, dlatego że dawno żadnego z nich nie widziałam, poza Lili oraz Frost oczywiście. Spojrzałam ponownie na moje futro. Wyglądało chyba raczej... odrzucająco. Teraz faktycznie można było o mnie powiedzieć: Prawdziwa mroczna księżniczka i córka demona. Zatrzymałam się przy jednej z kałuż, na leśnej ścieżce. Pozbyłam się z niej wszystkich liści, a później przyglądałam się swojemu odbiciu. Biały pyszczek, a futro czarne. Moje oczy były... puste. Zwykła czerń, nic więcej, nawet moje białka przybrały ten odcień. Tylko, gdy się im dobrze przyjrzało, można było dostrzec małe, żółte plamki. No i te okropne, granatowo-czerwone pióra w niektórych miejscach. Jedyne, co zostało z tamtej Jessi to znamię, w kształcie księżyca na tylnej łapie oraz część charakteru. Reszta odeszła. Czy wróci? Nie sądzę. Odwróciłam się, zanurzając ogon w mętnej wodzie. Szybko go wyciągnęłam, przeklinając pod nosem. Nie przyzwyczaiłam się nadal, do jego długości, a co dopiero objętości. Nie przejmując się ruszyłam dalej. Najwyżej Sara będzie mnie szorować, pomyślałam. Dla bezpieczeństwa, zmieniłam się w człowieka, gdzie nie było nic widać. No prawie. Byłam już coraz bliżej, wyznaczonego miejsca. Czułam mały skurcz w żołądku, ale gdy z daleka zobaczyłam ich wszystkich, moja nieśmiałość zniknęła, a łapy automatycznie poruszały się szybciej. Prawie cała rodzinka. Uśmiechnęłam się lekko. Ledwo doszłam do skały, a otoczyły mnie Skylar (Liz) i Sara. Przywitałam się z wszystkimi, a późnej wysłuchałam, co mają mi do powiedzenia.
- Jess, powstrzymaj ją! - Prosiła Sky
- Kogo? Co? - Zapytałam, jak zwykle nie w temacie
- No moją wnuczkę! Maję!
Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć, ani usłyszeć o co chodzi, a z drugiej strony odezwała się Sara.
- W końcu jesteś! Ile cię nie było? Wstydź się!
W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam, a wzrokiem powiodłam po reszcie grupy. Jak mogłam się tak bać spotkania z nimi? Przecież to, jak wyglądam nie ma chyba znaczenia. Sara, gdzieś pobiegła, a Liz rozmawiała z Mają, która chciała już iść. Powtarzała to nie raz, ale została z nami, praktycznie do końca. W tłumie wypatrzyłam też Alayę, ale nie zdążyłam do niej podejść, gdy nastąpiło coś, czego można było się z łatwością spodziewać. Królowa czystości wróciła do gry. Przecież zebranie tak licznej grupy ludzi, to najlepszy moment na sprawdzanie, czy każdy dba o swoją higienę osobistą. Na sam początek, wykąpała siebie w morzu, o ile nie zabrała się wcześniej za Sky, która jak torpeda popędziła, żeby schować się za Lili. Przez chwilę, nie wiedziałam gdzie są, ale po chwili odnalazłam ich na wzgórzu. Szybko do nich dołączyłam, a Lili automatycznie schowała się za mną. Nic sobie z tego nie zrobiłam, co w sumie ostatecznie wyszło na moją korzyść. Wszystkie trzy uważnie nasłuchiwałyśmy, z której strony nadejdzie mydlana śmierć. Zapanowała taka cisza, że przez chwilę słyszałam bicie swojego serca oraz szmer liści, popychanych przez wiatr na ziemi.
- Czuję, że jest za nami - Powiedziała Lili półgłosem
Na to obróciłyśmy się. Byłyśmy przygotowane do ewentualnego ataku lub też ucieczki. Może brzmieć to teraz zabawnie, ale tak nie było. Jej szorowanie boli, spytajcie Lili... Z początku nikogo nie widziałyśmy. Miałam nawet przeczucie, że może jej tam nie ma, a wyskoczy zaraz z innej strony, lecz po chwili usłyszałam szmer i trzaskanie suchych liści, pod czyimiś łapami. Łapami nie byle kogo, lecz właśnie Sary. Odruchowo moja jedna łapa poszła w tył. Nie zamierzałam się znaleźć na pienistych torturach. I stało się, wyłoniła się zza krzewów. Lili i Sky wycofały się w tył, a ja jeszcze przez chwilę stałam w miejscu. Wiem, że coś powiedziała, ale ja nie do końca usłyszałam co, dlatego tylko odkrzyknęłam:
- Idź z tym mydłem szatanie!
Po czym dołączyłam do dziewczyn. "Reonie, Rono i inni bogowie - strzeżcie mnie przed nią". Szybko odwróciłyśmy się i zaczęłyśmy biec, co sił w nogach, ale po chwili ja zatrzymałam się kawałek przed nią. Wiedziałam, że nie możemy uciekać bez końca, przed mydłem i wodą. Sięgnęłam łapą do kałuży, które znajdowałam się pod moimi stopami, z której wzięłam dużą garść błota. Rzuciłam nią w Sarę. Dziewczyna przerażona tym, że jest brudna pobiegła do wody. Brudasy: 1, czyścioch: 0. Podeszłam do roześmianych przyjaciółek.
- Jess, zróbmy mieszankę! - Wykrzyczała po chwili Sky
Ah, nasza kochana mieszanka błotna! Jak mogłabym się nie zgodzić?
- Jak robiło się twoją mieszankę? - Dopytałam
- Dodaje się błoto, liście i gówno, ale nie byle jakie! Musi być końskie - Zaśmiała się
Od razu zabrałyśmy się do pracy, podczas gdy Sara się myła. Każda robiła swoją porcję. Sky do swojej dodała jeszcze wody, żeby była rzadsza. Aromat był wręcz cudowny. Nasza kochana koleżanka, musiała być zachwycona. Żeby było nam łatwiej, zmieniłyśmy się w wilki. Oczywiście, ja na końcu i nie chętnie, ale nikt nie zwrócił uwagę, na mój wygląd, więc szybko odzyskałam pewność siebie. Wzięłyśmy wiadra i zabrałyśmy się do poszukiwań. Poruszałam się za Lili, która pobiegła do miasta. Trzeba było przeszukać wszystkie domki. W którymś na pewno się chowała. Intuicja mojej prawej ręki, dobrze nas poprowadziła, bo już w pierwszym ją znalazłyśmy. Chowała się pod schodami. Czując niebezpieczeństwo szybko stamtąd uciekła i pobiegła w las. Gonitwa zaczęła się na nowo, tyle że tym razem role się odwróciły. Była od nas trochę szybsza, trzeba przyznać, ale ostateczne, po długiej gonitwie po mokrym, błotnistym lesie udało nam się ją złapać. A dokładnie została przez nas otoczona. Kolejno: Sky, ja i Lili wylałyśmy na nią mieszankę. Jej wyraz twarzy mówił sam za siebie. Pomysł był genialny, a ona znów musiała się umyć. Na pewno jedno udowodniłyśmy, z nas czyściochów nie da się zrobić.
- Do twarzy ci w błocie! - Krzyknęłam rozbawiona za nią
- W końskim gównie też! - Dodała Sky
Obie zaczęłyśmy się śmiać, a później usiadłyśmy w kółeczku, a w sumie trójkąciku, bo było nas trzy (Cicho, wiem jak to może zabrzmieć .-.). Po chwili wróciła do nas Sara, już bez zamiaru wykąpania nas oraz Nilven. Posłałam sobie z Lili porozumiewawcze spojrzenie, właśnie w tym momencie w naszych głowach zrodziła się głupia myśl, którą uzgodniłyśmy dokładnie telepatycznie. W końcu trzeba zrobić coś głupiego, po tak długim czasie bycia spokojną i poważną. Lili dyskretnie się oddaliła. Ja również miałam taki zamiar, kiedy nieopodal drzewa zauważyłam sznur. No proszę, nie musiałam się nawet wysilać. Nic też nie było w tym dziwnego, byliśmy nie daleko morza, fale mogły przecież go wyrzucić, co nie? Podniosłam sznur. Zaczęłam się mu przyglądać.
- Eh, tylko po co mi on? - Zapytałam sama siebie
Wyrzuciłam go za siebie, a później podeszłam do, niczego nie podejrzewającego Nil'a. Jednym, szybkim ruchem łapy, był już splątany w wodne macki. Wydawał się być zdezorientowany, a akurat w tym właśnie momencie wróciła Lili z opakowaniem farby do włosów. Rzuciła mi je, ale w tym momencie nasza ofiara się uwolniła, a później sobie poszedł, jak gdyby nigdy nic.
- Lepiej mnie nie denerwujcie - Rzucił jeszcze za sobą
Musiałyśmy stworzyć nowy plan. Przecież nie można było, tak łatwo odpuścić. Różowa lalka Barbie Nilven, to najlepszy pomysł, na jaki dzisiaj wpadłyśmy i nie można było tego tak przepuścić. Natychmiast poddałam Lili nową propozycję i ruszyłyśmy za nim. Lili przodem, ja trochę z tyłu. W końcu, to on musiała wykazać się jako pierwsza. Mi przypadała najlepsza część w tym wszystkim. Chodź mogłabym się też wykłócać, czy ogłuszenie go nie było jeszcze lepsze. Zatrzymałyśmy się za drzewem, obserwując go. Siedział z Sarą na brzegu. Niczego nie mógł się spodziewać, chyba że nas słyszał. Po prostu idealnie. Po chwili Lili wyszła z naszej kryjówki z patelnią w łapach. Z całej siły uderzyła go patelnią, a Nilven zemdlał. Sara zajęła się Lili, a ja wtedy wybiegłam i w samej chwili pofarbowałam mu włosy na różowo, bo gdy odeszłam od niego on się zaczął się budzić. Przez chwilę czerwieniły mu się jeszcze oczy, ale później wróciły do naturalnego koloru. W samą porę, żeby zobaczyć końcowy efekt przyszła Sky, a zaraz po niej Maja. Żałowałam tylko, że nie zdążyłam mu zrobić makijażu. Nie długo nosił ten, jakże cudowny i męski kolor, gdyż szybko go zmył, a później poszedł Alayi mówiąc, że się nad nim znęcamy. Pff, co za perfidne kłamstwo. Ja? Że JA?! Przecież ja tylko go upiększałam, nie chciałam, żeby był siwy jak dziad... Ale już dałam już sobie spokój, wiedząc że nic z tego nie będzie i śpiewałam z Skylar "Rebel love song" - Black viel brides, a raczej tylko zaczęłyśmy, bo po chwili przyszedł do nas Luke. Lili posłała mi znaczące spojrzenie. Nastał czas, by wcielić w życie nasz kolejny plan. Zmieniłyśmy się w ludzi, a później spojrzałyśmy na Sky.
- Człek, please - Zwróciła się do niej
Gdy już była człowiekiem, złapałam ją za rękę i zaczęłam ciągnąć, w kierunku miasta. Lili poszła z nami, zostawiając Luke'a samemu sobie. Oboje jeszcze nie wiedzieli, co ich czeka. Kto by się spodziewał, że dwie swatki zaczną znowu działać? Może nie długo wróci jeszcze spółka "Bonzo wie jak ojebać z kasy cie". Kto wie? Mimo iż, nie raz pytała mnie, gdzie ją prowadzę, ja nie chciałam udzielać konkretnej odpowiedzi. Na miejscu, normalnie z buta weszłam do środka budynku, zwanego restauracją. Jak się było można spodziewać, nikogo tam nie było. Idealnie na randkę sam na sam, nie licząc dwóch genialnych kelnerek. Sky próbowała uciekać, więc Lili przywiązała ją do krzesła niewidzialną linką.
- Pojebało was? - Warknęła
- Mnie już dawno, przecież wiesz, prawda? - Wystawiłam jej język i zaśmiałam się
- Tak, udowodniłaś to wczoraj
Wyszłam na zewnątrz. Teraz moim zadaniem było przyprowadzić, który gdzieś się przemieścił. Rety, zabawa w chowanego, jak ja tego nie znoszę. Przemierzyłam pół wyspy, kiciając na niego i czekając, aż wyłoni się z ukrycia. Jak się okazało, najciemniej jest zawsze pod latarnią, bo ostatecznie znalazł obok fontanny, znajdującej się naprzeciw restauracji. Nie tracąc czasu, złapałam go za kołnierz i zaciągnęłam prosto przed Lili. Nie był zadowolony. Jego również posadziła i przywiązała do krzesła. Wtedy wyjaśniłyśmy im zaistniało sytuację. Chciałam już szykować pyszne spaghetti, ale Luke zepsuł całą zabawę, mówiąc że ktoś się mu już podoba. Pff, czy moje plany zawsze muszą być niewypałem? Zrezygnowana, miałam już uwolnić tę dwójkę, ale Lili wpadła na pomysł z małym wieczorem szczerości lub wyznań, jak kto woli. Po kolei każdy musiał opowiedzieć coś o sobie. Luke nie był chętny do mówienia, więc Sky zrobiła mu wywiad, bo nie chciała już dłużej siedzieć na krześle. Gdy Lili powiedziała już swoje, a każdy miał nadzieję, że ten koszmar się skończy wpadli do nas jeszcze Iza i Nilven. Można powiedzieć, że z zaistniałego zamieszania, jakie wywołało pojawienie się Izy, Luke i Nilven sobie uciekli...

Taki ładny koniec, nie ma co dalej pisać, gdyż po rozmowie z Izą, ja i Lili pokłóciłyśmy się i nic z tego nie wyszło. O co? O to, czy woda zgasi ogień, czy ogień wyparuje wodę... Ja dalej jestem przy swoim i uważam, że ogień to ogień, nie m tu znaczenia, że jest twój Lili XD
W każdym razie Lili zrobiła ze mnie bałwana, a ja żeby jej się odwdzięczyć chciałam z niej zrobić śnieżną kulkę, a kłótnia rozwinęła się, gdy oplotłam ją wodnymi sznurami, które chciała wyparować ogniem ^^