Po wnikliwych badaniach historii pierwszych wieków chrześcijańskich doszedł on do wniosku, że Jezus Chrystus nie był Bogiem, a wszystko, co opowiada Kościół, to po prostu nie ma żadnego sensu.
Dr. Marek Głogoczowski
Casus ks. prof. Węcławskiego, czyli problem
„zakłamania świata Bogiem”
Pod koniec stycznia br. otrzymałem, dość rozpowszechnioną w polskich
elektronicznych mediach, informację:
„Rewolta w Polskim Kościele Katolickim. Wystąpienie księdza profesora Tomasza
Węcławskiego z kościoła katolickiego do niedawna ważnego duchownego, byłego
rektora Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu, doradcy watykańskiej
Kongregacji Nauki Wiary.
Po wnikliwych badaniach historii pierwszych wieków chrześcijańskich doszedł on
do wniosku, że Jezus Chrystus nie był Bogiem, a wszystko, co opowiada Kościół,
to po prostu nie ma żadnego sensu. W marcu ub. r. 2007 prof. Węcławski zrzucił
sutannę, a tuż przed świętami Bożego Narodzenia dokonał formalnego aktu
apostazji, czyli wystąpienia z Kościoła.”
Ponieważ byłem akurat wtedy przejazdem w Warszawie, więc zapytałem o tę sprawę
dość często występującego w katolickiej telewizji „Trwam” profesora filozofii
Bogusława Wolniewicza, któremu chciałem zaprezentować mą najnowszą,
podsumowującą mój dorobek filozoficzny, książkę pt. „’Młot na Rozum’ liberalnej
demokracji”. Prof. Wolniewicz oczywiście o sprawie apostazji prof. Węcławskiego
wiedział, ale ją zbagatelizował, twierdząc iż „zrobił to on dla poklasku”.
Zupełnie inaczej zareagował na tę wiadomość mój kolega, warszawski prawnik,
który przeczytawszy powyższą notkę stwierdził krótko „to nic nowego, przecież i
muzułmanie twierdzą, że Jezus był tylko człowiekiem, a pomimo to wierzą w Boga”.
Ta banalna uwaga dezawuuje opinię, że prof. Węcławski odszedł od Kościoła „dla
poklasku”. Gdzie jak gdzie, ale w Polsce (podobnie jak w USA, którego prof.
Wolniewicz okazał się być entuzjastą), afiszowanie się z poparciem dla
„terrorystów islamskich” nie przysparza społecznego uznania. Zresztą i moi
znajomi w Zakopanem, którzy o decyzji prof. Węcławskiego czytali, też
twierdzili, że powody jego odejścia od Kościoła były głębsze, przypominali aferę
związaną z pedofilią poznańskiego arcybiskupa Petza, w którego diecezji Tomasz
Węcławski był rektorem seminarium duchownego.
Otrzymana internetowa notka precyzuje przyczyny nagłego zerwania z Kościołem
jednego ze znamienitszych polskich teologów:
„Jest niezwykle rzadkie zjawisko. Jeśli bowiem ksiądz odchodzi ze stanu
kapłańskiego, to jednak z reguły pozostaje w kościele, nie porzuca wiary.
Natomiast, prof. Węcławski uznał, iż musi postąpić inaczej. Wyrzekł się on wiary
katolickiej, jednocześnie ogłaszając, że Jezus Chrystus nie był Bogiem, ale
zwykłym człowiekiem, przywódcą religijnym i społecznym. Do wniosku takiego
doszedł jako szef Pracowni Pytań Granicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza
w Poznaniu, prowadząc badania w PPG dotyczące źródeł chrześcijaństwa – tego, co
głosił Jezus Chrystus swoim uczniom oraz jak ta jego spuścizna została
wykorzystana przez potomnych. Analizując źródła historyczne, filozoficzne, oraz
teologiczne, wyciągnął z tego wnioski, że wszystko to, co leży u podstaw
kościelnej doktryny, jest błędne i nie odpowiada prawdzie. Natomiast Chrystus
niewiele dziś ma wspólnego z tym co głoszą kapłani wiernym. Jest to „wypaczenie”
nauk Galilejczyka przez obecną hierarchię, ma ona źródło w pierwszych wiekach
chrześcijaństwa, kiedy kościół formował swoje pierwsze struktury.”
To też jest sprawa znana, zarówno filozofom jak i historykom Kościoła. Ja sam,
około półtora roku temu na konferencji „Mut zur Ethik” jaka się odbyła w
austriackiej miejscowości Feldkirch („Kościół polowy”), wygłosiłem referat na
temat dwóch, zasadniczo rozbieżnych odmian chrystianizmu, chrześcijaństwa typu
„L” („lewoskrętnego”), które dało ‘ideologiczny zaczyn’, w Polsce obecnie
obecnie uznanej za zbrodniczą, „dyktaturze proletariatu”, oraz chrześcijaństwa
typu „P” („prawowitego”), którego idee stanęły u podstaw dominującej u nas
obecnie, anglosaskiej „milczącej tyranii kretynów oraz idiotów”. (Jak się
niedawno dowiedziałem, określenia „kretyni i idioci” użył już kilka dekad
wcześniej cybernetyk Barfflanty w swej „Teorii systemów”.)
Co ciekawsze, podobne do moich (oraz Węcławskiego i Barfflantego) poglądy były
formułowane już uprzednio. W niedawno czytanej przeze mnie, w wersji
internetowej, książce "Jews in Russia", pochodzący z Kijowa Andrei I. Diky
przypomina znanego sto lat temu, zarówno w Rosji jak i w reszcie Europy,
publicystę Aleksandra Amfiteatrova, wypędzonego przez carat z Rosji jeszcze
przed Wielką Proletariacką Rewolucją. Ten Amfiteatrov pisał:
„Paulińskie chrześcijaństwo pojawiło się na świecie jako system budowy (międzyklasowych)
przymierzy, jako teoria i etyka systemu burżuazyjnego, podczas gdy żydostwo, ze
wszystkimi jego dziedzicznymi podziałami w religii i filozofii, pozostało
żywotne aby socjalizm w świecie mógł się uratować ... w głosach Lassala, Marxa i
w rewolucyjnych poczynaniach rosyjsko-żydowskich przywódców epoki wyzwolenia,
słyszymy niezmienny krzyk starych ebonitów (tj. „biednych”), grzmoty Izajasza,
lamenty Jeremiasza, szlachetne równościowe utopie Galileusza oraz Jezusa.”
Dzisiaj ten „głos Jezusa” dochodzi do nas przez wypowiedzi byłego księdza
rektora, profesora Węcławskiego:
„Profesor w swoich wykładach podkreśla, iż „czynnik społeczny i kulturowy
tamtych wydarzeń (tzn. początków chrześcijaństwa) pozostaje często niedoceniany,
natomiast przeceniane jest »bezpośrednie« „działanie Jezusa”. Odróżnia on
chrześcijan od pierwszego „ruchu Jezusa” -- emanacji pragnień ubogiej wiejskiej
ludności ówczesnej Galilei – od kościoła tworzonego przez jego uczniów (z
zwłaszcza św. Pawła – M.G.). Chrześcijanie byli bowiem wyznacznikiem już innego
zjawiska, mniej spontanicznego, przypominającego nie ruch społeczny, ale
„bardziej zorganizowaną i stabilną, zhierarchizowaną społeczność religijną”.
„To, co było w centrum orędzia Jezusa i jego ruchu: głoszenie królowania Boga,
schodzi na drugi plan, na pierwszy natomiast wysuwa się »chrystologia« - wizja
Jezusa jako Mesjasza (Chrystusa), Syna Bożego, Pana wszystkich rzeczy i
Zbawiciela wszystkich” – głosi prof. Węcławski. W taki sposób przywódca
religijny Jezus został przekształcony przez potomnych w Boga Jezusa.
„Chrześcijaństwo zdominował obraz Boga inny i stosunkowo daleki od tych
możliwości, które zapowiadała nowa religijność »ruchu Jezusa«” – stwierdza
teolog. Z tego pnia wyrosły wszystkie obecne kościoły chrześcijańskie, w tym
kościół katolicki. Prof. Węcławski polemizuje z tezami jakoby kościół obecny
został stworzony przez Jezusa. Taki kształt nadały mu kolejne pokolenia
wiernych.”
Interesującym jest, że obrazoburcze opinie profesora Węcławskiego nie są li
tylko „wyskokiem” wśród pozornego monolitu katolickiego, wyższego duchowieństwa.
Jeden z moich doktoryzowanych kolegów z pracy, który kilka lat temu napisał
książkę o filozofii księdza profesora Tischnera, opowiadał iż według tego,
zmarłego przed dziesięciu laty przyjaciela Jana Pawła II „w najwyższych kręgach
Kościoła twierdziło się, iż wewnątrz ich ‘korporacji’ wierzącymi były co
najwyżej trzy osoby, z których jedną był żyd Lewinas”. W tym kontekście,
skrywanym przed katolicką publicznością, warto przypomnieć, że:
„Decyzja prof. Węcławskiego jest bardzo bolesna dla Kościoła katolickiego, jako
że był on jednym z najważniejszych katolickich teologów. Jak na ironię zakrawa
fakt, że zasiadał w Międzynarodowej Komisji Teologicznej, czyli ciele doradczym
watykańskiej Kongregacji Nauki i Wiary rządzonej wtedy przez kardynała Josepha
Ratzingera, obecnego papieża Benedykta XVI. Instytucja ta jest następczynią
sławnej Inkwizycji, mająca stać na straży tradycyjnej doktryny kościelnej.
0kazuje się więc, że nawet strażnicy świętego ognia zaczynają wątpić w jego
istnienie. Lepiej późno niż wcale.” (info J.Ł.)
O co zaś chodzi obecnemu papieżowi, to powiedział on, „między wierszami”, w
czasie swego akademickiego wykładu w Regensburgu, półtora roku temu. Patrz
załącznik rozpoczynający mą książkę, noszącą wiele tłumaczący nadtytuł „Studium
dehellenizacji kultury Zachodu”.
M.G.
Inny tekst:
Magda Hartman
Węcławski: Jezus nie jest Bogiem, katolicyzm to fałsz
Publiczne wyrzeczenie się Kościoła katolickiego przez jednego z czołowych
katolickich teologów jest skandalem, który dopiero zaczyna się rozkręcać.
Stała się rzecz bezprecedensowa. Oto jeden z najwybitniejszych polskich
chrystologów na drodze teologicznych dociekań doszedł do wniosku, że wyłożona w
doktrynie katolickiej teoria Jezusa Chrystusa jako jednej z osób Boga w Trójcy
Jedynego jest nie do obrony.
Profesor Tomasz Węcławski (55), jak zawsze niezwykle skromny i unikający
rozgłosu, powodów swej decyzji o wystąpieniu z Kościoła katolickiego każe szukać
w swych ostatnich wykładach. Zatytułował je "Uniwersum wczesnych chrześcijan -
rekonstrukcja i znaczenie krytyczne". Omawia w nich proces, w rezultacie którego
obwołano Jezusa z Nazaretu mesjaszem, a następnie - Bogiem.
Dla Węcławskiego Jezus to radykalny reformator religijny, twórca
millenarystycznego ruchu, głoszącego rychłe nadejście Królestwa Bożego. Jezus
opiera swe nauki na dwóch filarach - niezwykle bliskiej relacji z Bogiem i
przebudowie istniejącej hierarchii społeczno-religijnej.
Jezus doznaje jednak porażki: pada ofiarą oczekiwań mesjanistycznych, co
prowadzi do odrzucenia przez elity i skazania na śmierć. Jednak najdotkliwsza,
zdaniem Węcławskiego, klęska Jezusa dokonuje się już po ukrzyżowaniu - jest nią
reinterpretacja jego klęski jako ofiary.
Klęska Jezusa dokonuje się w reinterpretacji jego własnej śmierci, a za nią
także obrazu Boga nie w tym kierunku, który on sam wskazywał swoją postawą,
słowami i działaniem, ale w kierunku przeniesienia i na niego samego, i na obraz
Boga oczekiwań, które on sam albo wprost odrzucał, albo rozumiał gruntownie
inaczej.
Innymi słowy Jezus to ofiara oczekiwań społecznych. Egzystencjalną wartość
radykalnych impulsów Jezusa chrześcijaństwo zaprzepaściło poprzez
uniwersalizację. Przekaz Jezusa-człowieka został zagubiony, gdy uznano go za
Boga.
Tymczasem według Węcławskiego zadaniem człowieka jest naśladowanie Jezusa jako
wyjątkowego człowieka, poprzez wzięcie pełnej odpowiedzialności za swoje życie.
I to jest to, co ja skądinąd robię.
Tak kończy profesor Węcławski swoje życie w Kościele katolickim, dając dość
wyraźne przesłanie - oczywiście mocno protestanckie w tonie.
Kościoły protestanckie już od dawna nie kładą wielkiego nacisku na boskość
Jezusa - w tamtejszej refleksji teologicznej jest ona jakby drugorzędna.
Naprawdę istotny jest Jezus-człowiek, człowiek w najwyższym stopniu, stanowiący
przykład do naśladowania dla wszystkich ludzi. Do podobnych wniosków
doprowadziła Węcławskiego jego osobista refleksja teologiczna, prowadzona, jak
całe jego życie, z wielką uczciwością.
Wczorajszy tekst Artura Sporniaka w Tygodniku Powszechnym, będący pełnym
szacunku przedstawieniem decyzji i poglądów Tomasza Węcławskiego, został
natychmiast niezwykle ostro zaatakowany przez poznańską Kurię Metropolitalną.
Jej zdaniem tygodnik nie dość wyraźnie potępił poglądy Węcławskiego jako
niezgodne z nauką Kościoła. Kuria podkreśla też, że Węcławski został
ekskomunikowany, a więc obłożony kościelną klątwą.
Apostazja profesora Węcławskiego, autora ponad 30 książek i postaci bardzo
znaczącej w światowej teologii, jest kolejnym z głośnych odejść wybitnych
duchownych katolickich. Jednak ma wymiar krytyki systemowej, zaprzeczenia samym
podstawom religii katolickiej.
Nie jest to instrumentalna krytyka Stanisława Obirka, znakomitego publicysty
jezuickiego, który porzucił stan kapłański w odpowiedzi na liczne próby
cenzurowania jego poglądów przez władze zakonne. Przypomnijmy, że Obirek nie bał
się zadawać pytań.
Dlaczego w polskim Kościele błędów Kościoła nie wolno nazywać błędami i mówić o
nich głośno?
Czy rolą kobiet w polskim Kościele jest wyłącznie sprzątanie kościołów?
Dlaczego dziwaczna, niemająca nic wspólnego z katolicyzmem koncepcja Kościoła,
jaką proponuje ojciec Rydzyk i Radio Maryja, jest uznawana przez hierarchię?
Dlaczego pobożność maryjna jest uważana w Polsce za istotę chrześcijaństwa,
podczas gdy nią nie jest?
Jednak pytania Obirka wydają się mało znaczące wobec pytań, na które przecząco
odpowiedział sobie profesor Węcławski, uznając bezpodstawność istnienia Kościoła
katolickiego.
Wiemy, jak rozpaczliwie pragnął pozostać katolikiem inny wielki teolog i
wizjoner - Pierre Teillhard de Chardin. Nawet za cenę spójności swej myśli.
Skończyło się to tym, że zmarł opuszczony i niezrozumiany, wyrzucając sobie
własne intelektualne tchórzostwo.
Tomasz Węcławski tak nie chciał. Chciał być do końca uczciwy wobec drogi
poszukiwania prawdy, która wiodła go od święceń kapłańskich do porzucenia stanu
duchownego, a następnie wyrzeczenia się katolicyzmu.
Taka konsekwecja i wierność samemu sobie na pewno godne są szacunku - nawet
jeśli nie zgadzamy się ze stojącą za nimi teologią.
Starszy tekst o Węcławskim:
Katarzyna Kolska 2004-05-07
Węcławski Tomasz
Zamiast na wygodnym łóżku w luksusowym hotelu woli spać w stogu siana, w
starej szopie albo pod gołym niebem. Potrafi całymi dniami nic nie jeść, ale gdy
wybiera się w długą podróż, ma przy sobie zawsze żelazne rezerwy - marcepan. O
sobie mówi niewiele i raczej niechętnie. Nie lubi szumu i rozgłosu wokół własnej
osoby. Nie goni za kościelnymi godnościami - przeciwnie, nawet odmawia ich
przyjęcia. Inni o nim mówią, używając słów wielkich, i nie jest to
okolicznościowa laurka na cześć bohatera, który odbierze dziś w Krakowie Nagrodę
im. ks. prof. Józefa Tischnera, przyznawaną od kilku lat przez wydawnictwo Znak.
Ma 52 lata. Był już: wikarym, sekretarzem abpa Jerzego Stroby, prorektorem i
rektorem Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu, dziekanem Wydziału
Teologicznego UAM. Jest prodziekanem, naukowcem, autorem książek, tłumaczem,
niezwykle zapracowanym człowiekiem. Gigantem - taką nagrodę, przyznawaną za
wielkopolski styl pracy otrzymał dwa lata temu od naszej "Gazety". Nauczycielem,
który ze swoimi najwierniejszymi uczniami spotyka się od lat na nieformalnych
seminariach. Przede wszystkim jest jednak księdzem - za kilkanaście dni
obchodzić będzie 25. rocznicę święceń kapłańskich.
Jako mały chłopak miał w ogrodzie własne obserwatorium astronomiczne i sam
zrobił zwierciadła do teleskopów. - Pamiętam jak oglądaliśmy przez lunetę
pierścienie Saturna. Nie mieściło mi się wtedy w głowie, że Tomek sam potrafił
coś takiego zrobić - wspomina jego koleżanka z podstawówki. A Tomek prowadził
poważne obserwacje plam słonecznych i wyniki przesyłał do jednego ze znanych
astronomów we Wrocławiu. Obserwatorium stało się źródłem kłopotów: pewnego dnia
w domu Węcławskich pojawiła się SB przekonana, że prowadzą działalność
szpiegowską.
W liceum Tomasz skonstruował mechaniczną maszynę liczącą. Na II roku teologii w
Seminarium Duchownym przetłumaczył na polski jedną z ksiąg Starego Testamentu,
co uznano za kpinę. Bo nikomu nie mieściło się w głowie, że kleryk może
przetłumaczyć Pismo Święte. Gdy inni zgłębiali, z mniejszym lub większym
wysiłkiem, tajniki teologii i filozofii, on czytał dzieła wybitnego niemieckiego
teologa Karla Rahnera w oryginale. Zna też wiele innych języków: łacinę, grekę,
francuski, angielski, włoski. I czeski, którego nauczył się zupełnie sam.
Jeszcze w seminarium przetłumaczył na ten język "Dogmatykę" ks. Wincentego
Granata na prośbę podziemnego kościoła w Czechosłowacji.
Jako dziekan Wydziału Teologicznego sam napisał program komputerowy do układania
planu zajęć. Bo komputery to jego konik. Ze swoim palmtopem nie rozstaje się -
ma w nim wszystko. Pisze w metrze, samolocie, samochodzie, na konferencjach. -
Gdy przejmował obowiązki dziekana, zastał na wydziale jedną elektryczną maszynę
do pisania. Dziś nasz wydział jest chyba jednym z najlepiej skomputeryzowanych
na UAM - ocenia ks. prof. Adam Przybecki. - I gdy jakiś komputer się zepsuł, to
on jako pierwszy zabierał się za naprawianie.
Nim wstąpił do seminarium, przez dwa lata studiował na Politechnice Poznańskiej.
Może dlatego już jako rektor seminarium budował razem z klerykami drogę.
Potrafił chwycić za kilof i walić nim przez kilka godzin w sufit czytelni
wydziałowej, z którego ciekła woda. A gdy był wikarym w Pniewach, to wdrapał się
na kościelną wieżę i naprawił nieczynny od wielu lat zegar.
Zdystansowany, pozornie nieprzystępny - przed laty w seminarium przylgnął do
niego przydomek "Suchy". Do dziś trudno ocenić, czy to z racji osobowości, czy
ascetycznego wyglądu. Bo ks. Profesor prawie nic nie je. No, może poza
wieczornym ciepłym posiłkiem, który sam sobie przygotowuje. Jego zdolności
kulinarne, zwłaszcza w zakresie serwowania potraw kuchni włoskiej, są dla wielu
zaskoczeniem. Niektórzy też zachodzą w głowę, skąd taki drobny, wręcz wątły
człowiek czerpie siły do długodystansowych wypraw rowerowych. Rower to jego
wielka pasja. Przejechał na nim całą Europę. W niektóre miejsca, zwłaszcza we
Włoszech i Francji, wraca wielokrotnie. - Potrafię niemal wskazać, gdzie, na
którym odcinku są dziury w asfalcie. Niektórzy go poznają i serdecznie witają,
ot choćby, jak pewna włoska barmanka, która ilekroć go widzi, zawsze mówi: ja to
bym umarła, gdybym przejechała na rowerze 20 km. On potrafi dziennie przejechać
nawet ok. 170-190 km. Najdłuższa trasa, jaką pokonał bez wolnych dni, to 6700 km.
Ma przy sobie niewielki bagaż - tylko najpotrzebniejsze rzeczy. I marcepan - na
wszelki wypadek, gdyby nie miał co zjeść. Nocuje, gdzie popadnie: w starych
szopach, stogach siana, pod gołym niebem. - To nie z oszczędności, to taka
zabawa - mówi otwarcie. - Ilekroć przekracza włoską granicę, nuci sobie pod
nosem hymn włoski - zdradza jeden z jego znajomych. Zawsze jeździ sam. To, jak
tłumaczy, okazja, by wciąż spotykać nowych ludzi.
- Jest człowiekiem genialnym - mówi o nim obecny dziekan Wydziału Teologicznego
UAM ks. prof. Paweł Bortkiewicz. - To jeden z najwybitniejszych i najbardziej
oryginalnych polskich teologów - dodaje Jarosław Gowin, redaktor naczelny
miesięcznika Znak. - Ani sekundy nie traci na rzeczy nieważne - mówi prof.
Wojciech Cellary z Akademii Ekonomicznej, który wspólnie z ks. prof. Węcławskim
i ks. prof. Bortkiewiczem napisał niedawno książkę "Rzeczywistość wirtualna". -
Uparty. I ten upór buduje jego sukces - ocenia ks. Feliks Lenort. To m.in.
dzięki jego uporowi Wydział Teologiczny został włączony w struktury Uniwersytetu
im. Adama Mickiewicza.
Bezkompromisowy: był jedną z osób zaangażowanych w sprawę abpa Juliusza Paetza.
Ks. prof. Węcławski, pewny dowodów, którymi dysponował, powiedział o tym
publicznie. Wiele osób w Kościele miało mu to za złe. Na pewno nie było wśród
nich poznańskich kleryków.
Biografia Księdza Węcławskiego
Tomasz Węcławski urodził się w 1952 w Poznaniu. W 1973 roku, po dwóch latach
studiów na Politechnice Poznańskiej wstąpił do Arcybiskupiego Seminarium
Duchownego w tym mieście. Święcenia kapłańskie przyjął w 1979 roku. Na początku
lat 80. studiował na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim, gdzie obronił
doktorat z teologii. Habilitację otrzymał na Papieskiej Akademii Teologicznej w
Krakowie.
W latach 1989-1996 był rektorem poznańskiego seminarium duchownego. W roku 1996
został dziekanem Papieskiego Wydziału Teologicznego w Poznaniu. Przyczynił się
do włączenia w 1998 roku PWT jako wydziału teologicznego w struktury
Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Do 31 sierpnia 2002 roku był dziekanem tego
wydziału. W latach 1997-2002 był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej
w Rzymie a w 2003-2006 był członkiem Komisji Nauk Teologicznych PAN i prezydium
Fundacji Guardiniego w Berlinie.
Jako jeden z nielicznych księży zdecydowanie mówił w 2000 r. o winie abp.
Juliusza Paetza, gdy hierarsze zarzucono molestowanie seksualne kleryków i
księży.
W deklaracji, w której 9 marca ub. r. ks. Węcławski informował o wystąpieniu z
kapłaństwa czytamy m.in.: "Po wieloletnim i gruntownym zastanowieniu doszedłem
do przekonania, że z racji sumienia nie powinienem już w moim działaniu
reprezentować instytucji i wspólnoty kościelnej". Zgodnie z Kodeksem Prawa
Kanonicznego porzucenie kapłaństwa jest równoznaczne z końcem tzw. misji
kanonicznej. Ksiądz Węcławski nie może więc już prowadzić wykładów na Wydziale
Teologicznym UAM, którego przez wiele lat był dziekanem. Nadal kieruje natomiast
powołaną przez siebie w 2006 roku pozawydziałową Pracownią Pytań Granicznych.
21 grudnia 2007 roku w obecności proboszcza parafii zamieszkania i dwóch
świadków, Tomasz Węcławski dokonał aktu apostazji, czyli odstępstwa od Kościoła
katolickiego.
Do najgłośniejszych w ostatnich latach wystąpień z kapłaństwa należało odejście
jezuity Stanisława Obirka oraz dominikanina Tadeusza Bartosia.
Tomasz Węcławski ma na swoim koncie ponad 30 publikacji naukowych, m.in.
"Królowanie Boga". Tłumaczył też utwory Karla Capka i napisał "Ewangelię dla
dzieci".
Źródło: http://www.sm.fki.pl/SMN.php?nr=Problem_zaklamania_swiata_Bogiem