JustPaste.it

My, nacjonalistki: Mężczyźni stosujący przemoc wobec kobiet. W domu - najczęściej Polacy, na ulicy - imigranci!
Magda Ruta

05 marca 2018 | 05:59

Dziewczyny z chłopakami jeżdżą do parku wycinać akację, bo jest gatunkiem obcym, zagraża rodzimym
Maria Pilarczyk studiuje biologię, jest założycielką Obozu Narodowo-Radykalnego w Koninie, była wicekoordynatorką obozu na Wielkopolskę.

Teraz mieszka na warszawskiej Woli, tworzy Pracę Polską: korepetycje dla uczniów, których nie stać na płatne lekcje, treningi sztuki walki dla kobiet, porady prawne, kampanie informacyjne o zagrożeniu smogiem, o polityce. Jest ekolożką, feministką, ale największą dla niej wartością, jak mówi, jest nacjonalizm.

– To moje ręce – pokazuje zdjęcie przybrudzonych dłoni po plakatowaniu murów „USA wspiera żydowskie roszczenia w Polsce”.

„Czcijmy naturę”
Ubrana w srebrną spódnicę do kostek i trzewiki. Piękna brunetka o niebieskich oczach. Gdy przychodzę na spotkanie w kawiarni, pyta pierwsza:

– Jak się odnosisz do zaostrzenia prawa aborcyjnego i do jego liberalizacji?

Potem mówi:

– Najtrudniej wyobrazić sobie, że znalazło się w którejś z tych drastycznych sytuacji. To dlatego kompromis aborcyjny jest czymś optymalnym. Wbrew pozorom w organizacjach nacjonalistycznych jest bardzo dużo kobiet, które popierają dopuszczalność aborcji w tych trzech przypadkach – gwałt, zagrożenie życia matki i groźba trwałego uszkodzenia płodu lub ciężkiej choroby.

Za dużo mówimy o wyjątkach. Organizacje pro-life wykorzystują najbardziej drastyczne obrazy martwych płodów, ale i wizerunek kobiety, która umiera, bo nie mogła dokonać aborcji, też jest graniem na emocjach.

A ruchy nacjonalistyczne nie są tylko antylewicowe. Przeciwstawiają się też prawicy, wypełniają te zadania na rzecz narodu, które rząd zaniedbuje. Dlaczego każdy z rządów wspiera przedsiębiorców i zaniedbuje najbiedniejszych? Takie 500+ to propaganda. Pomaga, ale skuteczniej byłoby zadbać o przedszkola i żłobki czy służbę zdrowia. Jednak na ludzką wyobraźnię lepiej działają pieniądze niż inwestycje społeczne.

Mnie zaczęło przeszkadzać, że problemy społeczne w ONR były coraz bardziej spychane na dalszy plan. To przyczyniło się do mojego odejścia z Obozu.

Dlatego Maria powołała Pracę Polską. 10 marca organizują w warszawskim klubie Fanga seminarium sportów walki pod hasłem „Polska dla Polek”. Plakat zaprasza każdą kobietę bez względu na poglądy, ale pod warunkiem, że poczuwa się do idei narodowych: „Naczelną wartością jest kobieca, nacjonalistyczna solidarność, wspólne cele i wspólni wrogowie!”.

– Jacy wrogowie? – pytam.

– Mężczyźni stosujący przemoc wobec kobiet. W domu – najczęściej Polacy, na ulicy – imigranci.

Jest też hasło: „Chcemy czuć się bezpiecznie zarówno w domu, jak i w trakcie samotnych nocnych spacerów, bo – jesteśmy u siebie! Nie pozwólmy, by nasza wolność została złożona na ołtarzu politycznej poprawności, dlatego szczególnie mocno podkreślamy antyimigrancki charakter akcji”. Oraz: „Nie możemy dać się zagłuszyć konserwatywnym politykom czy dziennikarzom bagatelizującym zbrodnie przeciwko rodzinie popełniane w domowym zaciszu!”.

– Było oświadczenie prezesa ONR-u, MW i RN. Odrzucili kwestie etniczne jako czynnik, który buduje naród. Skupili się tylko na kwestiach wiary. Dla mnie czynnik etniczny jest ważny. Nie jestem rasistką, świat jest piękny przez to, że różnorodny. Ale trzeba mówić o tym, że jesteśmy inni, silni swoją różnorodnością. Bo inaczej powstanie szara masa – gdy przemieszają się wszyscy ze wszystkimi. Dopuszczalne są jednak wyjątki, a to masowe migracje są niebezpieczne. Teraz Syryjczycy, wcześniej Ukraińcy. Nie mówię, że są gorsi, po prostu – inni. Tak zresztą jest chyba zapisane w prawie międzynarodowym, prawda?

– Ale Ukraińcom właśnie najbliżej do Polski.

– Tylko że to przede wszystkim imigranci ekonomiczni. Nie można krytykować poszczególnych osób, tylko zjawisko. Czy stanęłabym w obronie Ukraińca bitego w autobusie? Tak, ale jestem przeciwko imigracji Ukraińców. Nie przeciwko człowiekowi, on jest niewinny, to ofiara sytuacji. Mamy kontakt z nacjonalistami z Ukrainy. Też chcą mieć swoich rodaków u siebie. Nie możemy wszyscy cały czas tak się przemieszczać. Na przykład Brytyjczycy mają prawo nie chcieć polskiej imigracji; są u siebie. Uchodźcy są najniebezpieczniejszą grupą społeczną.

– Dlaczego?

– Bo skoro zaryzykowali tak daleką podróż, to są zdolni zaryzykować wszystko inne. Nakładają się na to problemy ekonomiczne. Widzę to wśród Ukraińców w Polsce. Czują się obco i spędzają czas we własnych grupkach, w których się radykalizują. Najlepiej pomagać ludziom na miejscu, czyli w ich krajach. Co to za różnorodność, która prowadzi do jednorodności.

Działaniem człowieka, również z biologicznego punktu widzenia, kieruje empatia związana z pokrewieństwem. Zaprzeczenie temu to krok do kosmopolityzmu. Kościół jest bardzo kosmopolityczny. Często ważniejsi są bracia w wierze niż członkowie jednej wspólnoty narodowej. To sprzeczne z naturalnym stanem rzeczy.

– Wierzysz?

– Nie. Ale nie obnoszę się z tym. Polacy silnie potrzebują w coś wierzyć, bo mamy burzliwą historię, pełną tragicznych wydarzeń. Ludzie tutaj szukali w czymś oparcia. Dawała im to religia.
Jeśli miałabym znaleźć siłę, która zastąpiłaby tradycyjnego Boga, byłaby to natura. Jest ona też, mimo znacznego postępu nauk przyrodniczych, wciąż wielką tajemnicą. Obdarzanie jej czcią zamiast czynienia ziemi poddanej człowiekowi w dłuższej perspektywie może przynieść ludzkości korzyści.

„Moc dawania życia”
Do Aleksandry Winiarskiej zaraz przyjdą koleżanki – będzie je malować na imprezę sylwestrową, bo mówią, że ma do tego talent. Kończy studia z psychologii, jest też na prawie. Rozpisała biznesplan pod własną firmę.

Zdjęcie
20.02. 2018. Warszawa. Patriotka z Młodzieży Wszechpolskiej Aleksandra Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Do Młodzieży Wszechpolskiej dołączyła rok temu. „Nie jestem feministką. Lubię ładnie wyglądać i lubię porządek. W życiu nie zamieniłabym się na role z mężczyzną, bo kobieta ma wspaniałą moc, moc dawania życia. Czy może być coś piękniejszego?”.

Organizuje pielgrzymki, czyści groby narodowców, zachęca do kupowania polskich produktów i oddawania krwi. Walczy z etykietkami „fanatyczki”, „dziwaczki”. Słyszy gorsze rzeczy: „ta kurwa, faszystka”. To najbardziej przykre jest dla jej rodziców.

W towarzystwie dopiero po pewnym czasie mówi, z jakiej jest organizacji.

– Mój tata jest neutralną osobą, inteligentny, zapalony historyk. Fanatyków uznaje za dziwnych. Do mnie mówi: „No, Ola, super, ale podziwiam, że chce ci się tyle robić za darmo”.

Na uczelni staram się nie wykrzykiwać na każdym kroku: „Bóg, honor i ojczyzna”, nie robić z siebie szalonej fanatyczki. Każdy z nas jest wizytówką naszej organizacji, dlatego uważam na słowa. Jeśli mówię o obronie życia poczętego, to inaczej to odbierają, gdy myślą, że mówi zwykła osoba: „O, taka troszkę zacofana”. A jak ja to powiem jako Winiarska z MW, to już usłyszę: „Faszystka, mówi o obronie życia, a hajluje na każdym przystanku”.

Zobaczyłam raz dwie dziewczyny z Marszu Kobiet, które zachowywały się, jakby były niespełna rozumu, a widziałam, że były normalnymi ludźmi. Czekałam na tramwaj, a obok przemiły staruszek – zapytał je, dlaczego tak dziwnie się ubrały i pomalowały, całe na czarno na twarzy. Nie był zażenowany, po prostu nie wiedział, o co chodzi. A one zaczęły tak się histerycznie śmiać, bez szacunku, że poczułam, że to jest szalenie antykobiece, i to był właśnie najsilniejszy dla mnie zapalnik, by wstąpić do Młodzieży Wszechpolskiej.

Nie mam parcia na wyzbycie się kobiecych cech. W organizacji, na Wigilię, zjazd, mogę zrobić ciasteczka. Moi koledzy jedzą i się cieszą! Ja też. A oni mają studia, zajęcia dodatkowe, siłownię, sztuki walki, nie sądzę, by któryś z nich przyszedł wieczorem do domu i pomyślał: „O, upiekę ciasteczka”.

W MW liczy się działanie bez podziału na kobiety i mężczyzn. Wspólne wartości i cele łączą, a najważniejszym jest naród. W Młodzieży już zawiązało się kilka małżeństw i powstały długoletnie przyjaźnie.

Mamy jakieś 20-30 proc. kobiet. W Warszawie 15 proc. Aktywnym działaczem jesteś do trzydziestki, a potem nazywasz się „działacz 30+”. Dla odmiany w ONR-ze nie ma progu wiekowego. Gdyby do nas przyszła osoba w wieku 29 lat, tobym jej poradziła, żeby poszła do ONR-u lub Ruchu Narodowego. Bo sporo czasu potrzeba, żeby wsiąknąć w organizację.

Mamy dużo akcji charytatywnych dla szkół, domów dziecka, dzieci z Kresów – odrabiamy lekcje, organizujemy wyprawki szkolne, akcje krwiodawstwa połączone ze zbiórką czekolady. Potrafią nam zarzucić, że Hezbollah też prowadzi działalność charytatywną. I co ja mam wtedy odpowiedzieć?

W 2017 roku robiliśmy akcję „Kupuj polskie” i oddawania krwi. Mamy dwie sekcje wolontaryjne: do opieki nad domami dziecka i przyrodniczą. Moja sekcja to rekrutacyjna i czyszczenia grobów, bo są w kiepskim stanie. I te opuszczone, i te narodowców, którzy są dla nas wzorem, jak Roman Dmowski, Jan Ludwik Popławski, Jan Mosdorf, Bolesław Piasecki.

Co oglądam? Korzystam z wielu źródeł. Jak mam czas, porównuję TVP z TVN-em. Z moim chłopakiem wszechpolakiem siadamy, oglądamy i się śmiejemy. A najlepiej, jak jesteś uczestnikiem jakiegoś wydarzenia i później oglądasz je w telewizji i w dwóch różnych stacjach pokazują to inaczej, jeszcze inaczej niż zapamiętałeś je ty.

Patriotyzm? Uczucie. Wzruszenia na marszu, powieszenie flagi. Nacjonalizm jest za to konsekwentnym działaniem. Że człowiek chce się rozwijać nie tylko dla siebie, ale i narodu. Nacjonalizm to pogląd na świat, patriotyzm to serce.

Urodziłam się niewidoma. Dzięki moim rodzicom i operacjom widzę, choć wada jest tak silna, że nie mogę np. zrobić prawa jazdy. A mimo to po studiach mam zamiar projektować ubrania, coś kobiecego, lekkiego, przyjemnego w użyciu. Zależy mi, żeby stworzyć ubrania niewulgarne, a jednak przyciągające uwagę.

Dziewczyny „hitlerówki” z materiału „Superwizjera” TVN? Robić urodziny oprawcy? To chyba jakaś choroba. Myślałam, że to parodia te swastyki z wafelków. Moja mama zastanawia się, jak się czuli rodzice tych dziewczyn, gdy zobaczyli je na nagraniu z lasu. Jeszcze rozumiem, gdyby były młode, bez wzorców, poszukujące, ale one miały po trzydzieści kilka lat.

Mój chłopak, również wszechpolak, pyta mnie: „Idziesz do lasu na spacer, napotykasz ludzi urządzających Hitlerowi urodziny. Co robisz?”. Nie wiem, co bym zrobiła. Przestraszyłabym się, że mi coś zrobią, bo nie wyglądam jak Aryjka, mam duży nos. U nas, w MW, nie mogłaby się odbyć podobna uroczystość. Spotykamy się, dziewczyny grają na gitarach, śpiewamy piosenki patriotyczne. Ci z lasu są głupkami i powinni iść do więzienia. Martwi mnie, gdy nas, wszechpolaków, opinia publiczna nazywa przez to faszystami. Ale najwięcej i tak spada na ONR, bo mają najczarniejszą kartę ze względu na popularność.

„Nie zawsze kochałam Polskę”
Z Martą Niemczyk, byłą członkinią ONR-u, studentką psychologii, widzę się w Łodzi, pod pomnikiem Tadeusza Kościuszki, gdzie rozpoczyna się większość manifestacji. W 2014 roku były rocznicowe Obozu Narodowo-Radykalnego.

Zdjęcie
21.02.2018 r. Marta Niemczyk - portret Fot.Tomasz Stańczak / Agencja Gazeta

W „Szturmie”, „narodowo-radykalnej” gazecie internetowej, pisała tak: „Być kobietą to strasznie trudne zajęcie, polega głównie na zadawaniu się z mężczyznami – napisał Joseph Conrad. Miał rację. Przy czym być kobietą nacjonalistką to dopiero wyzwanie. Zbyt postępowa dla prawicy, zbyt konserwatywna dla lewicy; za prawa dla lewych, za lewa dla prawych”.

– Tęsknisz do ONR-u? – pytam.

Ma staranny makijaż, mówi precyzyjnie, cichym głosem.

– Wspominam z sentymentem. Ale nie tęsknię. Kontakty z ludźmi, referaty, biblioteczka książek. Działaliśmy oddolnie, bez wsparcia finansowego. Często nie chciano wynająć sali „takim strasznym faszystom jak my”. Zdarzyło się, że polityk lewicy odmówił nam wizyt w domach dziecka, w których dzieciaki już nas znały.

Inna sprawa, że stanowisko ONR-u wobec kobiet jest dla mnie zbyt tradycjonalne.

Dziewczyny, które współpracują z Obozem, mimo że odcinają się od feminizmu, na ogół nie są piastunkami ogniska domowego. Studiują, pracują zawodowo, aktywnie działają. Kolega nazwał mnie kiedyś żartobliwie „narodową feministką”. Tak mi już zostało.
Niemczyk określana jest jako jedna z nacjonalistek ideolożek. Do nich zalicza się też Pilarczyk. Wygłaszają referaty, polemizują. W ten sposób oddzielają się od nacjonalistek z Młodzieży Wszechpolskiej, które są bardziej „praktyczkami”. Różni je też stosunek do kobiecości. Ideolożki utożsamiają się bardziej z czystym feminizmem, praktyczki – odżegnują od niego. Choć narodowe feministki nie odżegnują się od działań praktycznych.

Zdjęcie
23.02.2018 - Warszawa. Patriotka Maria Fot. Albert Zawada / Agencja Gazeta

– Jeden z pierwszych moich tekstów narodowych powstał o czwartej rano w moim łóżku, w Łodzi. Dotyczył ekologii, przyrody, Tatr. O sprzeciwie wobec ingerencji w dziką naturę.

Idziemy ulicami Łodzi. Obok jej dawne IV LO. – Życie pośród tych kamienic i podwórzy, typowo łódzkich, obskurnych, natchnęło mnie do refleksji. To tu rodził się mój nacjonalizm. Pytałam siebie, czy tak musi być. Nie zawsze kochałam Polskę. Widzisz dużo monopolowych, pustostany, dzieci pozostawione samym sobie, bez perspektyw, na podwórkach typu „studnia”.

Uczęszczała do klasy dwujęzycznej, myślała, żeby wyjechać z kraju. Dziś chce zostać. Naprawiać to, co tutaj.

– W 2016 roku byłam na wycieczce w Paryżu i z koleżanką jechałyśmy metrem; zdziwiłam się, że jesteśmy w nim jedynymi białymi. Kultura europejska była w mniejszości. Nie sądziłam, że będę się tam czuć tak obco.

Jakby wsypać wszystkie przyprawy do jednej potrawy, co z tego uzyskasz? Niektórzy zatracą swoją tożsamość. Nie dziwię się Anglikom, że tak przeraził ich poziom imigracji polskiej. Istnieje obawa, że wszystko stanie się takie samo, francuskość, hiszpańskość czy niemieckość znikną, bo zniknie to, co je od siebie odróżnia. Bo rodziny imigranckie nie zrezygnują ze swoich kultur.

– Kultury są bardzo silne, nie dadzą się zhomogenizować – mówię.

– Są silne i silniejsze. Żona mojego kuzyna jest Marokanką. Mieszkają w Niemczech. Mają cztery córki i ona wychowuje je w duchu marokańskim. On nie oferuje alternatywy.

Oburza mnie pogląd narodowców, że Polska tylko pod znakiem krzyża będzie Polską. Mój ojciec jest ateistą i wysłał mnie do gimnazjum katolickiego w Łodzi. Różaniec raz dziennie na przerwie, buntowałam się. Chodziłam ubrana na czarno, trampki, ćwieki. Niektóre moje wypowiedzi były antyklerykalne. Teraz jestem „teistka agnostyk”.

Z babcią, harcerką podczas okupacji, miałam tak, że jak do niej przychodziłam z pomysłem na życie, na przykład: „Będę pielęgniarką”, odpowiadała: „A czemu nie lekarzem?”. „Będę stewardesą”, „A czemu nie pilotem?”. Jako absolwentka Szkoły Handlowej namawiała mnie też do zostania naukowcem. Czy to nie jest feministyczne? Druga babcia, też bardzo dzielna, skończyła technikum dziewiarskie i pracowała fizycznie w zakładzie odzieżowym.

Dlatego szokiem dla mnie jest zderzenie z poglądami środowisk prawicowych, konserwatywnych, z męskimi „znawcami natury kobiet”.

Jest wiele ważnych bieżących kwestii dotyczących kobiet, jak wychowywanie dzieci, które nie jest sprawą wyłącznie kobiet. Część mężczyzn ze środowisk narodowych przyznała mi prywatnie rację, ale publicznie rzadko się o tym mówi. Gdy podczas zebrań ONR-u pojawiał się temat „rodzina”, to do tablicy wywoływane były kobiety.

Jako kobieta i nacjonalistka mam obowiązek skupić się na tym, jak czują się kobiety w Polsce. W najbliższych planach mam wolontariat w zakresie przeciwdziałania przemocy domowej. Docelowo marzy mi się własna instytucja szeroko dedykowana kobietom. Trochę w tym zakresie spłacam dług…

Wiele lat temu sama znalazła się w takiej sytuacji. Po pomoc zgłosiła się do organizacji pozarządowej. I mimo że ogromnie się bała, nie lubi słowa „ofiara”. Mówi raczej o różnych sposobach reagowania. „Są dziewczyny, mówi mi, które reagują od razu, i takie, które po latach”.

Mimo fascynacji nacjonalizmem i chęci działania zadawała sobie w 2013 roku pytanie, jak zdoła dołączyć do organizacji (ONR) zdominowanej przez mężczyzn.

– Nie wyobrażałam sobie, że będę zabierała głos na tematy gospodarcze i polityczne. Ale pozbyłam się nieśmiałości.

W 2014 roku rozstała się z ONR i jest wolnym strzelcem narodowym.

– Sprawa kobiet jest sprawą narodową. Kobiety stanowią połowę narodu – mówi.

– A gdyby pomocy potrzebowała Marokanka na terenie Polski?

– Ja bym nie odmówiła. Sednem jest zajmowanie się sprawami „tu i teraz”. A większość potrzebujących to jednak Polki. Dlatego zaczęłabym od podstaw. Od walki z biernością ludzi względem domów samotnej matki, domów dziecka, od wstawiania się za bitymi w tramwaju, od reagowania na awantury sąsiadów.

Odwożę Martę do domu, po drodze pytam o miłość, seks.

– Potrzebna jest edukacja seksualna, o ile zaangażujemy w nią lekarzy, psychologów, rodziców. Zapoznałam się z programem nauczania edukacji seksualnej dla gimnazjum jednej z organizacji pozarządowych, zgadzam się z dydaktyką na temat cyklu, biologii, antykoncepcji, obopólnej zgody, ale nie popieram nauczania młodzieży o rzekomo płynnej tożsamości seksualnej.

Pytam o awanturę, która rozpętała się wokół obozów koncentracyjnych.

– Przy ulicy Przemysłowej w Łodzi był obóz dla polskich dzieci i młodzieży. Budowali go m.in. Żydzi z pobliskiego getta. Polaków na terenie Polski zginęło niemal tyle samo, co Żydów. Obydwa narody mają prawo mieć żal. Przy czym nikt Żydom nie zarzuci nacjonalizmu, a przecież Izrael powstał właśnie na żydowskim nacjonalizmie oraz dyskryminacji Palestyńczyków. Uważam, że ustawą nie zniesie się ani ubóstwa, ani aborcji, ani haseł „polskie obozy zagłady”, ale żal i niesmak pozostają. Podczas II wojny wymordowano ogromną liczbę Polaków, zniszczono cały kraj, a w opinii publicznej pozostajemy ofiarami drugiej czy trzeciej kategorii. I przecież Słowianie też byli spisani przez nazistów na straty! Czemu Polacy od lat muszą się tłumaczyć z przeszłości, podczas gdy Niemcy patrzą w przód?

Strzał w stopę
Zebranie Młodzieży Wszechpolskiej w kamienicy przy Noakowskiego 10 w Warszawie. Trafiam tu dzięki staraniom Oli Winiarskiej. Nakłoniła kilku mężczyzn obejmujących stanowiska kierownicze w MW, żebym dostała zaproszenie na zebranie.

W sali około 25 członków. Na początek modlitwa Narodowych Sił Zbrojnych: „Niech z mogił żołnierzy naszych, poległych na polach całego świata, powstanie Wielka Polska”. Odśpiewują „Hymn młodych”. Wychodzi jeden z chłopców z szeregu i czyta ogłoszenia. „W lutym obóz zimowy w Kościelisku, w niedzielę Kampinos, 4 marca, turniej piłkarski pamięci..., 14 kwietnia pielgrzymka narodowa; pod nieobecność prezesa funkcję przejmie skarbnik przy pomocy Antka”. Wstaje z krzesła Winiarska i również ogłasza: „11 marca pikieta dam organizowana wraz z Narodową Organizacją Kobiet, poruszymy temat zagrożeń codziennych dla kobiecości i dobrych stron kobiecości”. Dalej ogłoszenia frontalne: „Przypominam o płatnościach i usprawiedliwieniach”, „Dbajcie o kondycję fizyczną, regularne granie w piłkę”. Teraz przed szereg wychodzi Maciej i odczytuje newsy. „Pogrzeb… Walczył podczas powstania… Wyborcza.pl, przepraszam za źródło (śmiech na sali wśród wszechpolaków)… Konkurs poetycki… Warszawa, atak na czarnoskórą 14-latkę, »Polska dla Polaków” krzyczeli, gdy atakowali… Mąż naszej Hanny Gronkiewicz-Waltz odda budynek…”.

Część główna, wychowawcza, a w niej dyskusja o tekście tygodnia napisanym przez jednego z nich o tym, jak gospodarować sobie czas dla Polski pośród codziennych obowiązków.

Prezes Dorian: – Z ciekawości... Ile osób odświeżyło sobie tekst?

W górze trzy ręce.

Idą rady:

– Najlepiej rozpisać sobie, co się robi godzina po godzinie, przeanalizować i zamienić zmarnowane godziny na działalność narodową.

Ola: – Mam teraz bardzo wymagającą sesję, tak? Jestem chora, tak? Mam rodzinę. Mam to, to, to. A im więcej ma się do zrobienia, tym więcej się zrobi. Wiele też czasu tracimy na Instagram, Facebooka, słodkie kotki, strony typu „Polacy dla Polski”.

Inny głos: – Należy traktować wyjście na spotkanie MW jako odpoczynek od sesji.

– Wszechpolak musi wziąć ster w swoje ręce i mieć czas na działanie narodowe.

– Praca, nauka, związek, modlitwa, ciężka sytuacja w domu, na przykład opieka nad chorą osobą, i miłość, którą jest Polska. Musimy mieć czas na wszystko.

– Wszechpolacy to przyszła elita Polski, nie możemy się zaniedbywać.

Zebranie kończą modlitwą do św. Maksymiliana, potem jest część integracyjna. Trochę piwa, rysowanie plakatów z napisami „German Death Camps”, na stole dekalog: „Wszechpolak walkę ze złem rozpoczyna od walki ze swoimi słabościami”, „Największymi wrogami Wszechpolaka są bierność, egoizm i prywata”...

W białym kubku Ruchu Narodowego flamastry i nożyczki. Członkowie szykują się na pikietę pod ambasadą Izraela.

– Znów przyjdą inni z antypikietą. My będziemy za Polakami mordowanymi podczas wojny. A oni, przepraszam, przeciwko czemu będą pikietować? – pyta Winiarska.

– Mówią, że ustawa o IPN przypomina marzec 1968.

– Cooo? – reaguje Ola.

– Musimy już teraz bronić historii. A ci z lasu [obchodzący urodziny Hitlera] – no, kretynów na świecie nie brakuje. Półmózgi. Tylko na nas potem spada zła fama. No, trudno. Musimy być gruboskórni. Bo takie rzeczy będą się zdarzać.

Jeden działacz do drugiego: – Narysowałeś za dużą swastykę, a jak nie zmieści się jej przekreślenie, będziemy mieć problemy.

Dorian mówi mi o braku podziału we wspólnocie kobiet i mężczyzn. – Choć jak szykujemy się do wigilii MW, to kobiety wolą coś ugotować, a mężczyźni coś kupić.

– To ja jestem mężczyzną – mówię.

– OK – odpowiada, ale mrukliwie, jakby mój żart był nie na miejscu.

Jeden z członków: – Dziewczyny są często bardziej sumienne od chłopaków, dlatego powierza im się odpowiedzialność za rekrutację.

– A te, które przychodzą szukać tu mężów, od razu się wyczuwa, nie mają swojego zdania, są nieideowe i po pewnym czasie same rezygnują.

– Nie jesteśmy sektą, żeby sobie nawzajem narzucać, jak ma wyglądać życie prywatne.

– W planach są rekolekcje poświęcone rodzinie i związkom damsko-męskim.

– A, i jeszcze to gadanie – odzywa się znad plakatów Ola – że: „Dajcie nam połowę miejsc pracy, bo jesteśmy słabe”. Taka strategia to strzał w stopę. Nie jesteśmy słabe!

Deser w kształcie serca
– Jak mi się to miejsce dobrze kojarzy! Z moją randką – mówi mi Maria Wawer, gdy stoimy pod warszawską Syrenką.

– I trwa do dziś?

– Już dwa lata. Poznaliśmy się w Młodzieży Wszechpolskiej. Jak ja lubię ten nasz początek.

Pojechali stąd na kopiec Powstania Warszawskiego. Tam Krzysiek opowiadał jej o powstaniu i że kopiec powstał z gruzów zwożonych po insurekcji. Potem w kawiarni kupił jej deser w kształcie serca.

Miesiąc temu się zaręczyli.

– Krzysiek był dla mnie stworzony.

Maria zaczęła chodzić na zebrania MW trzy lata temu, gdy miała 22 lata. Krzysztof dołączył rok po niej i już nie działa w organizacji. Marii jest z tego powodu trochę przykro: – Zazdroszczę innym parom w MW, które są ze sobą w związku i działają w organizacji. Jednak poglądy mu się nie zmieniły, po prostu jest zajęty.

Czekają z seksem do ślubu, bo to dla Marii wartość.

– Tak zostałam wychowana, a to niełatwe wytrwać w cnocie. Jesteśmy, wiadomo, młodzi, zakochani. Tęskni się, jak się nie mieszka razem.

Na zebraniach MW nie było tematu „miłość”, ale będzie „wychowanie do życia w rodzinie”.

Czystość przedmałżeńską każdy rozstrzyga we własnym sumieniu, nie rozmawia się o niej na spotkaniach. To nie jest istota nacjonalizmu.

Rodzina jest elementem podstawowym narodu. Z narodem polskim w tym momencie jest tak, a nie powinno tak być – że każdy ciągnie w swoją stronę.

– Co robisz, żeby tak nie było?

– Ja się z nikim nie kłócę – żartuje. – Ludziom się nie dogodzi. Nie jest celem nacjonalistów, by wszyscy się kochali i byli razem, ale by rozbudzać w ludziach świadomość tożsamości; żeby ta się nie rozmyła. A młodym pokoleniom jest teraz wszystko jedno.

Mam funkcję sekretarza w zarządzie MW na całą Warszawę. Robię raporty, raz w miesiącu zbieram od ludzi odpowiedzialnych za różne rzeczy relacje, co w danym miesiącu zostało zrobione, i wysyłam do sekretarza okręgu mazowieckiego.

Dostaję informacje od grupy samorządowej, która jednak trochę kuleje. Od sekcji wolontariatu też – tam jest kilka osób, oni chodzą do domów dziecka i do Parku Kampinoskiego. Jeżdżą, pomagają wycinać różne rzeczy. Wycinali chyba akację, bo jest gatunkiem obcym w tym parku; żeby się nie rozrastała, nie przeszkadzała gatunkom naturalnym.

– A skąd się tam ta akacja wzięła?

– Nie wiem, chyba się rozsiewa.

Dochodzimy do restauracji Rewers w Bibliotece Uniwersyteckiej. Biorę książkę ze straganu z używanymi.

– U nas w jednym z lokali Młodzieży Wszechpolskiej stoi kilka regałów z książkami. Na liście lektur do przysięgi, do której zobowiązany jest każdy wszechpolak, znajdują się między innymi: „Myśli nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego, życiorys autora, historia Ruchu Narodowego i Młodzieży Wszechpolskiej oraz „Niezbędnik narodowca”. Część naszych lektur obowiązkowych to teksty napisane przez członków MW.

Siadamy, Marysia nie chce jeść. Podaje mi przepis na sałatkę, którą robi sobie na wiele dni: rukola, kasza jaglana, mozzarella albo feta, pomidor, a przede wszystkim fasola szparagowa, do tego sos z cytryny, oliwy i miodu oraz sól z czosnkiem.

Odbiera wiadomość, że pikieta zaplanowana na ten dzień pod ambasadą Izraela, do której przygotowywali plakaty z napisem „German Death Camps” i przekreśloną swastyką, zostaje odwołana.

– Skąd to mi się wzięło? Z domu. Chociaż moi rodzice nie są nacjonalistami. Ja jestem, to znaczy, że naród jest dla mnie największą wartością. Ważniejszą niż jednostka. I Polacy, owszem, są narodem o skłonności do poświęcania się, ale to poświęcanie jest trochę głupie. Nacjonalizm to konkretne działanie. Bardzo przeżywałam akcję ratowniczą Polaków na Nanga Parbat. Ciągle sprawdzałam najświeższe informacje na ich temat. Zaczęłam też czytać wszystko o wypadkach w Himalajach, polskich himalaistach i napotkałam informację, że na 14 ośmiotysięczników 10 pierwszych zimowych wejść zrobili Polacy. Akurat Polacy, którzy ani nie są superlicznym narodem, ani nie mają blisko do tych najwyższych gór. Może coś jest w każdym narodzie, jakieś przymioty, które wyróżniają go pośród innych.

W 2012, na 11 listopada, niosła z siostrą banner: „Idzie nowe pokolenie”. Pytano, czy są z ONR, czy z MW. Znikąd, mówiły. Na pierwsze spotkanie Młodzieży poszła po wypełnieniu formularza. Rok później została zaprzysiężona.

– Bycie kobietą nie przeszkadza mi w byciu nacjonalistką. Czy pomaga? Nie zastanawiałam się nad tym. Jedyna widoczna różnica – marsze. No, bić bym się nie poszła.

Jak byłam mała, chciałam mieć bogatego męża, wychowywałabym dzieci. Teraz Krzysiek mówi, że kiedyś będzie tyle zarabiał, że nie będę musiała pracować. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze istnieją dziewczyny, które na to przystaną.

Patrzę na swoich rodziców. Zawsze się kochali, ale z każdym rokiem jest między nimi coraz lepiej. Wyjeżdżają w podróże, chodzą na warsztaty relacji. Jest nas z rodzeństwem sześcioro, niewielkie różnice wieku.

Dzieci urodzone z Murzyna i Polki? No i co takiemu dziecku powiedzieć? Skoro urodziło i wychowało się w Polsce, zna język polski, kulturę i historię, i nic poza tym innego nie zna, z żadnym innym krajem nie czuje więzi – nikt mu nie może przecież powiedzieć, że nie może być Polakiem, bo ma inny kolor skóry... Zdecydowana większość narodów jest przypisana do jakiejś rasy. Dbajmy o to. Potraci nam się cała oryginalność i nie będzie żadnej kultury, jeśli przemieszamy narody i rasy. To wartość, że każdy naród jest oryginalny. To nie jest tak, że nie można mieszać. Wiele potem zależy od wychowania.

Są dwa rodzaje identyfikacji tożsamościowej. Jednostkowa i podwójna. Jednostkowa: jest tak, jak ktoś czuje i mówi, że jest. Na przykład, że się czuje Polakiem. A podwójna – wymaga potwierdzenia z zewnątrz.

– Kiedy następuje potwierdzenie? – pytam.

– Jeśli taki obcy człowiek, dziecko z Murzyna i Polki, przejmie całość polskiej kultury, to może być Polakiem częściowo.

– A jeśli Polak z matki i ojca Polaka nie zaabsorbuje polskiej kultury?

– To smutne; ważne, żeby nie dochodziło do takich sytuacji.

– A jeśli jesteśmy Polakiem z matki i ojca, ale dowiadujemy się, że nasza prababka była Niemką, a dziadek Ukraińcem?

– Jak się za bardzo analizuje te zależności, to się dochodzi do absurdów – odpowiada. I jeszcze jedna zasada Marysi: – Pojedyncze wyjątki niczego nie zmieniają.

Zewsząd ruch teraz. Przyjechało do Polski ponad milion Ukraińców. Możemy zatracić kulturę. Słyszę, że wszędzie rozmawiają po rosyjsku.

Ja też, nawet jakbym się przeprowadziła do innego kraju, to skoro urodziłam się w Polsce, nie mogłabym się poczuć częścią innego narodu.

Maria pracuje w fast foodzie i jako opiekunka 2,5-letniej dziewczynki.

– Polka?

– Tak. Rodzice też.

– Czy wychowywanie dziecka jest nacjonalizmem?

– Swojego – tak. Cudzego – nie. Ja tej dziewczynce, którą się zajmuję, nie przekazuję żadnych treści.

„Nikt nie umyje lepiej niż kobieta”
Ulica Ząbkowska 11, 130-letnia kamienica. Na dole zegarmistrz: – Pani patrzy, jak się sypie z sufitu. Ten budynek niedługo poleci. Zamieniłbym na każde inne miejsce. Byle nie ta Praga.

Pukam do mieszkań. Brak ogrzewania. Palą w piecach. Węgiel, drewno. Połowa kamienicy bez gazu. Pleśń na ścianach. Budynek należy do miasta.

Jedno z mieszkań na pierwszym piętrze, otwiera mi młody, niski chłopak w białej koszuli, wyszykowany jak na komunię. Nie może teraz rozmawiać, trwa zebranie. W środku, patrzę ukradkiem – inni chłopcy.

Pozostali lokatorzy mówią, że te chłopaki to „bardzo grzeczne, dzień dobry-dzień dobry, ostatnio tylko na marsz 11 wyszli”.

Pukam raz jeszcze, wpuszcza mnie Jakub, jak się za chwilę dowiaduję, ze Stowarzyszenia Marsz Niepodległości. Od 2011 roku Stowarzyszenie opiekuje się listopadowym marszem. Skupia część członków trzech organizacji: ONR, MW i ZŻNSZ (Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, czyli kombatantów i młodych, którzy upamiętniają tych pierwszych). Prowadzi mnie do kuchni, w której przebywa dziewczyna ubrana domowo, bez makijażu – Anna, i chłopak o muskularnych ramionach z tatuażami. Mierzymy się wzrokiem. Ania informuje, że tu nie mieszkają, że za ścianą trwa zebranie i nagrania do telewizji internetowej. A ona tu sprząta.

Dziewczyna robi mi herbatę: – Muszę uszyć firankę, żeby zasłonić kosz na śmieci. I muszę wreszcie umyć wannę. Nikt się w niej nie myje, ale sama zachodzi nalotem. Zobacz – prowadzi mnie do łazienki. Zakłada gumowe rękawiczki i bierze się do szorowania. Nie należy do stowarzyszenia, ale obiecała, że się zajmie sprzątaniem. Jest kandydatką do ONR-u.

Chłopcy czasem myją gary, łazienkę tylko ona. – Zresztą kto umyje lepiej niż kobieta? – dodaje, uśmiechając się znad wanny. Wracamy do kuchni. Pytam, jak było na marszu w listopadzie.

Wytatuowany: – Siła w narodzie.

– Może pani usiądzie? – pytam Annę, bo zajmuję jedyny stołek.

– Jestem przyzwyczajona, bo się nastoję w pracy, w sklepie. Przychodzi ostatnio do nas klient, szuka humusu. Mówię mu „nie ma”, on, że to dla dziewczyny. Ostatecznie sięga po gumki i podchodzi do kasy. Mówię mu: „I co, pan myśli, że te gumki zrekompensują jej humus?”.

Budzi się wytatuowany: – A! Gumki, nie zrozumiałem. No tak. Ja to nie wiem, jak ja z jedną żoną cały czas. To wiesz. Nie będę się kochał, żeby dzieci nie robić.

Ania: – Tak. Podstawową funkcją rodziny, wiadomo, jest, żeby było…

Zza drzwi wychodzi wysoki chłopak w szarym swetrze. Wyciąga paczkę papierosów.

– A co się tu właściwie kręci? – pytam.

– Nasze filmy na YouTube’a. Pani obejrzy. Media Narodowe.

Anna przyjechała do Warszawy z Torunia, gdzie studiowała teologię.

– Zawsze chciałam wstąpić do organizacji. To znaczy od momentu, gdy zaczęłam myśleć. Czyli od gimnazjum. Moi pradziadkowie… Pierwszy był ułanem. Drugi został zamordowany w obozie hitlerowskim w Mauthausen. Trzeci – wywieziony na roboty do Niemiec. Najgorzej ten w Mauthausen. Najpierw go postrzelili, potem zagazowali. Ale rodzice się w ogóle tym nie interesowali. To dlatego ja przepracowuję naszą historię.

– Kobiety pełnią w organizacji jakieś funkcje?

– Skoro mężczyźni wszystko zrobią, to po co mamy brać odpowiedzialność? – odpowiada Anna.

Z nagrania wychodzi do mnie rzecznik prasowy SMN. Bacznie mnie obserwuje, czeka, aż się ubiorę, uprasza mnie o wyjście z mieszkania i odsyła do wyższych instancji. Przychodzę nazajutrz. Otwiera blondyn w okularach, Michał. Mówi, że w ruchach narodowych działa około 30 procent kobiet. Nie ocenia, czy to dobrze, czy źle. Tak już jest, bo tak dotychczas było – że to mężczyźni zajmowali decyzyjne pozycje w polityce. Michał jest członkiem ONR-u i Stowarzyszenia MN. Opowiada o oprawie marszu: – Istotne jest myślenie kategoriami psychologii tłumu. Musimy wszystko zorganizować tak, żeby jedna osoba nie skręciła nagle z pochodu, a za nią kolejne, jak to dzieje się w tłumie, i na przykład by nie stratowały dziecka.

Zdjęcie
Marsz Żołnierzy Wyklętych w Warszawie [1/03/2018]

Od kolejnego chłopaka dowiaduję się, że w Stowarzyszeniu Marsz Niepodległości nie ma formalnie żadnej kobiety. I że to nie byłoby dobre rozwiązanie. I w ogóle, że kobiety i mężczyźni różnią się od siebie. Mężczyźni mają większe predyspozycje do udziału w działaniach wojennych, w walce, a kobiety nie muszą upodabniać się do mężczyzn. Powinny podkreślać swoją kobiecość, bo to w niej jest siła.

„Każdy kraj kocha własny kraj”
Maria Mirecka-Loryś ma 102 lata i dawny pseudonim „Marta”. Jest prawniczką, członkinią Związku Narodowego Młodzieży Wszechpolskiej od lat 30. po II wojnę. W dzisiejszych zastępach Młodzieży dziewczyny mówią o niej: „Nasza Joanna d’Arc”. Jest ikoną nacjonalizmu. Podczas wojny i u jej schyłku pełniła odpowiedzialne funkcje, m.in. komendantki Narodowej Organizacji Wojskowej Kobiet okręgu rzeszowskiego, komendantki głównej Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Kobiet.

Przeszło 50 lat nie było jej w Polsce. Raz została aresztowana, a przed drugim razem uciekła. Do Włoch, Anglii, aż osiadła w Stanach Zjednoczonych. Wróciła do rodzinnego Niska pod Rzeszowem. Jeździ z darami dla Polaków na Ukrainę. Lata samodzielnie, mimo wieku, do Warszawy i Chicago, w którym także prowadzi działalność pomocową dla Polonii.

– Przed wojną w Młodzieży byłyśmy traktowane na równi z panami. We Lwowie podczas akcji powierzono wszystkim jednakowe funkcje. Organizowałyśmy zebrania, wygłaszałyśmy prelekcje, jaka jest najlepsza dla Polski droga, jak wychowywać młodzież. To były działania przedwojenne, a zupełnie zaskoczył nas wybuch wojny. Wtedy Młodzież Wszechpolska też stanęła na wysokości zdania – prowadziła całą akcję konspiracyjną i liczne kursa. Kobiety były tajnymi nauczycielkami i łączniczkami.

– Jaka jest teraz rola kobiet w nacjonalizmie?

– Angażują się w prace wychowawcze; to mi się podoba. W szkołach albo poprzez harcerstwo. Wychowują nowych młodych, starając się zachowywać tradycje narodowe.

– Jakie?

– Należy pamiętać o Dmowskim! Mało kto wie, że Piłsudski niczego takiego dobrego dla Polski nie zrobił.

Przychodzą do mnie z naszego rejonu, z Rzeszowskiego: z Łańcuta, Leżajska. Bo te z mojej epoki to już wymarły. Ale te, młode, bardzo porządne, znają się na rzeczy, zadają pytania, nauczają. Pomagają biednym, niezaradnym.

– Czym jest nacjonalizm?

– Każdy kraj powinien pilnować swoich interesów. Bo tak jak myśmy pomagali w czasie okupacji Żydom, a jak oni nam się potem odwdzięczyli…? Organizowałam pomoc Żydom, mimo że byłam endetką. I teraz co? My jesteśmy jednak krajem katolickim i nie mamy tej nienawiści w sobie, jaką oni mają do nas. Słyszałam, jak się zachowywali w stosunku do więźniów Żydzi z ubecji. Zmuszali do sprawozdań, obchodzili się w okrutny sposób.

– Skąd pani wie?

– Było lato w więzieniu, okna otwarte, słyszałam, jak wyzywali i krzyczeli okropnie.

Nacjonalizm to patriotyzm, przy czym o patriotyzmie mówi się raczej historycznie; to powstania. A nacjonalizm: każdy kraj kocha własny kraj. Kraj, z którego się pochodzi, w którym ma się tradycje, potomków.

– Jest pani dumna z bycia kobietą?

– Jestem dumna, że jestem Polką. Katoliczką. I matką.

Patriotki czy nacjonalistki? Czekamy na Wasze historie: listy@wyborcza.pl

Kontakt z autorką: magda.ruta@agora.pl