JustPaste.it

Chodziłam po wzgórzu, gdy w pewnym momencie zauważyłam Lili, która podrzucała sobie kamień, patrząc w dal. Schowałam się za jednym z drzew i zaczęłam przyglądać. Wtedy wpadłam na pomysł, żeby ją przestraszyć. Skradałam się od drzewa do drzewa, ale nie chcący stanęłam na jednej z gałązek. Miałam nadzieję, że nie usłyszała, więc szłam dalej. Ale się myliłam i już po chwili obok mojej głowy przeleciał kamień. Podniosłam się szybko, rozglądając na boki. Dostrzegłam Lili, która śmiała się, widząc moją minę. Odwróciłam się wtedy, udając urażoną, gdyż zepsuła mi zabawę. Oparła się o mnie uśmiechnięta i zaproponowała mi mały trening, na który się zgodziłam, odpychając ją rozbawiona. Ale nie mogłyśmy iść na pola treningowe, gdyż zostały zniszczone, o czym właściwie dopiero wtedy się dowiedziałam. Przez kogo? Jak zwykle demony. Lili leniwie ruszyła łapą i przed nią pojawił się ekran, z ataku demonów. Gdy zbliżyła ekran, dało się zauważyć niebieskiego wilka w kapturze - Stelliusa. Nie było z nim na szczęście dziadka.

- Dziwne, burza idzie? - Zdziwiła się Lili. Wstała i popatrzyła w dal - O nie!

Zmieniła się w wilka. Poderwałam się, odganiając złe myśli

- To chyba nie byle jaka burza, prawda?

- Jess, to nie jest burza...  - Spojrzała na mnie wystraszona.

- W takim razie co? - Zdziwiłam się.

Zrobiłam duże oczy, widząc niemal czarne niebo. Lili pobiegła w stronę dymu, a ja ruszyłam za nią. Przybiegłam trochę później niż ona. Gdy byłam na miejscu, wszystko już było ugaszone przez nią. Podeszłam powoli widząc nieznajomego jaguara, który coś do niej mówił:

- Hej, czemu zgasiłaś moje dzieło ty przerośnięty szakalu? Przeszkadzasz mi w rytuale.

- Kto ty? Poza tym... Szakalu?! - Odezwałam się, a raczej warknęłam zdenerwowana

  Obchodzi mnie tylko to, że przeszkodziłyście mi w ciekawym spalaniu waszych źródeł życia... Prawdopodobnie waszych, jesteście stąd? - Kontynuował dalej.

Odchrząknęłam.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie...

- Bo nie muszę.

Miałam już powiedzieć, że ja też nie muszę na jego, ale wtedy wtrąciła się Lili.

- Tak i nie podoba się nam, że podpaliłeś nasze jaskinie ...

Sprzeczaliśmy się tak trochę, głównie w sprawie naszego niby "ZOO" w jaskiniach. W końcu miał już iść. Stworzył między nami ścianę ognia i zaczął iść w przeciwną stronę, ale nagle się wrócił i przyciągnął do siebie pnączami spaloną sarnę, gdy znów miał iść odezwała się Lili. Znowu się zaczęło...

- On pewnie tylko o żarciu - Strzeliła face palm.

- Żebym ciebie nie zjadł - Powiedział pod nosem.

Odwróciłam się i podeszłam w stronę Lili, żeby ją powstrzymać przed kolejnym zdaniem, bo miałam dość tego wyliniałego kocura przy naszych jaskiniach, ale nie zdążyłam.

- Spróbuj - Warknęła.

Odwrócił się.

- To była prośba czy rozkaz?

- Tobie rozkazywać? Kto by śmiał? Wyczuwasz sarkazm?

Zignorował ją.

- Jeśli to była prośba, to próśb kundli nie spełniam... Jeśli rozkaz, to w sumie też nie spełniam... - Trochę się rozgadał.

No i nastąpiła kolejna wymiana zdań, którą trochę skrócę, a raczej pominę. Dowiedziałyśmy się, że nie ma imienia, więc chciałyśmy coś dla niego wymyślić, ale w końcu się nam znudziło i pozostał Jaguarem, dachowcem. Nagle wypalił z pytaniem, o młode wilki. Musiałyśmy skłamać, bo nie miałyśmy do niego zaufania, a nie ma co się dziwić. Nie wiem czy nam uwierzył, czy nie ale poszedł w swoją stronę. Gdy znikł nam z oczu, Lili oznajmiła, że straciła kontakt ze swoim smokiem, nie może wyczuć jego myśli. Starałam się ją uspokoić, ale nic nie działało, bo upierała się przy swoim. Gdy pocieszałam Lili, za naszymi plecami, z pod ziemi wyskoczył Jaguar. Podskoczyłam wystraszona, wspomniał coś o Aliosie. Chciał za niego okup, ale zanim się na cokolwiek zgodziłam, chciałam żeby go nam pokazał, ale nie szło się z nim dogadać. Ostatecznie tym okupem miał być młody wilk z naszej watahy, który mógłby wychować. Po dłuższej rozmowie ustaliliśmy, że ja przyniosę szczeniaka, a on smoka i spotkamy się na granicy łąki między leśnej a piachu. Lili nie była zadowolona z mojej decyzji.

- Lili chodź ze mną, pomożesz mi szukać - Poinformowałam ją.

- Jakie stworzonko chcesz mu dać? - Zapytała.

- Znajdziemy jakiegoś małego wilczka... Pewnie ukradniemy jednej z wader... - Powiedziałam, jakby to była najnormalniejsza rzecz, codzienność.

Poszłam w stronę góry. Lili pobiegła za mną krzycząc.

- Ja nie będę kraść wilczków, Jess! Gdzie tu nasze zasady? - Była bardzo przejęta moją decyzją.

- Zasady są po to, żeby je łamać, nie? - Odpowiedziałam i zaczęłam skakać z skałki na skałkę, w górę.

Po chwili byłam na szczycie, a Lili próbowała obudzić moje sumienie, które musiałam w tym momencie zignorować. Niestety ja już postanowiłam. Jej gadanie nie było w stanie zmienić mojej decyzji. Zobaczyłam waderę, która urodziła kilka godzin temu. Pod jej nie uwagę udało mi się zgarnąć jednego, który leżał najbliżej i oddaliłam się. Lili szybko wyrwała mi młode i oddała waderze, po czym usiadła na skałce, gdzie rozpaczała nad Aliosem. Widząc jak cierpi nie poddałam się. Znów szybko zabrałam młode, po czym rozłożyłam skrzydła i pośpieszyłam się, żeby Lili mnie nie zauważyła. Wylądowałam przed Jaguarem, ale jak się okazało byłam za wcześnie, więc musiałam wrócić na wyznaczone miejsce i ukryć małego przed Lili, która już teleportowała się pewnie do mnie. Niestety mnie przyłapała. Zapewniałam ją, że wadera nawet nie wie ile ma tych szczeniaków i nie zauważy, ale nie dała się zwieść. Po chwili na miejsce dotarł Jaguar z przyczepą, przykrytą płachtą. Odwróciłam się w jego stronę, ignorując trochę Lili, która nadal nie była pewna czy oddać małego. Podeszłam bliżej, ale spojrzałam jeszcze na nią.

- Pokaż smoka! - Zatrzymała mnie Lili.

Dachowiec zaczął nas zapewniać, że smok jest cały, tylko śpi. Nie byłam pewna czy mogę mu wierzyć, za to Lili była stanowcza od początku - NIE! Podczas, gdy ja się wahałam, on użył pnączy i wyrwał mi młodego, po czym uciekł. Lili zdenerwowana podeszła do wozu, w którym była tylko kupa śmieci. Było do przewidzenia, że nie miał Aliosa, prawdopodobnie podsłuchał naszą rozmowę i chciał z tego skorzystać. Lili się wściekła, a ja wzruszyłam ramionami i wzleciałam do góry. Nie mogłam tak patrzeć jak cierpi. Zatrzymałam się w powietrzu, na skraju lasu deszczowego.

- Dachowcu, gdzie jesteś?! - Krzyknęłam.

Nie było słychać nic, poza szumem leśnych żyjątek. Krzyczałam, ale on dalej nic, więc nie czekając na zaproszenie zrobiłam krok w przód, przekraczając łapą granicę, następnie drugi krok, a później weszłam już pewna siebie. Przedzierałam się przez chaszcze, aż za łapę złapał mnie jeden z krzaków. Po chwili niespodziewanie liana przechwyciła mnie za tułów przez łapę. Popatrzyłam na łapę i pazurem drugiej, przecięłam lianę. Gdy już myślałam, że będę wolna, krzak który złapał mnie pierwszy, pociągnął mnie prosto w błoto, skąd wyrosły pnącza i całe mnie oplotły, przyciskając do ziemi. Z kryjówki wyszedł w końcu dachowiec. Mój wyraz twarzy, nie ukrywał niezadowolenia.

- Cześć, wpadłaś na herbatkę?

Najwyraźniej go to bawiło. Byłam wściekła, do tego stopnia, że temperatura mojego ciała, zaczęła gwałtownie wzrastać. Miałam nadzieję, że to jakoś skrzywdzi rośliny, ale nic z tego.

- Lepiej się tak nie denerwuj, bo jak ja się zdenerwuje to...

Z pnączy wychodzą ciernie. Trochę ochłonęłam.

- A ty zawsze tak gości traktujesz?

- Ta, już tak jakoś mam... Powiedz, gdzie jest twoja przyjaciółka?

- Lili? Nie mam pojęcia, poszła zła w swoją stronę.

- Ale ty kłamiesz, przecież jest tam, wyczuwam ją bo się styka ciągle z roślinami.

- Nie kłamię!...

Chciałam coś dodać, ale przedarł mi twarz pazurami. Syknęłam z bólu, ale nie poddałam się. Nie będę obrywać, za to że mówię prawdę! Położył łapę na moim karku.

- Mówię prawdę, przysięgam, nie mam jak skrzyżować pazurów...

Lili szybko skoczyła na niego, ale on ją odkopnął, po czym szybko wrócił do mnie i przegryzł mi kark. Jęczałam przez chwilę, czekając na śmierć, która nie nadeszła, lecz poczułam tylko większy ból. "Może ugryzł za słabo...", pomyślałam. On sam się dziwił, nazywając mnie mutantem, gdy poruszyłam lekko łapą, żeby podpalić pnącza, na których stał (znaczy na mnie). Podskakiwał na nich, po czym zgasił je błotem. Przyjął na siebie środek na chwasty, a później wybrał inną taktykę.

- Czego tu chcecie magiczne poczwary? Znaczy... Drogie magiczne wilki?

- Chcemy smoka albo młodego - Warknęłam.

- Przecież dałem wam smoka za młodego - Powiedział żartobliwie.

- Taa.. Kupe śmieci, czyżbyś miał problem z rozpoznaniem smoka?

- Chodzę po prostu po terenach, a że zaatakowałeś ją... i nawet nie drwij sobie ze mnie... - Odparła Lili

- Ja jej nie zaatakowałem, tylko zabezpieczyłem, czy ja chce dla was źle? - Zaczął - Nie, to wy mi na terytorium włazicie. To należy do mnie, a obecność kogoś kto zna magię na tym terytorium jest dla mnie nielegalne.

- Wołałam cię, mogłeś przyjść... Poza tym nie wspomnę kto był na naszym i coś palił

Rzucił nam na pamiątkę rogi lamorożców. Przyciągnął Lili do mnie i związał nas razem w pnączach na środku błota. Wciąż bardzo bolał mnie kark i ledwo się poruszałam.

- Macie do wyboru śmierć albo śmierć - Oznajmił

"Też mi wybór", pomyślałam. Lili rozcięła pnącza pazurami i poleciała spokojnie. Bez zastanowienia wzbiłam się w górę, ale on się mnie uczepił. Leciałam w górę, ponad las, ale on wgryzł mi się w skronie. Czułam, że kark z bólu mnie pali. Wgryzał się coraz mocniej, a ja go kopnęłam. Poleciał w dół z kawałkiem mojego łba. Spadałam praktycznie nie przytomna, ale miałam na tyle siły żeby wpaść portal do swojego wymiaru. Wylądowałam osłabiona w ogrodzie przy zamku. Dotknęłam łapą swój pysk, który o dziwo był cały. Najwyraźniej powinnam podziękować Lili. Jeszcze medalion regeneracji, który dostałam od Maksa, zaświecił się i wyleczył kilka ran. Czułam, że mam kolejną bliznę.Podniosłam się i złapałam za głowę, słychać było szmer w  krzakach. Wstałam i chwiejnym krokiem podeszłam do czarno-granatowego krzewu. Rozchyliłam lekko gałązki, na pyszczku automatycznie pojawił się mi uśmiech. Poinformowałam telepatycznie Lili, że udało mi się znaleźć smoki. Przedarłam się przez krzew, złapałam ich oboje i teleportowałam się do jaskiń. Odłożyłam ich na ziemi. Gdy rozmawiałam sobie z smokami, ktoś odezwał się za mną.

- Ej ty! To moje smoki, dałem im schronienie

Odwróciłam się i zobaczyłam jakiegoś skrzata albo gnoma, czy coś w tym stylu.

- Twoje? Chciałbyś!

- Znalezione nie kradzione ty złodzieju!

- One są MOJE! Były w MOIM wymiarze! Ja je wychowałam z Lili! - Krzyczałam podirytowana.

- Gówno mnie to obchodzi ty... - Użył mnóstwo obelg, których znaczenia nawet nie znałam.

- Mnie też gówno obchodzi, co tam sobie mówisz - Wystawiałam mu język i osłaniałam smoki.

Sypnął we mnie proszkiem na kichanie, po czym zauważył chyba Lili nad nami i wyciągnął muszkiet. Zaczęłam tak bardzo kichać, że przez cały czas miałam zamknięte oczy i słyszałam tylko strzały. Miałam nadzieję, że jej nie trafi. I tak się stało, Lili cała wylądowała obok nas.

- O co tu chodzi? - Zapytała nieco zmieszana.

- Ta wilczyca ukradła smoka - Nagle wpadł na pomysł - Ej słuchaj pójdźmy na kompromis, jeden twój, drugi mój.

- Słuchaj, jeden jest mój a drugi jej - Wskazałam na Lili.

- A może taki kompromis. Jeden mój, drugi Jess, a ty spadaj i łapy precz od nich. - Powiedziała zaraz po mnie Lili.

- Oo, widzisz? - Powiedział do Lili - Ukradła i tobie.

- Nie ukradłam! - Szybko odkrzyknęłam.

Zaczął w nas sypać proszkiem na kichanie. Na Lili to nie działało, ale jak kichałam tak, że aż łzy płynęły mi z oczu. Czułam się, jakbym miała alergię. Weszłam na kulę mroku, w której były smoki, gdzie nie sięgał proszek. Lili była rozbawiona. Nagle nie wiem skąd wyskoczył Jaguar i rzucił się na skrzata, przegryzając mu czaszkę. Chciał się odwdzięczyć, za rzekomy cyrk, który u niego zrobiłyśmy, chodź według mnie to my powinnyśmy się mu odwdzięczyć, bo w porównaniu z nim, nic takiego nie zrobiłyśmy. Wypuściłam smoki, a on wszedł do mojej jaskini rozwalając wszystko, co ocalało. Użyłam swoich mocy, tworząc barierę mroku, która uniemożliwiła mu wyjście. Podeszłam, a on patrzył na mnie, jak gdyby nigdy nic. Zaśmiałam się.

- Ten maluch jest sprytny, jeszcze mnie znajdzie i się na was zemści, zobaczycie - Zaczął nas straszyć, a mi się chciało coraz bardziej śmiać - Znaczy no najpierw mnie uwolni bo sam pewnie nie da rady.

- A nie jest jeszcze za młody?

- Jaguarku a znasz ostrzeżenie związane z moim smokiem? - Zapytała Lili, a ja czułam co szykuje.

Aerin był w środku i nadepnął na jaguara. On odgrodził jego łapę od siebie, za pomocą ognia. Wskoczył na jego klatkę piersiową i wbił mu pazury w szyję, ale łuski smoka były za twarde. Chwycił go za kark się wgryzł. Zacisnął szczękę i przegryzł mu gardło. Zdałam sobie sprawę, jak Aerin dawno nie walczył. Właściwie odkąd został moim smokiem. Na szczęście Alios, który był smokiem życia, szybko uleczył brata, a on poraził jaguara prądem i znów zamierzał go zdeptać, ale zatrzymałam smoka na życzenie, jaguara, który już tak bardzo chciał, aby go oszczędzić. Pstryknęłam łapą, a bariera znikła. Chyba zacznę zabezpieczać jaskinię, zanim się dobierze do czegoś cenniejszego... Jaguar uciekł, a zaraz po tym pojawiła się Lenav. Już myślałam, że dawno urwał się nam kontakt z bogami...

- Skrajnie nieodpowiedzialne... - Pokręciła głową.

- Ciociuu ale żyje prawda? - Odpowiedziałam pocieszająco.

- Bo był przy nim brat. Wybierać. Jedna traci smoka albo obie! - Była bardzo zła na nas.

- Ale tak nie można! - Protestowałam.

- A wykańczać smoki można?! - Uniosła się.

- A czy ja go wykańczam?!

-  Pomyśl co gdyby Alios był gdzieś indziej.

Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale usłyszałam pisk szczeniaka. Natychmiast teleportowałam się w jego miejsce zostawiając Lenav, dając jej kolejny powód na to, że jestem nieodpowiedzialna. Zaraz za mną pojawia się Lili. Widzimy jaguara, który stoi przed nami z małym w pysku. Jeden nie właściwy ruch, a go zabije. No i... Zagryzł, a później pobiegł w swoją stronę. Powarkując zaczęłam go gonić, a smok Lili urósł do ogromnych rozmiarów i złapał go w zęby czekając na rozkaz zabicia.

- Ej, serio chcecie mnie zabić za głupiego młodego?

- Zabić? Chcemy ci tylko dać nauczkę.

- Co? To ja już wolę zginąć niż mieć nauczkę od kundli!

- To jak? Alios nie jadł śniadania. - Lili najwyraźniej nie mogła się już doczekać.

Jaguar rozsiał wokół siebie ognie, ale smok był odporny na ciepło. Wbił mu ciernie w podniebienie, a smok miażdżył go tylko bardziej, wtedy wrósł mu w mózg bambus, a zanim się zdążył zregenerować, dachowłaz uwolnił się z jego paszczy i uciekł, tworząc za sobą burzę piaskową. Zaczęłam kaszleć, od kurzu z piasku, po chwili odwróciłam się do Lili i smoka...