JustPaste.it

Anioł polskiej piosenki. Nieznane fakty z życia Anny German

Urodziła się ponad 70 lata temu. Gdyby żyła, byłaby zapewne jedną z nestorek polskiej piosenki, powszechnie kochaną i szanowaną. Niestety, zły los zabrał ją w 1982 roku.

Urodziła się ponad 70 lata temu. Gdyby żyła, byłaby zapewne jedną z nestorek polskiej piosenki, powszechnie kochaną i szanowaną. Niestety, zły los zabrał ją w 1982 roku.

 

Za życia głosem i możliwościami muzycznymi Anna German mogła się równać z najlepszymi ówczesnymi piosenkarzami świata. Dziś media muzyczne w kraju nie nadają jej piosenek, za to wciąż kochana jest w Rosji i na Ukrainie, gdzie ma swoje fankluby, a jej nazwisko — bardziej niż Wałęsy — jest automatycznie kojarzone z Polską. O Annie German rozmawiamy z jej mężem, Zbigniewem Tucholskim.


Właśnie wrócił pan z Ukrainy z obchodów 70-lecia urodzin żony. Jaki charakter i skalę miały te obchody?

W Kijowie i Odessie odbyło się kilka koncertów wspomnieniowych połączonych z premierą najnowszego filmu o Ani. W Kijowie pierwszy z koncertów zgromadził 3500 widzów, w Odessie 800. Koncerty zorganizował ukraiński Kościół Adwentystów Dnia Siódmego, a film wyprodukował rosyjski ośrodek radiowo-telewizyjny „Głos Nadziei”, należący do Kościoła adwentystycznego. Na koncertach utwory Ani śpiewały gwiazdy estrady ukraińskiej, a na widowni zasiadali przedstawiciele lokalnych władz, a także konsul RP na Ukrainie. Aż 40 stacji telewizyjnych zwróciło się do organizatorów koncertu i producentów filmu o zgodę na jego emisję. Miałem okazję udzielić mnóstwa wywiadów. Byłem bardzo wzruszony. Choć minęły 24 lata od śmierci Ani, tam, na Wschodzie ciągle jest pamiętana i kochana.  Podobne koncerty odbywają się zresztą w Rosji i na Ukrainie co kilka lat, zawsze w wykonaniu gwiazd i zawsze przy pełnych salach.

Polskich czytelników i sympatyków talentu Anny German może dziwić ta fascynacja jej osobą i twórczością za naszą wschodnią granicą. Z czego może to wynikać?

Trudno to wyjaśnić. Ania często występowała na terenie dawnego Związku Radzieckiego. Wszyscy ją tam lubili: muzycy, poeci, autorzy tekstów, no i widzowie. Taką wytwarzała wokół siebie atmosferę — życzliwą, pełną miłości. Jej muzykalność, głos, dusza, zrozumienie widza, serdeczne odnoszenie się do wszystkich ludzi, śpiewanie w sposób bliski rosyjskiej duszy — chyba za to tak ją kochali i kochają. Na pewno jakiś wpływ na to miały jej język i pochodzenie. Mówiła czystym rosyjskim bez żadnego obcego akcentu, jak Rosjanka z Petersburga. I nic dziwnego — urodziła się w Rosji, a dokładnie w Uzbekistanie, jednak Rosjanką nie była.

Jak to?

Przodkowie Ani ze strony matki pochodzili z holenderskich menonitów, czyli protestantów, którzy jeszcze za caratu wyemigrowali z Holandii i osiedlili się w Kazachstanie. A dokładnie byli to Fryzowie. Babcia Ani zmieniła wyznanie i została adwentystką dnia siódmego. Przodkowie ze strony ojca byli Niemcami, również osiedlonymi w Rosji. Jej dziadek był pastorem baptystów, ojciec zaś księgowym. Stąd w domu Ani rozmawiało się po fryzyjsku, niemiecku i rosyjsku. Niestety, niemieckie pochodzenie ojca Ani przyczyniło się do rzucenia na niego podejrzenia o szpiegostwo, w wyniku czego został rozstrzelany w 1938 roku przez NKWD.

Jak Anna znalazła się w końcu w Polsce?

Rodzina Ani przyjechała z nią do Polski w roku 1945 albo 1946, do Wrocławia, w ramach repatriacji z Kirgistanu. Matka Ani, Irma, po śmierci pierwszego męża wyszła ponownie za mąż za oficera Wojska Polskiego, który sprowadził je jako swoją rodzinę do Polski. Ciekawe, że do języków, które Ania już znała, można dodać hebrajski, gdyż po repatriacji jedyną szkołą, jaka działała w pierwszym miejscu zamieszkania jej rodziny, była szkoła żydowska w Nowej Rudzie. W szkole średniej we Wrocławiu Ania była szykanowana. Być może z uwagi na wzrost — miała 180 cm — a może z uwagi na pochodzenie. W każdym razie matka przeniosła ją do szkoły wieczorowej. Nie stanowiło to jednak dla niej żadnego problemu, gdyż niezależnie od szkoły Ania zawsze świetnie się uczyła i nawet innym pomagała w nauce.

A kiedy się poznaliście?

W 1960 roku. Ania kończyła wtedy geologię na Uniwersytecie Śląskim we Wrocławiu.

Jaka była Anna German w pracy?

Zawsze bardzo sumienna i dokładna. Zdarzało mi się obserwować ją przy pracy w trakcie nagrań. Widziałem wtedy, jak muzycy z orkiestry stukali smyczkami w pulpity, dając wyraz podziwu dla jej profesjonalizmu i sztuki. Co ciekawe, Ania wcale nie miała wykształcenia muzycznego. Gdy komponowała, po prostu grała sobie melodię na fortepianie i nie zapisywała jej nutowo, tylko nagrywała na magnetofon. Dopiero potem prosiła kolegów muzyków o zapisanie ostatecznej wersji utworu.

Czy to nie dziwne, że pomimo tak wielkiej popularności i ciągle żywego zainteresowania Anną German na Wschodzie, w Polsce jest niemal zapomniana przez media? Czy wykazały one jakieś zainteresowanie tą okrągłą rocznicą?

Poza redaktorem Tomaszem Reichem z „Życia na gorąco” raczej nie. Generalnie jednak nie potrafię wyjaśnić, dlaczego tak się dzieje. Może dlatego, że w mediach pracują obecnie ludzie młodzi, zafascynowani zupełnie innymi gatunkami muzyki.

Podobno Rosjanie mają swoją aleję gwiazd, a na niej jedyną nierosyjską gwiazdę?

Tak. Przed hotelem Rosija w Moskwie jest aleja z wmurowanymi w chodnik siedemdziesięcioma gwiazdami z nazwiskami artystów zasłużonych dla kultury rosyjskiej. Ostatnia z nich to gwiazda Ani, tym ważniejsza, że przyznana jedynej nie-Rosjance. To właśnie tam, w sali hotelu Rosija, 3 lata temu miał miejsce ostatni wielki koncert poświęcony Ani — 40 znakomitych wykonawców i 3000 widzów, i to pomimo drogich biletów (40-100 dolarów). W koncercie tym uczestniczył ówczesny ambasador RP, a obecny minister spraw zagranicznych, Stefan Meller.

Życie nie oszczędziło Annie German trudnych momentów: niełatwe dzieciństwo, tragiczny wypadek samochodowy u szczytu sławy, który nieomal pozbawił ją życia, a w końcu śmiertelna choroba i przedwczesna śmierć. Jednak do końca pozostała osobą pogodną. Z czego to wynikało?

Była szczęśliwa. Zapytana kiedyś, co to znaczy, odpowiedziała, że szczęście to zobaczyć kogoś, kto się do ciebie uśmiechnie w windzie, gdy ktoś na ulicy zwróci się do ciebie uprzejmie, gdy wysypiesz okruszki na balkon dla ptaków, które je podziobią i zaćwierkają. Każda chwila może być dla nas szczęściem, codzienne zwykłe życie. Rzeczy wielkie są zbyt rzadkie i najczęściej nieosiągalne.

Przyzna pan, że taka postawa raczej nie pasuje do powszechnej opinii o gwiazdach estrady.

Ania miała wrodzoną wrażliwość. Poza tym olbrzymi wpływ na jej duchowość wywarła wierząca babcia. Mama Ani, Irma, była zawsze zapracowana, a babcia prowadziła dom i właściwie to ona wychowywała Anię. I wychowała ją na… anioła. Jako nastolatka Ania uczęszczała z babcią do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego we Wrocławiu. Później jej kontakt z Kościołem uległ rozluźnieniu. Ale pod koniec życia, gdy już była bardzo chora, postanowiła wyłączyć się ze wszystkiego i poprosiła, by jej przyniesiono niemiecką Biblię babci. Po dwóch tygodniach czytania powiedziała, że dostała od Boga znak i chce zostać ochrzczona chrztem biblijnym przez zanurzenie.

Czy powiedziała, jaki dostała znak?

Nie. A ja nie spytałem. Może dlatego, że choć szanowałem jej przekonania, to o adwentyzmie wtedy prawie nic nie wiedziałem. W każdym razie poprosiłem o przybycie pastora. Chrzest odbył się w domu, w wannie, gdyż Ania nie była już w stanie wychodzić. W ten sposób Ania stała się pełnoprawnym wyznawcą Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Po jej śmierci, co nastąpiło 25 sierpnia 1982 roku, postanowiłem osobiście zgłębić to, w co wierzyła, i 12 grudnia tego samego roku również zostałem ochrzczony. Mama Ani, która wtedy nie utrzymywała już kontaktu z Kościołem, też w końcu postanowiła do niego wrócić i 3 lata temu, jako dziewięćdziesięciolatka, dała się ochrzcić przez zanurzenie w baptysterium warszawskiej parafii Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego przy Foksal 8.

Chrzest Anny German był, jak słyszałem, ostatecznym krokiem w jej powrocie do Boga i Kościoła swej młodości. Ale poprzedzały go również inne kroki. Podobno ksiądz Twardowski towarzyszył Annie w jej ostatnich dniach?

Anię odwiedzało wiele osób, również z kręgów rzymskokatolickich. Właśnie wtedy, pod wpływem ich sugestii, by uregulować z Bogiem najważniejsze sprawy życiowe, wzięliśmy ślub kościelny, mimo że ślub cywilny zawarliśmy wiele lat wcześniej. Wtedy też postanowiliśmy ochrzcić naszego syna, Zbyszka, który miał siedem lat. Ten znak, by powrócić do Kościoła adwentystów, pojawił się dopiero po tych wydarzeniach. A co do księdza Twardowskiego, to Ania bardzo lubiła jego poezję i lubiła z nim rozmawiać. Ale w sprawach zasad wiary, które w dzieciństwie wpoiła jej babcia, nigdy mu nie ustąpiła. Wierzyła w to tak mocno, że gdy odwiedził nas człowiek podający się za uzdrowiciela-bioenergoterapeutę i zaproponował Ani, że ją uleczy, ale nieopatrznie wyznał, że ma taką samą moc jak Jezus i że Jezus wcale nie był Bogiem, to Ania nawet nie chciała z nim rozmawiać, tylko natychmiast kazała wyprosić go z domu.

To bardzo ciekawy moment, właściwie niezwykły. Powszechną praktyką jest raczej przeciwna postawa. Dziś, niezależnie od tego, w co się wierzy, ludzie z reguły akceptują różnorodne praktyki uzdrowicielskie, nie zastanawiając się nawet, na ile są zgodne z ich wierzeniami. Zdrowie i życie jest dla nich ważniejsze niż wiara i jej zasady.

Ania bardzo poważnie traktowała sprawy wiary.

Słyszałem, że w czasie choroby żona dalej tworzyła.

Tak. Ułożyła słowa i skomponowała muzykę do kilku psalmów, między innymi 18. i 23., do hymnu o miłości z I Listu Pawła do Koryntian oraz do modlitwy „Ojcze nasz”. Wtedy już z trudem schodziła po schodach do fortepianu i nagrywała to na zwykły magnetofon. W domu, w gronie najbliższych i przyjaciół, ostatni raz zaśpiewała, zresztą wstrząsająco, „Ojcze nasz”. Powiedziała wtedy, że jeśli wyzdrowieje, to już nie będzie śpiewała na estradzie, ale tylko w kościele dla Pana Boga.

Rozmawiał Andrzej Siciński

[Wywiad ukazał się w "Znakach Czasu" 3/2006].



Anna German o sobie:

•    „Nie przepadałam nigdy za tak zwanym mocnym słowem. Jest to zapewne wina mojego wychowania. Babcia jest temu winna, że nie umiem (ba, nie lubię!) pić alkoholu, palić papierosów, kurzyć fajki, no i nie lubię kwiecistej mowy”.

•    „Człowiek nie powinien robić w życiu niczego wbrew sobie, wbrew swoim przekonaniom, wbrew własnemu charakterowi. Niczego, co by się później miało wspominać z niechęcią”.

[Na podstawie książki Anny German Wróć do Sorrento, Zielona Góra 2002].


Inni o Annie German:

•    „Zamiast duszy miała muzykę; nie śpiewała, ale grała na swoich strunach głosowych jak nikt. To był cudowny instrument o rzadko spotykanej doskonałości. Była wygnańcem z anielskich chórów, skazanym na trudny człowieczy los” (Jerzy Ficowski —poeta, tłumacz, pisarz).

•    „Chyba nie ma na świecie człowieka i takiej sytuacji, która mogłaby ją wyprowadzić z równowagi. Zawsze spokojna, mówiąca łagodnym głosem w najbardziej skomplikowanych sytuacjach. Nigdy z jej ust nie usłyszałem wulgarnych słów” (Andrzej Dąbrowski — piosenkarz).

•    „Z jej postawy, wypowiedzi czy zachowania wnosiło się, że jest człowiekiem prawym i dobrym” (Irena Santor — piosenkarka).

•    „Wiadomo było, że Anna ma świetny słuch — śpiewała czysto jak kryształ. Do tego uderzająca grzeczność i skromność” (Jerzy Milian — kompozytor, dyrygent).

•    „Była najlepszą piosenkarką swojego pokolenia” (Stefan Rachoń — dyrygent).

•    „Słuchałam w swoim życiu niejednego niepowtarzalnego głosu śpiewaczki, ale tylko glos Anny German ma prawo do takich określeń jak niepowtarzalny i niezrównany” (Anastazja Cwietajewa — poetka rosyjska).

•    „Mówiła piękną polszczyzną, zawsze cicho, prawie szeptem, stwarzając wokół siebie specyficzny klimat spokoju, zgody i równowagi. Kochała ludzi, świat i wszystko, co na nim żyje. Anna czuła się zażenowana faktem, że jest kimś. Potrafiła więc wyolbrzymiać zasługi zupełnie przeciętnych osób. Dla niej każdy był wielki i godny szacunku” (Janusz Horodniczy — aktor, reżyser, scenarzysta).

[Na podstawie książki Marioli Pryzwan Największy Elf świata — wspomnienia o Annie German, Warszawa 1999].

[O trudnym dzieciństwie Anny German w Związku Radzieckim można przeczytać w artykule: „Szczęscie i pierwszy cios”: http://www.eioba.pl/a/3xyr/szczescie-i-pierwszy-cios. Annie German poświęcono również artykuł: „Zamiast duszy miała muzykę”   http://www.eioba.pl/a/3xyp/zamiast-duszy-miala-muzyke#adminPanelAnchor ].