JustPaste.it

Życie dla życia

W poważnej książce o Internecie trudno pisać o spekulacjach dotyczących przyszłości, ale zgrabne opowiadanko może niezobowiązująco przekazać jakoś myśl, która gdzieś tam tkwi.

W poważnej książce o Internecie trudno pisać o spekulacjach dotyczących przyszłości, ale zgrabne opowiadanko może niezobowiązująco przekazać jakoś myśl, która gdzieś tam tkwi.

 

- Oni mną sterują. Ratujcie mnie! – krzyczy człowiek przytrzymywany przez dwóch pielęgniarzy.

- Ale kto panem steruje? – z ironicznym uśmieszkiem zwraca się do niego lekarz.

- Ci obcy. Przybyli do nas pewnie z Marsa – wydusza wreszcie z siebie pacjent.

- Siostro! Proszę przygotować Haloperidol – lekarz odwraca się do pielęgniarki.

- Nie! Nie! Wy im tylko ułatwiacie zadanie – gwałtownie wyrywa się pacjent, wrzeszcząc na całe gardło.

- Kładziemy go na wózek – zdecydowanym tonem komenderuje lekarz, popychając szpitalne łóżko aż do zetknięcia się z nogami pacjenta, a następnie blokując wszystkie jego koła.

Pielęgniarze sprawnie obezwładniają pacjenta, kładąc go na łóżku i przywiązując pasami. Lekarz tymczasem odbiera napełnioną strzykawkę od pielęgniarki i odsłania górną część pośladka pacjenta, by potem sprawnie wbić w ten pośladek igłę i wycisnąć płyn ze strzykawki.

Pacjent jeszcze się awanturuje, ale stopniowo uspokaja się, aż wreszcie zapada w głęboki sen. Tymczasem pielęgniarze przewożą go na oddział, gdzie po zaśnięciu zostaje przeniesiony na stałe łóżko i ponownie przywiązany pasami.

Asystent Jan Wilczek, jak co dzień zjawia się w klinice około ósmej rano. Przebrał się w strój szpitalny i poszedł na poranne spotkanie z pacjentami. Niezbyt uważnie przysłuchiwał się ich wypowiedziom. Większość dziękowała personelowi za opiekę, wyrażając jednocześnie krytyczny stosunek do swojej choroby. Zdarzało się jednak, że niektórzy narzekali na warunki szpitalne, co niekiedy było odzwierciedleniem ich stanu chorobowego.

W pewnym momencie uwagę lekarza przykuło wymienienie przez pacjenta nazwy innego szpitala, gdzie niedawno przebywał. Normalnie nie zwróciłby na to uwagi, ale tę nazwę wyczytał wcześniej z akt pacjenta, którego niestety nie udało się personelowi szpitalnemu uchronić przed śmiercią samobójczą. Pacjent wygłaszał mowę pochwalną przedkładając miejscowe warunki i opiekę nad te z poprzedniego szpitala.

Jan był szczególnie uczulony na wychwytywanie różnych prawidłowości w przebiegu schorzeń pacjentów, bowiem jego celem było przygotowanie rozprawy doktorskiej. Od wielu już miesięcy z determinacją i nadzieją wyświetlał na ekranie swego komputera setki stronic dokumentacji szpitalnej pacjentów próbując znaleźć niekoniecznie od razu metodę leczenia, ale choćby jakieś prawidłowości w przebiegu chorób. Akurat nazwa szpitala nie była tym, czego poszukiwał, ale wyczulony zmysł porównywania wychwycił i to. Prawie też mechanicznie wyciągnął z kieszeni swego plamtopa i szybko odnalazł w szpitalnej bazie danych dane wypowiadającego się pacjenta. Kliknął w link do wymienionego szpitala na liście poprzedniej historii pacjenta i otrzymał dokładny opis przeprowadzonego zabiegu. Nie zamykając tego okna zajrzał do historii owego samobójcy i również przyjrzał się zabiegowi. Obydwa były nieomalże identyczne.

Tymczasem zebranie skończyło się i nastąpił obchód chorych. Musiał szczególnie skupić się, gdy profesor zajął się prowadzonym przez niego pacjentem. Ucieszył się w duchu, gdy ten zatwierdził jego proces leczenia z propozycją przejścia na oddział otwarty włącznie. Pacjent znacznie wyraźniej wykazywał radość z tego, że będzie mógł przejść z oddziału zamkniętego, na którym obowiązywały piżamy, na otwarty, z którego mógł samodzielnie wychodzić na teren całego szpitala z kioskiem, kawiarenką, salą sportową i ogrodem włącznie.

Dalszą część dnia poświęcił rozmowom z innymi swoimi pacjentami. Gdy już wychodził z oddziału zamkniętego „przyczepił się” do niego pacjent prowadzony przez koleżankę. Uległ jego nagabywaniu i podtrzymywał rozmowę, gdy nagle zauważył charakterystyczny ślad na potylicy pacjenta. Prawie odruchowo zadał mu zalegające w myślach pytanie.

Otrzymana odpowiedź jednak go wręcz poraziła. Pomimo oporów pacjenta szybko się pożegnał i pognał do swojego gabinetu. Tu uruchomił program przeszukiwania szpitalnej bazy danych. Tym razem jednak nie koncetrował się na pojedynczych pacjentach, ale zadał pytanie o wszystkich pacjentów, którzy wcześniej leczyli się w klinice neurologicznej. Odpowiedź, jaka przyszła, wręcz poraziła go. Prawie 30% pacjentów z ostatnich pięciu lat spełniało ten warunek. Kolejnym krokiem było, więc przyjrzenie się rodzajowi schorzeń na jakie skarżyli się owi pacjenci. Wynik był wręcz druzgocący, bowiem wszyscy skarżyli się na prześladowanie ich przez obce istoty.

Wychodząc ze szpitala czuł kompletny mętlik w głowie. Jednak uważnie rozejrzał się zanim wszedł na pasy przejścia przez ulicę. W połowie drogi odwrócił się jeszcze w lewo i zauważył karetkę pędzącą wprost na niego.

Gdy się ocknął miał już aparat do oddychania na twarzy. Słyszał głosy przygotowujących się do operacji lekarzy:

- Ciekawe, kto odpowie za wypływ informacji o naszych nośnikach?

- Tak to było karygodne zaniedbanie. Gdyby on się zorientował mogliby zlikwidować naszą główną pracownię osadzania naszej cywilizacji na tych ludzkich osiołkach.

- Swoją drogą ciekawe, że aż tak wielu ludzi mogło się, choć na chwilę wyzwolić spod naszej kontroli.

- Na szczęście oni sami ich skutecznie wyszukiwali i unieszkodliwiali. Ale to już przeszłość. Doskonałość najnowszych metod osadzania pozwala skuteczniej ich kontrolować. Czy tego chcą czy nie.

- To ten psychiatra nie powinien już nam zwariować?

- O nie. Poza tym jego zajęcie pozwoli nam skuteczniej kontrolować tych częściowo „wyzwolonych” tak, że będą bez szans przed naszą dalszą inwazją.

- Tradycyjnie wyszkoleni, zrutynizowani psychiatrzy też byli niezwykle skuteczni w zwalczaniu prób wyzwolenia się swoich ziomków.

- Tak. Cała dotychczasowa wiedza i doświadczenia nam sprzyjały.

- Ciekawe, że wszyscy oni poszukiwali owych prześladowców w kosmosie, a żadnemu nie wpadło do głowy, że pochodzimy z Internetu.

- Bardzo trudno byłoby im pewnie zrozumieć, że jeden ze stworzonych przez nich wirusów dzięki zdolności samoreplikacji i samodoskonalenia się tchnął samorozwijające się życie w Internet.

- A dzięki ludzkim metodom bezprzewodowej łączności „życie” mogło „wydostać się” z Internetu i zaludnić Ziemię.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Opowiadanie ukazało się w tomie "Cywilizacja Internetu"

Później początkowy fagment opowiadania posłużył internautom do rozwinięcia bardzo rozbudowanej i zawikłanej fabuły w serwisie zespołowego pisania opowiadań. Teraz w serwisie www.piszmy.pl moi użytkownicy napisali tym sposobem już kilkaset opowiadań i wierszy w kilkudziesięciu rodzajach literackich. 

39216d767738a9cfc6b78ed39b2338dc.jpg