JustPaste.it

Historia, którą wam opowiem zdarzyła się zaledwie 2 miesiące temu, nie wiem czy jestem gotowy, aby o tym napisać. Dalej żyję w panicznym strachu. Spróbuję.

Na początku chcę podkreślić, abyś nie dzielił się tą historią dalej. Jeżeli już to czytasz, wiedz, że nie zostawi to u ciebie śladu. Śladu, którego być nie może nie będzie mógł się niedługo pozbyć.
Pamiętam, że wstałem rano, były to już ostatnie dni roku szkolnego, więc stwierdziłem, że nic się nie stanie jak nie pójdę i poleżę cały dzień w domu. Byłem potwornie zmęczony.
Po 20 minutach pomyślałem, że żałuję, bo i tak nie mam co robić. Włączyłem komputer i zacząłem przeglądać internet. Wszedłem na fejsa i pierwsze co zrobiłem to zacząłem odczytywać wiadomości. Standard. Nic nowego. Zobaczyłem, że mam jedną wiadomość w folderze “odfiltrowane”. Dziwne, nigdy wcześniej tego nie widziałem.
Przeraziłem się. Dostałem wiadomość o następującej treści:
“Jego dusza stoi nade mną - ćórwdo awołs”. Zdziwiła mnie ta wiadomość. Dziewczyna, która to napisała nazywa się Izabella Myszyńska. Zacząłem przeszukiwać jej tablicę, ale nic nie znalazłem, dosłownie NIC. Zastanawiała mnie formuła “córwdo awołs” ale o tym też nic nie znalazłem, oprócz tego, że to pierwszy człon to nazwa jakiejś meksykańskiej knajpy w Stanach. No cóż, standardowo pomyślałem, że ktoś sobie robi jaja.
Poszedłem zrobić coś do żarcia. Nie umiem gotować, poza tym- nie lubię.
Postanowiłem, że zamówię jakiegoś fast-fooda.
Czekałem ponad godzinę, aż w końcu postanowiłem, że oddzwonię, bo ile można czekać na jedzenie. W odpowiedzi usłyszałem, że jedzenie zostało odebrane około pół godziny temu. Po chwili okazało się, że nastąpiła pomyłka i poszli piętro wyżej.
Oczywiście, ten staruch z góry znowu musiał uprzykrzać mi życie.
Podkreślam znowu- bo nie jestem jedyną osobą, która padła ofiarą jego dziwnych zachowań. Nie był to zły człowiek, on po prostu sfiksował. To samo było z jego matką, która mieszkała piętro wyżej. Popełniła samobójstwo. Chodziły plotki, że była narkomanką. Co dziwne, jej ciała nigdy nie odnaleziono, lecz ostatnie dowody jej w domu ostatecznie wskazały na próbę samobójczą.
Takim właśnie oto sposobem, musiałem zjeść kanapki z czerwstym chlebem, bez masła i z jakąś starą wędliną. Przypomniało mi się o wiadomości od Izabelli Myszyńskiej, nie dawała mi ona spokoju. Włączyłem ponownie komputer i odpaliłem fejsa.
Strona ładowała się dłużej niż zwykle, ale to dlatego, że mieszkam na parterze, a siedzę ciągle na wifi od mojej koleżanki Karoliny z czwartego piętra. Czasem potrafi tak mulić.
Załadowało się. Wszedłem w wiadomości z nadzieją, że ponownie ją odczytam.
Owszem, wiadomość była, ale już nie od Izabelli Myszyńskiej, tylko zamiast jej danych było napisane “Anonymous anonymous”. Było to podświetlone na czarno i nie dało się w to kliknąć. Treść wiadomości pozostawała ta sama.
Usłyszałem pukanie do drzwi. Przyszedł mój ojciec, chwilę póżniej matka.
Wróciłem do komputera i zacząłem analizować wiadomość.
“jego dusza”- ale kogo dusza? “stoi nade mną”- ale gdzie ty jesteś? Myśli nie dawały mi spokoju. Jeszcze nazwa tej meksykańskiej knajpki. Na domiar złego dzisiaj zamówiłem buritto i wszystko zaczęło mi się źle kojarzyć.
Mama zrobiła obiad i zawołała mnie do kuchni. Usiedliśmy do stołu. Zaczęli opowiadać jak to ciężko w pracy, jak dużo wydatków się szykuje i że w tym roku nigdzie nie jedziemy na wakacje. Prawdopodobnie zaregowałbym krzykiem, ale w głowie cały czas siedziały mi słowa tej Izabelli. Ojciec poszedł do pokoju. Matka zaczęła wypytywać mnie o dzisiejszy dzień. Nic nie mówiłem, że nie było mnie w szkole, wspomniałem tylko, że stary zgred zabrał dzisiaj moje jedzenie.
Rodzicielka struchlała, a ja się spytałem o co jej chodzi.
“Pan Artur?”- zapytała zdziwionym głosem.
“No tak, ten wariat co wygląda codziennie przez okno i obcenia ludzi”- rzuciłem.
“Nie wychodziłeś dzisiaj z domu, prawda?” - o dziwo, spokojnym tonem spytała matka.
“Eeee... no....nie”- zacząłem się jąkać.
“Wtedy zobaczyłbyś klepsydrę i wiedziałbyś, że pan Artur zmarł wczoraj wieczorem. Popełnił samobójstwo”.
Tym razem to ja struchlałem i w głowie miałem tysiące myśli.
Tego dnia jeszcze dziesięć razy analizowałem tę wiadomość. Nic nie potrafiłem zrozumieć, zwyczajnie nie miałem do tego głowy, przytłoczyło mnie to do tego stopnia, że poszedłem spać o 20.30.
Obudziłem się o 4 nad ranem. Usłyszałem potworne jęki. Było jeszcze ciemno, więc włączyłem komputer. Zacząłem fiksować i obsesyjnie przeglądać tę wiadomość. Żadnych zmian, konto dalej nieaktywne.
Nagle zacząłem kojarzyć fakty. Dusza stoi nade mną. Dusza stoi nade mną.
“O ku*wa”- powiedziałem w duchu, chociaż nie wiem czy w tym przypadku “w duchu” to dobre określenie.
Zacząłem w tych słowach dostrzegać sens. Śmierć pana Artura, buritto z meksykańskiej knajpki, dziwne jęki.
“O mój Boże, on mnie po prostu opętał”.
Gdy tylko matka się obudziła, opowiedziałem jej o całej sytuacji. Jest głęboką wierzącą chrześcijanką i wstrząsnęło nią to, co jej powiedziałem. Nie poszedłem do szkoły. Zadzwoniliśmy do pobliskiej parafii. Ksiądz przyjechał najszybciej jak tylko się dało.
Poświęcił cały dom, a na mnie zrobił akt egzorcyzmu. Poczułem jak schodzi ze mnie napięcie, ale nie strach. Czułem, że jeszcze coś nie jest do końca zrobione.
“Byliście w jego domu?”- spytałem księdza z przerażeniem w oczach.
“Nie, ale drzwi są otwarte, mieszkanie zostaje wystawione na sprzedaż. Możemy tam wejść w każdej chwili”.
“Chodźmy, proszę”- powiedziałem błagalnym tonem.
Wszyscy, łącznie z matką poszliśmy do mieszkania na górze.
W środku panował przerażający chaos, chociaż mieszkanie wygląda tak, jakby ktoś wyszedł na spacer. Na tapicerce w kuchni niedokończona kanapka, lampka przy biurku zapalona, zaś największe wrażenie zrobiły na mnie obrazy i gry planszowe.
Gdy krzątaliśmy się po mieszkaniu, w tym samym czasie przyjechała siostra pana Artura.
“Dzień dobry, co tu się stało?” - spytała zaskoczona.
Wytłumaczyliśmy jej całą sytuację, która pani Janina ze stoickim spokojem wysłuchała.
Zaczęła opowiadać nam o panu Arturze, o jego przeszłości, o jego karierze zawodowej, o jego relacji z matką.
Dało się z tego wysnuć, że pan Artur nie zawsze był dziwakiem. Pracował kiedyś jako lekarz, lecz wszystko zmieniło się, odkąd odszedł od nich ojciec. Okazało się, że miał na boku kochankę. Ich matka bardzo to przeżywała i przelewała całą miłość na Artura, który w tym samym czasie stracił pracę, ponieważ spodowował nieudolny wypadek przy operacji.
Pan Artur zrobił się bardzo infantylny, całe dnie potrafił grać w bierki, warcaby czy w chowanego, zaś matka zaczęła malować obrazy, które możemy tu podziwiać.
Poczułem nawet nutkę współczucia dla tej rodziny. Gdy matka popełniła samobójstwo z tęsknoty za ojcem (prawdopodobnie połknęła za dużo leków i wpadła do pobliskiego stawu, chociaż jak już wspomniałem wcześniej- ciała nie odnaleziono), pan Artur przestał wychodzić z domu, zaczął chorobliwie patrzeć w okno jakby miał nadzieję, że zaraz zobaczy matkę.
Zacząłem rozumieć jego postawę patrząc na swoją mamę i zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że tak go oceniałem.
Podziękowaliśmy księdzu, pani Janinie za rozmowę i poszliśmy do mieszkania.
Nareszcie mogłem odpocząć.
Niestety, jeżeli myślałeś, że historia pana Artura się skończyła i nic gorszego nie mogło się już stać to byłeś w ogromnym błędzie.
Dwa tygodnie spokoju i zaczęły się wakacje. Obudziłem się w nocy, bo cały czas słyszałem te same jęki, te odgłosy, walenie w ściany.
Poszedłem znowu do księdza. Opowiedziałem mu co czuję.
Niestety, odpowiedział mi tylko: “Wiesz, bracie, demon to to nie jest. To dusza, dusza, która nie zaznała spokoju. Nie wiem co ona robi i czego chce, ale tylko Ty znasz odpowiedź na to pytanie. Diabeł tkwi w szczegółach. Może słyszałeś kiedyś jakieś dziwne słowa?”.
Wyszedłem. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Po prostu wyszedłem bez podziękowania.
W głowie tylko miałem “córwdo awołs”- “odwróć słowa”.
Zacząłem recytować “jego dusza stoi nade mną”. Biegłem do domu, w głowie układając zdania. Coraz bardziej dramatyzowałem. Jak je odwrócić? O co chodzi?
Wszystko zaczęło nabierać sensu “mój- twój”, “góra- dół”.
Czyli jak to będzie?! Jak to będzie?!- krzyczałem pod nosem.
“Jej ciało leży pod tobą”. Zamarłem.
Wszedłem na śmierdząca klatkę i wiedziałem co mam robić.
Otworzyłem piwnicę. Szukałem drzwi pana Artura. Znalazłem. Otwarte.
Nie miałem latarki, nie miałem nic, czym mógłbym oświetlić pomieszczenie.
Sterty papierów. Obrazów. Samolotów z plastiku.
W kącie stał duży, stary piec. Otworzyłem drzwi. Poczułem przerażający zapach. Ten sam, który towarzyszył mi przy jedzeniu duriana. Z pieca wystawała noga.
Dostrzegłem ciało kobiety ubranej w suknię. W ręku trzymała kartkę “wygrałam?”. Wygrała. Pan Artur nie znalazł jednej, najważniejszej poszlaki.