𝐋𝐎𝐒𝐓 𝐈𝐍 𝐓𝐈𝐌𝐄
𝐏𝐀𝐑𝐓 𝐕𝐈𝐈𝐈
Rażące światło laboratoryjne przedostało się przez cienką strukturę powiek, przywracając tym samym płomiennowłosą do przytomności. Początkowo otaczające ją przedmioty nabierały nieregularnych kształtów, kilkakrotne zaś mrugnięcie pozwoliło na wyrysowanie ostrych krawędzi i nadanie rzeczywistości realnych form. Biel oraz sterylność pomieszczenia przyprawiała kobietę o nieprzyjemne mdłości. Metalowe regały lśniły w sztucznym blasku lamp, a matowa czerń ogromnych drzwi kontrastowała ze śnieżnobiałą ścienną farbą. Nie miała pojęcia w jakim miejscu oraz w jakim czasie się obecnie znajduję. Tony, szlag... Pomyślała, prędko zsuwając stopy z niewygodnego posłania. Nie zamierzała tkwić ani chwili dłużej w klatce przeznaczonej najprawdopodobniej dla królików doświadczalnych. Wystarczająco jej eksperymentów. Wejście wentylacyjne przykuło uwagę Wandy. Szkarłatną poświatą bezszelestnie uchwyciła kratę. Ucieczka nie stanowiła nawet kwestii dyskusyjnej.
—— Agentko Maximoff. —— ciężki głos rozległ się za jej plecami, przez co przybrała wyprostowaną postawę. Skrzywiła się krótkotrwale, jednak równie prędko połączyła wszelakie fakty. Tony rozpoczął grę, której nieodwracalnie stała się częścią. Zmuszona była poruszać się według postawionych przez niego zasad.
—— Jestem w gotowości. —— odpowiedziała, lekko unosząc podbródek, jakoby uwierzytelnić własne słowa.
Ślepo podążała za nieznanym mężczyzną, żywiąc nadzieję na zobaczenie Starka. Jakikolwiek plan wytworzył się w jego głowie, najwidoczniej działał. Mimo wszelakich wypowiedzianych wcześniej słów Wiedźma wiedziała, że Iron Man nie zawiedzie. Przechodząc do sporych rozmiarów pomieszczenia, w mgnieniu oka namierzyła przyjaciela, zaciekle dyskutującego nad jednym z komputerowych monitorów.
—— Panie Howardzie, na pańską prośbę przyprowadziłem... —— mężczyzna nie zdążył dokończyć zdania, a Tony zerwał się z miejsca, by podejść bliżej kobiety. Chyba po raz pierwszy na jego twarzy dostrzegła nutę radości pomieszanej z ulgą.
—— Nic Ci nie jest... Howard? —— wypaliła nagle, a w jej spojrzeniu można było odnaleźć zdezorientowanie pomieszane z pokładami zmartwienia. Jej osobista lista pytań znacznie się powiększyła.
Baza badawcza Hydry funkcjonowała pod wpływem Tony'ego, a raczej Howarda. Ślepo wierzyli w każde wypowiedziane przez niego słowo. Wystarczyło pstryknięcie palca, aby wszyscy rozeszli się do domostw, pozostawiając naukowca samego w hali. Minęło kilka dni odkąd Wandę przypisano do szkoleń przed teoretycznie ważną misją, młody Stark zaś zarywał noce w procesie tworzenia cudownego serum. Tegoż wieczoru rudowłosa zamierzała odwiedzić przyjaciela. Zatrzymując się w progu, kciukiem stuknęła kilkakrotnie we framugę metalowych drzwi.
—— Ktoś tu potrzebuję przerwy —— przemówiła, unosząc ku górze pudełka —— Dasz wiarę, że w tych... tamtych czasach mieli jedzenie na wynos? —— rzuciła żartobliwie, przysuwając jedno z krzeseł bliżej towarzysza, nogi zaś zarzuciła na tkwiące przed nią biurko.
—— Myślisz, że to wszystko zadziała? Że serum wpłynie na Rogersa tak, jak powinno? —— chwilami powątpiewała w narzucony przez mężczyznę plan, jednak ten prędko przywracał jej wiarę na odpowiedni tor —— Wielokrotnie myślałam nad tym, jak bawi się nami alternatywna rzeczywistość i wywnioskowałam pewną zależność algorytmu. Za każdym razem, gdy następuje przełom w jednym z nas, zmieniamy ramy czasowe, zauważyłeś? —— zaczęła, a blask determinacji pojawił się w jej źrenicach —— Mogę się mylić, ale... Może chodzi o to, byś stał się gotowy do połączenia z uratowaną wersją siebie, wtem wrócimy do czasów obecnych?
Czas nie działał na ich korzyść. Mściciele musieli działać sprawnie i szybko, aby ponownie powrócić do równoległej rzeczywistości. Z każdą wizytą w innym czasie tracili na sile. W utworzonym przez mężczyznę planie nie było miejsca na załamania i zbędne kruczki. Za kolejny cel postawili zwerbowanie symbolu przyszłej Ameryki do wojska. W trybie nieco przyspieszonym. Serum tworzone pod przykrywką Howarda czekało na swe jedyne, właściwe przeznaczenie. Tarcza na czele z Red Skullem połykała każdy, rzucony przez fałszywego Howarda haczyk. Było to jednak jedyne twarde podłoże pośrodku bagna, w którym tkwili po kolana.
Nieskazitelny dźwięk w słuchawce zakomunikował o kontakcie ze strony towarzysza. Technologia tamtych czasów nie przestawała zaskakiwać dziewczyny.
—— Wanda, słyszysz mnie? —— zapytał, w odpowiedzi, na co kobieta mruknęła pod nosem. —— Teraz, wychodź. —— wraz z tymi słowami wysunęła się z tymczasowej kryjówki, tamując drogę Steve'owi Rogersowi. Wersji zdecydowanie niższej i bardziej wątłej niżeli tą, którą znała. Dawno się nie widzieliśmy, pomyślała.
—— Szukasz wojny? Właśnie ją znalazłeś. Wystarczy drobny podpis —— przemówił Tony, utrzymując świstek papieru na usztywnionej tekturze. Na twarzy Wandy pojawił się chwilowy grymas z nutą rozbawienia. Brzmiało to w końcu jak reklama proszku do prania —— Podpisz. —— dodał, a szkarłat zrodzony z dłoni wiedźmy objął nieciężkie ciało i uniósł je tuż ponad powierzchnię. Wyczuła niepokojący opór. Z dnia na dzień możliwości szkarłatu malały.
—— Nierzadko poszukujemy rekrutów na nowojorskich ulicach. Kolejna taka okazja może nie mieć miejsca. Warto korzystać z szans jakie oferuje los. —— przemówiła, rozświetlając swe źrenice w kolorze głębokiej czerwieni przerażając młodego Rogersa, jednocześnie ostatecznie przekonując do podpisania papierów. Wtem oboje odetchnęli z ulgą. Szło im nadzwyczaj łatwo. Zbyt łatwo...
Nastał dzień eksperymentu, którego świadoma była tylko dwójka Mścicieli. Wandzie pozostało ostatnie z zadań powierzonych przez organizację Tarczy. Aby zachować pozory, pozwoliła na sterowanie niczym szmaciana lalka.
Chaos rozgościł się na dwudziestowiecznych ulicach Nowego Jorku. Zaśnieżone i opustoszałe chodniki posłużyły za trasę dla unoszących się nad powierzchnią ziemi robotów. Działająca pod przykrywką wsparcia Hydry i niczego nieświadoma wiedźma tkwiła pośrodku asfaltu. Obserwowała pogoń i rozlew kropel różnokolorowej krwi. Dostrzegła twarze przepełnione determinacją i przerażeniem. Bijący z oczu blask wypełniony gotowością oddania życia za własną rasę. Zmutowane części ciała, nienaturalne rysy twarzy, tekstura skóry; różnorodność dominowała na polu bitwy. Nie... To była rzeź. Szanse Mutantów równały się niemalże zeru. Klasyfikacja była zbyt prosta i szybka. Organizacja weszła w posiadanie Sentineli potrafiących z łatwością namierzyć gen X, zaś zadaniem posłańców Hydry było ostateczne schwytanie nieszczęśników i oddanie ich w haniebne łapska. Później zaś pozbycie się brudnej rasy w sposób iście nieludzki, ewentualnie wykorzystanie specjalnych zdolności do niemoralnych celów.
Sparaliżowana, nie potrafiła postawić kroku do przodu. Nie mogła dłużej udawać. Wielokrotność najczarniejszych wspomnień urządziła niespodziewany seans przed jej oczyma. Niehumanitarne posunięcia Hydry już dawno przekroczyły moralne granice. Gdyby tylko mogła stawić temu czoła...
—— Hej, ty! Ruszysz się w końcu? —— jeden z agentów krzyknął w jej kierunku, w podzięce czemu zmuszona była zacisnąć zęby i ruszyć przed siebie. Wanda nie sądziła jednak, że ogromnych rozmiarów robot stanie tuż przed jej obliczem, przygotowując wyrzucenie paraliżującego pocisku. Rozszerzyła oczy. One nigdy się nie mylą. 3...2...1. Z prędkością światła odskoczyła na bok, kryjąc się za murem z czerwonej, poobdzieranej cegły. Czy to oznaczało, że była jednym z nich? Bez zastanowienia pomknęła hen przed siebie. Mróz dotkliwie obejmował zaróżowione policzki. Potok zdezorientowanych myśli wciąż przelewał się w jej umyśle. Bezpieczna odległość pozwoliła na zatrzymanie. Mutantka upadła na ziemię, podpierając się zlodowaciałymi i czerwonymi od zimna dłońmi. Kręciła głową, wypowiadając najprostsze z zaprzeczeń. Palący ból przeszył gardło kobiety, emanując w stronę płuc. Wrzasnęła. Wyrzuciła z siebie ogrom bólu i kłamstwa, którym karmiona była przez połowę nędznego życia.
—— Zabiję ich wszystkich, Tony. —— wysyczała wprost z zaciśniętych warg, a widoczna determinacja malowała się na twarzy kobiety —— Przez całe swoje życie żyłam w kłamstwie, rozumiesz?! Co jeśli prawda mogła wszystko zmienić? Może nie żyłabym w nędzy, martwiąc się o każdy wydany grosz? Może Sokovia nie potrzebowała wojny, gdyby tylko Mutanci sprzeciwiliby się systemowi i stanęli w obronie własnej Ojczyzny? Nawet nie wiedziałam o ich istnieniu... —— pokręciła głową, czując jak do jej oczu cisną się słone łzy —— Od zawsze myślałam, że jestem sama na tym popieprzonym świecie. Uważano mnie i mojego brata za dziwaków, odmieńców. Żałowaliśmy decyzji. Żałowaliśmy bólu, którym zmuszeni byliśmy zapłacić. Jak się okazuję zupełnie niepotrzebnie. —— opuściła spojrzenie, nerwowo zaciskając jedną z dłoni. Najgłębszy żal w sercu wypalała myśl o stracie najbliższych —— Co jeśli Pietro nadal by żył? Strucker doskonale o tym wiedział, a jednak... Nazywał mnie swoim złotym dzieckiem. —— załamujący głos opuścił drżące wargi, a zaciśnięta dłoń wylądowała na betonowej ścianie, pozostając kompletnie nienaruszoną. Gdy Iron Man zbliżył się o krok, wtem odsunęła się prędko, a dłonie uniosła ku górze. Nie oczekiwała współczucia.
—— Potrzebuję... Chwili. —— rzuciła z niewyjaśnioną odrazą, znikając za wyjściowymi drzwiami. Udała się w jedynym, słusznym kierunku. Tony zamierzał czekać na odpowiedni moment, jednak w umyśle Szkarłatnej Wiedźmy wytworzył się kompletnie odmienny scenariusz. Postanowiła działać w pojedynkę. Nie obchodziło jej już żadne ryzyko, ani konsekwencje, z którymi przyjdzie zmierzyć się obu Mścicielom. Zaślepiona wizją zemsty i rozlewu krwi, twardym krokiem podążała do głównej bazy Hydry. Nikt nie będzie traktował rasy Mutantów, jej rasy jak zarazy. W rzeczywistości pisała się na jawne samobójstwo, niwecząc tym nie tylko plan Starka, ale również ich dalszą, wspólną przyszłość, o którą jeszcze tydzień temu uparcie walczyła.