Pierwszy hamburger bez zabijania zwierząt. Użyto komórek macierzystych i biogeneratora do wytworzenia wołowiny. Produkcja masowa ma być tańsza, ekologiczna i etyczna
Ludzie decydują się na wegetarianizm używając zazwyczaj argumentów etycznych lub zdrowotnych. Nie chcą bowiem, nawet pośrednio, przyczyniać się do uśmiercania zwierząt. Uważają też, po części słusznie, że tłuszcze zwierzęce są niezdrowe. W ostatnich latach pojawiły się również nowe argumenty natury ekonomicznej i ekologicznej. Krowa potrzebuje 100 gramów białka pochodzenia roślinnego, by wytworzyć tylko 15 gramów białka zwierzęcego. Do tego dochodzą ogromne ilości wody jakie trzeba jej dostarczyć. Podobno 5000 litrów na kilogram mięsa. Wielkie farmy zwierząt przyczyniają się do wzrostu efektu cieplarnianego, odpowiadając za wytworzenie blisko 40 proc. metanu i 5 proc. dwutlenku węgla znajdujących się w naszej atmosferze. Doliczmy emisję gazów cieplarnianych związanych z przetwórstwem i transportem mięsa. Gdyby nie przyzwyczajenia smakowe pewnie znacznie więcej ludzi decydowałoby się na rezygnację z mięsa w swojej diecie.
Dlatego już od dawna myśli się o wykorzystaniu niewielkiej liczby komórek macierzystych, które można pobierać bez zabijania zwierząt, a następnie namnażać w biogeneratorach z wykorzystaniem impulsów elektrycznych. I tak właśnie zrobiono przygotowując w Maastricht mięso do hamburgera zjedzonego dzisiaj w Londynie. Hanna Tuomisto, której badania posłużyły za podstawę hodowli mięsa in vitro, zauważa, że byłaby ona tańsza od tradycyjnego chowu przemysłowego dlatego, że ograniczałaby się do produkowania jedynie jadalnego mięsa, bez "produktów ubocznych". Poza tym w trakcie produkcji energia, powietrze i woda nie byłyby marnowane do "napędu żywej hodowli mięsa" jaką jest zwierzę, a cały proces można by, jak się wydaje, łatwo zautomatyzować.
Jednak dzisiaj jesteśmy na samym początku drogi, bowiem eksperyment z wyprodukowaniem jednego hamburgera kosztował aż ćwierć miliona funtów. Ci którzy śledzą postępy różnych technologii wiedzą, że tak było z komputerami, które na przestrzeni kilkudziesięciu lat staniały miliony razy. Bliższą dziedziną jest sekwencjonowanie ludzkiego DNA, którego pierwsze efekty kosztowały 3 mld dolarów wpakowane przez USA w Human Genome Project. Dzisiaj są to dziesiątki tysięcy złotych, a niebawem koszt będzie porównywalny z typowym badaniem w laboratorium medycznym. Na ile szybki będzie postęp w uzyskiwaniu "mięsa z probówki" zależy od przekonania organizacji i kapitału, że jest to droga do likwidacji klęski głodu, a jednocześnie rozwinięcia wysoko wydajnej i dochodowej produkcji. Równie ważne jest przekonanie rzeszy konsumentów przede wszystkim przez pokonanie bariery nieufności, a także uniknięcie konfliktów z lobby hodowców bydła. Najważniejsze dla powodzenia jest uzyskanie namacalnych dowodów, że takie mięso ma korzystne własności odżywcze i zdrowotne, a także zdobycie odpowiednich certyfikatów.
Mam wrażenie, że cały ten proces będzie niezwykle długi, żmudny i najeżony konfliktami, bowiem zbytnio narusza tradycyjne tabu i interesy ekonomiczne. Być może pierwszymi konsumentami mięsa z probówki będą kosmonauci uczestniczący w dalekich wyprawach kosmicznych. Zamiast zabierać zapasy żywności będzie się wyposażać statki kosmiczne w zminiaturyzowane i zautomatyzowane fabryki, które będą wymagały dostarczenia jedynie energii. Takie urządzenie będzie użyteczne również dla kolonistów, bowiem koszty i trudności rozwinięcia hodowli na docelowej planecie będą przekraczały ich możliwości, a raz pokonane bariery psychologiczne nie będą przeszkadzać.