JustPaste.it

W Wadowicach cud. Ateista w mieście JP2

Bartłomiej Kuraś, Małgorzata Skowrońska
11.12.2014 01:00
Mateusz Klinowski

Mateusz Klinowski (Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta)

Jestem radykalnym głosem pokolenia JP2 - mówi Mateusz Klinowski, ateista, aktywista społeczny, zwolennik legalizacji marihuany i nowy burmistrz Wadowic. Poparli go nawet znajomi Karola Wojtyły
Wadowice, przed bazyliką, środa, trzy dni po wyborach, godzina 12.30. - My tu się od niedzieli modlimy, żeby to całe zło od nas Pan Bóg zabrał. Nasz Ojciec Święty to się w tym niebie niebieskim przewraca i płacze, że ludzie na tego diabła głosy dali. Różaniec codziennie odmawiam na opamiętanie. Znikąd pomocy - starsza pani z charakterystycznym zaśpiewem żali się na... wynik wyborów. Ma łzy w oczach.

Ze schodów bazyliki dobrze widać wadowicki rynek. Starsza pani podnosi palec, kieruje w lewo i wskazuje na jedną z kamienic: - Tam się wszystko zaczęło! Od nich, takich wierzących!

Dar wolności

Po lewej stronie rynku, stojąc plecami do bazyliki, przy ul. Jana Pawła II 6 i za pomnikiem Jana Pawła II oraz Muzeum Dom Jana Pawła II stoi dom, w którym bywał Wojtyła. Należy do Siłkowskich, rodziny, z którą papież się przyjaźnił. Dziś mieszkają tam dwie siostry Siłkowskie: Anna i Zofia. Mówiły do papieża "wujku", obie są na emeryturze. - Głosowałyśmy na Mateusza Klinowskiego, byłyśmy w jego komitecie wyborczym. Poparłyśmy go, bo tylko on może uzdrowić Wadowice. Część ludzi po nagonce księży przestraszyła się i bardzo przeżywa jego zwycięstwo. Większość się jednak cieszy - zgodnie zapewniają.

W 38-tysięcznych Wadowicach atmosfera fiesty. Kiedy Klinowski przechodzi przez rynek, wadowiczanie go zaczepiają, składają gratulacje, poklepują po ramieniu. Mało kto mówi: "panie burmistrzu", większość zwraca się do niego po imieniu albo "panie Mateuszu". Anna Siłkowska mówi, że ludzie zaczęli się wreszcie uśmiechać.

Mateusz Klinowski, nowy burmistrz Wadowic, deklaruje się jako ateista o lewicowych poglądach i zwolennik legalizacji marihuany. Papieskie Wadowice skręciły w lewo


Nowy burmistrz Wadowic ma 36 lat i jest pracownikiem naukowym Katedry Teorii Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Startował z ramienia komitetu Wolne Wadowice, co niektórym jego sympatykom przywodzi na myśl inicjatywę Wolne Konopie. Już wieczorem w niedzielę wyborczą pod informacją o zwycięstwie Klinowskiego na portalu Wadowiceonline.pl mieszkańcy składali mu gratulacje. Ima: "Skromnie modliliśmy się za pana Klinowskiego w sobotę w trzech kościołach wadowickich. I zostaliśmy wysłuchani. Obudziłam się w wolnych Wadowicach. Idę na spacer". Andreei dodaje: "Apeluję do wadowickich proboszczów, aby zamiast biadolić i rozpaczać, zorganizowali w najbliższą niedzielę modły dziękczynne za ocalenie Wadowic od terroru w stylu Łukaszenki i Putina. Do dzisiejszej sytuacji pasuje psalm 118: Dziękujcie Panu, bo jest dobry, bo jego łaska trwa na wieki".

Maciej "Dziki" Kudłacik z punkrockowej grupy Czerwie, z powiatu wadowickiego, ciągle nie może uwierzyć w to, co się stało. - Chyba ludzie w końcu oprzytomnieli. Mają dość zakłamania i obłudy - ocenia. Jego kapela nie miała ostatnio łatwego życia. Radni powiatu zaprotestowali przeciwko ich piosenkom. Księży też zdenerwowały. Napisali nawet list: "Jeśli ktoś próbuje poniżyć nas, kapłanów - zniesiemy to. Ale jeśli ktoś próbuje poniżyć cały Kościół, a więc i wiernych - w tym momencie nie możemy milczeć. Trzeba położyć tamę złu!". Poszło m.in. o utwór "Trwoga".

"Czuć w baraniej skórze wilka. W dzień powszedni i od święta zwodzi biedne niebożęta. Nosi ten wilk przebrań wiele, inne co dzień i w niedzielę. Albo frak to, albo toga, lub sutanna - dar od Boga" - śpiewają Czerwie.

- Nie tylko protestowali przeciwko piosenkom, napiętnowali nas też za buddyzm. Byliśmy w szoku. Bliski sojusz świeckiej władzy z duchownymi zaczął ingerować w osobistą wolność. To było nie tylko nasze odczucie. Dlatego nastąpiło odreagowanie w Wadowicach - ocenia Kudłacik. - Życzę nowemu burmistrzowi wszystkiego najlepszego. Chętnie zagramy na jego cześć. Trzeba korzystać z odzyskanego daru wolności - śmieje się.

Lek na chorobę filipińską

W drugiej turze wyborów w papieskim mieście starli się urzędująca burmistrz Ewa Filipiak i Mateusz Klinowski, miejski aktywista, który trzy lata temu założył Inicjatywę Wolne Wadowice. Klinowski zdobył o 13 proc. więcej głosów niż dotychczasowa burmistrz. Poparli go wyborcy PO, PiS, SLD, Twojego Ruchu i ci związani z Kościołem. Frekwencja ponad 50 proc. Takich cudów jeszcze w Polsce nie było.

W Wadowicach mówią, że wybór Klinowskiego to lek na chorobę filipińską - od nazwiska byłej burmistrz Ewy Filipiak. Gdy zaczynała rządzić, Klinowski miał 12 lat - pierwsze cztery lata w zarządzie gminy, później przez 20 jako burmistrz. W liceum trafił na sesję rady miasta - to miała być lekcja pokazowa samorządu i demokracji. - Wyglądało to strasznie, w niczym nie przypominało demokracji - degrengolada, arogancja i buta. I część osób, które wtedy w tej radzie zasiadały, wciąż w niej jest. Na przykład wybrany na przewodniczącego rady miasta Józef Cholewka. Ten sam, który w zeszłym roku w czasie obrad podszedł do mnie, zamachnął się na mnie pięścią, a potem powiedział: "Dostaniesz w ryło, że ci główka spadnie" - opowiada nowy burmistrz. Sprawą zajmuje się prokuratura.

Mariusz Witkowski, 40-letni prawnik, przyznaje, że głosował na Klinowskiego. Nie ma wątpliwości, że wadowicki samorząd stał się karykaturą demokracji. Podaje przykład: przetarg na budowę bloku socjalnego przy ul. Karmelickiej, spośród 21 oferentów 20 zostało odrzuconych. - To daje do myślenia, czy przypadkiem przetarg nie był ustawiony - mówi.

Klinowski twierdzi, że najgroźniejszym przejawem choroby filipińskiej jest lęk. Przez tyle lat rządów wadowicka władza wbiła ludziom do głowy, że urzędu trzeba się bać, że w urzędzie nie ma jasnych procedur, że liczą się układy: - Słyszę skargi, że na pływalni jest brudno, deficyt sięga miliona złotych, a dyrektor, członek PO i kolega pani burmistrz, bierze tam niezłe pieniądze. A jego żona to szefowa lokalnego PiS, pełni funkcję kierowniczą w magistracie. Razem zarabiają kosmiczną kwotę ponad 250 tys. zł rocznie. Takich rodzinno-towarzyskich układów jest w naszym mieście więcej.

Klinowski wylicza przykłady zapaści miasta: - Dworzec jest nowy, ale przewoźnicy ciągle toczą między sobą wojny podjazdowe. Oskarżają się nawzajem o kupowanie koncesji w urzędzie. Kolej jest w stanie szczątkowym. Rynek, na którego rewitalizację wydano 10 mln zł, to spartaczona robota i wyrzucone pieniądze. Sama fontanna kosztowała 900 tys. zł, a ludziom mieszkającym w kamienicach tuż obok nie podłączono kanalizacji. Nie pociągnięto gazu, ścieki łączą się z odpływami burzowymi. I tak dalej. Długo by wymieniać - wzdycha nowy burmistrz.

Zofia Siłkowska dodaje, że władza grała na uczuciach religijnych i pod płaszczykiem Kościoła "wymościła sobie wygodne gniazdko". - Jak to jest, że pani burmistrz w rocznicę beatyfikacji Jana Pawła II dwa lata temu niosła relikwie papieża, a ludzi traktuje tak... aż słów nie mam. Przecież to nie po chrześcijańsku. Władze zawłaszczyły papieża i w ten sposób legitymizowały swoje nieudane rządy i dziwne interesy.

Jezioro Wadowickie

Klinowski pamięta, że Wadowice jego dzieciństwa (rocznik 1978) to było małe, urokliwe, zielone miejsce z dużą liczbą inicjatyw artystycznych, było gdzie pójść, był jakiś ferment. - Burmistrz Filipiak, co było jednym z powodów mojego buntu przeciwko władzy, sukcesywnie niszczyła ten klimat. Oczyściła Wadowice ze społecznych i kulturalnych inicjatyw z prostej przyczyny: każde z tych miejsc było zarzewiem potencjalnej opozycji. Sprytnie zmonopolizowała miasto i eliminowała wszystkich, którzy jej się sprzeciwiali. "Radykalny głos pokolenia JP2 z miasta, gdzie wszystko się zacięło" - pisze o sobie na blogu Klinowski. Radosław Ślusarczyk, prezes ekologicznej organizacji Pracownia na rzecz Wszystkich Istot, przyznaje: - W Wadowicach faktycznie coś się zacięło. Przez pięć lat nadzór budowlany z Wadowic prowadził sprawę rozbiórki nielegalnego wyciągu, choć w myśl przepisów takie postępowanie powinno trwać dwa miesiące. Można się tylko domyślać, że dla lokalnych władz nie bez znaczenia był fakt, że w wyciąg zainwestował jeden z najbogatszych Polaków, który ma fabrykę soków w Wadowicach. Nie każdy chciałby się narazić takiej osobie.

Władze Wadowic narobiły sobie wrogów nawet w ościennych miejscowościach. W ubiegłym roku samozwańczo ogłosiły, że wielki zalew, który powstał po postawieniu zapory na Wiśle w sąsiedniej gminie Mucharz, będzie nosił nazwę Jeziora Wadowickiego. - Nazwa powinna być nośna medialnie, a Wadowice jako miasto Ojca Świętego są rozpoznawalne na świecie - przekonywał Stanisław Kotarba, rzecznik burmistrz Filipiak. - Jak będzie Jezioro Wadowickie, to turyści z całego świata łatwo tu trafią. Jeśli władzom gmin położonych nad jeziorem zależy na jego turystycznym rozwoju, to powinny przyjąć taką nośną nazwę. Nawiązanie do Wadowic ułatwiłoby też staranie się o duże dotacje unijne dla rozwoju tego obszaru. Bo z całym szacunkiem, ale nazwa Jezioro Mucharskie mało komu coś powie. Chyba że gminie Mucharz zależy, by było to miejsce ciche, co oczywiście ma też swoje uroki, ale lokalna społeczność na tym wiele nie skorzysta - ironizował. Gmina Mucharz zareagowała natychmiast: - Wadowice miały ogromną szansę na promocję dzięki postaci Jana Pawła II. Teraz nie powinny zawłaszczać atrakcji turystycznych z sąsiednich gmin. Zwłaszcza że z terenów, na których będzie zbiornik, wysiedlano głównie mieszkańców naszej gminy, a nie Wadowic. U nas będzie Jezioro Mucharskie - odpowiadał Wadowicom wójt Wądolny.
Listy partyjne do wyboru

Ewa Filipiak ma 57 lat. Po przegranej zapadła się pod ziemię. Nie odbiera telefonów. Nie pojawiła się nawet na zaprzysiężeniu radnych powiatowych - wybory na burmistrza przegrała, ale dostała się do rady powiatu wadowickiego.

Urodziła się w Krakowie, ale liceum skończyła w Wadowicach. To samo, do którego chodził Karol Wojtyła i Klinowski.

- Zawsze unikała kontaktu z ludźmi. Jej prawą ręką i głosem był Stanisław Kotarba, rzecznik magistratu. Postać tyleż barwna, co groteskowa - mówi Anna Siłkowska. Kotarba nie ma rzeczywiście w Wadowicach dobrej prasy.

Mieszkańcy podsyłają sobie przez internet filmiki z jego wybrykami. Ostatnio: jak chodzi i zasłania białą kartką kamerę filmującą nagranie Klinowskiego dla Radia Kraków. To miała być zwykła debata wyborcza pomiędzy dwoma kandydatami przed drugą turą. Burmistrz Filipiak nie przyszła, ale wysłała w zastępstwie Kotarbę. Radio jednak nie dopuściło go do głosu, bo - zgodnie z umową - to miało być starcie kandydatów na burmistrza.

- W historii tej władzy jeszcze w żadnej debacie pani Filipiak nie wzięła udziału. Mieszkańcy mieli małe szanse, żeby jej posłuchać, ale zawsze ją wybierali - mówi Klinowski. Dlaczego? Szły za nią - jak twierdzi nowy burmistrz - głosy instytucjonalne, czyli tych, którzy pracują w urzędzie i spółkach powiązanych z gminą oraz ich rodzin. W sumie kilka tysięcy.

Nowy burmistrz Wadowic: Nie mam rogów i ogona


Jak działają miejscowe układy? Klinowski opowiada, w jaki sposób dostał się cztery lata temu do wadowickiej rady miasta z listy ugrupowania Wspólny Dom Ewy Filipiak. - To był fortel. Chciałem się dostać do samorządu i zacząć rozbijać wadowicki układ. Próbowałem startować na burmistrza, ale ordynacja wyborcza wymaga zorganizowania kandydatów na radnych, których nie udało mi się zebrać w odpowiedniej liczbie. Rozpuściłem więc plotki o tym, że jestem bliski utworzenia komitetu, a ludzie Filipiak szybko postanowili mnie spacyfikować i wciągnąć na swoje listy. Stanisław Kotarba, nie tylko rzecznik burmistrz, ale też szef powiatowej struktury PO, zaproponował mi start. Listę mogłem wybrać: PO, PiS i Wspólny Dom. Do wyboru, do koloru. W wielu miejscach tak władza robi. Dzięki temu rozstawia po kątach opozycję. To jedna grupa ludzi, którzy podzielili się na partyjne szyldy, żeby zdobyć więcej mandatów. Mnie kazali wpłacić na kampanię 900 zł i już byłem na liście w okręgu, który dawał mi mandat. Zapłaciłem. Innej metody nie było. Na pierwszej sesji rady ośmieliłem się wystartować na fotel jej przewodniczącego, no i się zaczęło - groźby, szantaże.

Propaganda magistratu

Stara ekipa nie ma sobie nic do zarzucenia. Kotarba, gdy pytamy o stan gminy, odpowiada, że nigdy nie była w lepszym stanie, a to, co mówi Klinowski, to stek bzdur. - Nie mamy zadłużenia, wybudowaliśmy kilkanaście szkół, krytą pływalnię, zrewitalizowaliśmy rynek, powstało za naszych czasów muzeum papieskie, które przyciąga miliony turystów, mamy małe bezrobocie, bo w urzędzie zarejestrowanych jest tylko 1300 osób bez pracy. Za to zarejestrowanych podmiotów gospodarczych mamy 4,5 tys. To mało? Nie wiem, co poszło nie tak i dlaczego mieszkańcy nas znowu nie wybrali, ale gmina jest tygrysem gospodarczym w regionie - uważa.

Ale to tylko propaganda. Szukamy potwierdzenia w rankingach. "Rzeczpospolita" z lipca tego roku - w rankingu oceniano gminne inwestycje, wykorzystanie unijnych projektów oraz wdrażanie rozwiązań przyjaznych mieszkańcom. Wadowice w ogóle nie załapują się na listę. Za to oddalony o 15 km Zator - tak. Kiedy w 2012 r. fundacja Instytut Myśli Obywatelskiej im. Stańczyka w Krakowie przeprowadzała monitoring dostępu do informacji publicznej w urzędach małopolskich gmin, okazało się, że na 180 miejsc Wadowice uplasowały się na 72.

Ewa Filipiak o porażce nie chce rozmawiać. Na swoim facebookowym profilu napisała jedynie, że nie smuci się, bo "coś się kończy, a coś zaczyna". Tuż przed wyborami ostrzegała przed Klinowskim w internecie: "Mojego rywala nie znacie z prawdziwej strony. Jego obraz, który jest Wam sprzedawany na potrzeby kampanii wyborczej, niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Jego obietnice są puste i bałamutne, kompletnie nie przystają do samorządowych realiów. Dlatego proszę Was, nie dawajcie wiary jego demagogicznym frazesom i pomówieniom, które doprowadzić nas mogą jedynie do chaosu i destabilizacji. Nie eksperymentujmy kosztem naszej gminy i nie marnujmy czasu, bo jest on obecnie niezwykle cenny". Wtóruje jej głos internauty podpisanego jako Andrzej Holcman: "Dziękujemy Pani za obronę naszego grodu Papieskiego przed ludźmi, którzy wszelkimi sposobami wprowadzają nas mieszkańców kolebki OJ. Świętego, którego jak i pani Ewo tak bardzo kochamy w błąd, wpierając nam kłam związany z naszą Burmistrz Ewom Filipiak. Ten człowiek po prostu chce zaistnieć. My obywatele zmobilizujmy się i 30 listopada powiedzmy temu panu Asta Lawista" (pisownia oryginalna).

Aktywiści rozwalają wszystko to, co prezydentom, radnym, dyrektorom departamentów udało się z takim trudem zbudować. Miejski aktywista psuje dobrą robotę



Szatan bez rogów i ogona

Socjologowie i politolodzy głowią się nad tym, co się stało w Wadowicach. Ta kampania będzie przedmiotem uniwersyteckich wykładów. - Wygrana pana Klinowskiego w Wadowicach to polityczna sensacja stulecia. Mówię poważnie. To niebanalny sygnał dla rządzących, że nie mogą lekceważyć nastrojów społecznych - komentuje dr Jarosław Flis, socjolog z UJ.

Byłą burmistrz wspierali wadowiccy duchowni. Na mszach mówiono, że Klinowski jest dzieckiem szatana, narkomanem, pijakiem i idiotą. - Wyszłam z kościoła. To było takie prymitywne i nachalne, że grzechem było słuchać - mówi Jadwiga, emerytowana nauczycielka. Do skrzynek pocztowych wadowiczan tuż przed wyborami wrzucono anonimowe ulotki, że rzekomo Klinowski miał dziadka w UB.

A mieszkańcy i tak mu zaufali. Dlaczego?

Zofia Siłkowska: - Jest młody, energiczny, prawdomówny i uczciwy.

Mateusz Witkowski: - To społecznik. Rozmawia z ludźmi i ich słucha.

Leon Jamrożek, biznesmen, należy do niego lokalna telewizja Wolne Wadowice: - Nie można mu odmówić charyzmy i energii. Po latach władzy dbającej tylko o siebie to jakaś odmiana.

Grzegorz Misztal, 24-letni cukiernik, sprzedaje papieskie kremówki: - Widać, że lubi ludzi, nie wynosi się ponad innych. Może postawi na nogi miejscowy sport, a nie, że nowe boiska zamykają, bo się podobno zniszczą.

Nie przeszkadza im to, że Klinowski jest ateistą i zwolennikiem legalizacji marihuany. Jeden z wadowiczan, gratulując nowemu burmistrzowi wygranej, sparafrazował nawet słowa JP2 wypowiedziane właśnie w Wadowicach: "A po maturze chodziliśmy na marihuanę".
Klinowski nie wypiera się swojego zaangażowania w ruch Wolnych Konopi. - Czy w tym kraju jest jeszcze jakaś osoba dorosła w wieku do 30 lat, która nie paliła marihuany? Próbowałem na sobie działania większości nielegalnych substancji. Widziałem też skutki długotrwałego przyjmowania narkotyków. I jak każdy Polak przyjmuję regularnie dwie najgroźniejsze używki silnie uzależniające: nikotynę i alkohol. Nadal jestem specjalistą od polityki narkotykowej i przeciwdziałania narkomanii. Tyle że nie ma to nic wspólnego z funkcją burmistrza Wadowic - mówi. I dodaje, że ateizm w papieskim mieście to nie żaden cud. - Dziennikarze mnie pytają, czy miastem Wojtyły może rządzić ateista. Stanisław Dziwisz też mnie kiedyś o to zapytał.

Najsłynniejszy polski polityk na świecie. O jego wyborze na prezydenta Słupska poinformowano nawet w Indiach. Kim jest Robert Biedroń


To było dwa lata temu. Walczył już z władzą. Na mszy na rynku metropolita krakowski ostrzegał przed złem zagrażającym miastu. Opowiada Klinowski: - Kilka tygodni później spotkaliśmy się na konferencji o prawach człowieka. Podszedłem do niego i powiedziałem, że to ja jestem tym wadowickim szatanem, którego się boi. Opowiedziałem o represjach wobec sióstr Siłkowskich, o gminnej klątwie. Zaprosił mnie do siebie. Rozmawialiśmy o samorządzie, o wspólnych znajomych, o mojej pracy. Na koniec zadał mi pytania: jak ja to sobie wyobrażam, że ateista będzie rządził Wadowicami, czy to w ogóle jest możliwe? Czy Kościół może się na to zgodzić? Powiedziałem, że nie uważam, by mój ateizm był przeszkodą i mógł uniemożliwiać czerpanie z dorobku duchowego Karola Wojtyły. Zaskoczył mnie, bo na koniec rozmowy rzucił: "Ty nie jesteś żadnym ateistą, nosisz Jezusa w sercu". No i tak już zostało. Ja również uważam, że można nie wierzyć w istnienie Boga, ale nadal być chrześcijaninem - szanować drugiego człowieka, nadstawiać drugi policzek.

Ks. Dariusz Raś, dyrektor papieskiego muzeum w Wadowicach, z ateizmem nowego burmistrza też nie ma problemu: - Jesteśmy otwarci. Status przynależności religijnej nie ma w tym przypadku znaczenia. Przecież Jan Paweł II też prowadził dialog z niewierzącymi.

Nowy burmistrz na ślubowanie przyszedł pieszo (po Wadowicach jeździ na rowerze górskim; składaka Wigry-3 zostawił w Krakowie). Towarzyszyły mu trzy dwudziestokilkuletnie kobiety, absolwentki Uniwersytetu Jagiellońskiego, które uczęszczały na jego zajęcia. To pierwsze decyzje personalne burmistrza: Ewa Całus (27 lat, rodem z Kluczborka) będzie wiceburmistrzem, Karolina Czyżowicz (25 lat, z Jasła) - doradcą do spraw prawnych, a Dorota Wyganowska (24 lata, z Gdyni) zajmie się polityką informacyjną. - Z tym składem, niezwiązanym z miejscowym środowiskiem, zamierzam wyczyścić Wadowice z układów - tłumaczy Klinowski. Sala obrad pełna, przyszli mieszkańcy. Ściskali go, bili brawo. Przewodniczący rady Józef Cholewka, który przed wyborami miał grozić, że da Klinowskiemu w ryło, zaprosił go do zajęcia miejsca. - Ślubuję służyć Wadowicom - wygłasza rotę. Część radnych szepcze, że na koniec przysięgi nie powiedział: "Tak mi dopomóż Bóg". Klinowski dodaje co innego: - Tak właśnie ślubuję!

Wadowice: W rządzeniu pomogą burmistrzowi jego trzy byłe studentki


Znów gromkie brawa. Brawa od radnych dostaje też była burmistrz Ewa Filipiak. Przyszła pożegnać się z urzędem. Pogratulowała następcy. Burmistrz Klinowski: - I zapraszam papieża Franciszka do Wadowic w 2016 roku, podczas krakowskich Światowych Dni Młodzieży.

Nowy burmistrz chce swoje rządy zacząć od audytu magistratu i przyjrzeniu się pracy urzędników. Chce rozmawiać z mieszkańcami. Rządzić nie zamierza długo - jedna kadencja wystarczy, by wysprzątać miasto. Dosłownie i metaforycznie.

- Będziemy mu patrzyli na ręce. Taryfy ulgowej nie dostanie. Władza to władza. Gdyby nowy burmistrz się zapomniał, przypomnimy mu słowa Jana Pawła II, że rządzenie powinno być służbą, a nie panowaniem - mówi Zofia Siłkowska. Transparent z tym hasłem zawisł na domu Siłkowskich za rządów poprzedniej burmistrz. To była odpowiedź sióstr na - ich zdaniem - zakłamany napis na magistracie: "Wadowicki samorząd zawsze wierny Janowi Pawłowi II". Jeśli Klinowski nawali, banner wróci na balkon Siłkowskich. Dobrze go widać z gabinetu burmistrza.