Zawsze byłem fanem piłki nożnej, jednak nigdy nie mogłam strawić niesprawiedliwości dyktowania i strzelania „jedenastki”, nie wspominając o taktyce gry (w której brak logiki), trenerach i autorach tego widowiska: piłkarzach. Oglądając mecze piłkarskie nie muszę się posiłkować VAR, aby zobaczyć jak piłkarze w polu karnym nawet przy lekkim przystawieniu nogi obrońcy (przy którym, w normalnej sytuacji, na pewno by się nie przewrócili), rzucają się do przodu padając na glebę (trawnik). W tej sytuacji zgodnie z obowiązującymi przepisami sędzia dyktuje rzut karny, który w 99 % jest zamieniany w bramkę.
I to jest wielka niesprawiedliwość, gdyż „poszkodowany” zawodnik w sytuacji podbramkowej, tylko w 50 % oddałby celny strzał na bramkę, pomniejszony jeszcze o 50 % skuteczności bramkarza (z bliskiej odległości). A więc 25 % szansę na gol, przepisy gry w piłkę nożną zamieniają na 99 % szansę. To jest niesprawiedliwe. Dlatego jedynym sprawiedliwym wyjściem z tej sytuacji, jest wydłużenie strzału z „jedenastki” do linii pola karnego tj.15,5 metra (a co najmniej do dwukrotnej szerokości bramki tj: 7,23 x 2 = 14,46 metra), bo przecież piłkarze potrafią zaskoczyć bramkarza strzałem z 30 i więcej metrów, co sprawiedliwie zwiększyło by bramkarzowi szansę na obronę.
Oglądając mecze piłkarskie, umacniam tylko moją ocenę nielogiczności taktyki autorów tego widowiska. Może nie jestem specjalistą gry w piłkę nożną, ale każdego, nie tylko laika denerwuje, że piłkarz przy piłce zamiast sam ruszyć do przodu i przenieść akcję na stronę boiska przeciwnika, stara się ją jak najszybciej komuś podać (jakby bał się, że zrobi „kroki” – ha, ha), najlepiej do tyłu, a jeśli już nawet do przodu, to podaje piłkę koledze, który jest akurat najmocniej obstawiony (graczami drużyny przeciwnej), mając do wyboru 9 innych piłkarzy. Co łatwo przewidzieć, tracimy wtedy przeważnie piłkę.
Albo, gdy bramkarz wybija piłkę daleko w pole (która w większości pada łupem piłkarzy drużyny przeciwnej, bo są ustawieni przodem do piłki) i jakimś cudem uda się nam ją przyjąć, to zamiast podawać ją dalej do napastnika pod bramką przeciwnika, zawodnik wycofuje ją do tyłu, zwalniając akcję i pozwalając się pozbierać obronie przeciwnika.
Jeżeli nawet uda nam się przedrzeć pod bramkę przeciwnika, to wygląda to tak jakby nikt nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za strzał i mnożą się niepotrzebne podania aż ktoś się zdenerwuje (jeżeli przeciwnicy nie odbiorą nam wcześniej piłki) i walnie, uderzy z 15 - 11 metrów panu Bogu w okno. Nawet strzelając na bramkę z bliska (jeżeli uda im się trafić w jej światło), piłkarze nie potrafią podnieść piłki, tylko strzelają po ziemi (murawie) prosto w bramkarza, co bardziej wygląda na podanie niż strzał.Często, gra wygląda tak jakby piłkarze grali tylko na jednego napastnika, chociaż mają pod bramką lepiej ustawionego zawodnika.
Brak jakiejkolwiek taktyki i logiki w grze, widać przy wykonaniu rzutów rożnych (i w ogóle przy wykonaniu stałych fragmentów gry - ale o tym za chwilę). Nie ma żadnego piłkarza, który zabezpieczałby (zamykał grę) kontynuację akcji po przeciwnej stronie boiska, a często się zdarza, że pod bramką nikt nie dochodzi do piłki i futbolówka (nawet odbita) turla się spokojnie na drugą stronę boiska. I kolejna okazja na udane dośrodkowanie ucieka. O tym, że ta gra jest na bakier z jakąkolwiek taktyką (sprzeczną z logiką), świadczy nieudolne wykonywanie stałych fragmentów gry w polu, tzw. rzuty wolne (właściwie tylko rzuty karne, piłkarze potrafią jeszcze jako tako wykorzystać). Większość tych dośrodkowań jest niedokładna i pada łupem drużyny przeciwnej, która po jednym długim podaniu stwarza niebezpieczną sytuację, ale pod bramką przeciwną.
Jak mówią statystyki, duży procent goli pada ze stałych fragmentów gry, więc ja gdybym był trenerem piłkarzy, większość czasu poświęcałabym na ćwiczenie właśnie tych stałych fragmentów gry i umiejętności przyjmowania piłki. A przede wszystkim na trafianie piłką z kilkunastu, czy kilkudziesięciu metrów do ponad 7-metrowej bramki (niekoniecznie w bramkarza). Błędem jest też, nie dokonywanie zmian piłkarzy w polu przez trenera, gdyż taka zmiana często jest kojarzona ze strzeleniem bramki przez wstawionego do gry świeżego zawodnika. Może sukces tkwi w zmianach?
Idąc tropem stałych fragmentów gry (duży procent goli pada ze stałych fragmentów gry), zastanawiam się po co biegać za piłką przez półtorej godziny, jeżeli można byłoby zminimalizować mecz do wykonywania tylko stałych fragmentów gry przez drużyny przeciwne (rezerwuję sobie prawa autorskie), tj. wykonanie przez przeciwników po równej ilości rzutów rożnych, rzutów wolnych (z różnych miejsc na boisku) np.: z 30, 20 m, z linii pola karnego, itp. Wtedy drużyny mogłyby się składać tylko np. z 6 zawodników, boisko tylko z jednej połowy i jednej wymiennej bramki i nie trzeba by było tyle biegać. Wtedy też nie liczyłaby się taktyka sprzeczna z logiką, tylko umiejętności celnych dośrodkowań i strzeleckie (mecze kończyłyby się wynikiem dwucyfrowym) i chyba byłoby to ciekawsze i bardziej emocjonujące niż mecz, który po półtorej godziny gry, kończy się bezbramkowo.