JustPaste.it

ARE YOU HUMAN? IV

User avatar
xSHAIDENx @xSHAIDENx · Nov 13, 2022 · edited: Jan 28, 2023

deska2pngee.png

 

 

 

CHAPTER IV


Milczenie, jakie zapadło, gdy lykan skończył mówić, trwało i trwało, choć może to tylko on odniósł takie wrażenie. Kobieta zdawała się poważnie zastanawiać nad tym, co właśnie jej powiedział, bo opuściła swoją broń. Nie żeby specjalnie mu się gdzieś spieszyło, jednak siedzenie nago pośrodku polany, kilkanaście kroków od uzbrojonej nieznajomej, do najbardziej komfortowych nie należało. Nagle łuk znowu się uniósł, jednakże wypuszczona w następnej chwili strzała nie była przeznaczona dla niego, a lotka tejże musnęła w locie tylko jego ramię. Mimo to mięśnie na moment napięły się w gotowości, a palce zacisnęły odruchowo na źdźbłach trawy. Mężczyzna, obejrzawszy się za siebie, stwierdził, że jasnowłosa miała świetny refleks, błyskawicznie uśmiercając celnym strzałem w głowę królika przycupniętego przy wodopoju kawałek dalej. Wrócił do niej spojrzeniem zmrużonych wilczo oczu, uważnie obserwując jak mijała go, by zabrać upolowane zwierzę. Jeśli mieszkała w tym lesie, a wiele na to wskazywało, to najpewniej właśnie tak zdobywała pożywienie – polując z łukiem. Przeszło mu przez myśl, że zdecydowanie dobrze zrobił, wracając do ludzkiej postaci, bo kilka chwil zwłoki mogłoby sprawić, że w dzisiejszym menu zamiast tuszki zająca byłby stek z wilka.

Niespodziewanie łowczyni postanowiła zdradzić jak się nazywała.

– Milva… – powtórzył drugie z imion wymienionych przez kobietę, która przedstawiła mu się jako Maria. W zasadzie nie wiedział, czy było to imię, czy może pseudonim, jednak postanowił się zastosować do jej słów i właśnie tak ją nazywać.

– To coś znaczy? – zapytał jeszcze, przyglądając się Milvie. Ta nie odpowiedziała, jedynie ruchem głowy wskazała mu kierunek, w którym zaraz się udała. Minęła chwila i lykan został na polanie sam, wkoło zaś zapanowała cisza, z rzadka przerywana typowymi, leśnymi odgłosami, szelestem listowia czy szumem pobliskiego strumienia.
– Nie jesteś zbyt rozmowna… – mruknął pod adresem jasnowłosej, która jednak nie mogła go już usłyszeć, po czym podniósł się i podszedł do strumienia, przyklękając przy brzegu. Nachyliwszy się, nabrał w dłonie czystej, chłodnej wody, upijając kilka łyków. Zastanawiał się przy tym co dalej, choć raczej nie pozostawało mu nic innego, jak udać się za Milvą i do niej dołączyć. Wskazała mu dokąd szła, więc można było uznać to za swoiste zaproszenie. W obecnej sytuacji potrzebował kogoś, kto wyjaśni mu, gdzie właściwie się znajdował i pomoże powrócić do domu oraz rodziny. Czy tym kimś była Maria Barring? Mimo tego, co widziała, nie próbowała ustrzelić go z łuku, a to już coś. Musiał spróbować, żeby się przekonać, innej alternatywy zresztą nie posiadał. Na samą myśl o tym, że najbliżsi mogli już odkryć jego zniknięcie i się martwić, czuł się fatalnie. Nie miał nawet żadnej możliwości skontaktowania się z nimi ani wytłumaczenia, co zaszło nocą w lesie.

Wilk westchnął ciężko i rozejrzał się wkoło.

Roślinność krzewiła się bujnie, a soczyste odcienie zieleni i mnogość kwiatowych pąków świadczyły o tym, że w tym świecie, jakkolwiek się nazywał, trwała wiosna. Było ją także czuć w ciepłym powietrzu pachnącym słodyczą i świeżością charakterystycznymi dla tej pory roku, kiedy to natura odżywała po zimie. Lykan nawet nie zauważył, kiedy niebo zasnuły ciemniejsze chmury. Lekkie dotychczas podmuchy wiatru przybrały na sile, zrobiło się chłodniej. Uniósłszy głowę, popatrzył w niebo i pociągnął nosem, wyczuwając znajomą, przyjemną woń zbliżającego się deszczu. Takie nagłe zmiany kapryśnej pogody także były typowe dla wczesnej wiosny.

Nie było sensu dłużej tkwić na polanie, więc w końcu ruszył śladem jasnowłosej, kierując się jej wonią, i wszedł w zarośla, między którymi zniknęła kilka chwil wcześniej. Wędrówka w leśnej gęstwinie nieco trwała, ale jeszcze zanim pierwsze, zimne krople zaczęły spadać z nieba, wilk stanął naprzeciwko ukrytej w gąszczu jaskini. Na ten widok nie mógł się nie uśmiechnąć, bo przypominał mu o jego własnej grocie, znajdującej się w kanadyjskich górach. Oczywiście teraz nie mieszkał w niej tak na co dzień. Od najmłodszych lat, kiedy to mnóstwo czasu spędzał na zabawach w lesie, wspomniana grota była jego kryjówką, bezpiecznym miejscem, w którym nocował, gdy zdarzyło mu się trochę za długo zostać w wilczej skórze. Obecnie bywała zaś dobrym schronieniem przed deszczem podczas wędrówek po lesie, a raz nawet przysłużyła się do świętowania pewnej, ważnej daty.

Z wnętrza wydobywała się cienka smużka dymu, co świadczyło o tym, że Milva zabrała się już za przygotowania do upieczenia swojej zdobyczy znad strumienia. Nie czekając dłużej, by nie zmoknąć, schylił się i wszedł do wnętrza groty. Było tam całkiem przyjemnie dzięki rozpalonemu ognisku, przy którym też zastał nową znajomą.

– Fajna jaskinia – stwierdził podchodząc bliżej, bo mimo wszystko dziwnie byłoby tak wejść bez słowa. Może nie był to najlepszy tekst, jaki nagi facet mógł rzucić do nieznajomej, ale na nic lepszego nie wpadł. W odpowiedzi dostał od niej… koszulę i spodnie, a także polecenie, by się ubrał.

– Dzięki wielkie. Podczas przemiany nie mogę być w ubraniu, jeśli nie chcę, by zostały z niego strzępy. Mam nadzieję, że właściciel nie będzie miał nic przeciwko, że mi je pożyczasz? – dopytał jeszcze, po czym wciągnął spodnie i założył koszulę, a gdy był już ubrany, usiadł przy ognisku, kończąc zapinanie guzików. Przyglądał się przy tym, jak jasnowłosa sprawnie oprawiała królika, by ostatecznie po przyprawieniu mięsa nabić je na patyk i zawiesić nad ogniem. Cały czas przy tym milczała, wyglądając na głęboko pogrążoną we własnych myślach. Lykan wyczuwał, że jego obecność nie stresowała jej, ani nie napawała strachem, co byłoby całkiem zrozumiałe, zważywszy na to, jak przyszło im się poznać. Tymczasem kobieta była całkiem spokojna, nie obawiając się ewentualnego zagrożenia ze strony znacznie przecież większego i silniejszego, obcego mężczyzny, który nawet nie był do końca człowiekiem. Wciąż czuł od niej za to coś innego, jakby przygnębienie, nostalgię… w każdym razie nie były to żadne pozytywne emocje.

W końcu jednak, do tej pory milcząca Milva postanowiła się odezwać i wilk mógł posłuchać nieco więcej jej głosu. Ten był przyjemny, choć słownictwo, jakim się posługiwała, brzmiało dla niego nieco archaicznie, jakby było z jakichś dawnych czasów. Nie sprawiało mu to jednak trudności w zrozumieniu jej. Poza tym wychodziło na to, że teraz będzie jego kolej, by mówić.

– Nie brzmi to pocieszająco – stwierdził na jej słowa o tym, że trafił na fatalny dla podobnych mu istot czas. – Ale cieszę się, że okazałem się być na tyle ciekawy, że zdecydowałaś się mnie nie zabijać – dodał od razu i zamilkł na chwilę, patrząc na opiekającego się nad ogniem królika. Mięso zaczęło smakowicie pachnieć, przypominając lykanowi, że ostatni raz jadł… cóż, w innym świecie.

– Jak już mówiłem, jestem lykanem – zaczął po chwili, wracając spojrzeniem do jasnowłosej.

– Przyszedłem na świat jako wilcze szczenię, jednak urodziła mnie kobieta. Moja matka była indiańską szamanką… kimś trochę podobnym do czarownicy, choć w wersji pozytywnej i niewładającej jakąś wielką magią – wyjaśnił, jako że tutejsi najwyraźniej mieli do czynienia z magią, skoro Milva określiła go mianem czarownika. – Ojciec zaś… jest bytem z innego świata, swego rodzaju bóstwem, panem i opiekunem świata zmarłych. Najczęściej przebywa właśnie w wilczej formie, czasem ukazuje się pod postacią człowieka. Razem z moją matką nie sądzili, że w ogóle są w stanie spłodzić dziecko. No, ale jednak jestem – zamilkł na moment, odruchowo sięgając dłonią do zawieszonego na rzemieniu sporych rozmiarów wilczego kła, który nosił na szyi.

– W sumie to bliżej mi do wilka, nawet w ludzkiej postaci. Bez względu na formę, silny wpływ mają na mnie zwierzęce instynkty. Potrafię się też porozumiewać ze zwierzętami, najlepiej z tymi należącymi do mojego gatunku. Ale ogólnie, zwierzęta mnie lubią – wrócił do tematu, opowiadając pokrótce o tym, kim był.

– Pomoc zaś zdecydowanie mi się przyda, bo nie mam pojęcia, jak się tu znalazłem. Znaczy… nie do końca – urwał na moment, przypominając sobie jezioro w górskim lesie i widoczne w jego wodach odbicie zupełnie innego lasu, tego, w którym znajdował się obecnie. – Widziałem to miejsce w jeziorze. Jego odbicie. Nachyliłem się, by lepiej się przyjrzeć, dotknąłem wody… i potem obudziłem się już tutaj – pokręcił lekko głową. Rzecz jasna taka sytuacja nie była dla niego niczym nowym, bo zdawał sobie sprawę z istnienia innych światów i tego, że można między nimi się przemieszczać, jednakże pierwszy raz coś takiego przydarzyło się mu osobiście, wbrew jego woli.

– Obstawiam, że to faktycznie nie jest mój świat. Bo jak zgaduję, raczej nie słyszałaś o kraju takim jak Kanada? – zapytał, nie licząc jednak na odpowiedź twierdzącą.

– Ale jak widzę, nasze światy mają trochę wspólnego. W moim też istnieje magia, choć nikt się z nią raczej nie afiszuje, przeciwnie. Moja żona jest czarownicą. I po części wampirzycą, ale to dłuższa historia – uśmiechnął się lekko na wspomnienie małżonki.

– W każdym razie… będę wdzięczny za pomoc. Po prostu chciałbym wrócić do domu. Do żony, córki… – westchnął cicho. – I oczywiście, jeśli mogę jakoś się zrewanżować, to mów. Zrobię wszystko, o co poprosisz – dodał, patrząc jasnowłosej w oczy. W jego własnych widać było determinację, będącą potwierdzeniem jego wcześniejszych słów. Miał dodać coś jeszcze, jednak w tej samej chwili rozległ się dźwięk przetaczającego się gdzieś niedaleko gromu. Rozmawiając, nawet nie zauważyli, kiedy deszcz się wzmógł – teraz już porządnie lało, a do tego, jak było słychać, zbliżała się burza, zapowiadając swoje nadejście kolejnymi, coraz częstszymi i głośniejszymi pomrukami.

– Chyba sobie tu trochę posiedzimy… – stwierdził i usiadł bokiem, by móc obserwować wejście do jaskini i oddzielającą ich teraz od reszty lasu, swoistą zasłonę z deszczu. Lubił deszcz, zarówno kiedy mógł patrzeć na niego przez okno ciepłego domu, jak i wtedy, gdy miał okazję w nim spacerować.

– Powiesz mi coś o sobie? – zagadnął po chwili, zerkając na towarzyszkę. – A jak przestanie lać, możemy iść zapolować na coś większego niż królik.