JustPaste.it

Lily Dayne, HPS.

Temat: Tragedia antyczna w trzech aktach, której miejscem jest świat czarodziejów - rozważ temat, na bohaterów proponując postaci z serii o Harrym Potterze i jednocześnie pamiętając o uzasadnieniu takiego wybór. W pracy uwzględnij najistotniejsze cechy konstrukcji starożytnego dramatu oraz ważne dla Greków kwestie katharsis, fatum czy konflikt tragicznego.

Czy świat magii mógłby stać się miejscem, w którym rozgrywałaby się tragedia antyczna? Czy pewne wątki zawarte w „Harrym Potterze” wykazują jakiekolwiek podobieństwo z „Antygoną” czy „Królem Edypem”? Na pierwszy rzut oka wydaje się to co najmniej paradoksalne. Jak książka, która została napisana na przełomie XX i XXI w., składająca się z siedmiu części i zawierająca mnóstwo przeplatających się ze sobą wątków miałaby stać się osnową do stworzenia tragedii antycznej? Jeżeli jednak spojrzymy na historie poszczególnych bohaterów, dostrzeżemy, że Rowling, nawet jeśli nieświadomie, to korzystała w dużej mierze z dorobku Sofoklesa, Eurypidesa czy Ajschylosa.

Wprawdzie patrząc na całokształt, nie doszukamy się spełnionej zasady trzech jedności. Akcja „Harry’ego Pottera” nie spełnia pod tym względem wymogów starożytnej tragedii. Należy jednak pamiętać, że jedność miejsca, czasu i akcji były podyktowane możliwościami antycznego teatru. Zmieniły się realia i obecnie autorzy, którzy za wzór stawiają sobie greckich dramaturgów, odchodzą od ważnej niegdyś zasady jedności. O wiele ważniejsze są dla nich inne aspekty antycznej tragedii, chociażby konflikt tragiczny, w którym są uwikłani bohaterowie, fatum, które na nich ciąży czy katharsis, czyli to sławetne oczyszczenie, wstrząs, jaki przeżywamy po przeczytaniu całej historii. I właśnie te elementy wykorzystała twórczyni „Harry’ego Pottera”.

Jeżeli chcielibyśmy stworzyć tragedię antyczną bazującą na świecie wykreowanym przez Rowling, wystarczyłoby wykorzystać historię dwóch bohaterów: Harry’ego Pottera i Severusa Snape’a. To właśnie losy tych dwóch osób są najbardziej naznaczone tragizmem. Często na kartach powieści widzimy, przed jak wielkim stoją konfliktem, że właściwie nie wiadomo, którą drogą mają pójść, bo każda z nich przynosi czyjąś śmierć i cierpienie.

Zacznijmy od losów Harry’ego Pottera, czyli chłopca, który przeżył. Już jako dziecko został naznaczony fatum, a to za sprawą pierwszej przepowiedni Sybilli Trelawney: „Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana… Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się, gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca… (…) I jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje…”. Przepowiednie profesor Trelawney z powodzeniem można przyrównać do tych głoszonych przez wyrocznię delficką, z tym, że Harry Potter w przeciwieństwie np. do Edypa nie ucieka przed losem, który jest mu pisany. Właściwie, czytając już pierwszą część, widzimy, że wychodzi Voldemortowi na przeciw. Idzie odważnie ratować Kamień Filozoficzny, choć wie, że czeka go tam spotkanie z osobą, która już raz chciała go zabić i która nie cofnie się przed tym, by uczynić to po raz wtóry. Tragizm młodego chłopca polega na tym, że w czasie, gdy powinien cieszyć się swoją młodością i spędzać beztrosko czas na zabawie z kolegami, jest postawiony przed koniecznością wejścia przedwcześnie w dorosłość i wzięcia na siebie tak dużej odpowiedzialności, która przerosłaby z pewnością niejednego dorosłego. Rok w rok zagląda w oczy śmierci. Gdy poznaje wreszcie pod koniec trzeciego roku bliską mu osobę, swojego ojca chrzestnego, który w jakiś sposób mógłby mu zastąpić rodzinę, to już dwa lata później traci go i to w wyniku własnego błędu. Tu więc możemy dostrzec element winy, jaka prześladuje później młodego chłopca, mającego wrażenie, że poniekąd przyczynił się do śmierci Syriusza.

Harry wielokrotnie czuje się opuszczony przez swojego mistrza, Albusa Dumbledora, który wiedząc, że między chłopcem a Czarnym Panem istnieje pewne połączenie, specjalnie odsuwa się na bok. Nie tłumaczy tego jednak Potterowi, a ten nie wie, co ma dalej czynić. Czuje się często bezradny w tej tragicznej jakże walce, choć wie, że nie ma od niej odwrotu. Szczególnie jest to zauważalne pod koniec powieści, gdy następuje ostateczne rozstrzygnięcie. Harry, idąc do Zakazanego Lasu, ma świadomość, że zginie, ponieważ to w nim tkwi ostatnia cząstka duszy Lorda Voldemorta, która musi zostać zabita. Nie wie tego, że po raz kolejny przeżyje zaklęcie uśmiercające. Wie tylko tyle, że umrze, ale jego śmierć nie doprowadzi automatycznie do pokonania Czarnego Panu. Z drugiej strony nie może żyć spokojnie, patrząc, jak umierają bliscy mu przyjaciele. Jest to bez wątpienia konflikt tragiczny, ponieważ człowiek ma naturalną tendencję do walczenia o swoje życie i uciekania przed śmiercią. Tymczasem Harry Potter robi coś nadzwyczaj niespodziewanego. Choć uwikłany w tragiczny wybór, decyduje się stawić czoła swojemu wrogowi, a posiadając odpowiednie insygnium, które miałoby moc go wskrzesić, wcale z niego nie korzysta.

Drugim niemniej tragicznym bohaterem jest Severus Snape – czarodziej, który siłę do życia czerpał z miłości, jaką żywił do Lily. I choć widział ją u boku Jamesa Pottera, nic nie mógł z tym zrobić, tylko się pogodzić. Jednakże jego serce cały czas należało do niej i to dla niej zgodził się na bycie podwójnym szpiegiem. Niejednokrotnie narażając swoje życie i znosząc niewyobrażalne wręcz cierpienie, chronił syna Lily. Jego tragizm pogłębiał fakt, że chłopiec był wręcz kopią swojego ojca; tylko jego oczy przypominały mu osobę, którą tak kochał. Czuł więc wcale nie nieuzasadnioną nienawiść do Harry’ego, a jednak kierowany miłością do Lily, robił wszystko, by strzec jej syna niczym anioł stróż. Jednak na tym tragiczne fatum naszego bohatera się nie kończy, a zaczyna się właściwie dopiero wtedy, gdy wypowiada te znane słowa: „Trzymałeś go przy życiu, żeby mógł zginąć w odpowiednim momencie… hodowałeś go jak świnię na rzeź.” Wydaje się wówczas, że cały wysiłek, jaki włożył Książę Półkrwi w ratowanie chłopca, poszedł na marne. Staje on w obliczu faktu, że syn, którego Lily broniła własnym ciałem, nie ma wyjścia, tylko „musi umrzeć”.

Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że w „Harrym Potterze” jest obecne katharsis. Osoba, którą mamy prawo uważać za złą, bo stojącą po stronie mrocznych sił, zupełnie odmienia swoje oblicze, gdy dowiadujemy się całej prawdy. Przekręcając zaś ostatnią kartkę książki, jesteśmy wręcz wbici w fotel, nie spodziewając się takiego zakończenia. To jest właśnie ten wstrząs emocjonalny, jakiego mieli doświadczać widzowie po zakończeniu przedstawienia w greckim teatrze. Tak też się dzieje w powieści Rowling.

Zarówno losy Harry’ego jak i Severusa z powodzeniem mogłyby posłużyć do stworzenia klasycznej tragedii antycznej. Wystarczyłoby wziąć scenę, w której Harry dowiaduje się o ciążącym na niego fatum, lub Severusa, który uświadamia sobie dokładnie to samo. Być może konieczne byłoby dokonanie kilka przeróbek, by zachować jedność czasu, miejsca i akcji. W tym celu można by wykorzystać chór, który – jak pamiętamy z antycznych tragedii – pełnił funkcję moralisty i komentował na bieżąco rozwój wydarzeń. Zasadę decorum mamy spełnioną, gdyż styl, w jakim została napisana powieść, nie ma lekkiego i rubasznego charakteru. Choć czytając książkę, napotykamy się na śmieszne sceny, nie zakłócają one przebiegu głównych wątków. Konstruując scenariusz tragedii antycznej, pewnie nie uwzględnilibyśmy tych scen. Co do niezmienności charakteru bohaterów myślę, że jest ona zachowana. Wprawdzie jako czytelnicy odkrywamy inną twarz Severusa, jednakże ta postać się nie zmieniła – to my tylko nie znaliśmy całej prawdy o nim.

Podsumowując, „Harry Potter” to dzieło, które ma w sobie dużo elementów zaczerpniętych z antycznych tragedii. Dowodzi tego też fakt, że już są podejmowane pierwsze próby wystawiania sztuk bazujących na przygodach młodego czarodzieja. Wprawdzie jest to kontynuacja powieści, która wprowadza nowe wątki, jednakże pokazuje, że to, co wydawało się być z pozoru niemożliwe, staje się jednak osiągalne. Śmiem twierdzić, że właśnie dzięki odwołaniu się do dorobku starożytnego świata, Rowling osiągnęła taki sukces literacki. Potrafiła bowiem zaczerpnąć z antyku to, co było w nim najcenniejsze. To wielki kunszt tej pisarki, którą można śmiało przyrównać do autora „Antygony” czy „Króla Edypa”.