NIK potwierdza informacje "Wyborczej": zakup respiratorów od handlarza bronią rekomendowała Agencja Wywiadu
"Oferent znajdował się na liście rekomendowanych dostawców przekazanej przez Agencję Wywiadu spółkom skarbu państwa. Zostały więc spełnione wszelkie wymogi należytej staranności w wyborze oferenta” – takie zdanie znajduje się w wystąpieniu pokontrolnym NIK, które opisaliśmy w sobotę i które nie zostało jeszcze oficjalnie opublikowane.
Z dokumentu wynika, że wiosną 2020 r. Agencja Wywiadu rekomendowała lubelską spółkę E&K, która nigdy nie zajmowała się obrotem sprzętem medycznym, jako wiarygodnego dostawcę respiratorów dla Ministerstwa Zdrowia. Tą opinią ze strony AW tłumaczył się inspektorom NIK były wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński, odpowiedzialny w resorcie za zakupy.
"Wyborcza": Przychodzi Krawczyk do Kamińskiego
Oznacza to, że przez blisko rok służby specjalne i rząd okłamywały opinię publiczną, zaprzeczając informacjom, że za nieudanym zakupem stały służby specjalne. Dotąd służby – CBA i AW – przerzucały się odpowiedzialnością za sprawdzenie kontrahenta. A sama Agencja Wywiadu od początku utrzymywała, że nie rekomendowała tej firmy. Słowa Cieszyńskiego tym zapewnieniom wywiadu przeczą.
Wiosną 2020 r. Ministerstwo Zdrowia podpisało umowę ze spółką E&K z Lublina na dostarczenie 1241 respiratorów. Firma ta należy do Andrzeja Izdebskiego, w przeszłości zamieszanego w nielegalny handel bronią, za co trafił nawet na czarną listę ONZ. Izdebski w ostatnich latach ma za sobą nieudany kontrakt dla państwowej firmy produkującej materiały wybuchowe.
26 czerwca 2020 r. w tekście "Lewe respiratory pod ochroną służb" opisaliśmy w "Wyborczej" presję, jaką szef Agencji Wywiadu Piotr Krawczyk oraz koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński wywierali na resort zdrowia, by ten zamówił respiratory w spółce Izdebskiego. Za dostarczenie 1241 respiratorów handlarz dostał "z góry" 160 mln zł, które błyskawicznie przelano na konto firmy E&K. Do Polski dotarło tylko 200 sztuk sprzętu, po terminie i niezdatnego do użytku. Handlarz do dzisiaj nie zwrócił całej kwoty zaliczki. Wg różnych szacunków zalega między 40 a 70 mln zł.
Jak pisaliśmy, Piotr Krawczyk na początku kryzysu z COVID-19 przyszedł do Kamińskiego z pomysłem, by sprowadzić trudno dostępne respiratory za pośrednictwem E&K. Izdebski, który ze specsłużbami związał się jeszcze w czasach PRL, był pod kontrolą AW i miał dawać gwarancję, że transakcja dojdzie do skutku. Rzeczywista wartość sprzętu była trzykrotnie niższa od kwoty kontraktu. Zysk miał iść na fundusz operacyjny Agencji Wywiadu, z potrąceniem prowizji handlarza i innych pośredników – twierdził jeden z naszych informatorów.
Krawczyk w rozmowie z Kamińskim miał powoływać się na doświadczenia wywiadu izraelskiego, który w podobny sposób pozyskuje pieniądze na niektóre działania objęte tajemnicą. Tyle tylko, że Izdebski nie dostarczył sprzętu, a gdy sprawa się wydała, wybuchł skandal.
Ujawniliśmy również, że ostatecznie zakup respiratorów polecił resortowi zdrowia premier Mateusz Morawiecki. Gdy wysłaliśmy pytania w tej sprawie do Kancelarii Premiera, nie zaprzeczyła.
CBA było na "nie", ale po naciskach zmieniło zdanie
Po naszych publikacjach władze albo przemilczały wątek udziału służb w aferze, ale zaprzeczały. Na posiedzeniu sejmowej komisji ds. służb specjalnych Krawczyk odcinał się od jakichkolwiek rekomendacji wystawianych tej firmie. Informacje "Wyborczej" dementował też Mariusz Kamiński.
Tymczasem w kolejnych tekstach ujawnialiśmy, że CBA wystawiło lubelskiej spółce negatywną rekomendację i złagodziło ją dopiero po naciskach. W trakcie kontroli prowadzonej przez posłów opozycji, wyszło też na jaw, że resort zdrowia wstrzymywał się z egzekwowaniem pieniędzy od Izdebskiego. Handlarz zaczął je zwracać dopiero po wybuchu afery.