JustPaste.it

Krach na Franku Szwajcarskim - Co się naprawdę wydarzyło?

Jedno z najważniejszych i najbardziej spektakularnych wydarzeń na rynku walutowym ostatnich lat za nami. Jak to bywa podczas takich wydarzeń, wszystko dzieje się szybko i niespodziewanie. Osoby zorientowane w temacie z podstawową wiedzą o walutach chwytają się za głowę z niedowierzania. Umocnienie się waluty w ciągu 1 dnia o 30-40% to wręcz niespotykane zjawisko nawet w dzisiejszym kasyno kapitalizmie. Względem polskiej złotówki doszło do niewyobrażalnego umocnienia o ok. 50%, z 3.5 na chwilowe 5.19. Na początku pojawia się smutek i przygnębienie z przegapionej okazji do zarobienia dużych pieniędzy. Potencjał na zysk był ogromny. Niestety albo się miało za mało franków na koncie i zysk jest niewielki, albo było się wtedy w pracy i nie udało się zarobić nawet paruset złotych. Potem pojawia się zazdrość, bo przecież jakaś grupa spekulantów finansowych zyskała na tym ruchu CHF grube miliardy. Zrobiła to w na tyle bezczelny sposób wykorzystując tzw. komputerowy trading, że dla nas zwykłych śmiertelników niewiele pozostało do wzięcia. Na końcu odczuwa się współczucie dla wszystkich spłacających kredyty we franku szwajcarskim. Wpadli oni w niebezpieczną spiralę zadłużenia, od której będzie się bardzo ciężko uwolnić. Miesiąc upłynął, emocje opadły. Co naprawdę się wydarzyło?

Szwajcarski Bank Narodowy wykiwał wszystkich. Jeszcze kilka dni przed tą decyzją zarzekali się, że będą bronić kursu 1,2 za euro. Robili to przez 4 lata. W czwartek 15 stycznia zmienili zdanie. Hipokryzja w najlepszym wydaniu. Oczywiście całe to zamieszanie to skutek PANIKI Szwajcarów. Rosnące straty Szwajcarskiego Banku Narodowego w związku ze skupem euro wraz z bardzo prawdopodobnym uruchomieniem drukowania euro przez Europejski Bank Centralny zmusiły Szwajcarów do kapitulacji. Z jednej strony to panika, z drugiej zdrowy rozsądek i mądrość, że lepiej przełknąć gorzką pigułkę teraz i zaakceptować mniejszą stratę. Zamiast bawić się w tzw. „obniżanie stop loss'a do momentu wyzerowania całego konta”. SNB sam założył sobie pętle na szyję. Rezerwy walutowe na skutek skupu euro przez ostatnie lata wzrosły do ponad 70% PKB. Nawet Chiny, które skupują wszystko co się da, maja tylko ok. 40% rezerw. To musiało się rozpaść. Jak zauważył Peter Schiff w swoim komentarzu 8 mln Szwajcarów nie było już w stanie wspierać strefy euro z 359 mln ludźmi. Nawet Szwajcaria nie jest aż tak bogata. Szwajcarzy postanowili odciąć się od euro. Chcieli również umocnienia franka do dolara. Nie chcą już dłużej waluty grupy zbankrutowanych krajów, których interesy ekonomiczne są w sprzeczności. W strefie euro trzeba wziąć się za reformy albo niestety Unię Europejską czekają turbulencje, niepewna przyszłość. Kto wie, być może nawet dojdzie do rozpadu lub podziału UE. Dlatego Szwajcarzy zadali sobie pytanie: Po co mamy trzymać taką walutę w nadmiarze? Na dodatek UE rozpoczyna jeszcze większą skalę dodruku wspólnej waluty. Więc po co im taka tykająca bomba?? Świat się także zmienił w ostatnim czasie. Konflikt Ukraina-Rosja, zagrożenie terrorystyczne ze strony Państwa Islamskiego, Globalny Kryzys Zadłużeniowy. Są to 3 najważniejsze problemy światowe obecnie. Uporanie z nimi potrwa lata. Taki coraz mniej stabilny geopolityczny obraz świata wywarł presje na tzw. bezpieczne przystanie, do których niewątpliwie zalicza się CHF.

Nie da się uniknąć strat dla szwajcarskiej gospodarki. Export spadnie w krótkim terminie. Zyski i przychody szwajcarskich gigantów spadną. Najprawdopodobniej będzie trudniej o pracę. Jednak w dłuższym terminie silna waluta i wycofanie się z drukarskiego biznesu się opłaci. Można zauważyć, że ból jest bardzo silny i trudno sobie z nim poradzić. Lekarstwo smakuje okropnie a pacjent broni się przed nim. Świadczą o tym groźby SBN o interwencji na rynku. Jednak wydaje mi się to być jednym wielkim BLEFEM, który może wpłynąć na osłabienie franka, ale tylko na krótki okres. Ciągłe zmienianie zdania i poglądów w krótkim czasie sugeruje, że SBN nie ma pomysłu jak wybrnąć z tego zamieszania. Po drugie sytuacja jest na tyle skomplikowana i zaszła tak daleko, że poważnych strat nie da się uniknąć. Jedyne co im zostało to rozsiewanie „tanich” plotek i wyjątkowo kiepski PR o rzekomej interwencji. Wniosek jest prosty: SBN „gubi się w zeznaniach” i nie wie, co ma robić w związku z tą beznadziejną sytuacją. Co nie zmienia faktu, że podjął słuszną decyzję 15 stycznia.

Warto również zwrócić uwagę na jedną bardzo ważną rzecz. Kiedy w latach 2007-2008 gospodarka światowa została „zaatakowana” przez kryzys tzw. „finansjera trzymająca władzę nad światem” postanowiła ściśle ze sobą współpracować dla złagodzenia jego skutków i ratowania własnych stołków. Głównie chodziło o ochronę własnych interesów. Gdyby cały system upadł bankierzy byliby skończeni. Trzeba przyznać, że wiele rzeczy im się udało. Gospodarka światowa w miarę funkcjonuje dzięki dodruku pieniądza. Cena złota jest bardzo niska. Żaden kraj BANKRUT oficjalnie nie zbankrutował. Spora część kosztów kryzysu finansowana jest z pieniędzy podatników. Dolar się umacnia, chociaż jego status jako waluty rezerwowej świata słabnie. Światowe indeksy rynków akcji osiągają nowe szczyty. Pozornie wszystko świetnie funkcjonuje. Dopiero 15 stycznia nastąpił „zgrzyt”. Bank Szwajcarski w pewnym sensie zerwał współpracę wewnątrz tej światowej finansjery obejmującej banki centralne i największe banki komercyjne. To wydarzenie pokazało, że coś jednak zaczyna się psuć a drukowanie pieniędzy zbliża się do granic swoich możliwości. Oznacza to, że być może szykuje się konflikt wewnątrz tej grupy. Zaufanie zaczyna spadać i robi się coraz bardziej nerwowo. Być może jest to pierwszy zwiastun następnej fali kryzysu. Szwajcarzy nie mają zamiaru więcej już tracić pieniędzy i nie chcą już płacić za czyjeś błędy. Są na to za mądrzy. Dlatego są jednym z najbogatszych i najlepiej rozwiniętych krajów. Wystraszyli się również hiperinflacji.

Niestety (albo raczej na szczęście) nie wszyscy finansiści - specjaliści zarobili na krachu CHF. Nie obyło się też bez strat dla wielu firm. Wielu dealarów walutowych z całego świata poniosło ogromne straty. Zarządzany przez niejakiego Marko Dimitrijevic'a fundusz inwestycyjny Everest Capital's Global Fund grający na osłabienie franka szwajcarskiego stracił 800mln dolarów i został zamknięty. Zarządzający spodziewali się odrzucenia referendum o rezerwach złota i postanowili grać na osłabienie CHF. Cóż za niespodzianka ich spotkała! Deutsche Bank, City Group, Barclays przyznają się do strat sięgających 100 i więcej mln dolarów w swoich oddziałach dealarskich. Część firm zajmujących się handlem na forexie znalazło się na granicy wypłacalności, gdyż straty wielu klientów przekroczyły ich depozyty na skutek tak skrajnych wahań kursu CHF w ciągu kilku godzin. Duży amerykański broker FXCM musiał prosić o pożyczkę na uzupełnienie kapitału. Dostało się oczywiście polskim bankierom i analitykom. Można wyczuć rozczarowanie i naiwność w ich komentarzach. Jak SNB mógł nam to zrobić? Przecież przyrzekał, że będzie utrzymywał sztywny kurs? Frank szwajcarski zmierza w kierunku 5 zł za kilka lat i problemy banków dopiero się zaczną. Wiele polityków i ludzi z tzw. „wyższej klasy społecznej” w Polsce zaciągnęło kredyty w CHF. Na własnej skórze odczują teraz, czym jest krach na rynku nieruchomości. Zapowiadają się ciężkie czasy dla sektora bankowego, odkąd wiele wynalazków zachodniej „inżynierii finansowej” okazuje się być miną pułapką i są demaskowane. Kolejny dowód na to, że zachodni kapitał myśli głównie o sobie. Co dalej? Jakie będą konsekwencje tej decyzji? Ne pewno duża zmienność na rynkach. Być może zapowiedz tego, że CHF za kilka lat będzie miał pokrycie w zlocie. Jeśli chodzi o polskiego złotego, to na dłużej zagości w okolicach 4zł za jednego CHF. Teraz czekamy wybuch kolejnej, tym razem greckiej bomby....

systemwkryzysie.blox.pl