GRUDZIEŃ, ROK 1991
⠀⠀⠀ Zdezorientowana obecną sytuacją, zamrugała kilka razy, jakoby chcąc upewnić się, że obecne wydarzenia pokrywają się z rzeczywistością. Widok młodego przyjaciela z przeszłości, wraz z jego starszą wersją u boku potrafił namieszać w głowie. Zagubić w otchłani teraźniejszych wydarzeń. Uścisk dłoni przez Starka zapewnił wiedźmę, że wszystko, co widzi, czuję i słyszy; jest zgodne z aktualnymi realiami. Boleść wspomnień w oczach przyjaciela nie umknęła jej uwadze. Ruch ciała oraz wyprostowana sylwetka świadczyły o niepogodzeniu się z demonami przeszłości. Nigdy nie opowiadał o czasach młodości; o stratach, które najgłębiej odcisnęły swe piętno. Znalezienie argumentu wyjaśniającego kolejne przeniesienie w czasie zdawało się iście niemożliwym. Nie tak miało być. Za każdym razem, gdy wszechświat sprzyjał wydarzeniom - los musiał znaleźć własną, odmienną ścieżkę. Niekoniecznie zgodną z planami bohaterów.
⠀⠀⠀ Nieznacznie rozchyliła wargi, wpatrując się w oblicze towarzysza. Prowadził zaciętą konwersację z Jarvis. Sarkastyczna strona przyjaciela od zawsze górowała nad rozsądkiem.
—— Nie, dziękuję, chyba dziś odpuszczę sobie depresyjno-traumatyczną przygodę z moimi rodzicami w roli głównej. Na ten wieczór zaplanowałem dwugodzinny maraton wymawiania sobie błędów sprzed 1990 roku, na te wspomnienia chyba jeszcze za wcześnie —— cierpko skwitował, zdając sobie sprawę, iż kobieta również słyszy jego przemowę. Wskazał palcem na ucho, uśmiechając się krzywo —— Czasem mamy odmienne zdania —— stwierdził, na co ciemnowłosa przechyliła głowę w bok, ramiona zaś skrzyżowała na piersiach. Pozwoliła sobie na parsknięcie w akcie połowicznego rozbawienia.
—— Nie mam nad tym kontroli, a moje czary-mary nam teraz nie pomoże. Walką się nie przejmuj. Zaufaj mi, wszystko dobrze się skończy. Teraz tkwimy w przeszłości i to z nią powinniśmy się uporać. Wspólnie. —— odpowiedziała z przekąsem, wykonując charakterystyczny ruch palcami. Mimowolnie zmarszczyła brwi, próbując jakkolwiek zrozumieć zaistniałą sytuację. Nie mogli znaleźć się tutaj bez żadnej przyczyny. Wszystko zawdzięczała własnej intuicji, która niebezpiecznie igrała poza jej kontrolą. Nigdy nie działała bezmyślnie.
—— Co wydarzyło się... —— nie dokończyła myśli, gdyż towarzysz pewnym ruchem pociągnął kobietę w stronę garażu, znajdującego się nieopodal wysokiego domu z białej cegły. Ufała mu, dlatego nie wykazywała żadnych znaków oporu. Z nieukrytym niedowierzaniem wpatrywała się w poczynania przyjaciela, wciąż z trudnością wierząc w zaistniałą rzeczywistość.
—— Ten arcytrudny kod wymyśliłeś sam, mam rację? —— zażartowała, dopatrując się zbieżności liczb. Przez chwilę poczuła się jakby wszystko wróciło do normy i znaleźli się w bezproblemowym świecie. Zaledwie chwilę później przekroczyli próg chłodnego pomieszczenia, którego metalowe drzwi zamknęli, byleby pozostać niezauważonym przez domowników. Nie zamierzali kogokolwiek doprowadzać do przedwczesnego zawału. Wanda czuła niepewny wzrok mężczyzny na swoim ciele. Domyślała się w jak ciężkim dylemacie musiał obecnie tkwić, kompletnie nie potrafiąc złożyć układanki poszczególnych zdarzeń. Ona sama nie potrafiła tego uczynić. Wiedziała jednak, że Tony potrzebuję czasu, by spojrzeć na sytuację neutralnym okiem. Początkowo zignorowała słowa towarzysza i zaciekawionym spojrzeniem zmierzyła drewniane półki, przepełnione mnóstwem płyt, naukowych artykułów oraz książek. Właśnie w taki sposób wyobrażała sobie młodego Starka, którego codzienność chciała poznać coraz bardziej.
—— No, więc chętnie zacząłbym nasz mały wywiadzik. Nie wiem, kim jesteś. Znaczy, wiem, ale tak nie do końca. Jestem pewny może na pięćdziesiąt procent —— zaczął, kołysząc się na boki. Maximoff wolnym ruchem oparła plecy o krawędź biurka wykonanego z ciemnego drewna. Westchnęła pod nosem, skupiając spojrzenie na twarzy mężczyzny.
—— To ten moment, w którym mam opowiedzieć Ci historię swojego życia? —— uniosła jedną z brwi ku górze, ramiona zaś skrzyżowała na piersiach.
—— Nazywam się Wanda Maximoff. Pochodzę z Sokovii, jestem sierotą. Podczas walki, o którą się martwisz straciłam brata bliźniaka. Niegdyś uważałeś mnie za wroga, a ja jedynie byłam manipulowana przez Struckera, który dokonał na nas eksperymentów. Ostatecznie stanęłam po stronie Avengers. Od tego czasu... staram się być lepszą wersją siebie —— na ostatnie słowa opuściła wzrok, nie chcąc wspominać bolesnych szczegółów, a tym bardziej rozklejać się w takiej sytuacji, co ostatnio przychodziło jej z zadziwiającą łatwością. Szczerze powiedziawszy nie wiedziała co dokładnie powinna mu przekazać. Nie chciała ciągnąć przyjaciela ku dołowi ani tym bardziej przerażać go wizją nieodwracalnej przyszłości. Nie domyślał się nawet, że pewnego dnia rzeczywiście sobie zaufają i staną się prawdziwymi przyjaciółmi. Nie chciała wspominać o wojnie w Wakandzie, utracie milionów ludzkich żyć; o śmierci Natashy, jak i ostatecznej bitwie z Tytanem, której ledwo podołali. Nie potrafiła przyznać, że Avengers nie istnieją, a każdy postanowił poszukać szczęścia, bądź raczej ukojenia na własną rękę. Wydobyte z ust Tony'ego imię dziewczynki wywołało u Wandy mimowolny uśmiech. Było to potwierdzeniem, że druga dusza przyjaciela walczy o dominację. Przełknęła ślinę, zastanawiając się nad odpowiedzią. Wybawił ją jednak rozlegający się nad ich głowami huk.
—— Musimy stąd iść, zanim ktokolwiek nas... ciebie rozpozna —— poprawiła, spojrzeniem mierząc ciemnowłosego, który zdezorientowany tkwił w staromodnym fotelu.
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ, NOWY JORK.
⠀⠀⠀ Centrum miasta od zawsze tętniło życiem. Miejski gwar nigdy nie przypadł do gustu ciemnowłosej. Czuła się nieswojo pośród tłumu, wiążąc z tym często nieprzyjemne wspomnienia. Od dziecięcych lat marzyła o przeniesieniu się na spokojną wieś. Z dala od ludzi i niepotrzebnych konfliktów. Wyobrażała sobie niewielki dom z białego drewna pośrodku liściastych drzew i kwiecistych krzewów, mieniących się w blasku zachodzącego słońca, spowitego letnim śpiewem ptaków i stoickim spokojem. Gdzieś na ganku ona - samotnie siedząca na ławce ze szklanką gorącej herbaty oraz ulubioną powieścią, do których ostatnimi czasy się przekonała. Prędko jednak odgoniła wszelkie wyobrażenia o niejasnej i niepewnej przyszłości.
⠀⠀⠀ Wolnym krokiem mknęli przed siebie w poszukiwaniu odpowiedzi bądź jakichkolwiek wskazówek o przeniesieniu w czasie. Wieczorne godziny ściągały na ulice spore tłumy. Dziwiło to nieco Wandę, dla której ów czasy wydawały się znacznie odległe, niemalże graniczyły ze średniowieczem. Nie chciała jednak wytykać przyjacielowi przeżytych lat. Jakkolwiek potrafiło to zabrzmieć.
—— Opowiesz mi co wydarzyło się tego dnia? —— spytała, kontrolując spojrzeniem profil jego twarzy —— staram się zrozumieć, dlaczego znaleźliśmy się właśnie w tym czasie... w czasie twojej młodości —— dodała, zsuwając skórzaną kurtkę z ramion. Chwilę później wywróciła teatralnie oczami, gdy do jej uszu dotarł skierowany w jej strony charakterystyczny gwizd jednego z nieznanych mężczyzn. Styl Wandy znacznie odchodził od tego przyjętego w latach dziewięćdziesiątych.
—— Dupek —— mruknęła pod nosem, jednocześnie zarzucając kurtkę przez ramię dla większej wygody. Oboje nie sądzili, że jeszcze cokolwiek zadziwi ich podczas trwającego zdecydowanie zbyt długo; dnia. Dźwięk oddawanych strzałów przeplatał się z nawołującym alarmie, rozlegającym się na nowojorskie ulice. Wanda nie potrzebowała dłuższego zastanowienia, by zacząć działać. Posłała towarzyszowi znaczące spojrzenie, a gdy ten przyodział zbroję, ona wzbiła się ku górze, pokonując pogrążony w panice tłum ludzi. W jednym z hoteli doszło do napadu. Codzienność i urok dawnych lat. Iron Man powstrzymał jednego ze zbirów, Wanda zaś bezmyślnie przekroczyła wnętrze pomieszczenia, zbyt późno dostrzegając tykającą bombę. W chwili wybuchu otoczyła przedmiot szkarłatną poświatą, powstrzymując tragiczny ciąg wydarzeń. Zacisnęła zęby, mocnym ruchem dłoni, próbując wyprowadzić bombę z zamiarem wypuszczenia jej ku górze na bezpieczną odległość. Obraz przed oczyma zdawał się przyjmować formę wspomnień z przeszłości, jednocześnie tracąc na swej ostrości. Miała mniej siły niż dotychczas. Jakoby przywrócenie przyjaciela do życia kosztowało ją więcej niż sądziła.
—— Tony! Nie dam rady... —— krzyknęła, z nadzieją na prędką reakcję tego w metalowej zbroi. Zaledwie sekundę po wypowiedzeniu owych słów, drżąca dłoń wraz z rozkojarzonym umysłem odmówiły wiedźmie posłuszeństwa, skazując obecnych pracowników oraz ledwo uratowanego od śmierci przyjaciela na nieubłagany koniec. Kompletnie zatraciła się w czasie, zapominając o braku oddziaływania zdarzeń w przeszłości na przyszłość. Liczyło się bowiem to, co tu i teraz. Wystarczyła jedna chwila, by specyficzny zapach dymu dostał się do wyczulonych nozdrzy dziewczyny, a szkarłatna poświata utraciła na intensywności.
—— Uciekajcie! Szybko! —— krzyknęła tonem nie znoszącym sprzeciwu. Pozostali w panice zaczęli opuszczać walący się budynek. Niekontrolowany dźwięk opuścił jej usta, a stopy zsunęły się w tył, walcząc z ciężarem przeciwnika w postaci części ściany. Zacisnęła zęby, zarazem marszcząc brwi. Dam radę, dam radę, dam radę. Powtarzała, próbując unieść kolosalnych rozmiarów ruiny. Krew spłynęła po zaciśniętych wargach, a części obiektu zdawały się ją przygniatać. Kolejny huk, przeraźliwy wrzask ludzkich gardeł połączony z dezorientacją. Szkło wysokich okien w jednej sekundzie przemieniło się w drobne kawałeczki znajdując miejsce w skórze dziewczyny. Wstrzymywany jęk boleści opuścił usta kobiety, pozostawiając ją w oniemiałym szoku, tym samym przekreślając szanse na przetrwanie. Noga Wandy została przygnieciona przez jedną z części dachowych budynku, tuż obok niej spoczywało martwe ciało nieznanej osoby. Serce w zawrotnym tempie pragnęło przebić się przez klatkę piersiową, a strach bezlitośnie szamotał wnętrze. Toczyła wewnętrzną walkę z demonami przeszłości. Jakoby nieszczęsny scenariusz przywrócił w niej znienawidzony strach. Unoszący się w powietrzu dym obejmował swą potęgą wszelką możliwą widoczność wraz z dopływem tlenu. Słuch dziewczyny odmówił posłuszeństwa. Ciało przestawało współpracować z umysłem. Obraz utracił naturalną ostrość, a oddech przyspieszył tempa, próbując odnaleźć cząstki świeżego powietrza. Toczyła indywidualną walkę o przetrwanie. Powieki Wandy wolno opadały, a imię przyjaciela nieustannie opuszczało jej wargi w niezrozumiałym tonie.